Sprowadzenie szeregu niewiadomych do wspolnego niewiadomego mianownika to zysk, a nie strata informacji... — usmiechnal sie Lauger.

— Prosze o wiecej — zwrocil sie do niego dowodca. Lauger wstal.

— Powiem, ile bede mogl. Niemowle usmiechajac sie, czyni to wedlug zalozen, ktore przynioslo na swiat. Tych zalozen, statystycznej natury, jest mnostwo: ze rozowawe plamy, jakie widza jego oczka, sa ludzkimi twarzami, ze ludzie pozytywnie reaguja zazwyczaj na usmiech malego dziecka, i tak dalej.

— Do czego zmierzasz?

— Do tego, ze wszystko stoi zawsze na okreslonych zalozeniach, choc przewaznie sa przyjete milczaco. Dyskusja toczy sie wokol zajsc, wygladajacych malo prawdopodobnie jako seria zdarzen niezaleznych. Blyski, chaotyzacja emisyjna, zmiany albeda Kwinty, plazma na Ksiezycu. Skad sie wziely? Z dzialalnosci cywilizacyjnej. Czy to je wyjasnia? Przeciwnie: zaciemnia, poniewaz zalozylismy milczaco, ze potrafimy rozeznac sie w dzialaniach Kwintan. Przypominam, ze Mars byl niegdys uznawany za starca, a Wenus za mlodke w zestawieniu z Ziemia: pradziadkowie naszych astronomow zalozyli bezwiednie, ze Ziemia jest taka sama jak Mars i Wenus, tyle ze mlodsza od pierwszego i starsza od drugiej. Stad poszly kanaly Marsa, dzikie dzungle Wenery i reszta, az wszystko przyszlo wlozyc miedzy bajki. Sadze, ze nic nie umie zachowywac sie bardziej nierozumnie od rozumu. Na Kwincie moze dzialac rozum — a raczej rozumy, nieposiezne dla nas przez roznorodnosc intencji...

— Wojna?

Glos padl z glebi sali. Lauger, wciaz stojac, ciagnal: — Wojna nie jest pojeciem zamykajacym raz na zawsze zbior konfliktow z niszczycielska wypadkowa. Dowodco, nie licz na oswiecenie. Skoro nie znamy ani warunkow wyjsciowych, ani granicznych, nic nie obroci niewiadomych w wiadome. „Hermesa“ nie ustrzezemy inaczej, jak radzac, zeby sie mial na bacznosci. Chcesz dokladniejszej rady? Widze ja tylko w alternatywie: albo dzialania rozumnych nierozumne, albo niezrozumiale, bo nie mieszczace sie w kategoriach naszej mysli. Ale to tylko moj poglad — nic wiecej.

KWINTA

Przed zanurzeniem radiolokatory ostatni raz wspomnialy o „Hermesie“, ukazujac jak zatacza na niebosklonie wycinek ogromnej hyperboli, idac wciaz wyzej, nad rekaw spirali galaktycznej, aby w wysokiej prozni isc przyswietlnym chodem, az radiowe echa zaczely przychodzic w rosnacych odstepach na znak, ze „Hermes“ podlega relatywistycznym efektom i jego czas pokladowy coraz bardziej rozchodzi sie z czasem „Eurydyki“. Lacznosc miedzy zwiadowca i macierzystym statkiem zerwala sie ostatecznie, kiedy sygnaly automatycznego nadajnika zwiekszyly dlugosc fal, rozciagnely sie w wielokilometrowe pasma i oslably tak, ze ostatni zanotowal najczulszy indykator w siedemdziesiatej godzinie od startu, kiedy Hades, trafiony przez samobojczego „Orfeusza“, steknal grawitacyjnym rezonansem i otwarl temporalne czeluscie. Cokolwiek mialo sie przydarzyc zwiadowcy i zamknietym w nim ludziom, musialo pozostac nieznane przez wiele ich lat.

Tym, ktorzy spia snem embrionacyjnym, podobnym do smierci, jako wyzbytym wszelkich rojen i chocby nimi wyczuwanej utraty czasu, lot sie nie dluzyl. Nad bialymi sarkofagami w tunelowym embrionatorze przez pancerne szkliwo peryskopu swiecila Alfa Harpii, blekitny olbrzym odstrzelony od innych gwiazd konstelacji jednym z wlasnych, asymetrycznych wybuchow, gdyz byl mlodym Sloncem i jeszcze sie nie ustatkowal po nuklearnym zaplonie swoich wnetrz. Po zniknieciu „Eurydyki“ GOD przystapil do manewrowania. „Hermes“, wzbiwszy sie nad ekliptyke, runal jak kamien ku Hadesowi, zrazu oddalajac sie od docelowych gwiazd, zeby je latwiej osiagnac grawitacyjnym kosztem giganta, okrazyl go bowiem tak, ze kollapsar dal mu swym polem solidny rozped. Zyskawszy podswietlna predkosc, „Hermes“ wysunal z burt wloty strumieniowych reaktorow. Proznia byla tak wysoka, ze zgarnianych atomow nie starczylo do zaplonu, wiec GOD ekscytowal wodor zastrzykami trytu, az synteza ruszyla. Czarne dotad gardziele silnikow rozjarzyl blask, pulsujacy coraz bardziej, predzej, jasniej, i w mroki trysnely ogniowe slupy helu. Laser „Eurydyki“ okazal zwiadowcy startowa pomoc mniejsza od przewidywanej, gdyz jeden z hypergolowych boosterow dal kiepski ciag i zwierciadlo rufowe uchylilo sie od kursu, a potem „Eurydyka“ przepadla jak wchlonieta w nicosc, lecz GOD rychlo wyrownal strate dodatkowa moca, wykradziona Hadesowi.

Przy 99% szybkosci swiatla proznia we wlotach silnikowych gestniala, wodoru bylo pod dostatkiem, trwale przyspieszenie zwiekszalo juz mase zwiadowcy daleko bardziej niz jego ped, GOD utrzymywal 20 g bez najmniejszych odchylen, lecz obliczona na czterykroc wieksze przeciazenia konstrukcja dzierzyla sie bez szwanku. Zaden zywy organizm, wiekszy od pchelki, nie wytrzymalby wlasnego ciezaru w owym locie. Kazdy czlowiek wazyl ponad dwie tony. Pod ta prasa nie ruszylby zebrami, gdyby mial oddychac i serce pekloby mu, tloczac ciecz, daleko ciezsza niz plynny olow. Nie oddychali jednak i serca ich juz nie bily, choc nie zmarli. Zaloga spoczywala w tym samym plynnym osrodku, ktory zastepowal jej krew. Pompy, sprawne i przy stukrotnym ciazeniu (ale takiego by juz embrionujacy nie zniesli), tloczyly w ich naczynia onaks, a serca kurczyly sie raz lub dwa razy na minute, nie pracujac, a tylko biernie poruszane naplywem zyciodajnej, sztucznej krwi.

We wlasciwym czasie GOD dokonal zmiany kursu i lecac teraz wprost ku korotacyjnemu sklebieniu gwiazd galaktyki, „Hermes“ wyrzucil przed dziob tarcze oslonowa. Wyprzedzila statek o kilka mil i znieruchomiawszy pozornie w tej odleglosci, sluzyla za przeciwpromienny pancerz. Inaczej przy rozwijajacym pedzie promienie kosmiczne zniszczylyby zbyt wiele neuronow w mozgach ludzkich. Blekitna Alfa swiecila juz za rufa. Wewnatrz tunelowego pokladu w dlugiej rufie „Hermesa“ nie zapanowala jednak calkowita ciemnosc, gdyz otuliny reaktorow dawaly mikroskopijny przeciek kwantom i u scian tlalo promieniowanie Czerenkowa. Ten blady polmrok trwal w pozornym bezruchu, niezmienny w doskonalej ciszy i tylko dwukrotnie wplynely wen przez gruboscienne okno w zaporze, oddzielajacej embrionator od gornej sterowni, ostre, gwaltowne blyski. Za pierwszym razem dotad slepy monitor kontrolny tarczy oslonowej lysnal zimna biela i natychmiast zgasl. GOD, przebudzony w terasekundzie, wydal wlasciwy rozkaz. Prad obrocil dzwignie, dziob statku otwarl sie i rzygnal plomieniem tak, by nowa wystrzelona w przodtarczazastapila rozbita przez garsc kosmicznego pylu, ktora od pedu zderzenia obrocila ochronny dysk w rozzagwiona chmure pekajacych atomow. „Hermes“ przelecial przez sloneczny fajerwerk, rozciagajacy sie daleko za rufa i gnal dalej. Automat po kilku sekundach wyhamowal niepozadane boczne drgania nowej tarczy, coraz wolniej mrugajac pomaranczowymi kontrolkami bakburty i sterburty, jakby czarny kot porozumiewawczo i kojaco mrugal plowymi oczami do GODa. Potem znow wszystko zamarlo na statku az do ponownego trafienia w szczypte meteorytowego czy kometowego pylu i operacja odnowienia tarczy oslonowej dokladnie sie powtorzyla. Wreszcie trzepocace elektronami atomy zegarow cezowych daly oczekiwany znak. GOD nie musial patrzec na jakiekolwiek wskazniki, bo byly jego zmyslami i odczytywal ich stan mozgiem, ktory z uwagi na trzycentymetrowe rozmiary dowcipnisie „Eurydyki“ zwali kurzym. GOD baczyl na wskazania lumenowego nadzoru, by utrzymywac kurs przy redukcji ciagow. Silniki wygaszone i odwrocone poczely hamowac statek. I ten manewr powiodl sie znakomicie: przewodnie gwiazdy ani drgnely na fokatorach, obylo sie wiec bez poprawki zaprogramowanej trajektorii lotu. W zalozeniu redukcja przyswietlnej chyzosci do parabolicznej wzgledem Dzety, wiec do jakichs 80 kmzsek. na mikroparsek przed Junona, najbardziej zewnetrzna planeta ukladu, wymagala prostego odwrocenia ciagu, az sam wygasnie od niedostatku wodorowego paliwa i przejscia na hamowanie hypergolami. GOD odebral jednak w pore ostrzezenia „Eurydyki“ i nim wzial sie do reanimacyjnych zabiegow, przeprogramowal hamowanie. Zarowno blask dysz wodorohelowych, jak plomienie samozaplonowych paliw byly latwo rozpoznawalne w ich technicznej, wiec sztucznej charakterystyce, a GOD mial teraz za pierwsza regule „mocno ograniczone zaufanie do Braci w Rozumie“. Nie szperal w biblistyce, nie analizowal zajsc miedzy Ablem i Kainem, lecz wygasil strumieniowo- przeplywowe silniki w cieniu Junony i wykorzystal jej ciazenie dla redukcji pedu i zmiany kursu. Drugi glob gazowy Dzety posluzyl mu do zejscia na predkosc paraboliczna i dopiero wtedy uruchomil reanimatory.

Rownoczesnie wyslal na zewnatrz zdalnie sterowane automaty, ktore nalozyly na dysze rufy i dziobu kamuflazowa aparature w postaci elektromagnetycznych mikserow. Odtad plomienie ciagu rozmazaly sie: ich radiacja byla spektralnie rozpraszana. Najbardziej delikatny etap hamowania odbyl sie w przedprozach ukladu za Junona: GOD zaplanowal go i wykonal zrecznie, jak przystalo na komputer ultymatywnej generacji. Po prostu przecial „Hermesem“ najwyzsze warstwy atmosfery gazowego olbrzyma. Przed statkiem powstala poduszka rozpalonej plazmy i wytracajac w niej szybkosc, GOD wymogl na klimatyzacji „Hermesa“ wszystko, na co bylo ja stac, by temperatura w embrionatorze nie podniosla sie wiecej niz o dwa stopnie. Plazmowa poduszka zniszczyla w okamgnieniu oslonowa tarcze, ktora i tak miala zostac odrzucona; zastapila ja tarcza innego typu, jako puklerz chroniacy przed pylem i kometowymi szczatkami wsrod planetarnych orbit. „Hermes“ oslepil sie w ogniowym przejsciu, lecz ostygl jeszcze w stozku cienia Junony i GOD sprawdzil, ze plomienne chmury, omal protuberancje, wywolane hamulcowym pasazem opadaja zgodnie z prawami Newtona na ciezka planete. Nie tylko obecnosc „Hermesa“ zacieral, lecz jego slady. Statek z wygaszonymi silnikami dryfowal w dalekim afelium, kiedy w embrionatorze zapalily sie wszystkie swiatla, a glowice medykomow zawisly nad pojemnikami, gotowe do dzialania.

Podlug programu mial sie pierwszy obudzic Gerbert, by interweniowac jako lekarz, jesli sie to okaze wskazane. Tu jednak kolejnosc procedury ulegla zakloceniu. Czynnik biologiczny pozostal mimo wszystko najslabszym ogniwem tak zlozonych operacji. Embrionator miescil sie na srodpokladziu i wzgledem statku byl mikroskopijna lupinka, otoczona wielowarstwowymi pancerzami, przeciwpromienna otulina izolacyjna o dwoch

Вы читаете Fiasko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату