Campion byl zaintrygowany, ale nie dal sie omamic. Nic nie powiedzial i polozyl ostrzegawczo reke na dloni panny Roper, ktora juz zaczerpnela tchu, zeby cos powiedziec.
Jas wyraznie posmutnial.
– Trudno, musze panu wszystko wyznac – rzekl wreszcie. – Kiedys w tym domu mieszkal pewien dzentelmen za ktorym obaj z moim chlopcem, przepadalismy, prawda, Rowley?
– Tak, ojcze. – W glosie mlodego Bowelsa brzmialo przekonanie, ale w oczach malowala sie wyraznie ciekawosc.
– Byl to pan Edward Palinode – ciagnal Jas z wyrazna ulga. – Wspaniale nazwisko na nagrobek. Oznaczal sie imponujaca postawa, nawet mnie troche przypominal. Tegi, wie pan, szeroki w barach. Tacy zawsze pieknie wygladaja w trumnie. – Jasne oczy patrzyly na Campiona raczej w zamysleniu niz z wyrachowaniem. – W pewien zawodowy sposob kochalem tego czlowieka. Nie wiem, czy pan mnie dobrze rozumie?
– O, bardzo dobrze – mruknal Campion i od razu mial ochote zaklac ze zlosci na siebie. Jego ton zdradzil go, co spowodowalo, ze przedsiebiorca mial sie teraz bardziej na bacznosci.
– Rzadko jeden czlowiek rozumie zawodowe ambicje drugiego czlowieka. To ambicja artysty – ciagnal z godnoscia. – Siadywalem w kuchni tej damy i nasluchiwalem, jak padaja bomby, a zeby zachowac rownowage umyslowa, rozmyslalem o swojej pracy. Patrzylem na pana Edwarda Palinode i myslalem sobie: „Jesli umrze przede mna, wyprawie mu wspanialy pogrzeb' i taki mialem zamiar.
– Ojciec naprawde mial taki zamiar – przytwierdzil nagle Rowley, jak gdyby milczenie Campiona dzialalo mu na nerwy. – Ojciec to prawdziwy artysta w swoim fachu.
– Daj spokoj, chlopcze. – Jas najwidoczniej byl zadowolony z tej pochwaly, ale ciagnal dalej: – Niektorzy ludzie rozumieja tego rodzaju rzeczy, inni nie. Pan zrozumie do czego zmierzam. Postapilem zle i do pewnego stopnia zrobilem z siebie wariata. Coz, czysta proznosc, ot co.
– Wierze panu calkowicie – zgodzil sie Campion, ktory az sie trzasl z zimna. – Chce mi pan powiedziec, ze zaryzykowal pan. Prawda?
Radosny usmiech rozjasnil twarz Bowelsa, i po raz pierwszy w oczach jego zablysly przebieglosc i ozywienie.
– Widze, ze znalezlismy wspolny jezyk, prosze pana – powiedzial zrzucajac z siebie komediowa poze jak zbedne ubranie. – Podczas calego wieczoru, jaki spedzilem z poczciwym starym Luggiem, myslalem sobie: „Ten, u kogo pracujesz, to musi byc rowny chlop'. Tak sobie-myslalem, ale nie bylem pewien, widzi pan. Tak, oczywiscie, zaryzykowalem-. Kiedy pan Palinode umarl, bylem pewien, ze dostane to zamowienie. Prawde mowiac, zaczalem to swoje arcydzielo, kiedy po raz pierwszy zachorowal. „Czas nadszedl', powiedzialem sobie, „zaczne teraz, a jesli on nie bedzie gotow, zatrzymam ja'. Nie wiedzialem co prawda?
na jak dlugo, – Rozesmial sie z prawdziwym rozbawieniem. – Proznosc, nic tylko proznosc. Wzialem wymiary w przyblizeniu, a ten stary nudziarz nie chcial jej. Jest sie z czego smiac, doprawdy. On widzial, jak mu sie przygladam, rozumie pan.
Bylo to znakomite przedstawienie i Campionowi bylo bardzo zal, ze musi je zepsuc.
– Sadzilem, ze tego rodzaju… rzeczy robi sie na miare – zaryzykowal.
Jas znalazl sie na wysokosci zadania.
– Owszem, prosze pana, i owszem – zgodzil sie ochoczo. – Ale my, starzy fachowcy, potrafimy ocenic klienta na pierwszy rzut oka. Tak naprawde to ja zrobilem na swoja miare. „Nie jest tezszy niz ja', powiedzialem sobie. „A jesli jest, to pal go diabli!''. To piekna sztuka. Mocny dab. Fornir z hebanu. Gdyby przyszedl pan rano do mego zakladu, to pokazalbym ja panu w pelnym swietle.
– Obejrze ja teraz.
– O nie, prosze pana – odmowa byla grzeczna, lecz stanowcza. – W swietle latarki ani tak z daleka nie mozna jej w pelni ocenic. Pan mi wybaczy, ale to niemozliwe, nawet gdyby pan byl samym krolem Anglii. Nie moge rowniez wniesc jej do domu, poniewaz ktores ze starszych panstwa mogloby zejsc na dol, a tego najmniej bym sobie zyczyl. Nie. Teraz nam pan wybaczy, a na rano pieknie ja wypoleruje. A wtedy pan nie tylko powie: „Mozesz z niej byc dumny, Bowels', ale wcale nie zdziwilbym sie, gdyby pan dodal jeszcze: „Odstaw ja na bok, Bowels. Kiedys w przyszlosci wykorzystam ja, jesli nie dla samego siebie, to dla przyjaciela'. – Jego twarz byla usmiechnieta, oczy wesole, ale pod sztywnym rondem czarnego melonika perlily sie kropelki potu.
