Uslyszala, ze glos jej syna lekko zadrzal i poczula sie tak, jakby ktos zacisnal jej wokol serca czarna line.
Uslyszala jeszcze na tasmie jak Olivia mowi:
– W porzadku, Tommy. Wystarczy. Dziekuje.
A potem klikniecie i chwila ciszy, zanim Olivia odezwala sie znow do sluchawki.
– No jak, Megan, bolalo? Nie odpowiedziala.
– Dziewczynki?
Karen i Lauren mialy dosc rozumu, by trzymac jezyk za zebami.
– Mysle, ze musialo – stwierdzila Olivia. Megan wziela gleboki oddech.
– Punkt dla ciebie – powiedziala. – Co dalej?
– Opowiedz Duncanowi – wyszeptala Olivia. – Tak zeby dobrze zrozumial.
– Kiedy zadzwonisz?
– Kiedy bedzie mial pieniadze.
– A skad to bedziesz wiedziala? – Bede.
– Ale…
– Do widzenia, Megan. Do widzenia, dziewczeta. A przy okazji pomyslcie: oni sa uwiezieni zaledwie od czterdziestu osmiu godzin. A ja bylam w takiej sytuacji przez osiemnascie lat.
Olivia odwiesila telefon, sluchawka az trzasnela na widelkach.
Cholera! zaklela w duchu. Niech to szlag! Miala paskudne wrazenie, ze zrobila cos zlego, ale nie mogla uswiadomic sobie co. Powoli podeszla do swego samochodu, przez ciemnosc i ziab wieczoru, odgrywajac wszystko ponownie w swojej glowie i myslac: Musze panowac nad soba.
Megan jeszcze przez chwile trwala w bezruchu, wsluchujac sie w szum w sluchawce. Glos syna przenikal ja wciaz zwielokrotnionym echem. Zacisnieta piescia uderzyla gniewnie w blat stolika. Wyobrazila sobie Tommy'ego, samego w ciasnym pomieszczeniu, i rozpaczliwie zapragnela wyciagnac ku niemu rece. Zupelnie nieoczekiwanie naszlo ja dziwne wspomnienie chwili, w ktorej dowiedziala sie od lekarza, ze istotnie, tak jak podejrzewala, jest w ciazy. Ta wiadomosc wywolala w niej podniecenie i konsternacje zarazem; jej zycie z Duncanem i dziewczynkami bylo tak uporzadkowane i bliskie idealu, ze az przestraszyla sie, iz nowe dziecko zniweczy te cudowna symetrie w rodzinie. Teraz chcialo jej sie smiac na mysl, jaka byla naiwna. Wtedy nie bylaby w stanie nawet wyobrazic sobie, do jakiego stopnia Tommy mial to wszystko zniweczyc. Ale dziewczynki, pomyslala, patrzac jak wracaja do kuchni, byly dziecmi mojej mlodosci. Tommy zas to dziecko mojej dojrzalosci. To on, a nikt inny, zasygnalizowal moje prawdziwe poczatki. Byl produktem ustatkowanej, solidnej, doroslej milosci, a nie gwaltownej, szalonej namietnosci naelektryzowanych mlodych kochankow. Gdybym go utracila, utracilabym wszystko, co dotad zbudowalam.
Podeszla do dziewczat, byly blade, lecz nieugiete. Popatrzyla na nie znaczaco, po czym objela je ramionami.
Poczula, jakby cos w niej peklo i rozbilo sie, jak skorupka jajka, z ktorej wylonilo sie cos zupelnie nowego.
Mocno przytulila corki i pozwolila, aby rozgorzaly w niej czarne, mordercze mysli.
Czesc osma. PIATEK
Krotko przed switem Duncan usiadl na podlodze w pokoju Tommy'ego po raz setny wpatrujac sie w liste. W domu bylo cicho, pominawszy zwykle skrzypniecia i szelesty ciemnosci, stuk wlaczajacego sie systemu ogrzewczego, szuranie galezi drzew o szyby, westchnienia dobiegajace z sypialni blizniaczek, spiacych, jak widac, niespokojnie.
– Zrobie to – szeptal sam do siebie.
Polozyl liste na lozku Tommy'ego i wstal. Ostatnie godziny przed porankiem zawsze sa najtrudniejsze. Pamietal te chwile, kiedy kolysal syna w ciemnosciach poprzedzajacych brzask, tulil go w uscisku, gdy chlopiec popychany i szarpany przez zamet wewnetrzny uniosl sie gdzies, w jakies niedosiezne miejsce. Czasami byla to niemal walka fizyczna – powstrzymywanie napiecia, jakie sciskalo kleszczami jego syna.
Wzrok Duncana powedrowal na blat biurka Tommy'ego. Wzial do reki bialo-brazowa, nakrapiana skorupe zolwia i obracal ja bez konca, gladzac sucha, szorstka pokrywe. Skad on to wzial, zastanawial sie. Co ona dla niego oznacza? Odlozyl skorupe i podniosl odlamek skaly przeciety na polowe, ukazujacy fioletowo-biale wnetrze. A jaki sekret kryje sie w tym? Dwa tuziny zolnierzykow ustawionych w szeregach naprzeciw siebie – rycerze pomiedzy figurkami z czasow Wojny Domowej i komandosami – przemieszanych w jakiejs historycznie niedorzecznej konfrontacji. A ty, po ktorej stronie jestes, Tommy?
Duncan czul sie znuzony i wyczerpany – nagle to wrazenie ustapilo, jak fala biegnaca przez piasek. Wyciagnal dlonie przed siebie i zapytal. Kim ty wlasciwe jestes?
Bankierem.
Nie, nieprawda.
Alez tak. Jestem biznesmenem, ojcem i mezem.
Kim jeszcze?
To wszystko.
Kim?
Nikim wiecej!
Klamca.
Istotnie. Klamie sam przed soba.
Spojrzal na kartke papieru lezaca na lozku. Zawierala kazdy szczegol przestepstwa, jakie planowal. A wiec jestem takze przestepca. Jestem nim od pamietnego dnia w Lodi. Przestepca zawsze tkwil we mnie czekajac na odpowiedni moment, zeby wydostac sie na swiat.
Duncan przeczaco pokrecil glowa. Oni ukradli moje dziecko. I ja musze je odzyskac. Dlaczegoz mialbym pozwolic, zeby cos stanelo mi na przeszkodzie?
Pomyslal o swojej matce, o Megan, wreszcie o Olivii. Trzy kobiety w moim zyciu. Matka byla taka bezosobowa i daleka, taka uporzadkowana, niemal staropanienska, bez sladu entuzjazmu. Megan natomiast cala wibrowala wypelniona barwa, sztuka i spontanicznoscia. Byla wszystkim, czego nie bylo w mojej matce. A Olivia, kim byla ona? Niebezpieczenstwem, buntem, furia.
Duncan przypomnial sobie, ze kiedy ja pierwszy raz zobaczyl – bylo to w miasteczku uniwersyteckim, podczas demonstracji przeciwko werbunkowi prowadzonemu tam przez CIA – szla na czele falangi studentow maszerujacych ulica, skandujacych polityczne hasla, wymachujacych transparentami, a potem bioracych szturmem hali budynku administracyjnego, wprawiajacych w poploch sekretarki, urzednikow i personel uniwersytecki wykrzykiwanymi przeklenstwami. Fiolki owczej krwi rozpryskiwaly sie na biurkach. Papiery fruwaly pod wplywem gwaltownych przeciagow. Wszedzie panowal chaos i nielad, ktore wzmoglo jeszcze przybycie policji. Alez ona jest naladowana, opetana, myslal. Wszystko, czego dotknela, wybuchalo plomieniem, jakby byla z jakiegos latwo palnego materialu. I to mnie nieodparcie do niej popychalo; podczas wiecow SRSD *, antywojennych prelekcji, demonstracji, koncertow, a w koncu na malych, tajnych zgromadzeniach w ciemnosciach nocy, przy winie i marksistowskich rozprawach, w oparach dymu papierosowego i w rewolucyjnej aurze.
Duncan ciezko usiadl na lozku Tommy'ego, myslac o tym, ze wtedy wszystko bylo proste. To bylo sluszne, a tamto zle. Bylismy spelnieniem najgorszych koszmarow naszych rodzicow. Przypomnial sobie, jak pierwszy raz