mianowanej naturalistyczna. Mieszkancy planety wyrzucili czesc wod oceanicznych w przestrzen, aby zwiekszyc powierzchnie ladowa. Cisnienie wywierane przez ocean na jego dno zmniejszylo sie i wskutek tego ulegla naruszeniu rownowaga w litosferze. Idacy od wnetrza napor wywolal wielkie pekniecia skorupy, najcienszej pod oceanem. Dlatego dalsze miotanie wod w Kosmos przerwano. Jednym slowem, podjete dzialania daly katastrofalny rykoszet. Podlug innych opinii hipoteza jest bledna, jako ze nie uwzglednia dalszych niezrozumialych zjawisk. Ponadto istoty, zdolne do prac w planetarnej skali, przewidzialyby ich sejsmiczne skutki. Podlug obliczen, bioracych za wyjsciowy model Ziemie, kataklityczne ruchy litosfery mogloby wywolac usuniecie co najmniej jednej czwartej objetosci oceanu. Redukcja cisnienia, spowodowana wyrzucaniem nawet szesciu trylionow ton wody, spustoszen globalnych sprawic by nie zdolala. Kontrhipoteza przyjmuje katastrofe typu „lancuchowo-dominowego“ jako niepozadany efekt doswiadczen ze zle opanowana grawitologia. Inne domniemania obejmowaly zamierzona destrukcje przestarzalej bazy technologicznej, rodzaj wyburzania, nierozmyslne zaklocenie klimatu podczas miotania wod w przestrzen lub cywilizacyjny chaos o nieznanych przyczynach. Zadna z hipotez nie potrafila umiejscowic w sobie wszystkich dostrzezonych zjawisk tak, by utworzyly spojna calosc. Totez radiogram wyslany przez Bar Horaba tuz przed wejsciem w Hades uprawnial zwiadowcow do calkowicie samodzielnych poczynan, z poniechaniem wszystkich ustalonych wariantow programu, jesli uznaja to za wlasciwe.
LOWY
W afelium Dzety, z dala od jej najwiekszych planet, Steergard wprowadzil statek na eliptyczna orbite, by astrofizycy mogli dokonac pierwszych obserwacji Kwinty. Jak zwykle w takich ukladach, wlokly sie w prozni szczatki starych komet, odarte z gazowych ogonow i porozrywane na skrzeple glazy wielokrotnymi przejsciami przez poblize Slonca. Wsrod tych rozproszonych bryl i zgestkow pylu dostrzegl GOD z czterech tysiecy kilometrow obiekt niepodobny do meteoru. Dotkniety radiolokatorem, dal metaliczne odbicie. Nie mogl byc bryla magnetytowa o duzej zawartosci zelaza, nazbyt regularny ksztaltem. Przypominal cme o krotkim, grubym odwloku z kikutami tepych skrzydel. O cztery stopnie cieplejszy od zlodowacialej skaly, nie wirowal, jak przystalo na meteor czy odlam kometowego jadra, lecz biegl rowno przed siebie, bez sladow napedu. GOD obejrzal go we wszystkich spektralnych pasmach, az wykryl przyczyne jego statecznosci: slaby wyciek argonu, strumien rozrzedzony i przez to ledwie widoczny. Mogl byc sonda kosmiczna lub malym statkiem.
— Zlapiemy te cme — zdecydowal Steergard.
„Hermes“ ruszyl wiec trajektoria poscigowa, a znalazlszy sie ledwie mile za gonionym, wyrzucil pocisk o chwytnych dzwigniach. Pulapka otwarla szeroko szczeki tuz nad grzbietem osobliwej cmy i chwycila jej boki jak w imadlo. Bezwladny twor zdawal sie leciec biernie w cegach, lecz po chwili jego temperatura wzrosla i bijacy w tyl strumien gazu zgestnial. Monitor, wskazujacy dotad zgodnosc programu lowow z ich przebiegiem, lysnal znakami zapytania.
— Wlaczyc energochlony? — spytal GOD.