Campion obserwowal go z zaciekawieniem.
– Zaraz zejde na dol – powiedzial. – Niech, mi pan wierzy, o tej porze nocy interesy ida najlepiej.
– W ten. sposob pana nie wykorzystamy. – Riposta Bowelsa byla blyskawiczna. – Bierz ja, chlopcze. Bardzo pana przepraszam. Musimy ja przeniesc na druga strone ulicy, dopoki jest ciemno.
Zachowywal sie wspaniale. Ani cienia paniki czy niepotrzebnego pospiechu. Zdradzal go tylko pot.
– Czy Lugg jest u was?
– W lozku, prosze pana. – Niebieskie oczy znowu patrzyly z dziecieca niewinnoscia. – Siedzielismy sobie, gadali, popijajac co nieco i rozmawialismy o mojej nieboszczce zonie, i biednego Magersa wytracilo to zupelnie z rownowagi. Polozylismy go do lozka, zeby sobie wypoczal.
Znajac mozliwosci Lugga w dziedzinie picia alkoholu, jak rowniez jego ograniczona uczuciowosc, Campion byl zdziwiony. Nie dal tego jednak poznac po sobie i zrobil ostatnia probe.
– Mam swojego czlowieka w domu-zaczal. -Jest na sluzbie. Powiem mu, zeby wam pomogl.
Przedsiebiorca okazal duza przytomnosc umyslu. Udal, ze sie waha, i powiedzial wreszcie:
– Nie, prosze pana. To bardzo milo z panskiej strony, naprawde bardzo milo. Ale ja i moj syn jestesmy do tego przyzwyczajeni. Gdyby nie byla pusta, a to co innego. Dobranoc panu. Uwazam za wielki zaszczyt, ze moglismy pana poznac. Mam nadzieje, ze zobaczymy sie rano. Pan mi wybaczy, ze robie tak osobista uwage, ale nie nalezy stac dlugo w otwartym oknie w cienkim szlafroku, bo moge pana widziec wtedy, kiedy pan mnie nie bedzie widzial, jesli, sie dosc jasno wyrazilem. Dobranoc panu. – I zniknal bezszelestnie w ciemnosci.
– To bardzo dobry czlowiek – szepnela panna Roper, kiedy zamykajac okno obserwowala dwie postacie idace ze swym ciezarem powoli.po schodach. Bardzo go cenia na naszej ulicy, ale ja niezupelnie potrafie zrozumiec, co jest w nim w srodku.
– A ja sie zastanawiam, co jest w srodku „Krolowej Mary' – mruknal z roztargnieniem Campion.
– Alez, Albercie, przeciez to trumna. I nie bylo w niej ciala!
– Naprawde nie bylo? Moze tylko jakies niewielkie obce cialo – powiedzial Campion wesolo. – A teraz, cioteczko, poniewaz najwidoczniej zwalczylismy poczatkowa niesmialosc i mozemy rozmawiac od serca, nie wolno dluzej ignorowac smrodu, ktory dolatuje z ciocinej sutereny. No powiedz mi, kochanie, prawde, co sie tam gotuje?
– A niech cie wszyscy diabli! – odparla ze zniecierpliwieniem. – To tylko panna Jessica. Ona to lubi, a innym nie szkodzi. Nie pozwalam jej tego robic za dnia, poniewaz placze mi sie pod nogami i to paskudztwo naprawde bardzo smierdzi. Teraz nawet bardziej niz zwykle.
Campion zastanawial sie chwile. Panna Jessica to byla ta stara kobieta z parku, w kapeluszu z tektury na glowie.
– Ladna ma pani tutaj menazerie – powiedzial. – Co ona robi?
– Pitrasi jakies dziwne rzeczy -powiedziala panna Roper zdawkowo. – Ale to nie sa lekarstwa. Ona to je.
– Co takiego?
– Nie badz niemadry, moj kochany. Ciagle mnie denerwujesz. Mielismy i tak dosyc emocji na dzisiaj. To nazwisko na trumnie wyprowadzila mnie zupelnie z rownowagi, dopoki pan Bowels nie wytlumaczy} wszystkiego. Uwazam, ze Edward Palinode nie powinien byl tak go zawiesc. Jego pogrzeb nie bardzo sie udal, ale juz nic na ten temat nie mowilam. Nie trzeba ranic ludzi, jak jest juz po wszystkim i pozostaje tylko splacic rachunki.
– Ale wracajac do panny Jessiki – Campion udal, ze jest skruszony – co takiego ona tam destyluje?
– Nie destyluje, nigdy nie pozwolilabym na cos takiego w moim domu. – Byla wsciekla i oburzona, – To byloby nielegalne. Jesli nawet zdarzylo sie morderstwo w moim domu, to wcale nie oznacza, ze pozwalam lamac prawo. – Jej cienki glos az zadrzal z irytacji. – Ta stara. kobieta po prostu jest troche stuknieta. Wierzy w nowoczesne metody odzywiania, i tyle. Pozwalam jej robic, co chce, chociaz doprowadza mnie do wscieklosci, kiedy chce jesc trawe i posyla przygotowane przez siebie pozywienie ludziom, ktorzy dwa albo trzy lata temu chcieli ja zabic. „Moze pani robic, co chce', mowie jej,,,a jesli juz tak bardzo chce pani karmic glodnych, to pietro nizej ma pani wlasnego brata, ktoremu kosci stercza przez samodzialowe ubranie. Niech pani jemu to da i oszczedzi sobie fatygi'. A ona powiada, ze jestem ograniczona.
– Gdzie ona jest teraz? Moge pojsc i zobaczyc sie z nia?