– Co takiego? – Inspektor zapomnial o ostroznosci, kiedy uslyszal ten zaskakujacy szczegol w ponurym opowiadaniu chlopca.
– Przescieradlo – upieral sie chory. – Z pewnoscia to bylo przescieradlo. Poza przescieradlem nic nie jest tak biale, chyba tylko obrus. Niosl je starannie przewieszone przez ramie. Zdenerwowalo mnie to bardzo. Poszli do skladu aptecznego i stali tam przez chwile, a ja sobie pomyslalem, ze pewno zadzwonili, poniewaz uslyszalem, jak na gorze otwiera sie okno i ktos sie odzywa, chociaz nie slyszalem, co mowil. I wtedy nagle przescieradlo zniknelo, doszedlem wiec do wniosku, ze weszli do srodka.
– Jestes pewien, chlopcze, ze weszli do apteki?
– Calkowicie. Znam teraz doskonale Apron Street. o kazdej porze dnia i nocy.
Campion nie dopuscil do ewentualnej nietaktownej uwagi inspektora. '
– To bylo wtedy, kiedy uslyszales, jak bije godzina druga? – spytal, uswiadamiajac sobie, ze jego wlasna rozmowa z przedsiebiorca pogrzebowym przez okno salonu Renee musiala sie odbyc troche po trzeciej.
Mike Dunning zawahal sie. Znow uderzyla go niesamowitosc tej sceny, ktorej byl swiadkiem.
– Nie – odparl wreszcie. -Nie. To bylo wtedy, kiedy zobaczylem kapitana i pana Lawrence'a.
– Oni tez tam byli?
– Nie przed skladem aptecznym. Kiedy ci karawaniarze odeszli, przeszedlem na druga strone pod dom Palinode'ow.
– Po co? – spytal Luke.
– Zeby spojrzec na dom Palinode'ow. – Byl tak zmeczony, ze mowil nawet bez gniewu, jednak wszyscy w pokoju, nawet sierzant Dice, udawali, ze nie domyslaja sie jego pobudek. – W pokoju Klytii bylo ciemno, jej pokoj jest od frontu, wie pan, i chyba nie zaryzykowalbym rzucenia kamieniem, gdyby sie nawet palilo. Po prostu chcialem -sie upewnic, ze juz spi. Wlasnie sie odwrocilem, kiedy zobaczylem Lawrence'a Palinode – to jej wuj, najgorszy z nich wszystkich -jak wysunal sie ukradkiem z domu i zszedl po schodach. – Usmiechnal sie chytrze, jak psotne dziecko. – Bylem pewien, ze zobaczyl mnie, ze widzi jak kot w ciemnosci. Ale zaraz zorientowalem sie, ze nie. Na tym rogu ulicy w nocy pali sie tylko jedna latarnia i akurat sie tak zlozylo, ze go oswietlila, kiedy zszedl ze sciezki. Uslyszalem, jak ostroznie przeciska sie przez krzaki, az wreszcie znalazl sie przy tych urnach ze stiuku, ktore tworza ogrodzenie. Nie bylem specjalnie daleko od niego, ale znajdowalem sie v/ cieniu domu. Widzialem tylko czesc jego twarzy, kiedy wychylil sie z krzewow laurowych.
– Gdzie byl kapitan? Razem z nim?
– Nie. On byl z drugiej strony, na Barrow Crescent, przy skrzynce pocztowej. Pan Lawrence obserwowal jego, a ja pana Lawrence'a. Byla to cholernie glupia sytuacja, ale nie smialem nawet drgnac. Nie moglem zrozumiec, dlaczego wszyscy kotluja sie po nocy. Wtedy wlasnie uslyszalem, jak zegar na kosciele katolickim na Barrow Road wybija druga godzine.
– Jak mogl pan rozpoznac kapitana Setena z tej odleglosci?
– Och, oczywiscie ze nie moglem. – Wrodzona pogoda Mike'a zdawala sie powoli wracac. – Przez dluga chwile w ogole nie moglem go widziec. Zorientowalem sie, ze stary Lawrence kogos sledzi, wobec tego czekalem na rozwoj wypadkow. Potem zobaczylem, ze ktos wychodzi z jakichs drzwi, przechodzi kolo skrzynki pocztowej i patrzy w kierunku Barrow Road. Stal tak moze minute, a potem znowu zniknal. W chwile pozniej to sie znowu powtorzylo i cos w postaci tego czlowieka, sposob noszenia kapelusza, wydalo mi sie znajome.
– Czy bylo tak widno, ze pan to wszystko widzial dokladnie? – Inspektor byl wyraznie zafascynowany opowiadaniem Dunninga.
– Tak, juz panom powiedzialem, ze byl polmrok. Wdzialem tylko czarne cienie, a wszystko inne pograzone bylo w szarosci. Kilka razy ujrzalem sylwetke tego wychodzacego czlowieka, az wreszcie nabralem pewnosci, ze to kapitan. To porzadny facet. Klytia lubi go. A wtedy pojawila sie kobieta:.
Campion zobaczyl bialka oczu Luke'a – a moze tak mu sie tylko zdawalo – ktory jednak zachowywal calkowite milczenie.
– Szla czlapiac chodnikiem – ciagnal ochryply glos – i oczywiscie nie widzialem jej twarzy, ale ze sposobu chodzenia wskazywal na to, ze to starsza kobieta, i zauwazylem, ze jest tega, choc byla grubo ubrana. Kapitan podszedl do niej i rozmawial z nia, jakby sie dobrze znali, i stali tak z dziesiec minut. Pomyslalem, ze sie sprzeczaja. Kapitan wymachiwal rekami. Lawrence wprost wisial na ogrodzeniu. Szyje wyciagnal jak bocian. Pewno staral sie uslyszec, co mowia, ale to bylo niemozliwe, nawet gdyby krzyczeli. Wreszcie kobieta odwrocila sie i ruszyla prosto w nasza strone – tak mi sie przynajmniej zdawalo. Ale nie – przeszla na druga strone Apron Street i weszla w zaulek kolo stajen. Kapitan wrocil do domu i pan Lawrence tez. Jestem tego pewien, bo musialem tam tkwic, dopoki sobie nie poszedl.
Charlie Luke podrapal sie w glowe.
– Rzeczywiscie wyglada na to, ze to musial byl kapitan i ze czekal na jakas kobiete. Szkoda, zes jej nie wiedzial. Czy jestes pewien, ze ona weszla w pasaz?
– Calkowicie. Widzialem wyraznie. Tamtedy jest przejscie na Barrow Road.
– Jestes pewien, ze obaj Bowelsowie nie wrocili do pasazu? -
– Nie. Nie mogli tego zrobic. Nie ma tylnego wejscia do apteki, a ja znajdowalem sie najwyzej o dziesiec jardow od wystawy.
– A.potem co sie stalo?
Mike oparl sie o poduszki i juz sie zdawalo, ze pielegniarka kaze im skonczyc rozmowe. Po chwili jednak ozywil sie znowu..
– Zaczalem isc zaulkiem, bo chcialem byc przy motorze. Pod tylnymi drzwiami Bowelsa palilo sie swiatlo i przypomnialem sobie wtedy, ze jego syn mowil mi, ze zatrzymal sie u nich jakis krewny. Wszedlem do szopy cicho, bojac sie, zeby mnie ten krewny nie uslyszal. Motor stal na swoim miejscu. Zamknalem drzwi, zanim zapalilem zapalke, latarki nie mialem.
– Czys zauwazyl kogos?
– Nie, na dole nie bylo nikogo. Wydawalo mi sie jednak, ze slysze jakis szmer na stryszku i chyba cos powiedzialem. Nie pamietam dobrze. W kazdym razie potem juz bylo zupelnie cicho i pomyslalem sobie, ze to pewno halasowaly konie stojace obok w stajni. Nie bylo na czym siedziec, a od kamiennej podlogi ciagnelo wilgocia, wiec doszedlem do wniosku, ze lepiej bedzie pojsc na gore. Bylem cholernie zmeczony, a poza tym musialem sie zastanowic. Do wyplaty zostal mi tylko funt. – Zmarszczyl czolo pod bandazem. – Ale to juz inny problem – powiedzial i usmiechnal sie rozbrajajaco. -.Tym zajmiemy sie pozniej. No, wiec zapalilem zapalke i opuscilem ja, zeby nie zgasla, i zaczalem sie. wspinac po drabinie. I wiecej nie pamietam, wtedy wlasnie pewno ktos mnie rabnal w glowe. Ale kto?
– Moze ta podstarzala dziewczyna kapitana- zazartowal Campion.
Kiedy wstali, Dunning wyciagnal reke w jego strone.
– Niech mi pan przysle Klytie, niech pan bedzie taki dobry – powiedzial cicho. – Musze z nia porozmawiac. Pan nie wie, w jakie moze wpasc tarapaty.
– Wyglada na to, ze to powazna sprawa – odezwal sie Campion do Luke'a, kiedy schodzili po betonowych schodach szpitala spelniwszy uprzednio prosbe chlopca.
– Biedne dzieciaki! – wybuchnal nieoczekiwanie inspektor. – Nikt o nich nie dba, musza wiec same dbac o siebie. – Urwal. – Jak para pijakow – dodal. – No coz, a wiec to nie byli Bowelsowie.
– Raczej nie. – Campiona wyraznie to zdziwilo. – Chcialbym porozmawiac z Jasem.
– Jest do panskiej dyspozycji. – Ja teraz pojde zobaczyc sie z Dobermanem. Tuz przed telefonem ze szpitala, ze Dunning czuje sie lepiej, otrzymalem od niego wiadomosc. Nie mam pojecia, co znowu staremu strzelilo do glowy.
Przy bramie Luke zatrzymal sie przez chwile niepewny i zasmucony. Oczy mial gleboko zapadniete.
– Czy pan sie orientuje, dokad zmierza ta przekleta sprawa?- spytal. – Wiem, ze nie mam ludzi, bo gora zabiera mi polowe, i wiem tez, ze mam trudne zadanie poniewaz Palinode'owie to skomplikowani ludzie, ale czy widzi pan w tym jakis przeblysk swiatla? A moze to ja sie po prostu gubie?
Campion, ktory mimo swego pokaznego wzrostu sprawial wrazenie smuklejszego i nizszego niz jego towarzysz, zdjal okulary i spojrzal na niego lagodnie.
– Och, wszystko we wlasciwym czasie, chlopcze – powiedzial. – Na razie wszystko wydaje sie problemem. Moim zdaniem, trzeba sie skoncentrowac na dwoch wyraznych tropach w tym zawiklanym labiryncie. Pytanie, czy