pokrewne mu rodzaje fal elektromagnetycznych rozmazywalo sie i gielo, pchane przez podczerwien w strefy radiowe i pozaradiowe. Gdy Hades bral na meki dookolne czas i przestrzen, zgniatajac je nad swym niszczycielskim horyzontem w miazge, „Eurydyka“ dokonywala ostatnich, krytycznych obserwacji Kwinty, piatej planety szostego slonca Harpii, wlasciwego celu wyprawy. Wystrzelone uprzednio w przestrzen z dala od kollapsara orbitujace astromaty utworzyly planetoskop o nie byle jakiej aperturze — dwu astronomicznych jednostek. Obraz, a raczej trojwymiarowy model Kwinty, skupil sie w holowizorze jako zrazu mglawa, niebieskolaciata chmurna kula, zawisla w hali obserwatorium miedzy jej wielopietrowymi galeriami. Co prawda nikt tam nie zagladal. Podobny holoskop zmontowano w obserwatorium, bo ofiarowal go ekspedycji japonski producent w celach reklamowych, zeby takie same oferowac ziemskim planetariom. Widowiskowo przedstawial sie efektownie, lecz astrofizykom byl wlasciwie na nic. Zgodzili sie nan, bo cala aparatura zajmowala sciany dziobowej hali, a planetoskop, umieszczony pod przezroczysta kopula, wypelnil jako ozdoba pusty srodek. Pojawiajace sie wewnatrz obrazy mglawic czy planet przychodzili ogladac goscie, by choc tak zobaczyc kosmiczny pejzaz, skryty za bezokiennym kadlubem „Eurydyki“.
Rozbitek z Tytana nosil juz procz imienia Marek nazwisko — Tempe. Tak nazywala sie dolina, w ktorej Orfeusz po raz pierwszy spotkal Eurydyke. Nazwisko to nadal mu Bar Horab podczas poufnego spotkania skompletowanej zalogi zwiadu. Wlasciwie nie on go tak nazwal; otrzymal stanowisko drugiego zmianowego pilota „Hermesa“ przy owej okazji, a dowodca zachowywal sie tak, jakby o niczym nie wiedzial. Lauger wyparl sie autorstwa, czy raczej uchylil sie od odpowiedzi zartem, ze wszyscy jednakowo ulegli duchom, wywolanym z mitologii greckiej. Dopoki pozwalalo na to stale przy wytracaniu chyzosci ciazenie, bywal czesto u Laugera i przysluchiwal sie jego debatom z Goldem i Nakamura, astrofizykami, obracajacymi sie najczesciej wokol zagadki „nadokiennych“ cywilizacji. Takich, ktore uchodzily z glownego ciagu na diagramie Hortegi-Neyssla. Poniewaz nic nie bylo wiadomo o ich losie, staly sie nie lada wyzwaniem dla wyobrazni. Poglady, zywione przez wiekszosc zafascynowanych ta zagadka, od siekiery dalo sie podzielic na dwoje, wedle przyczyn milczenia, tkwiacych w socjologii lub w kosmologii. Gold, choc fizyk, stal przy interpretacji socjologicznej, i to skrajnej, zwanej socjoliza. Spolecznosc, wchodzac w epoke technologicznego przyspieszenia, najpierw narusza zyciowe srodowisko, potem moze i chce je ratowac, lecz konserwacyjne zabiegi okazuja sie niedostateczne i biosfere zastepuja — tylez z potrzeby, co z koniecznosci — artefakty. Powstaje srodowisko w calosci przeksztalcone, ale nie sztuczne w ludzkim ujeciu owego terminu. Dla ludzi sztuczne jest to, co sporzadzili sami; naturalne pozostaje to, co nietkniete lub tylko opanowane, jak woda, obracajaca turbiny lub uprawny grunt, poddany rolniczym zabiegom. Nad oknem roznica ta przestaje istniec. Skoro wszystko staje sie sztuczne, nic nie jest sztuczne. Produkcja, inteligencja, prace badawcze ulegaja „przesadzeniu“ w cale otoczenie; elektronika lub jej nie znane odpowiedniki i wykwity zastepuja instytucje, ciala ustawodawcze, administracje, szkolnictwo, sluzbe zdrowia, zanika etniczna tozsamosc narodowych skupisk, znikaja granice, policja, sady, uniwersytety, tak samo jak wiezienia. Moze powstac wowczas „wtorny wiek jaskiniowy“ — powszechnego analfabetyzmu i nierobstwa. Nie trzeba miec zadnego fachu, aby wyzyc. Kto chce, moze naturalnie go miec, bo kazdy moze robic, co mu sie zywnie spodoba. Nie oznacza to koniecznie stagnacji: srodowisko jest poslusznym opiekunem i w tej mierze, na jaka je stac, podlug zyczen czy zadan umie sie przeksztalcac. Czy tak, ze zachodzi postep? Na to nie mozemy odpowiedziec, skoro konceptowi postepu sami przypisywalismy w dziejach nietozsame znaczenie, w zaleznosci od chwili historycznej. Czy wolno nazwac postepem wiedzy sytuacje, w ktorej specjalizacja rozdrabnia dzialalnosc poznawcza, budowlana, intelektualna, tworcza, tak ze w kazdym fachu kazdy coraz glebiej nawierca swe coraz mniejsze poletko? Jezeli maszyny oblicza wszystko predzej i lepiej niz zywa istota, po co mialaby liczyc? Jezeli fotosyntetyczne systemy wytwarzaja zywnosc bardziej roznorodna i zdrowsza niz rolnicy, piekarze, kucharze, cukiernicy, po co uprawiac role i zajmowac sie mlynarstwem lub wypiekiem chleba? Dlaczego cywilizacja w takiej socjolizie nie sle we wszystkie strony niebios recept na wlasna doskonalosc i wygode? A po co mialaby to wlasciwie robic, skoro jej w ogole juz nie ma jako wspolnoty o nienasyconym glodzie zoladkow i mozgow?
