calkowicie niewytlumaczalne dla mnie w danej chwili — i dla tego zgola nie do wytrzymania.

Wstalem i powloklem sie do domu. Bardzo chcialem sie ukryc przed wzrokiem nieruchomych ludzi z osiedla. Zywilem skryta nadzieje, ze jezeli zasne, to po pewnym czasie znow sie obudze w ruchomym i normalnym swiecie.

— Ale wybaczy pan — przerwalem inzynierowi — kiedy to wszystko sie dzialo?

— W tym roku, dwudziestego piatego czerwca.

— A wiec to wszystko wydawalo sie panu?

— Nie. To bylo w rzeczywistosci.

— Ale przeciez ja takze sobie przypominam dzien dwudziestego piatego czerwca — wzruszylem ramionami z niedowierzaniem. — I nie tylko ja, pamieta go wiele innych osob. Moze to sie ograniczylo do panskiego osiedla. Ale i wowczas cos podobnego nie przeszloby bez echa. Wszedzie by o tym mowiono. I gazety pisalyby o tym.

Inzynier pokrecil glowa przeczaco:

— Tylko ja jeden moglem to zauwazyc. Ale niech pan slucha dalej.

INZYNIER SPOTYKA NIEZNAJOMEGO

W naszym ogrodzie, jak sie idzie w kierunku domu, po lewej strome furtki rosnie kilka gestych krzakow jasminu. W tym jasminie ukryta jest potezna psia buda. Jeden z moich, przyjaciol, wyjezdzajac na delegacje, zostawil nam na lato niemieckiego owczarka. Dla tego owczarka zbilismy bude z desek, a pozniej znajomy nasz po powrocie zabral swojego psa i buda opustoszala.

Wiosna i latem synowie moi wykorzystuja ja do zabawy w Indian.

Teraz zas, idac sciezka do domu, zobaczylem raptem, ze z budy stercza czyjes nogi w wielkich buciorach, zdeptanych I utytlanych w mokrej ziemi.

Jak wszyscy posiadacze domkow, nie lubie gdy nieznajomi bez pytania wchodza do naszego ogrodu. Poza tym zaskoczyla mnie dziwna poza owego czlowieka i zapytywalem siebie, co on moze robic w tej budzie.

Zdazylem juz bowiem zapomniec o wszystkich nieprawdopodobnych przygodach owego dnia.

Zblizylem sie do krzakow i zaczalem patrzec na owe nogi.

I oto nagle uslyszalem ludzki glos. Po raz pierwszy w ciagu tego calego ranka, w dziwnym ani na chwile nie ucichajacym szelescie zabrzmialy autentyczne ludzkie slowa:

— Zostawcie… Zostawcie… — belkotal nieznajomy.

Pozniej dobieglo mnie kilka przeklenstw i znow to samo:

— Zostawcie…

— Sluchaj pan — powiedzialem — prosze wyjsc! Niech pan wyjdzie natychmiast! Nogi zadrgaly i nieznajomy ucichl. Przykucnalem, pociagnalem go za but i powiedzialem:

— No, niech pan szybciej wylazi. Pan jeszcze nie wie, co sie stalo.

Nieznajomy kopnal mnie i zaklal.

Plonac niecierpliwoscia, chwycilem go oburacz za noge, wytezylem wszystkie sily i wyciagnalem mezczyzne z budy.

Przez pewien czas patrzylismy na siebie ze zdumieniem. On — lezac na wznak, ja — siedzac przy nim w kucki.

Byl to krepy, dobrze zbudowany mlodzian dwudziestopiecio- albo dwudziestosiedmioletni o bladej, niezdrowej cerze. Mial zadarty nos i szare malenkie, wystraszone oczki.

Patrzac na jego potezne bary zdziwilem sie, ze tak latwo udalo mi sie wyciagnac go z budy. Chyba dlatego, ze nie mial sie o co zaczepic.

— Sluchaj pan — powiedzialem wreszcie — cos sie stalo z nasza Ziemia. Rozumie pan?

Podniosl sie, usiadl na trawie i bojazliwie wyjrzal przez rzadkie sztachety na szose. Z naszego ogrodu widac bylo nieruchomego mezczyzne i kobiete na drodze.

— Ano, popatrz — powiedzial z przerazeniem. — Popatrz.

Nastepnie przewrocil sie na brzuch i znowu usilowal wczolgac sie do budy. Ledwie go przytrzymalem.

Potem szeptem — licho wie dlaczego wlasnie szeptem — zaczelismy rozmowe.

— Caly swiat stanal — wyszeptalem. — I skad ten dziwny szmer?

— A ten na rowerze — powiedzial chlopak. — Widziales tego typa na rowerze?

— Jakiego typa?

— A tam, jednego. W koszulce. Stracilem go. Okazalo sie, ze na sciezce za willa Mochowa spotkal rowerzyste, stojacego nieruchomo w miejscu, i zrzucil go z roweru.

— A dlaczego pan to zrobil? — zapytalem i od razu przypomnialem sobie, ze sam rowniez chcialem przewrocic motocykl.

— A po co on tak? — odparl nieznajomy i zaklal soczyscie.

Czas jakis przesiedzielismy przy budce, opowiadajac sobie nawzajem, co kazdy z nas widzial.

— A gdzie pan byl, jak sie to wszystko zaczelo? — zapytalem.

— Ja?… Tutaj.

— Gdzie tutaj? W ogrodzie?

Stropil sie.

— Nie… Tam — zrobil nieokreslony ruch reka w kierunku Zatoki.

— A gdzie niby? Na plazy?

Wskazywal to w te, to w przeciwna strone i w zaden sposob nie moglem sie od niego wywiedziec, gdzie go zaskoczyly te wszystkie cuda.

— A wiec to wszystko sie rozpoczelo o swicie — powiedzialem.

— O swicie — potwierdzil i zaklal.

W ogole klal niemal co drugie slowo i wkrotce przestalem na to zwracac uwage.

— No dobrze — powiedzialem wstajac. — Chodzmy do domu i zjedzmy cos. A pozniej wybierzemy sie popatrzec, co sie stalo. Pojdziemy do Gluszkowa. Mozliwe, ze ogarnelo to tylko nasze osiedle, a gdzie indziej wszystko jest w porzadku.

Nagle poczulem ostry glod.

On wstal rowniez i zapytal niepewnie:

— Do jakiego domu?

— No tutaj.

Obejrzal sie bojazliwie.

— A jezeli nas zlapia?

— Kto zlapie?

— No, ten… co tu mieszka.

— Ja tutaj mieszkam — wytlumaczylem. — To moj dom.

Mial wyraznie zaklopotana mine. Pozniej rozesmial sie nagle.

— Dobra. Idziemy.

Wszystko wygladalo zagadkowo — i to, ze mi nie chcial wyjasnic dokladnie, gdzie byl noca, i ten jego nieoczekiwany usmiech. Ale wowczas bylem w takim stanie, ze nie zwracalem uwagi na te dziwactwa.

W czasie gdy konsumowalismy w kuchni kanapki i zimna baranine, z uszanowaniem spogladal na lodowke „ZIL”, pralke elektryczna i suszarke do naczyn.

— Niezle ci sie zyje — powiedzial. — Gdzie pracujesz?

Odpowiedzialem, ze w fabryce, i z kolei zapytalem, czym on sie zajmuje. Powiedzial, ze pracuje w sowchozie „Gluszkowo”. Sowchoz znajduje sie w odleglosci osmiu kilometrow od naszego osiedla. Chlopcy moi jakis czas chodzili tam do szkoly i znam prawie wszystkich tamtejszych robotnikow. Ani razu jednak nie widzialem tam tego faceta, doszedlem wiec do przekonania, ze klamie.

Gdysmy wychodzili z domu, popatrzyl w gore z grobowa mina:

— I slonce takze…

Вы читаете Ostatni z Atlantydy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату