„jedz”, bedzie chodzil glodny.

— Tak, te same objawy… — Kazimierz przelknal sline, gdyz zaschlo mu w gardle.

— Dziwna choroba. Kiedy twoj „Ling” zakonczy prace?

— Niedlugo — Kazimierz spojrzal na zegarek. — Umyje i przebiore naszego nowego lokatora, a do tego czasu „Ling” juz wszystko przygotuje.

Przynajmniej w ogolnych zarysach. Bede musial jeszcze sprawdzic watpliwe miejsca, a potem mozemy juz odczytywac. Jak przeczytamy z Wladkiem polowe, przyniose ja tobie. A co z Talanowem? Bardzo sie meczy?

— Staram sie, by jak najwiecej spal. Dobrze, ze mamy elektrosen.

Budze go tylko na posilki. A w ogole jest z nim zle. Prawie nic nie widzi.

Chodzi po omacku, zamyka oczy, gdy ja sie poruszam. Powiada, ze prawa polowa jego ciala wyschla i nic nie wazy. I takze ma wrazenie, ze ktos siedzi w jego wnetrzu. Jednak doskonale sie orientuje, ze to jest choroba.

Ale wierzaj mi, ze od tego wcale nie jest lzej. — Wiktorowi przebieglo przez twarz cos w rodzaju usmiechu. — No, juz idz… Z niecierpliwoscia czekam na ksiazke.

— Chodzmy — powiedzial Kazimierz zwracajac sie do Ini. — Ini pewnie nic nie rozumie, a ja nie wiem, jak sie wymawia ich slowa. Ale jakos tam bedzie.

Machnal reka i Ini poslusznie wstal.

— Przesiedzial tutaj pol godziny i nawet ani razu nie rozejrzal sie wokolo. Na wszystko jest obojetny — powiedzial Wiktor, przygladajac sie Ini. — Zupelnie to samo, co z Herbertem… Zreszta, u mnie takze zaczyna sie cos podobnego. Patrze na niego i mysle uporczywie o tym, jak z nim postepowac i w czym moze byc pomocny. A jeszcze niedawno szalalbym z radosci na sam widok rozumnego mieszkanca innej planety…

Nieprawda! Teraz takze sie ciesze, jestem tylko przerazliwie zmeczony.

Idz juz, idz, Kaziu, nie trac czasu.

Kiedy czerwono-czarne spirale zniknely za drzwiami, Wiktor czepiajac sie grodzi poszedl do izolatki i siegnal po tabletke energiny. Usiadl trzymajac ja w reku. „Jeszcze poczekam. Trzeba popatrzec, jak to bedzie bez energiny… — zamknal oczy i oparl sie o sciane. — Te same objawy… wszystko sie zgadza. A wiec cala rzecz polega na energinie?

Jestem na nia najbardziej wrazliwy? Jezeli tak, to jaka mam okropna przyszlosc przed soba… Herbert lub ten pozalowania godny Ini… Nie chce! — omal ze nie krzyknal i otworzyl oczy. — Znow ta przekleta teczowa mgla… nic przez nia nie widac… zdaje sie, ze Talanow sie porusza…”

Wiktor szybko przelknal energine, doznajac przykrego i dziwnego uczucia, ze ktos inny uniosl jego reke, zblizyl ja do ust. Tabletke przelknal tez ten inny, ktory zawladnal jego cialem, on sam zas znajduje sie gdzies na uboczu, oddzielony od ciala, lekki, niewazki i calkowicie bezsilny.

— Wiktorze! — zawolal Talanow. — Wiktorze, gdzie jestes? Nie widze cie.

Wiktor usilowal wstac, ale nie mogl. Zdawalo mu sie, ze sciana kabiny znajduje sie bezposrednio przed nim — jezeli wstanie, to wejdzie na sciane. Mial uczucie, jak gdyby byl bez nog. Wielkim wysilkiem woli, nic nie widzac, odezwal sie w kierunku, gdzie powinien sie byl znajdowac Herbert Jung:

— Herbercie, podejdz do Michala. Ja w tej chwili nie moge.

Raczej sie domyslil, niz zobaczyl, ze Herbert wstal. Ciemna podluzna plama o rozlanych, metnych konturach przeplynela po kabinie wsrod teczowej mgly, przeszla przez niego, chociaz cofnal sie i mruzac oczy odchylil na oparcie krzesla. „Co to bedzie? — pomyslal — Czyzbym i ja wypadl z szeregow?”

— Wiktorze, dlaczego nie przychodzisz do mnie? — Z niepokojem zapytal Talanow. — To jest Herbert, a nie ty. Co sie z toba dzieje?

— Zaraz przyjde, za chwile! — odpowiedzial Wiktor. — Wszystko jest w porzadku. Przygotowuje strzykawke.

Bal sie otworzyc oczu. Ale gdy uniosl powieki, westchnal z ulga: energina juz zaczynala dzialac. Wszystko znow stalo sie wyrazne, pewne, ustabilizowane; ten drugi we srodku zniknal, jak gdyby sie schowal, odszedl gdzies gleboko. Wiktor wstal i podszedl do Talanowa, poruszajac sie z zadowoleniem, przebierajac palcami i potrzasajac glowa. Stwierdzil, ze metny, wyblakly swiat znow nabiera kolorow i zrozumial, ze choroba cofnela sie ponownie, ze moze i powinien walczyc nadal, dopoki starczy sil. „I dopoki wystarczy energiny” — pomyslal z gorycza.

— Wiktorze, ty takze jestes chory? — zapytal Talanow, chwytajac go za reke z niepokojem. — To jest twoja reka, prawda? A to moja? Jestes chory?

— Nie jestem chory, tylko troche zmeczony — spokojnie i lagodnie odparl Wiktor.

Ujal Talanowa za reke i odliczajac szybkie, drgajace uderzenia tetna, przygladal sie jego smaglej twarzy o wypuklym czole, wystajacych kosciach policzkowych, duzych ustach i gleboko osadzonych piwnych oczach. Talanow zawsze robil na Wiktorze wrazenie robociarza-

rewolucjonisty, jednego z tych, co to przed wielu laty wzniecili wielka rewolucje, a potem bronili jej przed naporem interwentow i budowali fundamenty pierwszego na swiecie socjalistycznego panstwa. Kiedys powiedzial to Talanowowi, ktory sie milczaco usmiechnal. Widac to porownanie schlebialo mu.

— Czy mowisz prawde? — spytal Wiktora, wpatrujac sie w jego twarz niewidomymi, zezowatymi oczyma. — A co sie stalo Herbertowi?

Dlaczego wciaz milczy? „Jutro pewno przestaniesz sie tym interesowac — z gorycza pomyslal Wiktor. — Jutro wszystko bedziesz widziec i rozumiec, ale o nic sie nie bedziesz pytac…”

— Jestem zdrow, panie Michale — powtorzyl Wiktor. — Zupelnie zdrow, niech sie pan nie denerwuje. I Herbert takze pomalu powraca do zdrowia. Jest po prostu o pana niespokojny. Wszyscy pragniemy, by pan jak najszybciej wyzdrowial.

— A czy mozna wyzdrowiec? — spytal Talanow z niepokojem, ale i z nadzieja w glosie. — Daj mi, Wiktorze, energiny. Chce sie rozejrzec dookola i zorientowac, co i jak. I na Herberta chce popatrzec.

„Wlasnie dlatego nie dostaniesz energiny” — pomyslal Wiktor. A glosno powiedzial:

— Przekonalem sie, ze energina przedluza i komplikuje przebieg choroby. Lepiej troche pocierpiec. Niech pan cos zje, a potem znow wlaczymy aparat elektrosnu. Powinien pan jak najwiecej spac.

— Dobrze, ty wiesz lepiej — pokornie i ze zmeczeniem w glosie zgodzil sie Talanow. — Zuch z ciebie, Wiktorku! Ciesze sie, ze wzialem cie na ten lot. Glupstwa gadam… jest sie czym radowac… A Wladek? A Kazik? — nagle zapytal zaniepokojony. — Co sie dzieje z nimi?

— Sa zupelnie zdrowi — pewnie odpowiedzial Wiktor, zadowolony, ze tym razem nie musi klamac.

Talanow usiadl i zamknal oczy.

— Wszystko mi sie prawdopodobnie pomylilo — przemowil ledwie slyszalnie. — Czy dawno jestem chory?

— Od wczoraj. Druga dobe.

— A ci pod ziemia? Do nich nie jezdziliscie wiecej?

— Jezdzil Kazimierz i Wladyslaw. Przywiezli ksiazke, ktora czyta teraz „Ling”, a potem bedziemy czytali my. Tam wszystko jest wyjasnione co do glegow. Glegi — to wirusy. One wywoluja chorobe.

— Aha, wiec oni sie przed nimi chowaja… — wyszeptal Talanow. — Moze juz lepiej zasne, Wiktorku? Bardzo sie podle czuje.

* * *

— A wiec, oni sami to wymyslili? Sami napuscili na siebie glegi, przed ktorymi potem schowali sie pod ziemie? Cwaniaki! — wykrzyknal Wladyslaw.

— Tak, wyhodowali glegi w swoich diabelskich laboratoriach, karmili je, holubili, nauczyli, co maja robic w organizmie i gdzie sie usadawiac.

Mysleli, ze sie dogadali z glegami i wypuscili diabla z butelki.

— No, a szczepienia? Przeciez pisza, ze szczepienia byly zrobione.

— Czytaj dalej. Poczatkowo wszystko przebiegalo tak, jak oni chcieli.

Powstala armia niewolnikow-automatow, ktorzy pracowali troszeczke wolniej i nieco krocej zyli, ale za to byli niewymagajacy i idealnie posluszni. Nigdy sie nie buntowali, niczemu sie nie dziwili, nie narzekali, ze jest im ciezko, a pracowali do upadlego. Nie potrzebne im byly ani rozrywki, ani przyroda, ani milosc. Ideal niewolnika. Nie, Wladku, nie podchodz blizej. I nie zdejmuj maski! Przyjrzales sie Ini! Wiesz, czym to pachnie? Wszyscy teraz

Вы читаете Ostatni z Atlantydy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату