Z drugiej strony, pomyslal, mamy szczescie. Nic mu nie zlamali, nie doznal wstrzasu mozgu ani wewnetrznych obrazen. Kula z pistoletu nie zranila go. Nie byl pewien, czy stalo sie tak dlatego, ze Olivia byla slabym strzelcem, czy dlatego, ze celowala gdzie indziej.

– Wszystko bedzie dobrze – szepnal do wnuka. – Wyzdrowiejesz, nie martw sie.

Powieki Tommy'ego zadrgaly, chlopiec obudzil sie.

W jego oczach malowalo sie przerazenie, wiec dziadek przygarnal go mocno do siebie. Chlopiec uspokoil sie, usiadl, rozgladajac sie dookola z zaciekawieniem, co natchnelo starszego pana otucha. Sedzia Pearson usmiechnal sie do niego czujac, ze jemu rowniez udziela sie witalnosc chlopca. Ostatniej nocy myslalem, ze go zabili. Dzieci sa jednak silniejsze, niz sadza dorosli. Wiecej wiedza i widza, niz przypuszczamy. Postanowil o tym nie zapominac.

– Jak dlugo mnie nie bylo? – zapytal Tommy.

– Prawie szesnascie godzin. To byla dluga noc.

Tommy sprobowal sie przeciagnac, ale w tej samej chwili znieruchomial.

– Och, dziadku, boli!

– Wiem, Tommy. Ale to przejdzie, wierz mi. Pobili cie, mnie zreszta tez… – Dotknal palcami guza na czole. – To nic powaznego. Musisz tylko ostroznie sie poruszac. Powiedz mi jednak, jesli bedzie cie cos tak naprawde bolalo.

Tommy roztarl rece i stopy. Podniosl sie powoli i wstrzasnal rekami i nogami, jak male zwierzatko po dlugiej drzemce. Rozejrzal sie po poddaszu.

– Nic mi nie jest – powiedzial i dodal po chwili: – A wiec jestesmy tu znowu.

– To prawda – odparl dziadek z coraz wieksza nadzieja w glosie. – Jestesmy tu znowu. A teraz musze cos wiedziec, czy boli cie cos w brzuchu? A w glowie?

Tommy zastanowil sie, jakby mial stawiac diagnoze:

– Nie, nic mi nie jest.

– Tak sadzilem – stwierdzil dziadek. Usmiechnal sie. – Chlopcze, jak dobrze cie miec tu ze soba.

– Juz myslalem, ze mnie zabija.

Dziadek chcial powiedziec, ze on tez sie tego obawial, ale uznal, ze lepiej sie do tego nie przyznawac.

– Nie, wiedzialem, ze nie. Byli rzeczywiscie wsciekli i chcieli ci dac nauczke, ale za bardzo cie potrzebuja. Nic ci nie zrobia, nie martw sie.

– Kiedy pistolet wystrzelil…

– Taak, to bylo straszne, prawda?

– A juz prawie mi sie udalo. Przez minute widzialem nawet zarys lasu i drzewa. Gdyby udalo mi sie wyskoczyc przez okno, nigdy by mnie nie zlapali.

– Mysle, ze zdawali sobie z tego sprawe.

– Widac bylo, ze na dworze jest naprawde zimno i ponuro. Wcale nie mialbym ochoty wyjsc na zewnatrz, zeby sie pobawic, bez wzgledu na to co mowiliby rodzice. A ja tak strasznie chcialem wydostac sie tam. Chyba wtedy w ogole nie myslalem.

– Nie masz racji, postepowales slusznie.

– Wiem, dziadku, to wszystko bylo tak, jakby przytrafilo sie komus innemu. Tak jakbym to nie ja rzucil sie do ucieczki, lecz ktos inny – szybszy, silniejszy i sprytniejszy.

– Nie moge sobie wyobrazic, zeby byl ktos taki. Ktos odwazniejszy od ciebie.

– Naprawde? – Tommy skrzywil sie – cos go zabolalo, ale usmiechnal sie.

– Nie, nie ma nikogo takiego.

– W kazdym razie, dziadku, przepraszam.

– Za co?

– Za to, ze chcialem cie zostawic. Sedzia Pearson zmusil sie do smiechu.

– Postapiles wspaniale. Dzialales przez zaskoczenie. To byl najwspanialszy nieoczekiwany atak, jaki kiedykolwiek widzialem. Jestes naprawde kims.

Pokazales im z jakiej jestes gliny. Jestes, Tommy, o niebo silniejszy niz oni, i nie zapominaj o tym. Bylem z ciebie dumny. Twoi rodzice i siostry tez beda z ciebie bardzo dumni, kiedy im opowiem, co zrobiles.

– Naprawde? – Naprawde.

Tommy przytulil glowe do piersi dziadka i zapytal:

– Jak dlugo jeszcze?

– Juz niedlugo.

– Mam nadzieje.

Przez chwile obaj milczeli. Wzrok Tommy'ego spoczal na sznurze od bielizny, ktory lezal zwiniety w kacie. Spojrzal pytajaco na dziadka.

– Zwiazali cie.

– A jak?

– Rozwiazalem cie, kiedy stad wyszli. Zabronili mi, wiec beda prawdopodobnie wsciekli, kiedy wroca zobaczyc co z nami. Dziwie sie, ze i mnie nie zwiazali. Byli chyba tak samo zaskoczeni i wystraszeni jak my. A moze chcieli, bym sam cie rozwiazal. Przekonamy sie.

Tommy skinal glowa. Uzmyslowil sobie, ze teraz to juz nie ma znaczenia.

– Dlaczego oni nas tak nienawidza?

– Coz, moze Bill wyrzucil z siebie cos, co go dreczylo…

– Zaloze sie, ze tak – usmiechnal sie Tommy.

– A ten niski wygladal tak, jakby caly czas byl wsciekly i… To on najbardziej cie bil, nawet wtedy, gdy zaslaniales glowe ramionami. A Bill odciagnal go od ciebie.

Tommy znow pokiwal glowa.

– On pewnie nienawidzi kazdego, kto zyje lepiej niz on. Sedzia umilkl zaskoczony, lecz zaraz ciagnal dalej.

– A Olivia? Jej rozgoryczenie nie ma konca, prawda?

– Dlaczego ona stala sie taka, dziadku?

– Nie wiem, Tommy. A chcialbym. – Kilkanascie najrozmaitszych pod wzgledem psychologicznym osobowosci przewinelo sie przez umysl sedziego, ale wszystkie je wykluczyl. – Wydaje mi sie, ze w toku dorastania w kazdym czlowieku rozwija sie milosc, nienawisc i wszystkie inne uczucia. Ale ona, gdzies po drodze, zagubila pozytywne emocje i pozostaly w niej same zle.

– Jak u Grincha.

Sedzia rozesmial sie glosno.

– Dokladnie. Zupelnie tak samo, jak u Grincha. Tommy usmiechnal sie:

– Ktory urodzil sie z sercem za malym o dwa numery.

Sedzia przytulil dziecko. Po chwili Tommy uwolnil sie z jego objec.

– Mysle, ze powinnismy wrocic do pracy przy scianie – powiedzial tonem, jakby to byla tajemnica wojskowa.

– Jesli masz chec – zgodzil sie sedzia.

Chlopiec potarl ramie, na ktorym coraz wyrazniej widac bylo since.

– I sile – dodal. Podszedl do miejsca, ktore obdrapywal poprzedniego dnia, po czym odwrocil sie i usmiechnal do dziadka.

– Naprawde czuje, jak dmucha zimne powietrze. Zobaczysz, dziadku, wydostaniemy sie stad. Jestem pewny.

Starszy pan pokiwal glowa, patrzac jak Tommy probuje obluzowac kolejna deske. Sedzia Pearson osunal sie na podloge obok wnuka i oparl sie o sciane. Przymknal oczy i odczul nagle ogromne wyczerpanie. Odpornosc chlopca dodala mu sil i otuchy. Chcialo mu sie spac, ale wiedzial, ze to niemozliwe, ze nie moze spuscic wzroku z Tommy'ego, aby przyjsc mu z pomoca, gdyby znow chcieli go zwiazac. Z trudem trzymal oczy otwarte, walczac ze zmeczeniem. Tommy popatrzyl na niego.

– Dlaczego nie odpoczniesz troche, dziadku. Nic mi sie nie stanie. Starszy pan potrzasnal glowa, ale nieco odprezyl sie. Przymknal oczy i pomyslal o swojej wlasnej mlodosci. Przypomnial mu sie moment, kiedy walczyl z pewnym lobuzem z sasiedztwa. Ile mial wtedy lat? Dokladnie nie pamietal. Ale widzial siebie samego, chudego, zylastego, stale umorusanego, w porozdzieranym ubraniu – co zawsze martwilo matke. Usmiechnal sie. Jak ten

Вы читаете Dzien zaplaty
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату