— Wobec tego wyjasnij nam dokladnie, co masz na mysli. Czy przypadkiem nie siebie? Mozemy ci smialo powiedziec, ze nie zagraza ci zadne niebezpieczenstwo. Miales po prostu zwykly szok nerwowy, pelny zanik funkcji hamujacych, to, co psychiatrzy nazywaja wegetatywna psychoza reakcji. Doktor Kusano zademonstrowal nam podczas wykladu na uniwersytecie chemiczna morfologie twej krwi, podkreslajac, ze podobnym wypadkom towarzyszy zawsze gwaltowny wzrost stezenia adrenaliny i jej pochodnych. Dlatego tez wspominalismy ci o maskalinie.

Wiesz przeciez dobrze…

Dlatego wlasnie, ze ja wiedzialem, dlatego ze oni wiedzieli, dlatego ze wiedzialo jeszcze kilkadziesiat innych osob z uniwersytetu, czulem sie wstretnie, jak czlowiek, ktorego wyprowadzono nago przed tlum ciekawskich. Przerwalem im ruchem reki. Zamilklismy na chwile, szukajac innego tematu do rozmowy. Wreszcie Klemper, jak zawsze z gburowatym cynizmem, oswiadczyl:

— Poki tutaj gniles, udalo nam sie rozszyfrowac molekularna strukture chromosomow X i Y.

— No, no. I co dalej?

— Teraz rodzice beda mogli oddzialywac na strukture swej rodziny i zawsze, nawet w czasie wojny, mozna bedzie uzyskac wyrownanie liczebnosci osobnikow plci meskiej i zenskiej. Wspaniale, co?

Wzruszylem ramionami. Ostatecznie to bylo niczym w porownaniu z faktem, o ktorym wiedzialem. Czulem jednak, ze za pozorna niedbaloscia, z jaka przyjaciele poinformowali mnie o swym odkryciu, kryje sie duma i ambicja uczonych, ktorzy zrobili nastepny krok na drodze do poznania n i e z n a n e g o. „W ten wlasnie sposob zaczyna sie wspoludzial w zbrodni” — pomyslalem. — „Kiedy wlasciwie nalezy oddac nas pod sad — mnie i moich wspolpracownikow — przed rozszyfrowaniem chromosomow X i Y czy po? Albo tez dopiero wtedy, kiedy rzad bedzie mogl wplywac na wyrownywanie liczebnosci osobnikow obojga plci? Czy tez raczej wowczas, kiedy wojna sie zacznie i za pozno juz bedzie na jakiekolwiek zmiany?”

— Po co wam to wszystko jest potrzebne? Wydaje mi sie, ze kiedy badania w zakresie molekularnej genetyki czlowieka, kiedy grzebanie w ukrytych mechanizmach jego do niedawna tajemniczej istoty doprowadza do tego, ze wiedza ta stanie sie dostepna dla podrecznikow szkolnych, zycie nie bedzie mialo dla ludzi zadnego uroku, straci cale swoje niewypowiedziane piekno. Ludzie zostana odarci ze skory, przeksztalca sie w anatomiczne modele, wiecej nawet — w naczynia utworzone z peczkow molekul bialka o znanym skladzie, w ktorych zachodza znane biochemiczne reakcje i biofizyczne procesy.

Czulem, ze mowie zupelnie co innego, niz chcialem powiedziec.

Zdawalem sobie sprawe, ze przeciez wczesniej czy pozniej wyniki doswiadczen mojego ojca zostana odtworzone w laboratoriach calego swiata. Ale co bedzie potem? Zdrowo myslaca ludzkosc nigdy nie zacznie budowac kombinatow chemicznych, produkujacych ludzi wedlug zalozonych wzorow. Nie, do tego nigdy nie dojdzie. Niemniej jednak takie kombinaty moga byc utworzone, w scislej tajemnicy, pod ziemia, a krwiozerczy cel, jakiemu mialyby sluzyc, jest chyba oczywisty.

Zobaczylem nagle wyraznie energicznego, albo, jak to sie teraz u nas mowi, efektywnego czlowieka w mundurze, ktory melduje wlasnie ministrowi o tym, jak wspaniale przebiega praca takiego kombinatu, i chcialo mi sie na caly glos krzyknac moim kolegom: „Przestancie!

Zatrzymajcie sie! Przetrzyjcie oczy wyobrazcie sobie, co sie stanie, jezeli…” „Nie dokonac odkrycia — to wyczyn do kwadratu” — przypomnialem sobie slowa ojca wypowiedziane tuz przed smiercia. Zagryzlem wargi do krwi.

— Co ty wlasciwie proponujesz? Zatrzymac sie? Zlikwidowac nauke?

Cofnac sie do pierwotnej niewiedzy? Na rasie mowisz caly czas o ujemnych stronach zagadnienia, gdzie pozytywy? Gdzie osiagniecia medycyny, gdzie osiagniecia rolnictwa? Gdzie osiagniecia w zakresie leczenia chorob dziedzicznych? Gdzie wreszcie genetyczny aspekt rozwiazania problemu raka?

— Zgoda, w tym wypadku macie racje… Ale obawiam sie, ze juz wkrotce zniknie radosne podniecenie rodzicow oczekujacych dziecka, poniewaz dzieci beda hodowane probowkach wedlug zalozonego programu…

— To nie jest wykluczone. Rzeczywiscie, Alb, to nie jest wykluczone.

Ja na przyklad nie widze w tym nic zlego. A swoja droga, badania w tym kierunku rokuja wiele nadziei… Co ci jest, Alb? Strasznie zbladles! Jestes zmeczony?

Obaj podniesli sie jednoczesnie. Bardzo chcialem im powiedziec o wszystkim, o czym sie dowiedzialem. Ale nie moglem tego zrobic, poniewaz bylem pewien, ze wtedy prawie natychmiast odtworza u nas w instytucie urzadzenie Horscha i zaczna jak opetani, jak sredniowieczni Faustowie, produkowac ludzi metoda syntetyczna. Zdaje sie, dopiero wowczas zrozumialem, ile racji mial ojciec, mowiac o odpowiedzialnosci uczonego za losy swego odkrycia.

VIII

Horsch zjawil sie w naszym domu dopiero wtedy, kiedy juz czulem sie zupelnie dobrze i calymi dniami siedzialem w gabinecie ojca, czytajac ksiazki filozoficzne. Nigdy dotychczas nie zwrocilem uwagi na to, jak wiele tego typu pozycji znajdowalo sie w naszej bibliotece, z iloma teoriami z zakresu smierci i niesmiertelnosci zapoznal sie moj ojciec.

Teraz, czytajac jedna ksiazke po drugiej, szedlem jak gdyby sladami ojca.

W takim wlasnie momencie wszedl Horsch, postarzaly, zgarbiony. Przez chwile bylo mi go nawet zal. Stal przede mna z opuszczonymi rekoma, w starym wyplowialym plaszczu, o twarzy zmeczonej i bez wyrazu.

— Prosze, niech pan siada — powiedzialem.

Skinal glowa i usiadl. Na chwile zapanowalo milczenie.

— Slucham pana, panie Horsch. Podniosl glowe.

— Dlaczego pan to zrobil, Alb?

— Co?

— Pan zniszczyl trud calego mojego zycia, i to nie tylko mojego, lecz i swego ojca.

Usmiechnalem sie. Zatriumfowalo we mnie niedobre uczucie zemsty.

— Jakie pan mial prawo przeprowadzac takie nieludzkie doswiadczenia? Jakie pan mial moralne prawo tchnac w czlowieka zycie w taki sposob?

Horsch usmiechnal sie z sarkazmem.

— Jakie prawo, jakie prawo… Jakie prawo mieli ludzie do wynalezienia prochu? Jakie mieli prawo tworzyc bomby atomowe i wodorowe? Jakie, Alb? A samoloty? A rakiety? A smiercionosne wirusy? I to wszystko to smierc, Alb, smierc… Jakie prawo… Jezeli chce pan wiedziec, to nasze prawo, mam tu na mysli nie tylko siebie, lecz i panskiego ojca, nasze prawo oparte bylo na nieprzezwyciezonym dazeniu do zneutralizowania zwariowanego pedu nauki, ktora pracuje nad srodkami masowego zniszczenia wszystkiego, co zywe.

Popatrzylem na niego zdziwiony. To bylo dla mnie nieoczekiwane.

— Tak, tak, Alb, prosze sie nie dziwic. Jezeli interesuja pana moralne motywy naszych badan, to byly one wlasnie takie a nie inne. Przed wielu, wielu laty pana ojciec i ja poprzysieglismy sobie uczynic czlowieka niesmiertelnym, na zlosc wszystkim tym, ktorzy chcieliby zniszczyc ludzkosc.

— W jaki sposob? — spytalem nieswoim glosem.

— Zna pan chyba historie rekopisow znalezionych w rejonie Morza Martwego. Pewien jordanski pastuch znalazl zwoje skory, ktore lezaly w jakiejs jaskini ponad dwa tysiace lat. Zachowane na nich byly stare podania, legendy, prawa. Wspolczesni uczeni odczytali je, dzieki czemu mozemy teraz spojrzec w glab wiekow, w daleka przeszlosc oczyma ludzi, ktorzy zyli w tych czasach. Ziemia wstrzasaly wojny, zywiolowe katastrofy, jedna cywilizacja zastepowala inna, a owe zwoje czekaly, az przyjdzie ich czas. I pismo Majow, i gliniane tabliczki innych narodow…

— Jaki to ma zwiazek z pana badaniami?

— Jak najscislejszy. Pana ojciec i ja, kiedy bylismy mlodsi, postanowilismy pozostawic po sobie bezcenne notatki, najbardziej sakramentalne dokumenty dla historii, jakie tylko moze zostawic czlowiek.

Poprzysieglismy sobie stworzyc zlota ksiege i zanotowac w niej wyniki naszej pracy.

— I coz chcieliscie zapisac w tej ksiedze?

Вы читаете Ostatni z Atlantydy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату