ciezkim, zapewne raczka bata. Woz szybko odjechal Wickham Court Road w kierunku pomocnym. Skonczylem.

– Do licha! Teraz on wie- Campion powiedzial to z gniewem. – Wyladuje przy pierwszej sposobnosci.

– Wickham Court Road… Przeciez my go juz prawie mamy! – Yeo az podskoczyl na swoim miejscu. – Nie jedzie tak szybko jak my, zeby nie wiem, jaki mial naped. Tedy, panie kierowco. Teraz w lewo, prawie juz polnoc. Uszy do gory, Campion. Zaraz go zlapiemy, chlopcze. Zlapiemy go, to nie ulega watpliwosci.

Kiedy skrecili, wiatr uderzyl mocno w szyby i zalal je fala wody. Yeo pochylony nad plecami kierowcy wpatrywal sie w pola oczyszczone przez wycieraczki.

– Teraz w prawo i znowu w lewo… Tak, dobrze. Co to za rusztowania? Niech pan zwolni. Jestesmy teraz na

Wickham Hill Wickham Court Road jest po lewej stronie. To bardzo dluga ulica i budka policyjna jest pewno o jakies cwierc mili stad. Przejechac musial tedy nie wiecej niz piec minut temu, A teraz, Luke, moj chlopcze, powiedz, ktora droge wybral? Nie chce nas spotkac. Gdyby pojechal w lewo, w kierunku Hoilow Street i linii tramwajowej, wpadlby na nastepnego policjanta jak amen w pacierzu, wobec tego mamy do wyboru alternatywe: Poily Road, ktora jest stad o jakies piecdziesiat jardow, albo ta mala uliczka. Nazywa sie Rose Way, przecina potem Legion Street.

– Niech pan chwile zaczeka. – Campion otworzyl drzwiczki i kiedy samochod sie zatrzymal, wysliznal sie na deszcz. Byl w swiecie szumu, deszczu i cegiel. Rusztowanie stojace z dala od tymczasowego ogrodzenia, wznosilo sie z jednej Strony ponad jego glowa, a z drugiej byly staroswieckie jednopietrowe domki. Nasluchiwal, by pochwycic jeden, niezwykly dzwiek, tak rzadko spotykany w naszej zmechanizowanej epoce.

Luke cicho stanal obok niego, wysunawszy podbrodek do przodu… Fala deszczu zupelnie go zaskoczyla.

– Nie zaryzykuje dalszej jazdy. Bedzie wyladowywac. – Campion powiedzial to bardzo cicho. – A potem czmychnie.

Glosnik w wozie odezwal sie tak wyraznie, ze az obaj drgneli. Bezosobowy komunikat zabrzmial zdumiewajaco wsrod ciszy nocnej:

– Centrala wzywa Q23. Wiadomosc dla inspektora Luke'a. Uwaga, Joseph Congreve, zamieszkaly Terry Street 51 B, zostal znaleziony w ciezkim stanie po zamachu na jego zycie. Zamknieta w szafie w pokoju na pietrze w filii banku Clougha, na Apron Street, o godzinie zero zero. Skonczylem.

Kiedy komunikat skonczyl sie, Luke chwycil Campiona za rekaw. Trzasl sie z wrazenia i rozczarowania.

– Apron Street! – wybuchnal rozgoryczony. – Apron Street! Wargacz na Apron Street. Coz, u, licha, wobec tego robimy tutaj?

Campion stal bez. ruchu jak posag. Podniosl reke, zeby go uciszyc.

– Niech pan slucha..

Z odleglego kranca uliczki, ktora Yeo nazwal Rose Way, dobiegaly jakies dzwieki. Kiedy czekali, halas narastal, az wreszcie zdawal sie przepelniac cale powietrze. W ich kierunku zblizal sie galopujacy kon, slychac tez bylo turkot ogumionych kol.

– Przerazil sie Legion Street. Nie chcial spotkac policji i zawrocil. – Campion z podniecenia mowil bardzo niewyraznie. – O Boze, jednak nam sie udalo. Szybko, panie kierowco, szybko. Nie dajmy mu uciec!

Samochod policyjny zatarasowal wylot uliczki w momencie, kiedy w huku zelaznych podkow ukazal sie woz do przewozenia trumien.

26. Rekwizyty do sztuk magicznych

Przedsiebiorca pogrzebowy sciagnal gwaltownie lejce w momencie, gdy spostrzegl niebezpieczenstwo. Ulica byla za waska, zeby mogl zawrocic, zrobil wiec to, co mu do zrobienia pozostalo. Zatrzymal klacz, ktorej boki parowaly w deszczu. Z wysokiego kozla patrzyl pytajaco na woz policyjny, a z ronda jego sztywnego kapelusza splywala ciurkiem woda.

– Alez to pan inspektor Luke – powiedzial przyjaznie, choc ze zdziwieniem. – Okropna pogoda, prosze pana. Mam nadzieje, ze nie zepsul sie panu samochod?

Luke schwycil klacz za uzde.

– Zsiadaj, Bowels!

– Alez oczywiscie, jesli pan tak kaze, panie inspektorze. – Udajac wielkie zdumienie zaczal rozwijac warstwy cerat, ktore go okrywaly.

Tymczasem Campion po cichu podszedl z drugiej strony i wyjal z obsady ciezki bat. Stary czlowiek spojrzal na niego ze zrozumieniem.

– Panie inspektorze – zaczal mowic, schodzac powoli.- chyba rozumiem, o co panu idzie. Mial pan skarge od jednego ze swoich ludzi.

– Porozmawiamy o wszystkim w komisariacie – powiedzial inspektor z kamiennym spokojem.

– Ale ja chcialbym cos wytlumaczyc, prosze pana… nie jestesmy przeciez obcy ludzie. – Slowa, te zostaly wypowiedziane rozsadnie i z pewna godnoscia. – Ten policjant wyskoczyl na mnie -nagle. Jak wariat, a przeciez ja nie lubie nikomu robic klopotu. Z poczatku, w deszczu, nie zobaczylem munduru, a ze jestem nerwowy, uderzylem go. Po to, zeby mu uratowac zycie, to fakt. Klacz sie przestraszyla i dopiero teraz udalo mi sie ja uspokoic. Poniosla mnie z pol mili, dlatego tu sie znalazlem, powinienem jechac zupelnie inna droga, i tak bym zrobil, gdyby nie poniosla.

– Wszystko to pan opowie w komisariacie.

– Dobrze, panie inspektorze. Ale zachowuje sie pan zupelnie inaczej niz zwykle. Jak Boga kocham, a to co takiego?

Halas dobiegajacy z tylu jego wozu zaniepokoil go. To Campion zamknal klape, ktora mocowalo sie na sruby z nakretkami, a otwieralo do gory jak pianino. Kiedy wrocil z powrotem do nich, Jas sie usmiechnal.

– Jak pan widzi, wypelniam obowiazki zawodowe – powiedzial z przejeciem. – Pewien dzentelmen zmarl w lecznicy i ma byc pochowany u swego syna. Firma, do ktorej sie zwrocono, nie mogla go przewiezc dzisiaj wieczorem, a w lecznicy nie mogl zostac, wiec zwrocono sie z tym do mnie. Podjalem sie tego. W moim fachu trzeba zawsze okazywac dobra wole.

– Pospieszmy sie. – Z ciemnosci wynurzyl sie Yeo i wzial konia za uzde. -_ Wez go do samochodu, Charlie.

– Tak jest, prosze pana, juz ide. – Jas robil wrazenie raczej urazonego niz zmartwionego. – Czy ktorys z panow potrafi powozic? Klacz to nie motor. Prosze mi wybaczyc, ze o to pytam, ale ona sie przerazila i nie dowierzalbym jej za bardzo.

– Niech sie pan tym nie martwi. Sam bede powozil. Prosze wsiasc do samochodu. – Glos nadinspektora, pelen autorytetu, nie byl jednak wrogi, i przedsiebiorca pogrzebowy od razu zorientowal sie, ze wywarl na nim pewne wrazenie.

– Bardzo prosze – zgodzil sie uprzejmie. – Jestem do panskiej dyspozycji. Czy mam isc pierwszy, panie Luke?

Bez slowa wsiadl do furgonetki i opadl na miejsce oproznione przez Yeo. Kiedy zdjal ociekajacy woda kapelusz, znalazl sie twarza w twarz z Luggiem. Najwyrazniej byl tym zaskoczony, jednak nic nie powiedzial. Piekna siwa glowe w aureoli wijacych sie wlosow trzymal podniesiona wysoko, ale jego twarz nie promieniala juz agresywnym zdrowiem, a oczy mialy zamyslony wyraz.

.Procesja natychmiast ruszyla w droge; powozil Yeo, obok niego na kozle siedzial Campion Wiatr wiejacy teraz z tylu dal w ceratowe plachty, ktore tworzyly wokol ich ramion czarne skrzydla. W swietle lsnily i trzepotaly jak zagle, stwarzajac zludzenie, ze czarny woz porusza sie z niezwykla szybkoscia.

Mijali skapane w deszczu miasto i gdy w milczeniu wracali ta sama droga do komisariatu na Barrow Road, w obu pojazdach panowal nastroj narastajacego podniecenia.

Na miejscu Luke przekazal zatrzymanego policjantowi, ktory wybiegl im na spotkanie, a potem w towarzystwie Lugga podszedl do wozu, ktory wlasnie sie zatrzymal.

– Zachowuje sie bardzo spokojnie – stwierdzil bez zadnego wstepu.

– Ja tez sobie to pomyslalem. – W glosie- Yeo brzmiala niepewnosc, obaj spojrzeli na szczupla postac Campiona, teraz prawie niewidocznego w ociekajacej woda pelerynie z ceraty.

Вы читаете Jak najwiecej grobow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату