na stanowisku drugiego pilota, logistyk Rotmont oraz dwaj eksperci, wybrani sposrod kilkunastu egzobiologow i innych bieglych ziemskiego prezydium SETI — Kirsting i El Salam. W ostatnich tygodniach podrozy dziesiatka ta zamieszkala w piatym czlonie „Eurydyki“, zawierajacym dokladna kopie „Hermesowego“ wnetrza, aby sie dobrze zaznajomic ze soba, jak z zadaniem, ktore ich czekalo. Codziennie rozgrywali tam na symulatorach rozne warianty podejscia do Kwinty oraz taktyki nawiazywania kontaktu z jej mieszkancami. Inny delegat SETI, Thethes, zawiadujac owa symulacja, dawal sie przyszlej zalodze „Hermesa“ niezle we znaki, ciskajac ja w najwymyslniejsze awarie, zachodzace rownoczesnie z innymi albo z ulewa niezrozumialych sygnalow, imitujacych glos obcej planety. Nie wiadomo jak ani czemu utarlo sie wowczas zwac apostolskiego wyslannika nie ojcem, lecz doktorem Arago. Marek odniosl wrazenie, ze duchowny sam tego chcial. Symulacje przerwano przed zakonczeniem programu, gdyz Bar Horab wezwal do siebie zwiadowcow w zwiazku z ostatnimi obserwacjami systemu Dzety. Z osmiu planet tej spokojnej gwiazdy klasy K, cztery wewnetrzne, male, o masach Merkurego i Marsa, przy sporej aktywnosci wulkanicznej mialy nikle atmosfery. W dali okrazaly Dzete trzy gazowe, wielkopierscienne giganty, rzedu Jowisza, o poteznie burzliwych atmosferach przechodzacych w zgnieciony do fazy metalicznej wodor. Septa, dwakroc ciezsza od Jupitera, wyrzucala w proznie wiecej energii, niz otrzymywala od swego Slonca: niewiele brakowalo jej do zaplonu w gwiazde. I tylko Kwinta, o poltorarocznym okresie biegu wokol Dzety, blekitniala jak Ziemia. Rozziewy bialych oblokow ujawnialy kontury oceaniczne i zarysy ladow. Obserwacja z odleglosci niemal pieciu lat swietlnych nastreczala znaczne trudnosci. Rozdzielczosc narzedzi optycznych „Eurydyki“ nie mogla podolac nalezycie zadaniu. Obrazy, przekazywane z wyslanych w przestrzen orbiterow, tez byly nie dosc ostre. Kwinta znajdowala sie wzgledem „Eurydyki“ w drugiej kwadrze. Polowa jej tarczki jasniala i nad nia wlasnie wykryto spektralne linie wody i hydroksylu w znacznych skupieniach. Jak gdyby u samego rownika, tuz nad nim, opasywal Kwinte waz niezwykle zgeszczonej pary wodnej. Znajdowal sie wszakze ponad atmosfera. Nasuwal wniosek o lodowym pierscieniu, tracym wewnetrznymi brzegami o wierzchnie warstwy atmosfery. Tym samym w niedlugim czasie mial ulec rozpadowi. Astrofizycy szacowali jego mase na jakies trzy do czterech trylionow ton. Jesli woda pochodzila z oceanu, stracil okolo 20000 kilometrow szesciennych: nie wiecej niz jeden procent objetosci. Skoro nie mozna bylo wynalezc naturalnych przyczyn tego zjawiska, wysoce prawdopodobne staly sie prace podjete w celu obnizenia poziomu morz i tym samym odsloniecia szelfow jako miejsc do zasiedlenia. Z drugiej strony operacja wygladala na kiepsko wydarzona — skoro nie dzwigniety na dostatecznie wysoka orbite zamarzly ulamek oceanu musial po kilkuset latach spasc wen na powrot. Przy takim rozmachu robot bylo to do niezrozumialosci dziwaczne. Nadto daly sie na Kwincie dostrzec szybko zachodzace jeszcze bardziej zagadkowe zjawiska. Elektromagnetyczny szum, emitowany nierownomiernie przez wiele miejsc planety, wzmogl sie znacznie. Jakby naraz uruchomiono tam setki maxwellowskich nadajnikow. Zarazem wzmoglo sie promieniowanie w infraczerwieni z drobnymi rozblyskami w centrach. Mogly to byc wielkie lustra, skupiajace swiatlo sloneczne w silowniach. Wnet jednak wyjasnilo sie, ze skladowa termiczna emisji i tam jest niewielka. Widma rozblyskow nie stanowily ani powtorzen widma Dzety (co zaszloby, gdyby to Slonce skupiano w jakichs zwierciadlach), ani nie przypominaly spektrow eksplozji nuklearnej. Natomiast radiowy szum wciaz rosl. Byl krotko i sredniofalowy, w wielu zakresach. Emisja metrowa przypominala modulowana.

Wiadomosc wywolala sensacje, zwlaszcza ze ktos ja przeinaczyl: szlo jakoby o promieniowanie kierowane jak radarowe, czyli planeta dostrzegla juz „Eurydyke“. Astrofizycy odrzucili te pogloske. Zaden rodzaj radaru nie wykrylby statku w poblizu kollapsara. Niemniej w godzinie Zero panowal triumfalny nastroj. Kwinte ponad wszelka watpliwosc zamieszkiwala cywilizacja tak zaawansowana technicznie, ze wykroczyla w Kosmos nie tylko drobnymi pojazdami, lecz moca zdolna dzwigac w proznie oceany.

Przygotowania do startu zwiadowcy toczyly sie na zmienionej orbicie, we wzglednie spokojnym afelium Hadesu. Ustal pisk piezoelektrycznych wskaznikow, swiadczacy o ciaglej zmianie napiec we wregach i podluznicach kadluba. Zarazem w slepych dotad ekranach osrodka kontrolnego startu skosem rozjarzyl sie spiralny rekaw Galaktyki, a przy dobrej woli i wyobrazni mozna bylo wsrod bialawych sklebien gwiazd i ciemnych chmur pylowych wyroznic w nieruchomo swiecacej kurzawie Dzete Harpii. Jej planety nie byly optycznie dostrzegalne. Technicy szykowali „Hermesa“ do odcumowania. W rufowych ladowniach obracaly sie dzwigi, kolnierze rurociagow, ktorymi „Eurydyka“ tloczyla hypergole do zbiornikow zwiadowcy, drzaly pod naporem pomp, sztab sprawdzal systemy napedu, nawigacji, klimatyzacji, sprawnosc dynatronow, raz za posrednictwem GODa, raz z jego pominieciem przez rownolegle linie przesylu. Po kolei meldowaly gotowosc bloki cyfrowe ze swymi programami, radiolokacyjne emitory, anteny wysuwaly sie i chowaly jak rogi gigantycznego slimaka, gleboki bas turbin tloczacych tlen do podpokladowych tuneli „Hermesa“ wprawial jego lozysko, o ksztalcie otwartego doku, w delikatna wibracje i podczas tej mrowczej krzataniny miliardotonowa „Eurydyka“ z wolna obracala sie rufa w strone Dzety Harpii niby dzialo majace dac ognia.

Zaloga „Hermesa“ zegnala sie z dowodca i bliskimi. Zbyt wielu bylo ludzi na macierzystym okrecie, aby kazdy mogl z kazdym wymienic choc uscisk dloni. Potem Bar Horab z tymi, ktorzy mogli opuscic stanowiska, odprowadzil zaloge „Hermesa“ i stal w tunelowym cylindrze miedzyczlonowym, kiedy po zamknieciu wielkich wrot doku zasunely sie male wlazy osobowe z przysunietymi podnosnikami wind i jak z lozyska wyrzutni „Hermes“ poczal sie wysuwac pomalu, snieznie bialy, pchany cal po calu hydraulicznymi wypornikami, gdyz sto osiemdziesiat tysiecy ton jego masy zachowalo mimo niewazkosci nigdy nie znikajaca bezwladnosc. Technicy „Eurydyki“ wraz z biologami, Terna i Hrusem, ukladali juz zaloge „Hermesa“ do wieloletniego snu. Nie lodowego ani hibernacyjnego: poddano ich embrionacji. Ludzie wracali w niej do zycia sprzed narodzin — plodowego, a przynajmniej budzacego to podobienstwo, egzystencji bez tchnienia: podwodnej. Juz pierwsze drobne, kroki czlowieka w Kosmos ujawnily, jak bardzo ziemskim stworzeniem jest czlowiek i jak nie przystosowanym do poteznych sil, ktorych wymaga przebycie wielkich przestrzeni w najkrotszym czasie. Gwaltowna akceleracja zgniata cialo, zwlaszcza pluca, wypelnione powietrzem, stlacza klatke piersiowa i poraza krazenie krwi. Skoro prawa natury nie dawaly sie ugiac, przyszlo dostosowac do nich astronautow. Tego dokonala embrionacja. Najpierw trzeba bylo zastapic krew plynnym nosnikiem tlenu, posiadajacym nadto inne wlasnosci krwi, od krzepliwosci po funkcje odpornosciowe. Plynem tym byl bialy jak mleko onaks. Po ochlodzeniu ciala do temperatury wlasciwej zwierzetom, ktore zimuja snem, udrozniono operacyjnie zarosle naczynia, jakimi ongis plod wymienial krew z lozyskiem w lonie matki. Serce pracowalo nadal, lecz ustawala gazowa wymiana w plucach, ktore zapadaly sie i wypelnialy onaksem. Kiedy ani w klatce piersiowej, ani we wnetrznosciach nie bylo juz powietrza, bezprzytomnego zanurzano w cieczy tak niescisliwej jak woda. Astronaute przyjmowal do wnetrza embrionator, pojemnik o ksztalcie dwumetrowej torpedy. Utrzymywal cialo w nadzerowej temperaturze, dostarczal mu substancji odzywczych i tlenu onaksem, wtlaczanym sztucznymi naczyniami przez pepek w glab organizmu. Tak spreparowany czlowiek mogl zniesc bez szkody rownie olbrzymie cisnienia, jak ryby glebinowe, ktore nie podlegaja zmiazdzeniu na glebokosci mil w oceanie, poniewaz napor idacy z zewnatrz jest taki sam jak w ich tkankach. Totez plyn, zawarty w embrionatorze, stlaczano do setki atmosfer na centymetr kwadratowy powierzchni ciala. Kazdy taki pojemnik braly na statku cegi wahadlowego zawieszenia. Astronauci spoczywali w pancernych kokonach niby ogromne poczwarki tak, aby sily akceleracji i deceleracji trafialy ich zawsze od piersi ku grzbietowi. Ich ctala, zawierajac ponad 85% wody i onaksu, juz bezpowietrzne, nie ustepowaly opornoscia na sciskanie wodzie. Dzieki temu mozna bylo bez o.bawy utrzymywac stale przyspieszenie statku dwadziescia razy wieksze od ziemskiego. Przy takim przyspieszeniu cialo wazy dwie tony i wykonywanie oddechowych ruchow zebrami jest nieposilnym zadaniem nawet dla atlety.. Lecz embrionujacy nie oddychali, a granice ich wytrzymalosci na gwiazdowy lot wyznaczala jedynie subtelna struktura molekularna tkanek. Kiedy dziesiec serc w pelnej embrionacyjnej kompresji bilo juz tylko kilka razy na minute, opieke nad bezprzytomnymi przejal GOD, a ludzie „Eurydyki“ wrocili na jej poklad. Operatorzy odlaczyli wtedy komputery macierzystego okretu od „Hermesa“ i procz martwych, bo bezpradowych kabli nic nie laczylo obu statkow.

„Eurydyka“ wypchnela zwiadowce z szeroko rozwartej rufy, okolonej gigantycznymi platami rozsunietego zwierciadla fotonowego. Jej stalowe lapy wydluzajac sie i rwac jak nitki juz zbedne kable, wysunely kadlub „Hermesa“ w pustke. Wowczas jego burtowe silniki zajasnialy bladym ogniem jonowym, lecz impuls byl zbyt slaby, by go ruszyc z miejsca — tak olbrzymia masa nie moze rychlo nabrac szybkosci. „Eurydyka“ wciagala juz swe katapulty, zamykala rufe, a wszyscy obserwujacy start w jej sterowni odetchneli z ulga — GOD z dokladnoscia ulamka sekundy wzial sie do dziela. Milczace dotad hypergolowe boostery „Hermesa“ daly ognia. Dla dobrego rozbiegu odpalaly ich kolejne baterie.Zarazemjonowe silniki daly z siebie wszystko. Ich siny, przejrzysty plomien zmieszal sie z oslepiajacym boosterow, kadlub okutany dygocacym zarem poplynal gladko i rowno we wieczna noc, w przyciemnionej sterowni odblask ekranow padl na twarze ludzi przy dowodcy i stali sie w tej poswiacie smiertelnie bladzi. „Hermes“ bil ku nim coraz dluzszym, ciaglym plomieniem, oddalajac sie ze wzmozona szybkoscia. Gdy dalmierze wskazaly nalezyta odleglosc, a na skraju pola widzenia koziolkowal bezladnie pusty cylinder, ktory do ostatniej chwili laczyl „Hermesa“ z „Eurydyka“ i odstrzelony salwami startowymi polecial w mrok, rufowe zwierciadlo miliardotonowca zwarlo sie, przez centralny otwor wysunal sie powoli tepy

Вы читаете Fiasko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату