uwagi, jedynie parl do przodu, slyszac stukot wlasnych stop na drewnianej podlodze. Wiedzial, ze Lewis biegnie tuz za nim, wyczuwal instynktownie jego wyciagniete ramiona. Wykonal unik, chwycil porecz schodow, owinal sie wokol slupka. Poczul, ze jego sweterek wyslizgnal sie z palcow Lewisa, ktory potknal sie i upadl z lomotem klnac ze wsciekloscia. Spojrzal w dol. Olivia i Ramon wbiegali juz na schody z bronia gotowa do strzalu. Odwrocil sie i zobaczyl, ze Lewis podnosi sie i probuje dopasc go z tylu. Uskoczyl, przemknal sie obok niego, a dryblas znowu sie zachwial i upadl wybuchajac potokiem przeklenstw. Tommy pognal korytarzem do sypialni, zatrzasnal za soba drzwi i pobiegl prosto do okna.
– Zastrzele go, cholera! Zastrzele! – wrzeszczala za nim Olivia.
Nie zwazajac na jej krzyk walczyl z oknem jak oszalaly, probujac je otworzyc. Ponizej widac bylo wystajacy daszek, w oddali – ciemny zarys lasu i ciezkie, szare, pokryte chmurami niebo. Slyszal swoj ciezki oddech, jakby pochodzil od kogos innego. Scigajacy go tloczyli sie juz w drzwiach, Tommy czul ich wscieklosc na plecach.
I wtedy rozlegl sie ogluszajacy wystrzal z pistoletu. Szarpnal chlopcem i rzucil go na podloge. Tynk i drzazgi drewna eksplodowaly tuz przy jego glowie, sypiac sie na niego jak deszcz.
Zabili mnie, pomyslal, zanim zorientowal sie, ze jednak zyje. Slyszal, jak dziadek ryczy z furia:
– Zostawcie go! Sadysci! Zabije was, jesli mu cos zrobicie. I natychmiastowa odpowiedz Olivii:
– Z drogi, stary, bo ja cie zabije.
Glosy wydawaly sie mieszac ze soba, wrzaski bolu, wscieklosci i przeklenstwa wypelnialy pokoj, laczac sie z zapachem kordytu i poglosem strzalu. Tommy uswiadomil sobie nagle, ze on tez krzyczy piskliwie jedno slowo, ktore przebija przez caly zgielk:
– Do domu!
Tommy sprezyl sie, umykajac przed rekami ktore byly tuz-tuz i wskoczyl na krzeslo. Spieszyl do okna, myslac tylko: 'Zbic szybe! i skoczyc!'. Nagle poczul, ze czyjas reka lapie go za kolnierz i ciagnie w tyl. Inne rece chwycily go za ramie i sciagnely w dol, a krzeslo umknelo mu spod rak i upadlo z hukiem na podloge. Zalala go fala goracej wscieklosci.
Wiedzial, ze trzesa nim, okladaja go piesciami, miotaja jak niepotrzebnym lachmanem, grzmoca i kopia.
Zdazyl jeszcze rzucic krotkie spojrzenie przez okno, na blysk blekitu nieba, ktory przedarl sie przez zaslone chmur i natychmiast zostal przez nie polkniety. Warto bylo zobaczyc to, bez wzgledu na to jak mocno i okrutnie go bija. Skulil sie, probujac oslonic przed padajacymi na niego razami, zamknal oczy, zaslonil rekami uszy, zeby nie slyszec ich glosow. Stwierdzil: Teraz mnie zabija. Mial nadzieje, ze dziadek opowie rodzinie, ze probowal ucieczki, i ze beda z
Megan nie byla w stanie usiedziec w biurze. Kolysala sie na krzesle, bezustannie myslac o Olivii.
Pamietala jej glos – niski, lekko schrypniety, co oniesmielalo kobiety i zachwycalo mezczyzn. Pamietala jej wlosy, bujne jak lwia grzywa, i jej olsniewajaca urode. Rozumiala, na czym polegala jej wielka przewaga: otoz Olivia potrafila uknuc najbardziej niedorzeczna intryge i przedstawic ja tak, iz wykonanie planu wydawalo sie tak proste i zwyczajne, ze od razu chcialo sie, wrecz musialo sie brac w nim udzial.
W przyplywie naglej wscieklosci omal nie uderzyla piescia w stol. Jak moglam byc taka tepa? – pomyslala.
Moglam, poniewaz wciaz nie bylam dorosla.
Przypomniala sobie ich dom w Lodi. Powinnam byla opuscic to miejsce i zmusic do tego Duncana. Powinnam sie tego domagac. Ale Olivia na wszystko miala gotowa odpowiedz, zawsze uprzedzala wszelkie watpliwosci. Tak jakby w ogole nie brala pod uwage, ze ktos moglby miec cos do powiedzenia w kwestii jej projektow; wszystko albo musialo byc zgodne wylacznie z jej planem, albo nie bylo w ogole warte zachodu. Pamietala, jak omawiali droge ucieczki, tam i z powrotem, setki razy, dopoki Olivia nie nabrala pewnosci co do wszystkich szczegolow, nawet co do czestotliwosci zmiany swiatel ulicznych. Kiedy Megan niesmialo sprobowala zasugerowac inna ulice, Olivia calkowicie zignorowala te uwagi. I to wlasnie bylo bledem. Wszystko, co robilismy, bylo bledem. Nasze pomysly byly bledne. Prawde mowiac w ogole nie wiedzielismy, co robimy, chociaz wszystko wydawalo sie tak dokladnie i starannie zaplanowane. A bylo tylko iluzja.
Ktos zapukal do drzwi i otworzyl je. Para jej wspolpracownikow wkladala w korytarzu plaszcze.
– Meg? Idziesz z nami na lunch? Megan pokrecila przeczaco glowa.
– Nie, dziekuje. Wystarczy mi na dzisiaj jogurt.
– Na pewno nie pojdziesz z nami?
– Dzieki, ale nie.
Drzwi sie zamknely i zostala sama ze swoimi myslami. Dom w Lodi, znienawidzony, brudny, walacy sie i ohydny, a my wszyscy uwazalismy go za miejsce szczegolne, bo stale sami siebie oszukiwalismy. Przypomniala sobie, jak pojechala do biura wlasciciela razem z Olivia, ktora zaplacila gotowke za dwa miesiace z gory, kokietujac go przy tym co nieco. Pamietala, jak Olivia kladla wczesniej nacisk na ich wyglad; mialy udawac pare hippisek, majacych swoich chlopakow – hippisow. Nalegala, by Megan byla bez biustonosza, w luznym kolorowym podkoszulku. Takie nieszkodliwe szczeniaki, calkiem opetane przez caly ten niewinny 'pokoj, milosc i kwiaty', a najgorsze, co moglyby zrobic, to popalanie marihuany albo okazjonalne zazycie porcyjki kwasu. Bylo to czescia ich przebrania. Pamietala, jak Olivia pouczala ich, jak udawac kogos innego niz sie jest w rzeczywistosci. To byl klucz do ich planow. Pamietala, jak wlasciciel, sympatyczny mezczyzna w srednim wieku, oblal sie rumiencem az po czubek lysej glowy, kiedy z nim flirtowaly, zachwycony paplanina mlodych kobiet. Dal sie calkowicie omamic.
Nagle Megan wyprostowala sie na krzesle.
Fragmenty wspomnien i strzepy rozmow zawirowaly jej w glowie.
Dlaczego Lodi? Dlaczego to miejsce bylo takie istotne?
Tam byl bank.
A dlaczego wlasnie ten dom?
Poniewaz Olivia nalegala, zeby byl blisko miejsca akcji. Chciala byc blisko sceny.
Dlaczego?
Zeby moc ja latwiej poznac. Dowiedziec sie wszystkiego, co tylko mozna, o banku i przewozie pieniedzy z zakladow chemicznych.
Po co?
Zeby Olivia zawsze wszystko miala pod swoja kontrola. Zeby mogla wszystko przewidziec. To mialo dla niej nadrzedne znaczenie.
Ale co to wlasciwie oznaczalo?
Wiedziala, ze to oznaczalo wszystko. Ze rowniez teraz zaplanowala wszystko dokladnie. Doskonale zna rozklad pracy Duncana w banku, wie kiedy blizniaczki wracaja ze szkoly. Musiala wiedziec, kiedy sedzia odbiera Tommy'ego ze szkoly, a kiedy chlopiec wraca sam autobusem. Wiedziala, gdzie jest moje biuro i gdzie chodze na lunch. Wiedziala doslownie wszystko, poniewaz sie nie zmienila. Jest wciaz ta sama Olivia. Tyle ze teraz my jestesmy bankiem i ona nas dokladnie lustruje.
A wiec, gdzie moze byc teraz?
W jakims domu podobnym do tego w Lodi. Domu, ktory wynajela dwa – trzy miesiace temu, zaplacila gotowka i udawala kogos innego.
Jest gdzies blisko. Chociaz nie tak blisko, bysmy mogli zwrocic na nia uwage. Jest w domu, skad moze nas osiagac, kiedy tylko chce i czuje sie bezpieczna w ukryciu, kiedy tego nie chce. Gdzie moglaby ukryc sedziego i Tommy'ego. W kazdym razie z cala pewnoscia nie jest daleko.
Megan wstala, jak w transie, przytloczona oczywistoscia tych spostrzezen. Podeszla do regalu stojacego w rogu pokoju i wyjela kilka duzych skoroszytow. Na kazdym wytloczony byl zlotymi drukowanymi literami napis: SPIS USLUG GREENFIELD MULTIPLE – Greenfield, Westfield, Deerfield, Pelnam, Shutesbury, Sunderland i okolice – LIPIEC/SIERPIEN, WRZESIEN/PAZDZIERNIK, LISTOPAD/GRUDZIEN, WYNAJEM I SPRZEDAZ.
Usiadla powoli za biurkiem, otworzyla gorna szuflade, wyjela szczegolowa mape okolicy i rozlozyla ja na pulpicie. Nastepnie z namaszczeniem wyjela ze stojacego obok telefonu pojemnika dobrze zaostrzony olowek. Ostroznie dotknela czubka wyobrazajac sobie, ze to szpada. Przed soba polozyla bloczek, zastanowila sie trzymajac olowek w palcach. Chwile odczekala starajac sie uspokoic nerwy.
A wiec jestes tutaj, Olivio. Znam twoje mysli, tak samo jak swoje, tylko dotad nie zdawalam sobie z tego sprawy. Jednak nie pomyslalas o wszystkim, chociaz sadzisz, ze tak jest. Nie wzielas pod uwage jednego elementu w tym rachunku: ze to jest moje terytorium.