Nie spodziewalem sie jednak wcale, ze tu, w swoim gabinecie, bede mial do czynienia z idiota. Przyznaje, mialem nadzieje znalezc w osobie pana, za pozwoleniem, sprzymierzenca i pomocnika.
— Co-o-o? — zawolalem, zaciskajac z wscieklosci piesci i podchodzac blizej do biurka Kraftstudta.
Twarz Kraftstudta przybrala wyraz szarozoltej, bezksztaltnej maski.
Wyblakle niebieskie oczy za szklami pince-nez zmienily sie w dwie waskie szparki, w ktorych zaswiecil jakis zielony, jadowity blask. Przez chwile mialem wrazenie, ze przyglada mi sie jak rzeczy, ktora zamierza sobie przywlaszczyc.
— A zatem chce pan, zebym wyjasnil panu, czy nasza firma pracuje rzetelnie? Malo wiec jeszcze panu tego, ze dwa panskie idiotyczne zadania zostaly rozwiazane tak, jak powinny byc rozwiazane w dwudziestym wieku? Chcialby pan jeszcze przekonac sie na wlasnej skorze, co znaczy rozwiazywanie takich zadan? — mowil z jadowitym sykiem. Jego odpychajaca twarz byla jak bezksztaltna bryla, pulsujaca nieprzerwanie wsciekloscia i nienawiscia. — Dosyc tego! Ostatecznie, nie prosilam wcale, zeby pan tu do mnie przychodzil. Ale jesli juz pan przyszedl, i to z takimi zamiarami, dobrze, przyda nam sie pan, czy bedzie pan tego chcial, czy nie.
Nie zauwazylem, ze doktor, ktory przyprowadzil mnie do gabinetu Kraftstudta, przez caly czas rozmowy stal z tylu za mna. Szef firmy dal mu jakis znak i w tej samej chwili silna reka doktora pochwycila mnie za twarz, mocno zacisnela mi usta, druga zas podsunela pod nos kawalek waty, nasycony jakas substancja o ostrym zapachu.
Stracilem przytomnosc…
Ocknalem sie na lozku i dlugo nie moglem sie zdecydowac na otworzenie oczu. Dokola rozbrzmiewaly glosy jakichs ludzi. Dyskutowali o czyms z przejeciem; byla to dyskusja naukowa, ktorej tresc przez jakis czas nie docierala do mojej swiadomosci. Dopiero gdy troche oprzytomnialem, zaczalem chwytac sens zdan, wyglaszanych przez osoby, ktore znajdowaly sie kolo mnie.
— Henryk nie ma racji. Jak sie okazalo, kod impulsow, ktory ma pobudzac neurony srodkow woli, nie sklada sie wcale z piecdziesieciu sygnalow nastepujacych po sobie w rownych odstepach czasu i pieciu dluzszych przerw miedzy rownymi seriami. Wczoraj sprawdzono to ostatecznie podczas eksperymentow z Nicholsem.
— No wiesz, ten twoj Nichols, to zaden przyklad. Musisz wiedziec, ze kod dla pobudzenia neuronow jest w przypadku kazdego czlowieka indywidualny. To, co pobudza osrodki woli u jednego, moze pobudzac cos calkiem innego u kogos drugiego. Na przyklad pobudzenie elektryczne, ktore Nicholsowi sprawia rozkosz, u mnie powoduje gluchote. Gdy zostane podlaczony w obwod, mam takie uczucie, jak gdyby wstawiono mi do uszu dwie traby, przez ktore przelewa mi sie do glowy huk silnikow samolotowych.
— Mimo wszystko rytm funkcjonowania osrodkow neuronow w mozgu ma u wielu ludzi cechy podobne.
— Jak dotychczas jednak sprawa nie posunela sie poza analize matematyczna — rzekl ktos bezbarwnym glosem.
— To tylko kwestia czasu. W danym przypadku doswiadczenia posrednie maja o wiele wieksze znaczenie niz doswiadczenia bezposrednie. Nikt nie odwazy sie wstawic ci do mozgu elektrody i obserwowac, jakie wywoluje ona w nim impulsy, poniewaz znieksztalciloby to takze impulsy. Co innego generator, w ktorym mozna regulowac w szerokich zakresach modulacje czestosci kodu impulsow.
Pozwala to na dokonywanie doswiadczen bez naruszania struktury mozgu jako calosci.
— Jak by to powiedziec — odezwal sie ktos tym samym, wciaz bezbarwnym glosem. — Rozumowanie twoje przeczy przypadkowi, jaki mial miejsce z Gorenem i z Voydem. Pierwszy zmarl w ciagu dziesieciu sekund od chwili, gdy zostal umieszczony w polu, w ktorym dziesiec kolejnych sygnalow napiecia nastepowalo z czestotliwoscia siedmiuset hercow, z przerwami trwajacymi piec dziesiatych sekundy. Drugi zas tak wyl z bolu, ze trzeba bylo natychmiast wylaczyc generator. Zapominacie o podstawowym twierdzeniu neuro-cybernetyki, ze we wloknach neuronow, ktore istnieja w organizmie czlowieka, powstaje olbrzymia ilosc obwodow. Biegnace po nich impulsy charakteryzuje specyficzna czestotliwosc oraz kazdorazowo swoisty kod. Wystarczy popasc w rezonans z dowolnym z tych obwodow, a obwod moze wzbudzic sie do stanu wprost niewiarogodnego. Jesli mozna tak rzec — doktor dziala na slepo. I to, ze jeszcze zyjecie, jest po prostu przypadkiem.
W tym momencie rozmowy otworzylem oczy. Pokoj, w ktorym znajdowalem sie, przypominal wielka sale szpitalna z lozkami ustawionymi wzdluz scian. Posrodku stal duzy, drewniany stol, na ktorym poniewieraly sie resztki jedzenia, puszki po konserwach, niedopalki papierosow i strzepki papieru. Z gory padalo na to wszystko slabe swiatlo elektryczne. Dzwignalem sie na lokciach i rozejrzalem. Rozmowa od razu urwala sie.
— Gdzie ja jestem? — wyszeptalem, wodzac oczami wokolo.
Uslyszalem, jak ktos za moimi plecami powiedzial: „Ten nowy przyszedl juz do siebie…”
— Gdzie ja jestem? — powtorzylem pytanie, zwracajac sie do wszystkich naraz.
— Jak to, nie wie pan? — odezwal sie z prawej strony mlody czlowiek, siedzacy na lozku w samej bieliznie. — Tu jest firma Kraftstudta, naszego stworcy i nauczyciela.
— Stworcy i nauczyciela? — wybakalem, trac dlonia czolo. Glowe mialem ciezka, jakby nalana olowiem. — Jakiz tam z niego nauczyciel, przeciez to zbrodniarz wojenny.
— Zbrodnia, przestepstwo — to pojecie wzgledne. Wszystko zalezy od celu, w imie ktorego czegos sie dokonuje. Jesli cel jest wzniosly, kazdy postepek jest dobry — wypalil moj sasiad z prawej.
Zdumiony probka tak wulgarnego makiawelizmu spojrzalem na niego z ciekawoscia.
— Gdzie nauczyl sie pan takich madrosci, mlody czlowieku? — spytalem zwracajac sie do niego.
— Pan Kraftstudt — nasz stworca i nauczyciel! — nagle zaczeli powtarzac jeden przez drugiego wszyscy obecni. „A wiec, rzeczywiscie trafilem do» przybytku medrcow«„— pomyslalem sobie gorzko.
— No tak, panowie. Zle jest z wami, jesli wygadujecie takie rzeczy — powiedzialem, przypatrujac im sie uwaznie.
— Ide o zaklad, ze u tego nowego matematyka znajduje sie w przedziale czestotliwosci od dziewiecdziesieciu do dziewiecdziesieciu pieciu hercow!
— zawolal podnoszac sie na lozku otyly jegomosc.
— Uczucie bolu zas mozna u niego wywolac przy czestotliwosci nie wiekszej od stu czterdziestu hercow jednostajnie przyspieszonego kodu impulsow! — zawolal inny.
— Do snu natomiast mozna by go przymusic seriami sygnalow po osiem impulsow na sekunde z dwusekundowa przerwa po kazdej serii!
— Jestem przekonany, ze ten nasz nowy bedzie odczuwal glod podczas wzbudzenia impulsowego o czestotliwosci stu trzech hercow przy logarytmicznym wzroscie natezenia impulsow.
Zdarzylo sie najgorsze, co moglem sobie wyobrazic. Nie ulegalo watpliwosci, ze wszyscy oni byli niespelna rozumu. Dziwne mi sie wydalo tylko jedno — wszyscy mowili o tym samym; o jakichs kodach i impulsach, majac przez caly czas na uwadze moje doznania. Obstapili mnie i patrzac mi prosto w oczy, wymieniali glosno jakies cyfry, wspominali cos o modulacjach i sile natezenia, snujac rozwazania, jak bede sie zachowywal „pod generatorem” i „miedzy sciankami” i jakie napiecie bedzie potrzebne w moim przypadku.
Zdajac sobie sprawe, ze z chorymi umyslowo lepiej nie zaczynac, mozliwie jak najdelikatniej zwrocilem sie do swego sasiada, siedzacego na lozku na prawo ode mnie. Wydal mi sie bardziej normalny od reszty.
— Niech mi pan powie, o czym to panowie wciaz mowia? Jestem zupelnym profanem w tych sprawach. Jakies tam kody, impulsy, neurony, bodzce…
Caly pokoj zagrzmial smiechem. Mieszkancy jego az sie zataczali, kiwajac sie to w przod, to w tyl, obejmujac sie wzajemnie rekami i nachylajac niemal do podlogi. Smiech nie przestawal rozbrzmiewac nawet wowczas, gdy pelen oburzenia wstalem i chcialem na nich krzyknac.
— Obwod czternasty. Czestotliwosc osiemdziesiat piec hercow!
Wzbudzenie uczucia gniewu! — zawolal ktorys z nich i smiech stal sie jeszcze bardziej homerycki.
Wowczas usiadlem na swoim lozku, czekajac az sie uspokoja. Pierwszy ochlonal moj sasiad z prawej. Podszedl do mnie, usiadl obok i spojrzal mi prosto w oczy.
— To rzeczywiscie nic nie wiesz?
— Slowo honoru, nic nie wiem. I nie rozumiem ani slowa z tego co mowicie.
— Slowo honoru?
— Slowo honoru.
— No wiec dobrze. Wierzymy ci, chociaz to przypadek bardzo rzadki.