Przy slowach „naszego Alba” ogarnal mnie szal. Podskoczylem do Horscha i szarpnawszy go za marynarke wyciagnalem z fotela. Jego wstretna twarz nadal byla usmiechnieta. Nie wytrzymalem — z calej sily walnalem go piescia. Upadl, a ja powloklem go do drzwi. Tutaj Horsch nagle wstal i wrzasnal wstretnym, zachrypnietym glosem:

— Ale przeciez dziewczyna jest naprawde moja! Oddajcie mi dziewczyne!

Po tych slowach znikl.

Gdy juz wreszcie troche ochlonalem, poszedlem na gore do ojca. Lezal w fotelu z zamknietymi oczyma. Chwycilem jego dlonie. Byly zupelnie zimne.

IV

W trzy miesiace po powrocie z zagranicy referowalem na radzie naukowej wyniki mojej pracy. Nie byly zachwycajace.

— Jakie pan ma plany na przyszlosc? — zapytal profesor Birghoff.

Wzruszylem ramionami. Oprocz metodyki, ktora odziedziczylem w spadku po ojcu, nie mialem zadnych innych i pomyslow. Po prostu, to bylo chyba oczywiste, nie wykazywalem zadnych wybitnych zdolnosci, jezeli chodzi o prace badawcze. Dlatego tez doktor Seat, zasuszony, zgarbiony staruszek, wymamrotal po chwili:

— Grupie potrzebny jest dobry konsultant.

— Kogo pan proponuje, doktorze?

— Kogos ze starych wspolpracownikow profesora Oldfree. Na przyklad, pamietam, byl taki bardzo zdolny mlody czlowiek… Zapomnialem, jak sie nazywal… cos jak Hirsch, Hursch…

— Horsch! — krzyknalem.

— Tak, tak, wlasnie on. Byl bardzo zdolny, bardzo. Zeby go tak odszukac…

Skurczylem sie caly jak sprezyna. A doktor Seat ciagnal dalej:

— Pamietam, ze juz w tym okresie, kiedy dopiero zaczynalismy badania nad szyfrem genetycznym, dokonal on kilku wspanialych odkryc. Chocby na przyklad… sprzezenie zwrotne pomiedzy stezeniem RNA w jadrze komorki i stezeniem aminokwasow w cytoplazmie… A poza tym ten mlody czlowiek wspolnie z profesorem Oldfree nauczyl sie zapisywac informacje genetyczne… Bardzo zdolny naukowiec… Nie wiadomo tylko, gdzie on jest teraz…

Wyszedlem przed zakonczeniem rady naukowej i pobieglem do domu.

Postanowilem odszukac Horscha za wszelka cene i przeprosic go za to, co zrobilem. Ostatecznie, przeciez to naukowiec, tworca nowych idei, posuwa nauke naprzod, chociaz czesto staje sie burzycielem zycia spokojnego mieszczucha. Mieszczuchy bez najmniejszych wyrzutow sumienia spozywaja owoce jego tworczej pracy i opowiadaja sobie o nim obrazliwe dowcipy. Moim obowiazkiem bylo odszukac Horscha, przeprosic go i zaproponowac mu stanowisko konsultanta w naszym laboratorium.

— Gdzie jest Meadgea? — spytalem sluzaca.

— Chyba w parku. Jest tam od rana.

Wyszedlem z domu w nadziei, ze znajde Meadgee w jakims zakamarku ogrodu z ksiazka w rece. Ale nigdzie jej nie bylo. Wolalem ja kilkakrotnie, lecz bez skutku. Nagle w jednym z naroznikow, tam gdzie mur byl pekniety, dostrzeglem na lawce cos bialego. Podszedlem blizej — to byl tomik wierszy Byrona. Rozejrzalem sie wokol i stwierdzilem, ze krzaki u wylomu w murze sa polamane, jakby ciagnieto przez nie cos ciezkiego.

Pobieglem jak szalony i obok wyrwy w ogrodzeniu ujrzalem niebieska wstazeczke, ktora Meadgea nosila we wlosach.

Pierwsza moja mysla bylo zadzwonic na policje. Ale przypomniawszy sobie Horscha, zawahalem sie — zrodzilo sie we mnie straszne podejrzenie.

W ciagu niecalej minuty wyprowadzilem woz z garazu i oto pedze juz na polnoc, do nie znanego mi miasteczka Cable. Dlaczego pojechalem wlasnie do Cable? Nie mam pojecia. Zreszta dokad mialem jechac?

Dawniej Meadgea mieszkala w Cable. Tam wlasnie odwiedzal ja Horsch…

Jechalem szybko. W pamieci odtworzylem swoje pierwsze spotkanie z Meadgea, nastepnie przypomnialem sobie nasza rozmowe o Horschu, a potem samo spotkanie z Horschem. Dziwne, ze moj ojciec mi nie wspominal o swoim najzdolniejszym uczniu i wspolpracowniku, chociaz nie moglbym przysiac, ze z ust ojca nigdy nie padlo jego nazwisko.

Teraz dopiero zrozumialem, ze ojciec nie mowil mi o wielu rzeczach.

Wiecej nawet — ukrywal przede mna wszystko to, co bylo w jego pracy najwazniejsze. I to najwazniejsze splatalo sie w jakis tajemniczy sposob z Horschem i porwana Meadgea. Do czego Horschowi potrzebna byla Meadgea? O jakiej to „jedynej wlasciwej drodze” byla mowa podczas jego ostatniej rozmowy z ojcem?

Wszystkie te mysli wciaz jeszcze klebily mi sie w glowie, kiedy wjezdzalem do niewielkiego osiedla, ktore, wedlug drogowskazu widniejacego przy szosie, nazywalo sie Cable. Miasteczko bylo zupelnie puste, jakby wszyscy jego mieszkancy wymarli, dlugo wiec nie moglem odszukac ani jednej zywej duszy, zeby spytac, gdzie miesci sie dom, w ktorym mieszkali rodzice Meadgei. Zobaczylem wreszcie jakiegos staruszka wychodzacego spoza kosciolka, zahamowalem gwaltownie i krzyknalem:

— Dziadku! Gdzie tu jest dom panstwa Shauli?

Kilka chwil patrzyl na mnie nie rozumiejacymi oczyma, potem gwaltownie zatrzasl glowa i odpowiedzial:

— Nie, takich nie znam…

— Maja corke, Meadgee.

Znowu zaprzeczyl ruchem glowy i pospiesznie sie oddalil.

Zaparkowalem woz przed brama i wszedlem na niewielki koscielny dziedziniec. Zapadal juz zmrok i z okien plebanii plynelo migotliwe pomaranczowe swiatlo. Zapukalem. Otworzyl mi niemlody, tegi ksiadz, ktory prawdopodobnie tuz przed moim przyjsciem sprzatal mieszkanie, gdyz mial podkasana sutanne.

— Czym moge panu sluzyc, mlodziencze?

— Chcialbym sie dowiedziec, gdzie tutaj w Cable miesci sie dom panstwa Shauli. Maja oni corke, dziewczynke, ktora ma na imie Meadgea.

— Meadgea? — spytal w zamysleniu ksiadz z nutka zdziwienia w glosie.

— Tak.

Po krotkim namysle powiedzial wreszcie:

— Wejdzmy lepiej do srodka…

Po chwili znalezlismy sie w malutkim pokoiku, w ktorym palila sie naftowa lampa.

— A wiec interesuje pana dziewczyna, ktora ma na imie Meadgea? — powtorzyl ksiadz, kiedy juz usiedlismy.

— Tak. I jej rodzice.

— Hm. To dziwne. A czy moglbym wiedziec, kim pan jest?

— Dalekim jej krewnym — sklamalem.

— To juz zupelnie zadziwiajace.

— Dlaczego?

— Rzecz w tym, ze dziewczynka nie ma rodzicow. To znaczy, oczywiscie, ma rodzicow, ale nikt nie wie, kim oni sa. Meadgea jest podrzutkiem.

— Co takiego? — krzyknalem. — Ale przeciez ona mi sama mowila, ze ma ojca i matke i ze jej rodzice niedawno wyjechali do Australii, i ze…

— Niestety — przerwal mi ksiadz — rzecz wyglada zupelnie inaczej.

Dziewczynka jest oczywiscie przekonana, ze panstwo Shauli sa jej rodzicami. W rzeczywistosci przywiezli ja tutaj jako niemowle dwaj mlodzi ludzie i oddali na wychowanie wspomnianemu malzenstwu…

Zdarzylo sie to, o ile mnie pamiec nie zawodzi, mniej wiecej przed szesnastu laty. Dobrze pamietam ten dzien, kiedy w osiedlu zaczeto mowic, ze panstwo Shauli maja dziecko. Poszedlem wiec natychmiast do nich, zeby je ochrzcic, ale…

— Co „ale”?

— W mieszkaniu byl jakis mezczyzna, ktory powiedzial, ze chrzest nie jest dziewczynce potrzebny. Dla

Вы читаете Ostatni z Atlantydy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату