powiedziec, ze taka uwaga nie jest w moim stylu. Ale ona jest jak paczek rozy: jeszcze kolczasty, ale juz ukazuje sie odrobina rozowego koloru. Clarrie powiada, ze ten chlopak jest dla niej bardzo mily. Chyba boi sie jej dotknac.

– On rowniez jest bardzo mlody, prawda?

– Nie taki znowuz mlody, ma dziewietnascie lat. Wysokie, kosciste chlopaczysko w przyciasnym pulowerze, w ktorym wyglada jak obdarty ze skory krolik. Mnie sie wydaje, ze to on, wedle swego gustu, wybral jej to nowe ubranie. Ona oczywiscie za nie zaplacila. Ale sama nie potrafilaby kupic sobie nawet kostiumu kapielowego. Z tego, co mi opowiadal Clarrie, caly ten ubior musial wymyslic chlopak. – Znowu lyknela whisky i zachichotala. – Powiada, ze wygladala komicznie. Z pewnoscia mnostwo falbanek, a wszystko troche za ciasne. To sprawka chlopca. Jezdzi tez z nim na motorze.

– Gdzie ona go poznala?

– Licho wie. Nigdy o nim nie mowi. Czerwieni sie na odglos motoru i wydaje jej sie, ze nikt sie niczego nie domysla – urwala. – Pamietam dobrze, ja tez taka kiedys bylam – powiedziala ze smutkiem, ktory dodawal jej uroku. – A pan? Och, pan jest jeszcze za mlody na wspomnienia, ale i to przyjdzie pewnego dnia.

Siedzac w lozku ze szklanka w reku, swiadomy powolnego mijania poznych godzin nocnych, Campion mial nadzieje, ze taki czas nie nadejdzie. Po chwili znowu zaczela mowic z przejeciem, pochyliwszy sie do przodu:

– Moj drogi, jak juz wspomnialam, jest jeszcze pewna drobna sprawa, ktora ciagnie sie od dawna, i doszlam do wniosku, ze powinnam o tym powiedziec, zebys nie byl zaskoczony… Halo? – Ostatnie slowo zostalo skierowane do drzwi, ktore wlasnie cicho sie otworzyly. Na progu ukazala sie szczupla wojskowa sylwetka, odziana w elegancki, znakomicie uszyty niebieski szlafrok z szamerowaniami.

Kapitan Alastair Seton stal, wahajac sie, na progu. Zaczal przepraszac probujac ukryc zazenowanie:

– Prosze mi wybaczyc. – Wyraznie wymawial kazde slowo, a glos jego mial nieco mocniejszy timbre, niz Campion sie spodziewal. – Wlasnie przechodzilem kolo drzwi i zauwazylem swiatlo, ale bylem pewien, ze hm, pokoj jest pusty…

– Przestan – rozesmiala sie Renee – po prostu poczules whisky. – Wejdz. Tam stoi szklaneczka do zebow.

Przybysz usmiechnal sie przekornie, co nie bylo pozbawione wdzieku. Traktuje ja jak matke, pomyslal Campion i spojrzal uwaznie na panne Roper. Nalewala wlasnie whisky na wysokosc dwoch palcow – najwidoczniej ustalona porcje.

– Wez, prosze. Swietnie, zes przyszedl, bo bedziesz mogl dokladnie opowiedziec panu Campionowi, jak zachorowala panna Ruth. Tylko ty jeden, oprocz lekarza, widziales ja wtedy. Mow cicho. Jest nas tu wystarczajaco duzo. Gdyby ktos jeszcze sie tu pojawil, butelki na dlugo nie starczy.

Dzieki niej poufna rozmowa nabrala charakteru spotkania towarzyskiego, z czego byla wyraznie dumna, a co zarazem starala sie ukryc.

Kapitan rozsiadl sie wygodnie w fotelu z ciemnego debu, ksztaltem przypominajacym jakis nordycki tron.

– Ja jej nie, zabilem – oswiadczyl z wstydliwym usmiechem, jak gdyby chcial sobie zaskarbic przychylnosc.Campiona.

– Nie znales jej, Albercie – wtracila spiesznie Renee, jak gdyby chciala sama pokierowac sytuacja. – Byla to duza tega kobieta, najwieksza w rodzinie i nie tak inteligentna jak reszta. Wiem, co Clarrie mysli, ale moim zdaniem on sie myli.

– Cholerna z niej byla dziwaczka,-mruknal kapitan Seton nad szklanka i rozesmial sie pogardliwie, prychajac jak kot.

– W kazdym razie nie dlatego ja zabili – ciagnela, nie zwracajac na niego uwagi. – Irytowala wszystkich, wiem o tym, ale nie dlatego, ze byla malo inteligentna. Ta biedna kobieta byla chora. Doktor powiedzial mi o tym na dwa miesiace przed jej smiercia. „Renee, jesli ona nie bedzie dbac o siebie, bardzo latwo moze dostac ataku apopleksji', powiedzial do mnie, „a wtedy bedziesz miala przy niej mnostwo roboty. Bedzie tak jak z jej bratem.'

Campion wyprostowal sie gwaltownie.

– Przeciez pan Edward umarl na atak serca.

– Tak powiedzial lekarz – w slowach panny Roper brzmialo powatpiewanie, a zarazem ostrzezenie, glowe przekrzywila na bok jak gil. – Ale nadal nie wiemy, jak bylo naprawde. Tego dnia, przed smiercia, panna Ruth wczesnie rano wyszla z siatka po zakupy. Poprzedniego wieczoru byla u nich jakas awantura, poniewaz slyszalam, jak krzyczeli na nia w pokoju pana Lawrence'a. Nikt jej nie widzial az do jej powrotu okolo wpol do pierwszej. Ja bylam w kuchni, wszyscy wyszli, a kapitan spotkal ja we frontowym hallu. A teraz ty opowiadaj, moj kochany.

Kapitan slyszac te czule slowa przymruzyl oko i wykrzywil waskie usta.

– Od razu sie zorientowalem, ze cos jej dolega – zaczal powoli. – Trudno bylo tego nie zauwazyc. Wyobrazcie sobie, ona krzyczala.

– Krzyczala?

– No, bardzo glosno mowila. – Sam sciszyl glos wypowiadajac te slowa. – Byla czerwona na twarzy, wymachiwala rekami i chwiala sie na nogach. Poniewaz akurat bylem na miejscu, oczywiscie zrobilem, co tylko w mojej mocy. – Z namyslem zaczal saczyc whisky. – Zaprowadzilem ja do tego konowala obok. Musielismy oboje kapitalnie wygladac. Wydawalo mi sie, ze przygladaja nam sie ze wszystkich okien w miescie. – Rozesmial sie sam do siebie, ale w jego oczach nadal malowala sie uraza.

– Mial pan wielki klopot, ale postapil pan szlachetnie – powiedzial Campion.

– Wlasnie to chcialam powiedziec – przytwierdzila z zapalem Renee. – To bylo bardzo szlachetne z jego strony. Nawet mnie nie wezwal. Po prostu zrobil, co trzeba. To zupelnie do niego podobne. Doktor byl w swoim gabinecie, ale nic jej nie pomogl.

– Nie, nie, moja 'droga, niezupelnie tak bylo – rzuciwszy przepraszajace spojrzenie w strone lozka, kapitan wrocil do poprzedniej relacji. – Musze byc dokladny. Rzecz przedstawiala sie nastepujaco: kiedy tak szlismy ulica – wygladalem jak policjant prowadzacy pijana kobiete, poniewaz ona glosno krzyczala -zobaczylismy naszego doktora, ktory akurat zamykal drzwi swego gabinetu. Kolo niego stalo jakies wielkie chlopisko, na dobitek wszystkiego zalane lzami. Wlasnie obaj spieszyli sie, o ile zdolalem zrozumiec, do porodu… – urwal zazenowany. Widac bylo, ze scena ta stanela mu znow przed oczami z cala wyrazistoscia i ze wspomina ja z pewnym rozbawieniem.

– Tak wiec wszyscy stalismy u wejscia do gabinetu doktora. Bylem zupelnie bezradny; sciskalem w reku swoj zielony kapelusz, ktory kolorem pasowal do mojej twarzy. Doktor byl wyraznie zaniepokojony informacjami, jakich udzielil mu ten dragal. Moja towarzyszka byla w wiosennym kostiumie – czyms w rodzaju sari z worka po cukrze i flanelowej spodnicy, prawda Renee?

– To z pewnoscia byly dwie suknie, moj drogi, a nie spodnica. Oni wszyscy dziwacznie sie ubieraja. Sa wyzsi ponad stroje.

– Panna Ruth byla ponizej – zauwazyl kwasno kapitan. – Kiedy zaczela rozpinac cale mnostwo agrafek, sytuacja stala sie alarmujaca. A przy tym wykrzykiwala jakies liczby…

– Jakie znowuz liczby? – spytal zaniepokojony Campion.

– No, liczby. Ona byla rodzinna znakomitoscia matematyczna. Czyz Renee panu o tym nie mowila? Policja mnie ciagle wypytywala: „Co mowila'?, a to co slyszalem, brzmialo jak wzory matematyczne. Widzi pan, ona wtedy nie byla w stanie dokladnie wymawiac slow. Z tego zorientowalem sie, ze jest powaznie chora, a nie ze zwariowala.

– Lekarz powinien byl ja wpuscic do gabinetu – stwierdzila Renee. – Wiemy, ze jest czlowiekiem bardzo zajetym, jednak…

– Doskonale go rozumiem – kapitan Seton z uporem staral sie byc bezstronny. – Przyznaje, ze wtedy uwazalem jego zachowanie za niezwykle, ale sam byl cholernie zdenerwowany. Nie, on po prostu wiedzial, ze chora jest bardzo blisko swego domu: wlasciwie wszystko jedno, gdzie nastapi atak, ktory przepowiadal. Spojrzal na nia uwaznie i powiedzial do mnie:,,0, Boze. Tak, no tak. Niech pan ja zaprowadzi do jej pokoju i przykryje kocem. Zaraz przyjde, jak tytko bede mogl'. Niech pan pamieta o tym – dodal kapitan z tym swoim kpiacym usmiechem zwracajac sie do Campiona – ze to zaplakane chlopisko, o dobra stope wyzsze niz my obaj i o trzydziesci lat co najmniej mlodsze, dalo nam wyraznie do zrozumienia, ze lekarz pojdzie z nim, a nie ze mna. O ile dobrze pamietam, oswiadczyl to calkiem stanowczo. Wobec tego zrezygnowalem i odprowadzilem do domu moja chwiejaca sie slicznotke, ktorej pojawila sie piana na ustach, torujac sobie droge przez gestniejacy tlum. W jej pokoju usadowilem ja na jedynym fotelu, gdzie nie lezaly ksiazki, narzucilem na nia stos starych ubran i

Вы читаете Jak najwiecej grobow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату