Skomplikowana pajeczyna cienkich szklanych rureczek oplatala naczynie i przenikala do jego wnetrza, tworzac jednolita siatke do ogrzewania i termostabilizowania przyrzadu. Mozna sie bylo tego domyslic, poniewaz labirynt rurek mial swoj poczatek i koniec w niewielkim metalowym zbiorniku, zaopatrzonym w grzalke elektryczna i termoregulator. Kilka termometrow sterczalo z roznych czesci przyrzadu, a ich odczyty nanoszone byly poprzez termoelektryczne czujniki na potencjometr wyjsciowy.

Na powierzchni szkla widnialy rozne napisy: „Karmienie”, „Fermenty”, „Kwas rybonukleinowy”, „Trojfosforan adenoc.”… I wtedy wszystko stalo sie dla mnie jasne.

Kto choc raz zetknal sie z problemem sztucznej hodowli istot zywych w warunkach laboratoryjnych, mogl jedynie marzyc o takim przyrzadzie. Do tego wlasnie celu zostal on skonstruowany.

Gdy juz zrozumialem, jakie jest jego przeznaczenie, zabralem sie do studiowania jego schematu. Tak, nie moglo byc zadnych watpliwosci. To bylo to, co uczeni zwykli nazywac reproduktorem biologicznym — zlozonym i pomyslowym ukladem, w najdoskonalszym stopniu imitujacym ten uklad, ktory zostal stworzony przez nature w istotach zywych. Ten przyrzad zawieral w sobie wszystko, o czym wiedziala nauka w zakresie embriologii i fizjologii wyzszych typow zwierzat. Zostal on zbudowany na zasadzie autoregulacji, w zwiazku z czym wystarczylo prawdopodobnie umiescic w nim substancje odzywcza i w niej — jedna jedyna komorke zywego organizmu, aby sam rozwoj tej komorki posluzyl do okreslenia funkcji harmonicznych wszystkich zespolow urzadzenia.

Przyrzad byl w idealnym stanie, dokladnie wyczyszczony, jednak dzieki nieznacznym osadom w najcienszych kapilarach i malenkim ryskom na powierzchni naczynia domyslilem sie, ze byl on juz uzywany, i to prawdopodobnie nieraz. Do czego go uzywano? Jaki organizm byl hodowany w tym wspanialym przyrzadzie?

Prawdopodobnie nigdy nie znalazlbym odpowiedzi na to pytanie, gdybym przypadkowo nie zobaczyl niewielkiej zelaznej skrzynki, stojacej w kacie pokoju. Z poczatku myslalem, ze to tez jest przyrzad — zostala ona wykonana z nierdzewnej stali — ale kiedy otworzylem wieko, zobaczylem, ze jest to najzwyklejsza kasetka do przechowywania dokumentow. Machinalnie zajrzalem do srodka i spostrzeglem sterte papierow i gruba ksiazke w zielonej oprawie. Chcialem juz zamknac kasetke, gdy nagle rzucila mi sie w oczy biala naklejka w prawym gornym rogu ksiegi, na ktorej duzymi czarnymi literami bylo napisane: „Solveigia — wariant 5”…

Solveigia? Co to ma znaczyc? Dlaczego Solveigia?

Drzacymi rekami wyjalem ze skrzynki owa ksiazke, zupelnie zapomniawszy, ze w tym tropieniu tajemnicy przekroczylem juz dawno wszelkie dopuszczalne granice i postepuje jak najzwyklejszy rabus. Ale przeciez S o l v e i g i a!

Otworzylem ksiazke i spojrzalem na pierwsza strone, nic nie rozumiejac. Przekartkowalem ja, strona po stronie i wszedzie zobaczylem to samo — szeregi cyfr. Cyfry byly napisane w dwoch rzedach; w gornym powtarzaly sie tylko dwie: 0 i 1, w dolnym natomiast rozne kombinacje czterech innych cyfr: 2, 3, 4 i 5. Wygladalo to mniej wiecej tak: i 0 1 00 111 01 0001 0 11 10…

4 4 2 34 224 52 5433 4 22 43… „To szyfr, szyfr genetyczny!” — zaswitala mi nagle mysl. „1” i „0” — to lancuchy: sacharydowy i fosforanowy. „2’.’, „3”, „4” i „5” — to pochodne azotanowe: guanina, adenina, cytozyna i tymina.

Piecdziesiat stron ksiazki zapisane bylo samymi tylko cyframi. W jednym miejscu dostrzeglem grupe cyfr, zakreslona czerwonym olowkiem.

Nad nia napis: „Dlugowiecznosc?”…

Znak zapytania powtarzal sie kilkakrotnie i podkreslony byl gruba kreska. „Dlugowiecznosc” — to przeciez smierc… Co oznaczaly te cyfry?

Czyj szyfr zostal zanotowany w ksiedze?

Nie znajdujac w szeregach cyfr odpowiedzi na te pytania, odlozylem ksiazke na bok i ponownie otworzylem kasetke. Oprocz papierow, zapisanych dokladnie takimi samymi rzedami cyfr, zobaczylem niewielkie pudeleczko ze sztucznego tworzywa, ktorego dlugo nie moglem otworzyc.

Wlasciwie nie powinienem byl tego robic, ale po znalezieniu notatek z szyfrem genetycznym nie bardzo juz wiedzialem, co sie ze mna dzieje.

Bylem strasznie podniecony, czulem, ze jestem o krok od wykrycia jakiejs potwornej tajemnicy… Pudelko pelne bylo fotografii.

Pierwsza z nich przedstawiala jedna jedyna komorke. Nastepna — komorke podzielona na dwie. Potem — dalszy etap podzialu. Dalej rozpoczynalo sie juz roznicowanie. Oto komorki utworzyly klebek. Klebek rozrasta sie. Oto — duzy zarodek… Nie przypatrywalem sie specjalnie zadnemu zdjeciu. Rece mi drzaly, nerwowo przerzucalem jeden po drugim male kartoniki o blyszczacej powierzchni, az natrafilem na fotografie…

dziecka, z poczatku zupelnie malutkiego, potem juz wiekszego, oto sie usmiecha, ma szeroko otwarte oczka, oto juz troche podroslo, ma teraz na sobie koszulke.

Nagle zatrzymalem sie, czujac, ze nie jestem w stanie dluzej po kolei przerzucac fotografii. Scisnalem zeby, siegnalem na samo dno pudelka i wyciagnalem ostatnia. Uwidoczniona byla na niej… trumna. Trumna obsypana kwiatami, a nad jej krawedzia zarys glowy martwej kobiety.

Wowczas wyjalem poprzednia fotografie i wrzasnalem potwornym, nieludzkim glosem.

To bylo straszne, niemozliwe, nieprawdopodobne. To bylo zdjecie mojej matki…

Nie pamietam, w jaki sposob wydostalem sie z posiadlosci Horscha, jak wyjechalem z Cable, jak pedzilem z powrotem do domu. Zapomnialem o wszystkim — o sobie, o Horschu, o Meadgei. Widzialem tylko jedno — widzialem, dobra, najukochansza, lekko usmiechnieta twarz swojej matki.

Przyjechalem do domu i rzucilem sie na lozko. W glowie wszystko mi sie poplatalo, migaly mi jakies cyfry, kolby, fotografie. Chwilami tracilem swiadomosc, a kiedy to mijalo, stwierdzalem, ze leze w lozku, a nade mna pochylone byly glowy jakichs ludzi: gospodyni, profesora Birghoffa, kolegow z instytutu, lekarzy w bialych kitlach…

Przypominam sobie jak przez mgle, ze udalo mi sie wyrwac z czyichs rak i popedzilem gdzies przed siebie, zdaje sie, do gabinetu ojca, i tam rwalem papiery, nastepnie fotografie, rwalem na drobne kawalki, dopoki mnie nie schwycono i sila nie zapakowano z powrotem do lozka.

Ten atak szalu trwal kilka dni. Nastepnie ogarnela mnie zupelna, absolutna apatia — lezalem godzinami z oczyma utkwionymi w jeden punkt na suficie. Wszystko bylo szare, bezbarwne, nijakie. Czulem w sobie zupelna pustke, bylem otepialy i zdruzgotany…

VII

Wkrotce po tym wypadku odwiedzili mnie moi koledzy z instytutu — Klemper i Gust. Weszli do sypialni halasliwie, z tym krzykliwym humorem, sztuczna wesoloscia i sztucznym optymizmem, z jakim na ogol odwiedza sie ciezko chorych.

— Ale napedziles nam strachu, Alb — powiedzial glosno Klemper, potrzasajac moja reka. — Myslelismy juz, ze nigdy nie wyzdrowiejesz i ze trzeba cie przekazac profesorowi Kusano jako obiekt doswiadczalny.

Profesor Kusano jest kierownikiem laboratorium biochemii wyzszych funkcji nerwowych. Ostatnio zajmowal sie on badaniem procesow fizyko-

chemicznych zachodzacych w mozgu czlowieka, dotknietego rozstrojem psychicznym.

— Kiedy badal ciebie, doszedl do wniosku, ze gdzies w glebi twego organizmu wylamala sie spod kontroli cala fabryka maskaliny. Miales prawdziwy atak schizofreniczny o duzym nasileniu.

— Posluchajcie, przyjaciele — zaczalem. — Czy nigdy nie zastanawialiscie sie nad tym, ze takie wywracanie czlowieka dnem do gory, tak jak to robicie wy albo doktor Kusano, albo jeszcze jakis inny biochemik lub fizyk — jest rzecza podla?

Spojrzeli na siebie, nic nie rozumiejac. Nie czekalem na odpowiedz i ciagnalem dalej:

— Kiedy czlowiek jest mlody, zdrowy, pelen sil i energii, moze sobie od czasu do czasu pozwolic na rozkosz kokietowania smierci, zartujac z powodu nieuniknionego spotkania z nia. Ale tylko w wyjatkowych wypadkach rzeczywisty kontakt czlowieka ze smiercia, tym ostatnim etapem istnienia, stanowi godne uwagi widowisko.

— Alb, jezeli nie jestes jeszcze zupelnie zdrow…

— Nie, nie, kochani, jestem zupelnie zdrow i to, co teraz mowie, jest wynikiem moich dlugich medytacji.

Вы читаете Ostatni z Atlantydy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату