starego satelity. Gorzej bylo z drugim. Mial baterie ujemnej energii, powstajacej przy podswietlnym ruchu w polach ciazenia wielkich planet. Jego pulsacyjny system napedowy ulegl strzaskaniu przez to, co go celnie ugodzilo — byc moze gigadzulowy strzal spojnego swiatla. Radioaktywnosci tez nie ujawnial. Wewnetrzne rozpory tworzyl monomolekularny wegiel wiazkami wlokien — niezle osiagniecie inzynierii ciala stalego. W nie zmiazdzonym przedziale za energetyczna komora znalezli rozpekle rurki z nadprzewodliwymi zwiazkami, urwane niestety tam, gdzie bylo cos najciekawszego, jak rozpaczal Polassar. Co tam moglo byc? Fizycy szli juz na domysly, jakich nie wazyliby sie tknac w bardziej przyziemnych okolicznosciach. Moze ten wrak zawieral wytwornik niestalych superciezkich jader? Anomalonow? Po co? Jesli byl bezludnym laboratorium badawczym, mialoby to sens. Ale czy nim byl? I dlaczego stopiony metal za miejscem trafienia przypominal jakis archaiczny iskiernik? A nadprzewodliwy stop niobowy ujawnial w nie rozpeklych przewodach pustki, wyzarte przez endotermiczna katalize. Jakby jakies „erowirusy“ zjawily sie tam pradem czy raczej nadprzewodnikami. Najosobliwsze staly sie male ogniska zniszczen, wykryte w obu satelitach. Spustoszenia te nie mogly powstac od zadnego gwaltownego dzialania z zewnatrz. Najczesciej zlacza przewodow ulegly jakby rozgryzieniu i przezuciu, tworzac rozancowe wneki. Rotmont, wezwany na pomoc jako chemik, uznal je za wynik dzialania aktywnych wielkoczasteczkowych drobin. Udalo mu sie wyizolowac ich sporo. Mialy postac asynchronicznych krysztalkow i zachowaly swa wybiorcza agresywnosc. Jedne atakowaly wylacznie nadprzewodniki. Pokazal kolegom pod mikroskopem elektronowym, jak te martwe pasozyty wgryzaja sie w nitki nadprzewodliwego zwiazku niobu, ktore byly ich pozywka, bo rozmnazaly sie kosztem trawionej substancji. Nie sadzil, aby te „wiroidy“, jak je nazwal, mogly powstac w lonie satelity samoistnie. Przypuszczal, ze aparatura zostala skazona wiroidami jeszcze w toku montazu. Po co? Dla eksperymentu? Ale w takim razie nie warto bylo wyrzucac satelitow w przestrzen.

Nasuwalo sie wiec wyobrazenie premedytowanego sabotazu podczas budowy tych urzadzen. Domysl co prawda mocno ryzykowny. W takim ujeciu kryl sie za tymi zjawiskami jakis konflikt. Efekt zderzenia sprzecznych zamierzen. Innym pachniala ta koncepcja antropocentrycznym szowinizmem. Czy nie mogla to na pewno byc przypadlosc aparatury na jej molekularnym poziomie? Cos w rodzaju raka martwych tworow o subtelnej i zawilej mikrostrukturze? Chemik wykluczal te ewentualnosc dla pierwszego, starego satelity — zolwia, nazwanego w pogoni cma. Przy drugim nie mogl juz tego uczynic z analogiczna pewnoscia. Choc nie pojmowali celu, dla jakiego skonstruowano oba kosmiczne wehikuly, inzynieryjny postep, jaki zaszedl w czasie miedzy budowa pierwszego i drugiego, rzucal sie w oczy. Mimo to „erowirusy“ znalazly czule miejsca jako strawe w obu satelitach. Wszedlszy na ten trop, chemik nie mogl i nie chcial go juz porzucic. Mikroelektroniczne przebadanie wycinkow, branych z obu zlowionych urzadzen, poszlo szybko, gdyz zajal sie tym analizator pod kontrola GODa. Gdyby nie takie przyspieszenie, i roku nie starczyloby dla owej nekrohistologii. Wynik opiewal: pewne elementy obu satelitow zdobyly swego rodzaju odpornosc na katalityczne trawienie i to w sposob tak wasko zakreslony, ze wolno by mowic o reakcjach immunologicznych przez analogie do zywych organizmow i zarazkow. W imaginacji stawal im juz obraz mikromilitarnej wojny, toczonej bez zolnierzy, dzial, bomb, wojny, w ktorej szczegolnie precyzyjna tajna bronia sa polkrystaliczne pseudoenzymy. Jak to bywa przy uporczywych dociekaniach, zamiast upraszczac sie, calosciowy sens wykrytych zjawisk podlegal w miare dalszej pracy komplikacjom.

Fizycy, chemik i Kirsting nie opuszczali juz prawie glownego pokladowego laboratorium. Rozmnozylo sie na martwych pozywkach kilkanascie typow „zwiazkow obrony“ i „ataku“.Zarazemjednak granica miedzy tym, co bylo integralna czescia obcej techniki i tym, co w nia wtargnelo dla rujnowania, zatarla sie. Kirsting zauwazyl, ze to w ogole nie jest granica w rozumieniu absolutnie obiektywnym. Powiedzmy, ze na Ziemie przybywa nader madry superkomputer, ktory nic nie wie o zjawiskach zycia, bo jego elektroniczni praszczurowie zapomnieli juz, ze zbudowaly ich jakies biologiczne istoty. Obserwuje i bada czlowieka, ktory ma katar i paleczki okreznicy w jelitach. Czy pobyt wirusow w nosie tego czlowieka jest jego integralna, naturalna wlasnoscia, czy nie? Powiedzmy, ze ten czlowiek w trakcie badania przewroci sie i nabije sobie guza na glowie. Guz jest podskornym krwiakiem. Uszkodzily sie naczynia. Ale ten guz moze tez byc uznany za rodzaj amortyzatora utworzonego dla lepszej ochrony kostnej czaszki przed nastepnym uderzeniem. Czy taka interpretacja jest niemozliwa? Brzmi nam smiesznie, ale nie idzie o zarty, lecz o pozaludzkie stanowisko poznawcze.

Steergard, wysluchawszy skloconych ekspertow, pokiwal tylko glowa i dal im dalszych piec dni dla badan. Byl to istny dopust. Ziemska technobiotyka szla od polwiecza zupelnie innymi drogami. Tak zwana „nekroewolucje“ uznano za nieoplacalna. Nie bylo nawet domnieman, ze jakakolwiek „maszynowa gatunkotworczosc“ kiedys powstanie. Ale nikt nie mogl kategorycznie twierdzic, ze na Kwincie nic takiego nie istnieje. Ostatecznie dowodca pytal juz tylko, czy nalezy uznac hipoteze konfliktu wsrod producentow kwintanskich za istotna przeslanke dalszego dzialania zwiadu? Lecz przy zaawansowaniu analiz, jakiego doszli, jego biegli nie chcieli mowic o zadnych pewnych przeslankach. Pewnik nie jest hipoteza ani hipoteza nie jest pewnikiem. Wiedzieli juz dosc, by pojac, na jak chwiejnych wyjsciowych zalozeniach wspiera sie ich wiedza. Dodatkowym nieszczesciem byl brak, takze w mlodszym wraku, ukladow lacznosci choc troche podobnych do tego, co wywodliwe z teorii automatow skonczonych i informatyki. Moze wiroidy zezarly te pseudonerwowe sieci doszczetnie? Lecz powinny by zostac po nich slady. Szczatki. Moze i zostaly, lecz nie umieli ich zidentyfikowac. Czy z tranzystorowego liczydelka, puszczonego pod prase hydrauliczna, mozna wyprowadzic teorie Shannona albo Maxwella? Ostatnia narada odbywala sie w atmosferze wyjatkowego napiecia. Steergard zrezygnowal z pozytywnych ustalen. Pytal tylko, czy mozna uznac za nie istniejace poszlaki, ze Kwintanie opanowali inzynierie sideralna? Uznal to za najwazniejsze. Jesli ktos nawet domyslal sie, czemu tak na to nastaje, milczal. „Hermes“ leniwie dryfowal w ciemnosciach, a oni gmatwali sie w gaszczu niewiadomych. Piloci — Harrach i Tempe — milczkiem przysluchiwali sie obradom. Rowniez lekarze nie zabierali glosu. Arago porzucil stroj zakonny i w rozmowach — tak sie jakos stalo“, ze siadywali we czterech na gornej kondygnacji, nad sterownia — nigdy nie wspomnial w swoich slowach „a jesli tam panuje zlo?“ Kiedy Gerbert powiedzial, ze oczekiwania zawsze przegrywaja w zetknieciu z rzeczywistoscia, Arago zaprzeczyl. Ilez przeszkod pokonali dotad, ktore ich przodkowie mieli w dwudziestym wieku za niepokonywalne. Jak gladko minela podroz, bez poniesienia strat przebyli lata swietlne, „Eurydyka“ weszla nieomylnie w Hades, a oni sami dotarli w glab gwiazdozbioru Harpii i od zamieszkanej planety dzielily ich godziny czy dni.

— Ojciec robi nam psychoterapie — usmiechnal sie Gerbert. On jednak zwal tak nadal dominikanina — trudno by mu przyszlo mowic don „kolego“.

— Mowie prawde — nic wiecej. Nie wiem, co z nami bedzie. Taka niewiedza jest naszym przyrodzonym stanem.

— Wiem, co ojciec mysli — wypalil impulsywnie Gerbert. — Ze Stworca nie zyczyl sobie takich wypraw — takich spotkan — takiego „obcowania cywilizacji“ — i dlatego rozdzielil je otchlaniami. A mysmy nie tylko zrobili z rajskiego jablka kompot, ale pilujemy juz Drzewo Wiadomosci...

— Jesli chce pan poznac moje mysli —jestem do uslug. Sadze, ze Stworca w niczym nas nie ograniczyl. A przy tym nie wiadomo, co wyrosnie z przeszczepow Drzewa Wiadomosci...

Piloci nie mogli uslyszec dalszego ciagu dyskusji teologicznej, bo wezwal ich dowodca: bral kurs na Kwinte. Po przedstawieniu nawigacyjnej trajektorii dodal:

— Na pokladzie panuje nastroj, ktorego sie nie spodziewalem. Bujnosc wyobrazni powinna miec granice. Jak wiecie, mowi sie wciaz o niezrozumialych konfliktach, mikromachinach, nanobalistyce, walce ale przeciez to jest balast uprzedzen, ktory najlatwiej zaslepia. Jezeli mamy sie trzasc od sekcji paru wrakow, to wpadniemy w dezorientacje i kazde pociagniecie wyda sie szalenczym hazardem. Powiedzialem to naukowcom, dlatego mowie i wam. A teraz szerokiej drogi. Do Septimy mozecie trzymac kurs przez GODa. Potem chce was miec przy sterach — zmianowosc ustalcie miedzy soba sami.

Statek dal juz ciag i wrocilo, choc slabe, ciazenie. Harrach poszedl z Tempem po stara ksiazke, wzieta z „Eurydyki“. Kiedy sie rozstawali w drzwiach kajuty, Harrach, gorujacy wzrostem, pochyliwszy sie, jakby mial wyjawic jakas tajemnice, rzekl:

— Wiedzial Bar Horab, kogo postawic na „Hermesie“. Co? Znales lepszych?

— Moze znalem. Nie lepszych. Takich jak on.

KSIEZYC

Planete otaczal pierscien lodowych bryl plaszczyzna olbrzymia, lecz niestateczna. Obliczenia dokonane przez Lakatosa i Biele tuz przed zanurzeniem „Eurydyki“ okazaly sie trafne. Rozdzielony jedna wielka i trzema mniejszymi szczelinami, wskutek perturbacji powodowanych ciazeniem Kwinty, nie mogl trwac dluzej niz tysiac lat, bo zarazem powiekszal srednice i tracil mase. Zewnetrzne obrzeze poszerzyly sily centryfugalne, wewnetrzne obracalo tarcie o atmosfere w topniejace okruchy i pare, a tym samym czesc wod, niewiadoma metoda wyrzuconych w przestrzen, wracala na planete nieustannymi opadami deszczu. Trudno bylo uznac, ze Kwintanie rozmyslnie sprawili sobie iscie potopowy pluwial. Pierscien zawieral pierwotnie trzy lub cztery tryliony ton lodow i tracil rokrocznie wiele ich miliardow. Tkwila w tym seria zagadek. Pierscien zaklocal klimat calej planety. Procz ulewnych deszczow jego potezny cien kladl sie w okoloslonecznym obrocie raz na polnocna, a raz na poludniowa polkule. Odbijal swiatlo sloneczne, nie tylko obnizajac przecietna temperature, bo ponadto zaburzal cyrkulacje pasatow w atmosferze. Graniczne obszary po obu stronach rzucanego cienia roily sie od burz i cyklonow.

Jesli mieszkancy obnizyli poziom oceanow, dysponowali chyba dostateczna energia, aby nadac

Вы читаете Fiasko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату