– Kochany, mozesz robic, co chcesz. Juz ci to mowilam. Gniewa sie teraz na mnie, bo uwaza mnie za filisterke, ktora zreszta jestem, wiec nie pojde z toba. Jest zupelnie niegrozna i najmadrzejsza z calej trojki. W kazdym razie potrafi dbac o siebie. Idz na dol. Trafisz po zapachu.
Usmiechnal sie i skierowal na nia promien latarki.
– Doskonale. A teraz idz i piekniej we snie.
Natychmiast poprawila swoj koronkowy czepek na glowie.
– Och, smiejesz sie. Brzydki z ciebie chlopak! Zostawiam ci ten cudowny dom do dyspozycji i tych wszystkich wariatow. Mam ich po dziurki w nosie. Zobaczymy sie rano. Jak bedziesz grzeczny, to przyniose ci filizanke herbaty do lozka.
Wyszla drobnym krokiem, zostawiajac go samego w zastawionym meblami pokoju. Wech zaprowadzil go do schodow wiodacych do sutereny i wech omal nie kazal mu sie cofnac. Panna Jessica chyba cos garbowala – powietrze bylo az geste. Powoli zszedl w ciemnosc.
Na dole znalazl sie wobec licznych par drzwi, z ktorych jedne byly uchylone. Prowadzily – jak sobie przypomnial – do glownej kuchni, gdzie wczesniej, wieczorem, siedzial i rozmawial z Clarrie'em Grace. Teraz kuchnia byla ciemna, ale regularne chrapanie dobiegajace z fotela, umieszczonego przy piecu, swiadczylo, ze policjant Corkerdale byl nieczuly zarowno na glos obowiazku, jak i grozbe uduszenia.
Powietrze bylo ciezkie od odoru dziwnego i drazniacego. Przypominalo won smoczej jaskini.
Jakis odglos dolatujacy od drzwi z prawej' strony sprawil, ze sie zdecydowal i otworzyl je ostroznie. Pomieszczenie bylo nieoczekiwanie duze: byla to jedna z owych przestronnych kuchni, z biala kamienna podloga, dla ktorych minione generacje wielkich zarlokow potrafily znalezc zastosowanie. Z umeblowania znajdowal sie tu tylko drewniany stol wmurowany w sciane, na nim stala gazowa plytka, dwa piecyki naftowe i zdumiewajacy zbior blaszanych puszek po syropie, z ktorych wiekszosc najwidoczniej byla uzywana jako utensylia do gotowania.
Ubrana w rzeznicki fartuch krzatala sie tu panna Jessica Palinode. Zanim sie zorientowal, ze go uslyszala, nie odwracajac sie powiedziala:
– Prosze wejsc i zamknac drzwi. Przez chwile prosze mi nie przeszkadzac. Zaraz skoncze.
Miala glos dzwieczny, mily, swiadczacy o odebranym starannym wyksztalceniu, bardziej zdecydowany niz u starszej siostry. Raz jeszcze zdumial go nie ulegajacy watpliwosci autorytet tej rodziny. Poczul znowu owe na poly dzieciece uczucie strachu, jakiego doswiadczyl po raz pierwszy, kiedy obserwowal ja przez swoja miniaturowa lunete. Jesli w ogole istnialy czarownice, to jedna z nich mial przed soba.
Bez odrazajacej tektury jej wlosy w lokach nie byly pozbawione wdzieku. Czekal w milczeniu, a ona nadal potrzasala puszka stojaca na gazie. Z pewna ulga stwierdzil, ze nie byla wszechwiedzaca, a po prostu wziela go za Corkerdale'a.
– Doskonale wiem, ze teraz powinien pan byc na posterunku w ogrodzie – zauwazyla. – Ale panna Roper zlitowala sie nad panem i zaprosila do kuchni. Ja nikomu nic nie powiem o tym, ale z kolei spodziewam sie, ze pan nic nikomu o mnie nie powie. Nie robie tu nic karygodnego, tak ze panska niesmiertelna dusza, jak rowniez nadzieje na awans nie sa bynajmniej zagrozone. Po prostu gotuje jedzenie na jutro i pojutrze. Rozumie pan?
– Niezupelnie – odparl Campion.
Natychmiast odwrocila sie i spojrzala z owa przenikliwoscia, jaka zauwazyl u niej przedtem, po czym znowu zajela sie swoja puszka.
– Kim pan jest?
– Mieszkam tu. Poczulem dziwny zapach i zszedlem.
– Zapewne nikt pana nie uprzedzil. Nieudolnosc ludzka w tym domu jest wprost zdumiewajaca. No, ale glupstwo. Przykro mi, jesli pana.zaniepokoilam. Teraz, kiedy pan wie, o co chodzi, moze pan isc spokojnie do lozka.
– Nie sadze, bym potrafil zasnac – powiedzial Campion zgodnie z prawda. – Czy moge w czyms pani pomoc?
Potraktowala jego oferte z cala powaga.
– Nie, raczej nie. Cala najgorsza robote juz zrobilam. Zaczynam zawsze od tego, a do zmywania wystarczy jedna osoba. Jesli pan zechce, moze pan pozniej powycierac.
Jak grzeczne dziecko, postanowil czekac cierpliwie. Kiedy wreszcie doszla do wniosku, ze zawartosc puszki gotowala sie wystarczajaco dlugo, zdjela ja i zgasila gaz.
– To dla mnie rozrywka -zauwazyla. – Ludzie tak sie mecza szykujac sobie jedzenie. Albo tez robia z tego caly rytual, przed ktorym wszystko inne musi ustapic. Smieszni sa. Mnie to daje odprezenie i doskonale sobie z tym radze.
– Widze to – powiedzial. – Pani jest bardzo energiczna. A to swiadczy, ze pani racjonalnie sie odzywia.
Spojrzala znowu na niego i usmiechnela sie. Byl to ten sam niezwykle mily i rozbrajajacy usmiech, jakim obdarzyl go jej brat. Mial wrazenia, ze nagle zupelnie nieoczekiwanie stala sie jego przyjaciolka.
– To swieta prawda – zgodzila sie z nim. – Poprosilabym, zeby pan usiadl, gdyby bylo na czym. Ale zyjemy w spartanskich czasach. A moze ten koszty sie-nadal, gdyby pan go odwrocil?.
Byloby grubianstwem odmowic takiej propozycji, chociaz zetkniecie z ostrym jak noz brzegiem kosza przez cienki material szlafroka odczuwal jak torture. Kiedy usiadl, znowu usmiechnela sie do niego.
– Mialby pan ochote na filizanke herbaty z pokrzywy? Zaraz bedzie gotowa. Smakuje podobnie jak brazylijska lierba mate i ma podobne wlasciwosci.
– Dziekuje pani – Campion zrobil wesola mine, choc wcale, wesolosci nie czul. – Nie bardzo jednak rozumiem, co takiego wlasciwie pani robi?
– Gotuje. – Rozesmiala sie jak mloda dziewczyna. – Moze pana dziwic, ze we wlasnym domu robie to w srodku nocy, ale mam znakomite wyjasnienie. Czy slyszal pan kiedy o czlowieku nazwiskiem Herbert Boon?
– Nie.
– Widzi pan. Malo kto o nim slyszal. I ja tez bym nie uslyszala, gdybym przypadkiem nie natrafila na jego ksiazke na straganie. Kupilam ja, przeczytalam A dzieki niej moje zycie stalo sie znosne. Czy to nie nadzwyczajne?
Poniewaz najwidoczniej oczekiwala odpowiedzi, mruknal cos grzecznie.
Jej oczy, o niespotykanym, zielonkawobrazowym kolorze, i wyraznych teczowkach patrzyly na niego z widocznym zainteresowaniem.
– Uwazam te ksiazeczke za fascynujaca – powiedziala. – Widzi pan, jej tytul jest tak banalny, ze-w pierwszym odruchu ma sie ochote odsunac ja na bok. Brzmi on: „Jak zyc za jednego szylinga i szesc pensow'. Zostala napisana w roku tysiac dziewiecset siedemnastym. Od tamtej pory ceny podskoczyly. Ale nadal to brzmi cudownie, nie uwaza pan?
– Wprost nie do wiary.
– Zdaje sobie z tego sprawe. I dlatego jest to takie nadzwyczajne, ze mimo absurdalnosci, jest tak realne,
– Nie rozumiem..
– No, chodzi mi o temat tej ksiazki. Wezmy na przyklad takie tytuly, jak „Wieczna radosc', albo „Rewolucja tworcza', albo „Cywilizacja i jej minusy', czyz brane doslownie nie sa rownie absurdalne? Oczywiscie, ze tak. Przyszlo mi to na mysl, kiedy bardzo chcialam wiedziec, jak sie utrzymac za bardzo mala sume.
Campion poruszyl sie niespokojnie na swoim koszu. Mial wrazenie, ze prowadzi rozmowe z kims-na drugim koncu tunelu. Istniala rowniez mozliwosc, ze przemienil sie w Alicje z Krainy Czarow.
– Wszystko, co pani mowi, jest bez watpienia bardzo ciekawe – stwierdzil ostroznie. – Ale czy pani to w pelni realizuje?
– Niezupelnie. Boon mieszkal na wsi. Rowniez mial mniej wyszukany gust. Obawiam sie, ze zanadto wrodzilam sie w matke.
Campion przypomnial sobie ze zdumieniem Teofile Palinode, poetke slynna w latach szescdziesiatych ubieglego stulecia. Dostrzegl naw-et podobienstwo. Podobna smagla, zywa twarz, kiedys patrzala na niego z frontispisu malego czerwonego tomiku lezacego na komodzie babki. Panna Jessica bardzo byla podobna do matki, miala nawet takie same loki.
Te rozmyslania przerwal mu jej donosny glos:
– W kazdym razie robie prawie wszystko – oswiadczyla. – Pozycze panu te ksiazke. Daje.odpowiedzi na tyle ludzkich problemow.
– Mam nadzieje, ze tak jest istotnie – przytaknal jej. – A co jest w tym naczyniu? – zmienil temat.