— Nie — odparl Steergard. Patrzal na bolometr. Chwycony rozgrzal sie do trzystu, czterystu, pieciuset stopni Kelvina, ale jego ciag wzmogl sie nieznacznie. Krzywa temperatury zadrgala i ugiela sie. Upolowany stygl.
— Jaki naped? — spytal dowodca. Wszyscy w sterowni milczeli, przerzucajac wzrok z wizualnego monitora na boczne, pozaswietlnych emisji. Swiecil tylko bolometryczny.
— Radioaktywnosc zero?
— Zero — upewnil dowodce GOD. — Wyciek slabnie. Co robic?
— Nic. Czekac. Lecieli tak dlugo.
— Wezmiemy to na poklad? — spytal wreszcie El Salam. — Moze najpierw przeswietlic?
— Szkoda fatygi. On juz zdycha — ciag mu spadl i ostygl. GOD, pokaz go z bliska.
Przez elektroniczne oczy chwytnika ujrzeli czarna skorupe w ospie niezliczonych nadzerek.
— Abordaz? spytal GOD.
— Jeszcze nie. Stuknij go pare razy. Ale w miare.
Spomiedzy dlugoramiennych cegow wysunal sie oblo zakonczony pret. Metodycznie uderzal w trzymany kadlub, proszacy luskowatym popiolem.
— Moze miec nieudarowy detonator — zauwazyl Polassar. — Ja bym go jednak przeswietlil...
— Dobrze — zgodzil sie niespodzianie Steergard. — GOD, przespinografuj go.
Dwie wrzecionowate sondy wystrzelone z dzioba dognaly pekata cme, by wziac ja miedzy siebie na wlasciwy dystans. Gorne monitory sterowni ozyly, ukazujac splatane smugi, pasma, cienie, a zarazem na brzegach ekranow wyskakiwaly atomowe symbole: wegla, wodoru, krzemu, manganu, chromu, slupki te wydluzaly sie, az Rotmont powiedzial:
— To na nic. Trzeba to wziac na poklad.
— Ryzykowne — mruknal Nakamura. — Lepiej zdemontowac zdalnie.
— GQD? — spytal dowodca.
— Mozna. To zajmie piec do dziesieciu godzin. Zaczac?
— Nie. Wyslij teletom. Niech mu rozetnie pancerz w najcienszym miejscu i da obraz wnetrza.
— Rozwiertem?
— Tak.
Do otaczajacych zdobycz dolaczyla sie nastepna sonda. Diamentowy swider trafil na nie mniej twarda powloke.
— Tylko laser — zadecydowal GOD.
— Trudno. Minimalny impuls, zeby sie w srodku nic nie stopilo.
— Nie recze — odparl GOD. — Laserowac?
— Delikatnie.
Wciagniete wiertlo zniklo. W chropowatej powierzchni rozzarzyl sie bialy punkt, a kiedy dymna chmurka zrzedla, w wytopiona przestrzeline wlazla glowica teleobiektywu. Jej monitor wyswietlal osmolone rury, wchodzace w wypukla plyte, a caly obraz drzal nieznacznie — i tu odezwal sie GOD:
— Uwaga: podlug spinografii w centrum obiektu znajduja sie ekscytony, a czastki wirtualne zgniotly konfiguracyjna przestrzen Fermiego.
— Interpretacja? — spytal Steergard.
— Cisnienie w ognisku ponad czterysta tysiecy atmosfer albo efekty kwantowe Holenbacha.
— Rodzaj bomby?
— Nie. Prawdopodobnie zrodlo mocy napedowej. Masa odrzutowa byl argon. Juz sie wyczerpal.
— Mozna to wziac na poklad?
— Mozna. W bilansie energia calosci rowna sie zeru. Oprocz fizykow nikt nie rozumial, co to znaczy.
— Bierzemy? — spytal dowodca Nakamure.
— GOD wie lepiej — usmiechnal sie Japonczyk. — A co ty powiesz?
Zagadniety El Salam przytaknal. Trofeum zostalo wiec wciagniete do prozniowej komory na dziobie i dla pewnosci otoczone energochlonami. Ledwie skonczyli te operacje, GOD doniosl o innym odkryciu. Dostrzegl obiekt znacznie mniejszy od ujetego, okryty substancja pochlaniajaca promienie radiolokatorow, a wykryl go przez spinowy rezonans budulca: bylo to pekate cygaro o masie jakichs pieciu ton. Znow polecialy orbitery i rozzarzywszy izolacyjna otuline, odarly z niej lsniace metalem wrzeciono. Proby wzbudzenia jego reakcji spelzly na niczym. Byl to trup: w boku ziala wytopiona dziura. Stan obrzezy swiadczyl o tym, ze powstala niezbyt dawno. I te zdobycz wladowano na statek.
Tak wiec lowy poszly latwo. Klopoty powstaly dopiero przy ogledzinach i sekcji dubeltowej zdobyczy.
Pierwszy wrak, przypominajacy w hali dwudziestotonowym cielskiem ogromnego zolwia, zdradzal chropowata skorupa, nadzarta w bezliku zderzen z mikrometeorytami i pylem, chyba stuletni wiek. Jego orbita wybiegala w afelium poza ostatnie globy Dzety. Anatomia solidnie opancerzonego zolwia zaskoczyla prosektorow. Protokol skladal sie z dwoch czesci. W pierwszej Nakamura, Rotmont i El Salam dali zgodny opis urzadzen zbadanych w owym tworze, w drugiej ich opinie o przeznaczeniu tych urzadzen zasadniczo sie roznily. Polassar, ktory tez uczestniczyl w badaniu, zakwestionowal domysly obu fizykow. Protokol jest tyle wart, oswiadczyl, ile wykonany przez Pigmejow opis egipskiej piramidy. Zgoda co do materialu budowlanego nie wyjasnia w niczym jego przeznaczenia. Stary satelita mial szczegolne zrodlo energii. Zawieral baterie piezoelektrytow, ladowane przez konwertor, z jakim fizycy nigdy sie dotad nie spotkali. Elektryty, sprasowane w wielokaskadowym imadle czysto mechanicznych wzmacniaczy cisnienia, rozprezajac sie dawaly prad, porcjami dawkowanymi przez uklad dlawikowy z fazowa impedancja, ale mogly tez dac nagle i pelne wyladowanie, gdyby sensory pancerza zwarly krotko dlawnice. Wowczas caly prad, obiegajac dwuzwojowa cewe, rozsadzilby ja w magnetycznej eksplozji. Miedzy akumulatorami i obudowa znajdowaly sie torby czy kieszenie, wypelnione zuzlem. Biegly tamtedy na wpol szkliste zyly, o zmatowialych lustrzanych wnetrzach, byc moze zerodowane swiatlowody. Nakamura przypuszczal, ze ten wrak ulegl niegdys przegrzaniu, ktore nadtopilo mu czesc podzespolow i zniszczylo sensory. Rotmont uznal jednak zniszczenia za wywolane na zimno — katalitycznie. Jak gdyby jakies mikroparazyty, bez watpienia martwe, zzuly satelicie siec jego polaczen w przedniej czesci. I to bardzo dawno. Wewnetrzna powierzchnie pancerza pokrywaly kilkoma warstwami komorki, podobne nieco do pszczelich plastrow, lecz znacznie drobniejsze. Tylko chromatograficznie dalo sie w ich popiolach rozpoznac silikokwasy, krzemowy odpowiednik kwasow aminowych o podwojnym wiazaniu wodorowym. Tu wlasnie opinie dyssektorow rozeszly sie definitywnie. Polassar mial te ostatki za wewnetrzna izolacje pancerza, natomiast Kirsting za uklad posredni miedzy tkanka zywa i martwa — plod technobiologii o niewiadomym pochodzeniu i funkcjach.
Nad protokolami dlugo wrzala dyskusja. Ludzie „Hermesa“ mieli przed soba dowody swiadczace o poziomie technologii Kwintan sprzed stu lat. Z grubsza biorac, teoretyczne podstawy tej inzynierii dawaly sie przyrownac do ziemskiej wiedzy konca XX wieku.