zeby pisac anonimowe listy. Czy nie-rozumiesz, ze to wszystko, cos tu naopowiadal o mlodosci, wcale sie.do mnie nie odnosi?
– Czytaj, Klytio. – Glos mu sie zalamal. – Zrobilas to i musisz zdac sobie sprawe, jakie to okropne. To twoja jedyna szansa. Zmusze cie, zebys to zrozumiala.
Otworzyla kartke, spojrzala na nia i wyciagnela reke na cala dlugosc.
– Nie mam na to ochoty. – W swoim szlachetnym oburzeniu jeszcze bardziej przypominala panne Evadne. – Czy nie widzisz, ze popelniasz fatalna pomylke? Nie masz najmniejszego prawa tak mnie traktowac. Nie pozwole na to. Natychmiast wez te odrazajaca kartke albo ja wrzuce w ogien..
– Przeczytaj. Przeczytaj mi glosno.
– Nie przeczytam.
– Czytaj!
Charlie Luke wyszedl szybko na srodek pokoju i schwycil list. Byl ogromnie wzburzony.
– Dosyc tego. – W jego glosie zabrzmiala wielka sila.
Wygladal jak aniol zemsty we wspolczesnym moralitecie.
Bylo typowe dla Lawrence'a Palinode, iz nie zauwazyl, ze Luke nie wszedl przez drzwi.
– Nie slyszalem, zeby pan pukal – powiedzial z godnoscia. Byla to zapewne jedyna uwaga, jaka mogla zaskoczyc Luke'a w tym momencie. Otworzyl usta i zamknal z powrotem, bez slowa, jednak jego pelne dezaprobaty spojrzenie bylo jak sztylet.
Stal mierzac wzrokiem Lawrence'a przez jakies pietnascie sekund, zanim spojrzal na Klytie. Byla o wiele bardziej wzburzona niz wuj, ale udawala bute. Gambit Luke'a zaskoczyl ja zupelnie.
– Czy masz jakies ubranie wyjsciowe? – spytal. – Wytworne szmatki, ktore nosisz, jak sie masz spotkac ze swoim chlopcem?
Skinela glowa z poczuciem winy.
– Idz i wloz je. Juz czas, zebys dala temu spokoj, jak myslisz? – Szerokim gestem reki ogarnal zarowno wszystkie rodzinne autorytety, jak tez inwektywy Lawrence'a na temat stanu umyslowego towarzyszacego dojrzalosci plciowej. – Mam w swojej dzielnicy siedemnastoletnie dziewczyny, ktore od kilkunastu miesiecy sa dobrymi zonami i matkami – dodal jakby dla wyjasnienia. Kiedy zwracal sie do Klytii, cechowala go lagodnosc i rozsadek.
Mimo roznicy wieku doskonale ja rozumial. A ona byla tego w pelni swiadoma.
– Oczywiscie, ma pan-racje – powiedziala. – Tak, zaraz sie przebiore.
– Gdzie idziesz? Gdzie idziesz, pytam! – Lawrence ruszyl za nia chwytajac ja za ramie.
Uwolnila sie lagodnie, prawie uprzejmie.
– Zeby wygladac odpowiednio na moj wiek, wujku. Zaraz wracam.
Stal patrzac tepo na zamkniete drzwi, az wreszcie odwrocil sie i dopiero teraz stwierdzil, ze w pokoju znajduje sie rowniez Campion.
20. Duzo slow
– Wcale nie jestem zachwycony panskim wtargnieciem tutaj. Wcale nie. – Lawrence wzruszyl ramionami z oburzeniem, ale zaraz na jego twarzy pojawil sie charakterystyczny, zawstydzony, usmiech. Usiadl przy tym krancu stolu, ktory pelnil role biurka, przewracajac maly kalamarz. Wytarl plame bibula, ktora najwidoczniej trzymal w pogotowiu na takie okazje, i dalej ciagnal swoja przemowe, a glos jego to nabieral sily, to. cichl – jak zepsuty glosnik.
– Odbylem bardzo wazna rozmowe z przedstawicielka mojej rodziny. Prosze nie naduzywac swoich przywilejow zawodowych. Bardzo o to prosze. – Jego dluga czerwona szyja chwiala sie jak -tyczka obarczona ciezarem. – Pan ma moj list, inspektorze. Prosze mi go oddac.
Charlie Luke spojrzal na kartke trzymana w reku.
– Chce pan przez to powiedziec, ze pan to napisal? – spytal bezceremonialnie.. -
Krotkowzroczne oczy rozszerzyly sie z zaciekawienia.
– Ja? Chyba w przystepie aberracji. Ciekawa to teoria, ale nie do utrzymania. Nie. Prosze mi to oddac. W obecnej sytuacji uwazam ten list za dosc wazny dokument.
– Ja rowniez. – Charlie Luke schowal papier do wewnetrznej kieszeni.
Policzki Lawrence'a Palinode pokryly sie czerwonymi plamami.
– To nieuczciwe – zaprotestowal. – Ma pan przeciez wszystkie pozostale listy.
– Skad pan wie?
– Moj drogi panie, to nie sa banialuki. Ludzie ze soba rozmawiaja, a niektorzy nawet czytaja gazety.
Luke byl uparty i ponury.
– Na jakiej podstawie przypuszcza pan, ze list napisala ta Sama osoba, jesli nie widzial pan pozostalych?
– Alez ja je widzialem. Widzialem przynajmniej pierwszy i zrobilem sobie z niego odpis. Pokazal mi go doktor zaraz po otrzymaniu. Kiedy dzisiaj dostalem ten, z poczta, od razu poznalem pismo madame Pernelle.
– Co ja do tego sklonilo? Przed chwila wydawalo mi sie, ze pan oskarzal panne White?
Wyraz nieklamanego zmartwienia przemknal przez te twarz o opuszczonej dolnej szczece, ale Lawrence zaraz sie opanowal i najwidoczniej dokonal odkrycia.
– To musi byc kobieta! – zawolal. – Moze nie uwaza pan tego za tak wstrzasajace, jak ja. – Po chwili potrzasnal glowa. – Zapewne ma pan racje. Wiem tylko, ze to madame Pernelle.
Tego rodzaju oswiadczenie dla celow policyjnych bylo zupelnie niezadowalajace. Grube brwi inspektora zbiegly sie jak chmura gradowa. By i zupelnie oslupialy i na nowo rozgniewany przypomnieniem doznanego zawodu.
Campion doszedl do wniosku, ze nadeszla odpowiednia chwila dla jego interwencji.
– Nie sadze, by nalezalo wplatywac w to animo. – mruknal, dodajac z przekasem: – Policja jest zbyt nieruchawa na stosowanie metod psychoanalizy. Czy pan naprawde.nic nie wie o madame Pernelle, inspektorze?
– Czy nie wiem? Oczywiscie, ze tak! – Luke byl wsciekly. – Prowadzi bar na Suffolk Street, tuz kolo kosciola. Biedna stara! Gruba jak beczka, ale serce ma zlote. Ledwie mowi po angielsku, a juz pisac nie potrafi wcale. Pan Palinode juz przedtem wystapil z tym oskarzeniem.i zajelismy sie tym.
Lawrence westchnal i wzruszyl chudymi ramionami.
Campion usiadl i wyjal papierosy.
– O ile sobie przypominam, la Pernelle to rowniez niezwykle jadowita i agresywna sekutnica u Moliera – mruknal wreszcie.
– W,,Swietoszku'. Dla czlowieka wyksztalconego to jasne jak slonce. – W glosie Lawrence'a brzmialo znuzenie. – Spojrzal na inspektora z lagodnym zgorszeniem. – Bardzo trudno rozmawiac z panem.
– A niech to licho! – mruknal Luke pod nosem.
– Co pana sklonilo do przypuszczenia, ze to panska siostrzenica mogla napisac te listy? – Campion zdjal okulary i mowil tonem konwersacyjnym.
– Wolalbym na to nie odpowiadac.
Pomimo protestujacego chrzakniecia Luke'a Campion wskazal glowa w kierunku tacy na nozkach.
– Czy te wszystkie ksiazki sa z wypozyczalni?
– Niestety, wiekszosc z nich. Moje zasoby finansowe 'nie pozwalaja mi na zakup tylu ksiazek, ile bym chcial.
– Od jak dawna ma pan je u siebie?
– Och, widze, do czego pan zmierza. Od kiedy przeczytalem pierwszy anonimowy list. Naturalnie, trzeba cos niecos przeczytac na dany temat, zanim czlowiek zajmie sie praktyka.
– Oczywiscie. – Campion byl powazny. – Prosze mi wybaczyc, ale czy skoncentrowal sie pan wylacznie na anonimowych listach?
– Oczywiscie.
– Dlaczego?
Ostatni z Palinode'ow obdarzyl, go jeszcze jednym czarujacym usmiechem.