Powstaje niejako ogromny zbior jednostek i prawdziwie trudno wtedy o taka, ktora by wziela sobie za zyciowe zadanie sygnalizacje w kosmicznym zakresie o tym, jak sie jej powodzi. Sztuczne srodowisko niechybnie zostaje sporzadzone z takim inzynieryjnym rozmyslem, azeby nie moglo osiagnac cech planetarnej „Osoby“. Takie sztuczne srodowisko to NIKT, nie inaczej niz laka, las, step. Tyle ze nie dla siebie rosnie, nie dla siebie zakwita, lecz dla kogos. Dla jakichs istot. Czy glupieja od tego i zamieniaja sie w tepych pasibrzuchow, zbijajacych baki na igraszkach, przyrzadzanych im przez planetarna kuratele? Niekoniecznie. To kwestia punktu widzenia. Co dla jednego czlowieka jest uluda lub prozniactwem, dla innego moze byc zyciowa pasja. Tym bardziej brak nam miar i ocen, gdy bierzemy pod uwage inne istoty innego swiata, innej ery dziejow, tak juz odmiennych od naszej historii.
Nakamura i Lauger stali przy hipotezie kosmologicznej. Kto Kosmos poznaje, ten w Kosmosie ginie. Nie aby tracil w nim zycie — aforyzm ma zupelnie inny sens. Astronomia, astrofizyka, kosmonautyka to tylko skromne i drobne poczatki. Juzesmy sami zrobili nastepny krok, opanowawszy elementarz inzynierii sideralnej. Nie chodzi takze o ekspansje, o tak dawniej zwana „fale udarowa Rozumu“, ktory owladnawszy po swej planecie pobliskimi... rozprzestrzenia sie gwiezdnym wychodzstwem na galaktyki. Po co? Zeby coraz gesciej zaludniac proznie? Nie idzie o
Khargner, ktory tez bywal u Laugera, okreslal te wykladnie „cywilizacji poza przedzialem kontaktu“ jako „rozumienie przez nierozumienie“. Ostatnim czasem nie mogl juz sobie pozwolic na udzial w dyskusjach, gdyz bliskosc celu wymagala jego prawie bezustannej obecnosci w dyspozytorniach mocy.
Marek Tempe, ktory wiedzial, ze nazywa sie inaczej, lecz nie wolno mu sie zdradzic z ta wiedza — ze wzgledu na lekarzy — przed snem studiowal sklad zalogi „Hermesa“. Z dziesieciu jej czlonkow znal dobrze tylko Gerberta, a ze spotkan u Laugera—malego, czarnookiego Nakamure. O dowodcy, pod ktorym mial sluzyc, wlasciwie nie wiedzial nic. Nazywal sie Steergard, byl pierwszym zastepca Bar Horaba, a jego dodatkowa specjalnosc stanowila socjodynamiczna teoria gier. Kazdy uczestnik zwiadu musial miec fach, pokrywajacy fach ktoregos z innych, aby od wypadku czy choroby sprawnosc rekonesansu nie oslabla. Moca zawiadywal na „Hermesie“ grawistyksiderator Polassar. Znal go tylko jako znakomitego plywaka z basenu „Eurydyki“, gdzie mogl podziwiac jego muskularne cialo przy skokach z potrojna sruba do wody. Nie byly to okazje do zaznajomienia sie z sideralna inzynieria, wiec sam staral sie ja nagryzc, na prozno, bo juz wstep do niej wymagal otrzaskania z wyrafinowanym potomstwem teorii wzglednosci. Pierwszym pilotem zostal Harrach. Duzy, ciezki, krewki, znal sie tez niezle na informatyce i wraz z astromatykiem Halbanem mial w pieczy komputer „Hermesa“. Czy tez, jak sie wyrazil raz ow komputer, on mial w tych dwoch ludziach swoich podopiecznych. Byl to komputer generacji zwanej ostateczna, poniewaz zaden inny nie mogl miec wiekszej mocy obliczeniowej. Granice ustanowily wlasnosci materii, jak stala Plancka i szybkosc swiatla. Wieksza moc obliczeniowa rozwijaly tak zwane komputery urojone, projektowane przez teoretykow zajmujacych sie czysta matematyka, niezawisla od realnego swiata. Dylemat konstruktorow wynikal z koniecznych, a zarazem przeciwstawnych warunkow, aby najwiecej neuronow upakowac w najmniejszej objetosci. Czas biegu sygnalow nie moze byc dluzszy od czasu reakcji skladnikow komputera. W przeciwnym razie czas biegu ogranicza szybkosc obliczeniowa. Najnowsze przekazniki reagowaly w jednej stumiliardowej czastce sekundy. Byly wielkosci atomow. Dlatego wlasciwy komputer mial ledwie trzy centymetry srednicy. Kazdy wiekszy pracowalby wolniej. Komputer „Hermesa“ zajmowal wprawdzie pol sterowni, lecz aparatura pomocnicza, dekoderami, podzespolami tak zwanych medytatorow hipotezotworczych, lingwistycznych i dlatego nie pracujacych w czasie realnym. Natomiast decyzje w sytuacjach krytycznych,
Procz Steergarda, Nakamury, Gerberta, Polassara i Harracha, przeznaczonych dla zwiadu jeszcze przed odlotem, mieli w nim uczestniczyc: Arago jako rezerwowy lekarz, co wygladalo na niespodziany wynik tajnego glosowania, Tempe