odstawienia jej osobiscie. Od chwili gdy wszedl do pokoju, nie zmienila swej pozycji. Przemknelo mu przez mysl, ze moze cos chowa za plecami. Nie przyszlo jej do glowy ani podziekowac mu w jakis sposob, ani poprosic, by usiadl.
– Moj brat posiada wielki zasob wiadomosci – zauwazyla, a jej jasny glos wprost piescil te slowa. – A przy tym jest niezwykle pomyslowy. To on w wolnych chwilach uklada wszystkie krzyzowki dla „Tygodnika Literackiego', chociaz jego prawdziwa praca, ktora zostanie ukonczona za rok lub dwa, dotyczy dziejow, krola Artura.
Brwi Campiona uniosly sie do gory. A wiec w tym rzecz. Oczywiscie, Lawrence Palinode mowil haslami z krzyzowek, dorzucajac od czasu do czasu rodzinna aluzje. Ciekaw byl, czy wszyscy Palinode'owie tak robili.
– Lawrence – ciagnela panna Evadne – mial zawsze najrozleglejsze zainteresowania.
– Do ktorych z pewnoscia zaliczyc mozna ogrodnictwo – powiedzial znaczaco Campion.
– Ogrodnictwo? Ach tak. – Rozesmiala sie cicho, gdy zrozumiala, ze to aluzja do heliotropu i stokrotki. -
Wlacznie z ogrodnictwem, ale obawiam sie, ze tylko na papierze. '
Campion zdobyl informacje. Ta tajemniczosc byla zamierzona. Tymczasem z korytarza dobiegly go jakies niezbyt przyjazne pomruki. Drzwi teraz zamknely sie halasliwie i Lawrence ponownie ukazal sie w pokoju. Robil wrazenie speszonego.
– Mialas racje – przyznal. – Powinienem byl grac role Cawnthrope'a. Przy okazji zdobylem to dla ciebie. Zawsze powtarzalem, ze zagraniczna pszenica jest marnej jakosci.
To mowiac polozyl ksiazke na kolanach siostry nie patrzac jej w oczy. Objela ja mocno swymi duzymi miekkimi | dlonmi, byla jednak wyraznie zaniepokojona.
– Czy ma to teraz jakies znaczenie? – zrobila mu wymowke i dodala usmiechajac sie nieznacznie, jak gdyby to mial byc nieco gorzki dowcip. – Ostatecznie snopy zostaly juz zebrane.
Zagraniczna pszenica, obce ziarno… Ruth? – zaczal zastanawiac sie Campion. Tak, mowa o pannie Ruth Palinode albo przynajmniej o szczatkach tej biednej kobiety, ktore znajdowaly sie wlasnie w laboratorium sir Dobermana. Zaczal sie znowu przysluchiwac w momencie, gdy Lawrence gleboko wciagnal powietrze.
– W kazdym razie musze to sprawdzic. Pozwolisz mi? – powiedzial ostro do siostry.
Kiedy sie odwrocil, jego oczy zza grubych szkiel spoczely na Campionie, stojacym o kilka stop od niego, i nagle, jak gdyby przepraszajac go za tak dlugie ignorowanie, obdarzyl go najmilszym i najbardziej zawstydzonym usmiechem. Potem wyszedl, zamykajac za soba bezszelestnie drzwi.
Campion ustawil naczynia na tacy, a kiedy pochylil sie, zeby ja podniesc, zauwazyl tytul ksiazki lezacej na kolanach panny Palinode^ najezonej papierowymi zakladkami.
Byl to „Przewodnik po torach wyscigow konnych' Ruffa.
6. Nocna opowiesc
Campion, wyrwany nagle ze snu, usiadl podpierajac sie lokciem,
– Z boku, moj kochany, jest przelacznik – uslyszal cichy glos panny Roper. – Przekrec go. Mam list dla ciebie.
Zapalil swiatlo, zauwazyl, ze zegarek na nocnym stoliku wskazuje za pietnascie trzecia, a kiedy podniosl glowe ujrzal na srodku pokoju przekomiczna postac. Na jasnorozowa welniana pizame miala narzucony krotki plaszcz, a na glowie czepek z wstazek. Panna Roper tulila do piersi syfon z woda sodowa, butelke szkockiej whisky, oprozniona do polowy, i dwie duze szklanki. Miedzy palcami trzymala delikatnie blekitna koperte.
List byl napisany na urzedowym policyjnym papierze, duzymi literami, jak gdyby go pisal bardzo spieszacy sie uczen.
Campion przeczytal to dwukrotnie i zlozyl list. Mily chlopak z tego Charlie'ego Luke'a. „Planowana natych- miastowa ekshumacja…' Tak,, niech przeprowadzi te ekshumacje i niech im gladko pojdzie.
W tym momencie panna Roper podala mu szklaneczke do polowy napelniona plynnym bursztynem.
– A to po co? Zeby uspokoic moje nerwy?
Ku jego zdumieniu reka jej zadrzala.
– To chyba nie sa jakies zle wiadomosci? List przyniosl policjant, wiec pomyslalam sobie, ze moze to panskie prawo jazdy, a pan tu lezy i martwi sie o nie.
– Moje co?.
Zazenowana przymknela oczy.
– Pomyslalam sobie, ze powinien pan miec jakis papier czy cos w tym rodzaju, co chroniloby pana, gdyby… gdyby…
– Gdybym zostal otruty7 – spytal usmiechajac sie do niej.
– Och, za whisky recze – zapewnila nie zrozumiawszy jego intencji. – Moge na to przysiac. Butelke trzymam pod kluczem. No coz, teraz tak trzeba. A teraz, niech pan patrzy – pije. – Rozsiadla sie wygodnie w nogach jego lozka i pociagnela spory lyk. Campion saczyl swoj alkohol powoli iz mniejszym entuzjazmem. Nie przepadal za whisky i na ogol nie mial zwyczaju pic w lozku, w srodku nocy.
– Czy policjant obudzil pania? – spytal. – Bardzo mi przykro. Nie bylo powodu do takiego pospiechu.
– Nie, jeszcze sie krecilam po domu – powiedziala ogolnikowo. – Chce z panem porozmawiac, panie Campion. Po pierwsze, czy na pewno w tym liscie nie ma zlych wiesci?
– Nic, czego bym sie nie spodziewal – odparl zgodnie z prawda. – Obawiam sie, ze wkrotce dowiemy sie, iz panna Ruth zostala otruta, to wszystko.
– Oczywiscie, ze zostala otruta. Mam nadzieje, ze nie po to nas budzili, zeby nas o tym zawiadamiac – mowila spokojnie. – To jeden przynajmniej pewnik; ostatecznie nie jestesmy glupcami. A teraz niech pan poslucha, chcialabym panu cos powiedziec. Absolutnie jestem po panskiej stronie. Jestem panu wiecej niz wdzieczna i naprawde moze pan na mnie polegac. Niczego nie zamierzam przed panem ukrywac. Slowo daje.
Tego rodzaju zapewnienia moglyby wydawac sie podejrzane u kogokolwiek innego, ale w jej ustach brzmialy calkowicie szczerze. Jej mala ptasia twarz pod zabawnym czepkiem byla bardzo powazna.
– Jestem o tym przekonany – zapewnil ja.
– Och, bywaja rozne drobne sprawy, ktore czlowiek zachowuje dla siebie. Ale ja tego nie zrobie. Teraz, kiedy udalo mi sie pana tu sciagnac, bede z panem absolutnie, uczciwa.
Usmiechnal sie do.niej lagodnie.
– Cioteczko, co takiego masz na sumieniu? Moze te mloda osobe, ktora przebiera sie na dachu?
– Na dachu? A wiec ten malpiszon tak to robi. – Byla zdziwiona, a zarazem sprawilo jej to widoczna ulge. – Wiedzialam, ze gdzies sie przebiera, poniewaz w zeszlym tygodniu Clarrie zauwazyl ja na Bayswater Road strasznie wystrojona, a tego samego wieczora spotkalam ja wracajaca w starym ubraniu. Mialam nadzieje, ze nie robi tego na czyichs oczach. Na szczescie to nie jest tego rodzaju dziewczyna, biedny dzieciak.
Nie bylo zupelnie jasne, dlaczego sie nad nia lituje.
– Pani ja lubi? – spytal.
– Strasznie jest mila. – Usmiech starszej kobiety byl serdeczny i rozbawiony zarazem. – Odebrala takie okropne wychowanie. Ci starzy ludzie wcale nie rozumieja dziewczat. Zreszta jakim cudem mieliby rozumiec? Jest po uszy zakochana: przypomina mi rozwijajacy sie paczek. Gdzies o tym czytalam, ale gdzie? Chcialam