pobieglem na dol do kuchni, po Renee.
– Gdzie przewrocil garnek, ktory postawilam akurat na blasze, a ja poszlam do niej – powiedziala panna Roper usmiechajac sie do 'kapitana z wielka czuloscia. – To taki dobry chlopak.
– Cokolwiek by o 'mnie ludzie mowili – dokonczyl za nia kapitan i spojrzal na nia prowokacyjnie, smiejac sie przy tym.
– Wypij lepiej i nie badz taki lasy na komplementy – skarcila go. – Kiedy ja zobaczylam, wydawalo mi sie, ze drzemie. Nie bardzo podobal mi sie jej oddech, ale wiedzialam, ze wkrotce przyjdzie doktor, i pomyslalam, ze najlepiej bedzie, jak sobie wypocznie. Przykrylam ja wiec jeszcze jednym kocem i wyszlam.
Kapitan z westchnieniem wysaczyl do konca swoja szklaneczke.
– Kiedy ponownie ktos do niej zajrzal, byla jedna noga na tamtym swiecie – stwierdzil. – Zaden klopot. Dla wszystkich, z wyjatkiem mnie oczywiscie.
– Och, nie mow tak, to brzmi okropnie! – Rozowe kokardy na czepku panny Roper zadrzaly. – Spotkalam panne Evadne, ktora akurat wchodzila do domu, i obie poszlysmy na gore. Byla chyba druga po poludniu. Panna Ruth nadal spala, ale strasznie jeczala przez sen.
– Czy panna Evadne pani pomogla? – spytal Campion;
Renee spojrzala mu w oczy.
– No nie. To znaczy tyle, ile mozna sie bylo po niej spodziewac. Powiedziala cos do siostry, ale kiedy ta sie nie odezwala, rozejrzala sie po pokoju, wziela jakas ksiazke z polki, czytala ja przez chwile i wreszcie powiedziala mi, zebym poslala kogos po lekarza, jakbym sama o tym nie pomyslala.
– Kiedy lekarz przyszedl?
– Gdzies kolo trzeciej. Po odebraniu dziecka musial najpierw wpasc do domu. Mnie powiedzial, ze po to, zeby sie umyc, ale}a mysle, ze musial wytlumaczyc sie zonie ze spoznienia na lunch. Panna Ruth nie zyla juz wtedy.
Przez chwile panowala cisza, wreszcie odezwal sie kapitan:
– Stwierdzil skrzep. Ostatecznie czegos takiego wlasnie sie spodziewal. Trudno go w tym przypadku winic.
– A jednak ktos to zrobil – te uwage uczynil Campion i byl zdumiony, ze oboje przyjeli natychmiast postawe obronna.
– Ludzie zawsze lubia gadac -stwierdzila Renee, jak gdyby to ja oskarzal. – Taka jest ludzka natura. Kazda nagla smierc powoduje komentarze. „Ale szybko sie zawinela, co?', powiadaja i dodaja: „Czy cie to nie zdziwilo? Masz chyba nerwy ze stali?' Albo: „Moze to i dla ciebie ulga'. Mdlo mi od tej gadaniny. – Krew naplynela jej do twarzy, oczy blyszczaly gniewnie.
Kapitan wstal i odstawil na miejsce szklaneczke. Podbrodek mial zaczerwieniony.
– W kazdym razie to nie ja zabilem te ordynarna fladre – powiedzial z hamowana zjadliwoscia. – Owszem, sprzeczalem sie z nia, przyznaje, i nadal uwazam, ze mialem do tego prawo, ale to nie ja ja zabilem!
– Sza! – Renee starala sie uspokoic wojaka z cala stanowczoscia swego autorytetu. – Postawisz dom na nogi, moj kochany. Wiemy, ze to nie ty.
Kapitan, szczuply, opanowany juz, w wytwornym a la krol Edward VII szlafroku, sklonil sie najpierw jej, potem Campionowi i nawet u niego gest ten byl teatralny.
– Dobranoc – powiedzial sztywno. – Serdeczne dzieki.
Stara kobieta zamknela za nim drzwi, a potem powiedziala:
– Stary wariat. Teraz kiedy tak wszystko sie potoczylo, zyje w ciaglym napieciu i jedna szklaneczka wyprowadza go z rownowagi – urwala i popatrzyla z powatpiewaniem na swego rzekomego bratanka. – Chodzilo o pokoj – wyjasnila. – Starzy ludzie sa jak dzieci. Potrafia byc bardzo zazdrosni. Jak zesmy sie tu sprowadzili, dalam mu ladny pokoj, ktory chciala miec Ruth. Mowila, ze to byl jej pokoj w dziecinstwie, a kiedy sie przekonala, ze nic u mnie nie wskora, zaczela jego molestowac. O to tylko chodzilo. Naprawde. Wcale nie klamie. To jest zbyt blahe, zeby o tym wspominac. – Spojrzala na niego z takim poczuciem winy, ze sie rozesmial. – Za dlugo to trwalo – przyznala. – Caly czas, jak tu mieszkalismy. Sprawa wybuchala, potem cichla i znowu wszystko zaczynalo sie od poczatku. Sam pan dobrze wie, jak to bywa w takich sporach. Ale chociaz wygadywal rozne niestworzone rzeczy o niej, pierwszy pospieszyl z pomoca, kiedy zobaczyl, ze naprawde cos jej dolega. Taki juz jest. Bardzo porzadny, dobry czlowiek, jak sie go blizej pozna. Glowe bym za niego dala.
– Tego jestem pewien – zgodzil sie z nia.- Ale, ale, czy to wlasnie jest ta wielka tajemnica, ktora mi pani chciala wyznac?
– Co takiego? Ja i kapitan? – Odrzucila glowe do tylu i rozbawiona zaczela sie glosno, serdecznie smiac. – Moj drogi – powiedziala poufale – mieszkamy pod jednym dachem od trzydziestu lat. Nie potrzeba wcale detektywa, zeby doszukiwac sie w tym jakiegos sekretu. Potrzeba raczej wehikulu czasu. Nie, chcialam panu powiedziec o schowku na trumny.
Senny Campion.byl calkowicie zaskoczony.
– Co takiego? – spytal.
– Byc moze nie chodzi wcale o trumny, – Panna Roper wlala mniej wiecej lyzke alkoholu do swojej szklanki, dodala troche wody (tyle, ile przystoi damie) i ciagnela wyniosle dalej: – W kazdym razie o cos w tym stylu.
– O ciala? – podsunal z nadzieja w glosie.
– Och, nie, kotenku. – W glosie jej brzmiala wymowka. – Moze po prostu o drzewo albo moze o te ohydne krzyzaki, jakich uzywaja. Nigdy nie zagladalam do wewnatrz. Nie mialam okazji. Widzi pan, oni zawsze przychodza w nocy
Campion uniosl sie na lokciu.
– Moze pani wreszcie wyjasni, o czym pani mowi.
– Wlasnie staram sie – w glosie jej brzmial wyrzut. – Wynajelam jedna z moich piwnic – te mala, ktora wychodzi na podjazd przed domem, i wlasciwie znajduje sie poza domem – panu Bowelsowi, przedsiebiorcy pogrzebowemu. Prosil mnie o to jak o specjalna przysluge, a ja nie chcialam mu odmowic, bo to zawsze lepiej zyc w zgodzie z ludzmi tego rodzaju. Czy nie mam racji?
– Na wypadek, gdyby potrzebny byl pani szybki pogrzeb, co? To zreszta pani sprawa. Kiedy to bylo?
– Och, wiele lat temu. W kazdym razie miesiecy. On jest bardzo spokojnym lokatorem. Nigdy nie sprawia klopotow. Ale pomyslalam sobie, ze moze kiedys pan zauwazy, ze ta piwnica jest zamknieta, otworzy ja pan i bedzie sie zastanawial, czy to sa moje rzeczy. To mogloby zrobic dziwne wrazenie. – Byla calkowicie powazna, jej duze okragle oczy patrzyly na niego lagodnie. – Zreszta moze go pan i jego syna uslyszec dzis w nocy, tam, w dole – dokonczyla.
– On tam jest?
– Jesli go nie ma, to wkrotce bedzie. Wpadl do mnie, kiedy pan poszedl do panny Evadne, uprzedzic, zebym sie nie przestraszyla, jesli uslysze halas tak miedzy trzecia a czwarta nad ranem. To bardzo uwazajacy czlowiek, o staroswieckich manierach.
Campion przestal jej sluchac. Charlie Luke z cala stanowczoscia napisal, ze ekshumacja Edwarda Palinode ma sie odbyc o czwartej nad ranem, na cmentarzu Wilswich. Nie byl pewien, czy jest zupelnie rozbudzony, kiedy nagle przyszlo mu do glowy wyjasnienie.
– Oczywiscie, oni go nie chowali – Dowiedzial triumfujaco.
– Rzeczywiscie, firma „Bowels i Syn' nie chowala go. – Wygladala na zaniepokojona. – Alez mielismy z tym klopot. Pan Edward takie wydal polecenie w swoim testamencie, bardzo to bylo nieroztropne z jego strony. Nic go nie obchodzilo, ze urazil czyjes uczucia. Umarli nie zwracaja na takie rzeczy uwagi. Ale zostalo to napisane czarno na bialym:,,Spedziwszy wiele ponurych nocy w odrazajacej piwnicy, nasluchujac huku dzial przeciwlotniczych i bomb nieprzyjacielskich, wraz z Bowelsem, ktory przez caly czas obserwowal mnie i przymierzal w wyobrazni do jednej z tych swoich tandetnych trumien przeznaczonych na mieso armatnie, oswiadczam, ze jesli umre przed nim, nie zycze sobie, by to on chowal moje cialo czy ktokolwiek z jego podlej firmy'. -Ta, z talentem wygloszona oracja zakonczona zostala patetycznym gestem. – Brzmi to zupelnie jak rola – wyjasnila. – I takie przy tym podle.
– Trzeba przyznac, ze mial charakter – zauwazyl Campion.
– Nadety stary idiota – powiedziala z przekonaniem. – Pelen byl nadzwyczajnych pomyslow, ale zle wychowany nawet w grobie. Ten madrala przepuscil pieniadze calej rodziny. No i teraz wszystko pan wie, moj drogi. Jesli uslyszy pan jakis halas, to bedzie to przedsiebiorca pogrzebowy.
– Bede tego calkowicie pewien – stwierdzil Campion i wstal z lozka, zeby wlozyc szlafrok.