Minela minuta, moze dwie, zanim uswiadomil sobie, ze jest wolny. Wyprostowal sie i zataczajac sie lekko wrocil do biura. Opadl na krzeslo probujac uspokoic rozszalale nerwy. Skoncentruj sie! – powiedzial sobie i od razu poczul sie lepiej. Nie zastanawiaj sie, do czego to prowadzi. Mysl tylko o tym, jak ukrasc pieniadze. Odzyskal jasnosc umyslu. Postepuj zgodnie z planem. Trzymaj sie planu.
Dobrze, powiedzial sobie. Po pierwsze, kamuflaz.
Rozsznurowal tenisowki i wcisnal w nie stopy. Byly troche za ciasne, ale da rade wytrzymac. Na dlonie naciagnal rekawiczki chirurgiczne. Nastepnie wyjal z teczki ow tani sweter. W porzadku, skonstatowal, zaczynamy. Wyszedl z pokoju i udal sie do damskiej toalety w tylnej czesci banku, zapalil swiatlo i wszedl do kabiny. Stanal na muszli klozetowej, dzieki czemu byl w stanie siegnac do sufitu i przesunac plyte. Wspial sie jeszcze wyzej, na przegradzajaca scianke, i wsunal glowe w otwor. Pamietal to miejsce z sesji projektowych jeszcze przed postawieniem budynku. Damska toaleta przylegala do kanalow z rurami centralnego ogrzewania, w ktorych pozostawiono troche miejsca, zeby umozliwic ewentualny dostep dla robotnikow w przypadku remontu. Wslizgnal sie do srodka, oswietlil latarka otaczajaca go przestrzen, wyjal przygotowane wlosy i umiescil je na podlodze. Do nich dolozyl niedopalek, ktory rozgniotl i rozdeptal. Sweter mocno otarl o krawedz plyty sufitowej upewniajac sie, ze zostalo na niej kilka wlokienek.
Zsunal sie na podloge. Tak. To da kilku przemadrzalym naukowcom sporo do myslenia.
Nastepnie przeszedl do biura prezesa banku i uzywajac srubokreta i mlotka z pazurem sforsowal zamek w drzwiach. Byl zaskoczony i zszokowany, ze tak latwo to poszlo.
Ogarnal go wstyd, gdy wyobrazil sobie, jak trudno mu bedzie wytlumaczyc sie przed starym Phillipsem, kiedy nadejdzie pora. Zdawal sobie jednak sprawe, ze niezwykle wazne jest, by rabunek sprawial dziwne wrazenie. Czas byl teraz dla niego wazniejszy niz przyjazn. Srubokretem wywazyl zamknieta szuflade biurka i zaczal przewracac papiery. Nastepnie sforsowal szuflade, zauwazyl pek kluczy, ktore, jak wiedzial, prezes zawsze trzymal pod reka. Siegnal za tylna scianke szuflady, gdzie przytwierdzony byl kawalek papieru. Byla to lista kombinacji. Zupelnie jakby uczniak ze szkoly sredniej probowal schowac cos przed rodzicami. Ale to starszy czlowiek i pamieta wciaz dawne czasy, pomyslal Duncan. W banku bylo publiczna tajemnica, gdzie prezes trzyma klucze i liste kombinacji.
Duncan wyszedl z gabinetu i zblizyl sie do jednego z biurek w glownej hali biurowej. Wlaczyl maszyne do pisania i zalozyl kartke papieru na walek. Nastepnie wystukal siedmiocyfrowa liczbe dla zewnetrznej plytki kodowej oraz czterocyfrowa – dla zewnetrznej ochrony. Zmial kartke i wcisnal ja do kieszeni bluzy.
W porzadku, uznal. Teraz po pieniadze.
Duncan poszedl do sejfu, gdzie kasjerzy przechowywali szuflady z gotowka, i otworzyl go. Bylo tam osiem szuflad, w kazdej okolo pieciu tysiecy dolarow. Ponadto w kazdej byla rezerwa na wypadek napadu: stos banknotow studolarowych z oznakowaniem widocznym na podczerwieni, z numerami serii odnotowanymi w komputerowym systemie banku. Nalezalo je wreczyc szalencowi, ktory przytykalby bron do twarzy kasjera. Duncan wzial rowniez je, myslac z premedytacja: Niech sie suka nimi udlawi, moze te banknoty doprowadza do niej FBI.
Wszystkie pieniadze wpakowal do teczki.
Nastepnie podszedl do drugiego sejfu, gdzie znajdowala sie rezerwowa gotowka banku, i otworzyl go. Piecdziesiat tysiecy dolarow w roznych nominalach ulozone bylo na trzech polkach. Kiedy ladowal pieniadze do teczki zauwazyl, ze trzesa mu sie rece. W ustach poczul smak kwasu i mial ochote splunac, ale jezyk mial zbyt suchy, musial wiec zwalczyc to uczucie.
Zatrzymal sie i spojrzal na zebrane pieniadze. W porzadku, stwierdzil w duchu, oby tak dalej.
Teraz przeszedl do pomieszczenia
Duncan wszedl z powrotem do banku. Przez chwile zadumal sie, czy bedzie w stanie przyjsc tu jeszcze kiedys. Lecz szybko odegnal te mysl i wrocil do swojego gabinetu.
Nie patrzyl na pieniadze. Mial nadzieje, ze jest ich wystarczajaca ilosc. Pamietal jak pytal: Ile? I odpowiedz Olivii: A ile warte jest zycie? Zamknal oczy. Moje? Nic.
Przygnebienie i strach wydawaly sie wciagac go w glab nieokreslonej ciemnosci. Wszystko potoczylo sie w zlym kierunku, pomyslal. Opanowal sie jednak. No i co? Co z tego? Na pierwszym miejscu jest Tommy.
Zdjal dres i z powrotem wlozyl garnitur. Na jednej nodze zostawil tenisowke, na druga wlozyl wlasny but.
Wsadzil uzyte ubranie do plastikowej torby, oderwal kawalek tasmy i przewodu elektrycznego i wrocil do plytki z szyfrem. Odkrecil plytke i wyciagnal okablowanie. Nastepnie polaczyl na oslep kilka przewodow i zamontowal calosc z powrotem. W celu wiekszej dezinformacji, pomyslal.
Wrocil do biura, nalozyl plaszcz i kapelusz. Stope w tenisowce obwiazal plastikowym workiem. Wzial pieniadze, ubranie, caly swoj sprzet, zamknal drzwi gabinetu i wyszedl. Na sekunde zatrzymal sie badajac wzrokiem jasno oswietlony westybul i ciemnosc rozciagajaca sie w glebi. Teraz jest najniebezpieczniejszy moment. Jesli ktos akurat teraz zechce wejsc – wszystko bedzie skonczone. Wahal sie przez moment, lecz zaraz ruszyl przed siebie myslac: Teraz juz nie ma sensu sie zatrzymywac. Wyszedl z hali bankowej uzywajac wlasnych kluczy, minal bankomaty i poszedl dalej. Kiedy znalazl sie w obrebie swiatel poczul, ze robi mu sie niedobrze, lecz gdy tylko otoczyla go wilgotna ciemnosc, odczul wyrazna ulge. Skrzynka z zewnetrznym alarmem umieszczona byla tuz obok frontowych drzwi. Wyjal zmieta kartke z cyframi szyfru i rzucil ja w krzaki. Potem mocno nacisnal stope w tenisowce, owinieta w plastik, zostawiajac niewyrazny odcisk na ziemi.
Cofnal sie, szybko zerwal torbe
I nagle Duncan uprzytomnil sobie, ze jest juz na zewnatrz, ze otacza go zimna noc.
Spojrzal w gore, w swiatlo latarni, wydawalo mu sie, ze jasnosc faluje wokol niego jak mgla.
Ruszyl ulica w gore, w kierunku parkingu, na ktorym ukryl swoj samochod. Plastikowa torba w jednej rece i teczka w drugiej wydawaly sie jarzyc, emanowac blaskiem jak neon, obwieszczajac wszystkim, co zrobil. Przejechal samochod, wywolujac w nim przemozna chec krzyku. Reflektory szybko przemknely po nim i poczul sie tak jakby byl miotany falami w burzliwym oceanie. Zawahal sie, ale poszedl dalej. Ulice Greenfield byly jakies obce, nieznajome. Widzial sklepy i wystawy, ktore znal od lat, i nie rozpoznawal ich, jakby wynurzyly sie z jakiejs innej, nieznanej przestrzeni. Przyspieszyl, wydluzyl krok, az wreszcie zaczal biec, zaledwie pare metrow, po ktorych zwolnil, ciezko dyszac. Zatrzymal sie, wciagnal zimne powietrze w pluca i podazyl dalej, tym razem juz w wolniejszym tempie. Jak w rytmie marsza pogrzebowego, skonstatowal, w powolnym, smiertelnym rytmie, odmierzanym przez grozne widmo.
Teraz juz wszystko zakonczone, uznal. Zdradzilem wszystkich.
Z wyjatkiem syna.
Duncan przemykal w ciemnosciach, czujac ciezar swego czynu.
Czesc dziewiata. SOBOTA
Sedzia Pearson siedzial na pryczy, chlopiec opieral glowe na jego kolanach. Gladzil czolo wnuka wolno, rytmicznie. Tommy spal, od czasu do czasu cicho jeczal, jakby dreczyly go koszmarne sny. Oddychal jednakze rowno i gleboko, w odroznieniu od stanu wczesniejszego, kiedy Olivia znowu wziela ich pod klucz i oddech dziecka byl plytki i swiszczacy, co bardzo niepokoilo dziadka.
Sedzia zerknal na zegarek. Byl pozny ranek, uplynely godziny odkad na chwile przymknely mu sie powieki. Nie chcial, by Tommy sie obudzil, byl przekonany, ze podczas snu wnuk lepiej zregeneruje swoje sily. Nabieraj sil, myslal. Odpoczywaj i wracaj do formy. Leciutko musnal ramie dziecka, siniec zaczal przybierac juz fioletowo- granatowa barwe. Delikatnie dotknal zadrapania na czole chlopca, zalujac, ze to nie on cierpi.