– Nie, nie… Mam nadzieje, ze zwalcze te cholerna grype przez weekend. Czasami mam wrazenie, ze cala zime bede kaszlal i kichal…

Zapial plaszcz i wzial teczke. Rozejrzal sie wokol, jakby szykowal sie do wyjscia.

– Powinien pan lepiej dbac o siebie. Usmiechnal sie z przymusem.

– Moze Megan zarobi na sprzedazy nieruchomosci tyle, ze bedziemy mogli przeniesc sie na Bahamy. Prowadzilbym tam male, nielegalne operacje bankowe, to takie mile i zyskowne zajecie. Co o tym myslisz, Doris? Pojechalabys z nami?

Sekretarka usmiechnela sie do niego.

– Wedlug prognozy pogody dzis w nocy nastapi spadek temperatury i bedzie szron. Mysle, ze dalabym sie skusic, jesli w dodatku moglabym zabrac ze soba moje koty…

Duncan ponownie rozesmial sie w drzwiach. Przymknal je i udal, ze siega pod plaszcz po kluczyki, po czym odwrocil sie do Doris.

– Zmykaj do domu, gdy tylko skonczysz. Jestem ci bardzo wdzieczny.

– W porzadku – odparla. – Do zobaczenia w poniedzialek.

– Zapomnialem zgasic lampke na biurku. Ide wylaczyc. Do zobaczenia w poniedzialek.

Patrzyl, jak odwrociwszy sie ruszyla w kierunku kopiami. Ukradkiem zerknal dookola, upewniajac sie, ze nikt go nie obserwuje, i biorac gleboki oddech, wslizgnal sie z powrotem do gabinetu. Cicho zamknal drzwi, zgasil lampke i zamarl na moment w bezruchu rozmyslajac: Zapamieta mnie, jak stoje tu, w plaszczu i kapeluszu, gotowy do wyjscia.

Straznik przejdzie przez pokoje biurowe, sprawdzajac czy wszyscy wyszli, zanim uruchomi wykrywacz ruchu. Potem wyjdzie przez drzwi frontowe, zamknie je na podwojny zamek i uruchomi czujnik. I nawet nie obejrzy sie za soba na odchodnym, pewny, ze wszystko jest zabezpieczone. A jesli ktos zlamalby zewnetrzny alarm, mialby zaledwie pol minuty, by zlokalizowac i unieszkodliwic system wewnetrzny. Male szanse.

Nikt jednak nie bedzie podejrzewal, ze mozna to zrobic w odwrotnej kolejnosci.

Mial krople potu na czole.

Uda sie. Jestem pewien.

Zdjal plaszcz i kapelusz i cisnal je w kat. Uklakl i poczolgal sie do biurka. Wcisnal sie pod nie, trzymajac teczke na kolanach. Na luminescencyjnej tarczy zegarka widzial, ze jest dopiero pare minut po szostej, musial wiec troche poczekac. Pomyslal z ironia, ze chowa sie teraz w gabinecie: przeciez faktycznie chowal sie tutaj przez osiemnascie lat.

Swoje mysli skoncentrowal teraz na planie, jaki postanowil zrealizowac, oraz na swoim synu. To go zmobilizowalo, otrzezwilo, tak wiec gdy po polgodzinie poczul, ze zaczynaja mu cierpnac nogi, czul wylacznie niewygode, lecz nie bylo w nim ani krzty poczucia winy.

Probowal zajac sie czyms wsluchujac sie w ostatnie minuty dzialalnosci banku, ale niczego nie uslyszal. Bal sie poruszyc; nie wiedzial, czy straznik otworzy drzwi do pokoju i z powrotem je zamknie, czy tylko poruszy klamka. To zalezy, pomyslal, czy czeka na niego kolacja, czy nie. Bal sie tez, ze ktos moglby wylowic jakis ruch, gdyby spojrzal w kierunku ciemniejacego budynku idac na parking. Staral sie rozetrzec cierpnace nogi. Bol powoli ustepowal. Spojrzal na zegarek wyobrazajac sobie, co sie dzieje na zewnatrz. Ostatni klienci pewnie wlasnie wychodza, kasjerzy zamykaja szuflady z gotowka, sprawdzajac cyfry na komputerach. Kiedy skoncza, glowny kasjer wylaczy siec komputerowa. Potem wicedyrektor skontroluje zamkniecie sejfu. Wszystko bedzie sie dziac w pospiechu – nikt nie lubi, kiedy na niego przypada dyzur w piatkowy wieczor. Do czyjegos czasu podchodzono z niecierpliwoscia, tak jakby poczatek weekendu zalezal od jakiegos kaprysu. Wszystko nadzorowal straznik, ktory – gdy wszyscy opuszcza bank – rozpocznie swoj obchod.

Duncan zastanawial sie, co go dotad zatrzymalo.

I w tym momencie zamarl. Uslyszal, ze ktos porusza klamka. Drzwi zadrgaly, kiedy straznik pchnal je, by sprawdzic, czy sa zamkniete.

Nie wchodz do srodka, blagal Duncan. Nie wchodz.

Wstrzymal oddech i staral sie powstrzymac drzenie nog. Serce walilo mu mocno, mial wrazenie, ze ten odglos przebija sie przez dzwiekoszczelne bariery, rozchodzi sie echem po calym budynku i wskazuje straznikowi kryjowke Duncana.

Duncan odetchnal, gdy straznik odszedl od drzwi.

W porzadku, sprawdz teraz nastepne. Do pokoju starego Phillipsa.

Czekal, czas saczyl sie z wolna, unoszac go plynnie. Tak jakbym tonal, pomyslal.

Wyobrazil sobie straznika, stojacego teraz posrodku glownej hali, przenikajacego caly bank wzrokiem. Za moment ruszy w kierunku sciany, gdzie zainstalowany jest wewnetrzny alarm.

Sila wyobrazni Duncan widzial, jak wybiera siedmiocyfrowy kod na plytce.

Pospiesz sie! Duncan poganial go. Masz tylko trzydziesci sekund, zeby dotrzec do pierwszego wejscia, tuz obok bankomatow.

Swiatla wylacza sie automatycznie, kiedy system zacznie dzialac. Wlacza sie o 7 rano.

Duncan czekal. Zamknij drzwi. Sprawdz je. Dobrze. A teraz na zewnatrz, do fotokomorek.

Spojrzal na zegarek. Wpol do osmej.

Poczekaj, przykazywal sobie. Jeszcze troche.

Przez nastepne dziesiec minut usilowal nie myslec o niczym.

Chyba wykonal juz wszystkie czynnosci, pomyslal. Straznik z pewnoscia dotarl do swego samochodu i odjechal. Jestem juz w srodku sam. Teraz moge wyjsc z kryjowki.

Ale nie zrobil tego. Odczekal jeszcze dziesiec minut.

I wtedy ogarnal go dziwny spokoj. Teraz, kiedy juz byl pewien, ze zostal zupelnie sam, przez moment nie wiedzial, czy w ogole zdola sie poruszyc. Sprobowal wydac polecenie wlasnym nogom, by rozprostowaly sie i wyszly z ukrycia, ale nie zareagowaly. Chcialo mu sie smiac. Znajda mnie tutaj w poniedzialek rano, skamienialego i nie mogacego niczego wyjasnic.

Powoli wydostal sie spod biurka i, wciaz pochylony, zblizyl sie do frontowej sciany swego pokoju, do zaslony, ktora zaciagnal wczesniej. Ostroznie ja odchylil i wyjrzal, jak podrastajacy chlopak ukradkiem podgladajacy siostre w kapieli.

W banku bylo ciemno i pusto.

Spojrzal tam, gdzie elektroniczne oczy skierowane byly na okienka kas, a promienie podczerwone mogly wykryc najmniejszy ruch. Elektroniczne kamery nie byly dla niego problemem. Dzialaly w tym samym obwodzie co system oswietlenia banku i byly wylaczone na noc. Inaczej przedstawiala sie sprawa z wykrywaczami ruchu. Zaczerpnal gleboko powietrza. To sa moi wrogowie, ocenil. Ale obejmuja tylko glowny teren. Sa jednak grozne. Wyposazone w czujniki, wlaczaja syrene przy byle poruszeniu. Musze je wylaczyc. To jedyny sposob. Podczolgal sie z powrotem do biurka, po teczke. Siedzac na podlodze zsunal buty i garnitur, wslizgujac sie w dres. Stopy mial bose. Wyciagnal sie na plecach i wyprostowal nogi, zeby rozmasowac sztywnosc miesni. Do roboty, ostro je zbesztal. Macie robic, co wam kaze.

Zadowolony, ze dretwota miesni szybko zniknela, podpelzl znowu do drzwi.

Tam sie zatrzymal, pozwalajac sobie na jeden z ostatnich przyplywow strachu, napiecia i niepewnosci. Po czym uzbroil sie w pewnosc siebie: To jedyna droga. Teraz nie mysl o niczym. Do dziela.

Przekrecil zamek.

Do biegu…

Gotowy…

Start!

Pchnal drzwi i sprintem ruszyl przed siebie. Jego stopy klaskaly w ciemnym pokoju. Odliczal sam sobie: Raz – tysiac, dwa – tysiac, trzy – tysiac, cztery – tysiac. W szaroniebieskim swietle ulicznych latarni wnetrze banku mialo nieziemski wyglad. Przebiegajac obok jakiegos biurka zawadzil biodrem o jego krawedz i potknal sie, czujac przeszywajacy bol. Opanowal sie jednak i pedzil w kierunku sciany; pietnascie – tysiac, szesnascie – tysiac, siedemnascie – tysiac. Kiedy byl juz przy elektronicznej plytce kodowej, przykucnal. Juz mial jej dotknac, ale zatrzymal reke: Tylko sie nie pomyl! Nie pomyl sie! Zaczerpnal powietrza, dwadziescia trzy – tysiac, dwadziescia cztery. W polmroku plytka kodowa byla troche niewyrazna. Uswiadomil sobie, ze latarke zostawil w pokoju, ale nie mial czasu, zeby zloscic sie na siebie. Wrzasnal w duchu: Na co czekasz! I wystukal cyfry kodu.

Przez krotka, okropna chwile myslal, ze sie pomylil.

Zamknal oczy i oparl sie o sciane, zagryzajac wargi i oczekujac ryku alarmu.

Вы читаете Dzien zaplaty
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату