konczy sie u planetarnej skorupy, wiec jesli to byla zabudowa trzydziestomilowej rozciaglosci, zdjecia przeszywaly ja na wskros, jakby rentgenem ustawionym na jednym przedmiesciu przeswietlic wszystkie ulice, place, domy w strone przeciwleglego. Niewiele to dawalo. Patrzacy na tlumy ludzkie z gory widzi je w pionowym skrocie. Patrzac w plaszczyznie horyzontalnej, ujrzy tylko najblizszych, w wylotach ulic. Przeswietlony tlum ukaze sie jako bezlad mnostwa kosccow. Co prawda istniala mozliwosc odroznienia zabudowan od przechodniow. Zabudowa nie poruszala sie, wiec wszystko, co na tysiacu spinogramow trwalo w bezruchu, usunela filtracja. Pojazdy tez dalo sie usunac, retuszem, likwidujacym to, co poruszalo sie szybciej niz idacy pieszo czlowiek. Gdyby mial przed soba wielkie miasto ziemskie, zniklyby ze zdjec zarowno domy, mosty, zaklady przemyslowe, jak auta czy pociagi, i zostalyby tylko cienie przechodniow. Przeslanki tak silnie geo- i antropocentryczne mialy nader watpliwa wartosc. Mimo to liczyl na szczesliwy traf. Kirsting tyle razy zachodzil noca do ciemni, tyle razy przepatrywal zwoje zdjec i wciaz nie utracil nadziei przypadkowego odkrycia, jesli wybierze i nalozy na siebie odpowiednie spinografie. Zeby ujrzec chociaz niepewnie, chocby w przymglonym zarysowaniu szkielety tych istot. Czy mogly byc czlekoksztaltne? Czy nalezaly do kregowcow? Czy w ich kosccach podpore tworzyl wapn w mineralnych zwiazkach, jak u ziemskich kregowcow? Egzobiologia uzna* wala czlekoksztaltnosc za nieprawdopodobna, lecz osteologiczne podobienstwo do szkieletow ziemskich za mozliwe, z uwagi na mase planety, wiec jej ciazenia, na sklad atmosfery, sugerujacy obecnosc roslin. O nich swiadczyl wolny tlen, a rosliny nie zajmuja sie astronautyka ani produkowaniem rakiet.

Kirsting nie liczyl na czlekoksztaltna budowe kosci. Utworzyly ja zawile powiklane tory ziemskiej ewolucji gatunkow. Zreszta nawet dwunoznosc i wyprostna postawa nie potwierdzilyby antropomorfizmu. Przeciez tysiace kopalnych gadow chodzily na dwu nogach i gdyby sporzadzic spinografie gromady gnajacych iguanodonow, w planetarnej skali i odleglosci nie odrozniloby sie ich od maratonczykow. Czulosc aparatury wykroczyla daleko poza najsmielsze wyobrazenia ojcow spinografii. Mogl po wapniowym rezonansie dostrzec skorupke kurzego jajka oddalonego o sto tysiecy kilometrow. Zapatrzonemu chwilami wydawalo sie, ze wsrod metnych plam widzi mikroskopijne niteczki jasniejsze od tla, jak sfotografowany przez teleskop, znieruchomialy taniec Holbeinowskich kosciotrupow. Zdawalo mu sie, ze jesli wzmocni powiekszenie, zobaczy je naprawde i przestana byc tym, co dopowiadal drzacym wlokienkom, tak niepewnym i chwilowym, jak kanaly, ktore widzieli dawni obserwatorzy Marsa, poniewaz bardzo chcieli je zobaczyc. Gdy wpatrywal sie w zgrupowanie slabych zastyglych iskierek zbyt dlugo, zmeczony wzrok ulegal jego woli i niemal juz mogl postrzec mleczne kropki czaszek i ciensze od wloskow kosci pacierzowych stosow i konczyn. Starczylo jednak zamrugac piekacymi od wytezenia oczami, by zludzenie pryslo.

Wylaczyl aparat i wstal. Zacisnawszy w zupelnej ciemnosci powieki, przywolal ledwie co ogladany obraz i znow zafosforyzowaly w aksamitnej czerni drobne kosciane zjawy. Niby niewidomy puscil trzymane oparcie i poplynal ku rubinowemu swiatelku nad wyjsciem. Oslepiony po dlugim przebywaniu w mrokach jasnoscia korytarza, zamiast ruszyc ku windzie, wparl sie we wneke drzwi, wyslana grubopianowym obiciem, i to go uratowalo, kiedy wraz z grzmotem uderzyl go grawitacyjny cios. Nocne jarzeniowki zgasly, wzdluz obracajacego sie ze statkiem korytarza zaplonely swiatla awaryjne, ale tego juz nie widzial. Stracil przytomnosc.

Steergard po naradzie nie kladl sie spac, bo wiedzial, ze GOD, bez wzgledu na to, ile wykoncypuje taktyk, postawi go przed wyborem, dajacym sie sprowadzic do alternatywy nieobliczalnego ryzyka lub odwrotu. Zachowal przy dyskusji pozor stanowczosci, ale gdy zostal sam, poczul sie bezradny jak nigdy do tej nocy. Coraz trudniej przychodzilo mu opierac sie chetce, aby wybor powierzyc losowi. W jednej ze sciennych szafek kajuty mial wsrod osobistych drobiazgow stara, ciezka monete, odlana z brazu, z profilem Cezara i pekiem fascii na rewersie, pamiatke po ojcu, numizmatyku. Otwierajac szafke, wciaz nie byl pewien, czy w taki sposob powierzy statek, zaloge, caly los tej wyprawy najwiekszej w ludzkich dziejach monecie, chociaz pomyslal juz, ze rozgi liktorskie oznacza ucieczke — czymze innym bylby odwrot? — a zatarty profil masywnej twarzy to, co moze bedzie ich zguba. Pokonal wewnetrzny opor, otwierajac w polmroku szafke i po omacku wydobyl spomiedzy przegrodek plaski futeral monety. Obracal wyjeta w palcach. Czy mial prawo...? Rzut nie byl mozliwy przy niewazkosci. Wcisnal monete w stalowy spinacz papierow, wlaczyl elektromagnes umocowany pod plyta biurka, by przytrzymywal fotogramy czy mapy dzieki stalowym kubikom, sluzacym za przyciskacze. Rozsunal na boki sterty wydrukow, tasm, i jak chlopiec, ktorym byl kiedys, puscil monete jak baka. Krecila sie na ostrzu spinacza coraz wolniej, zataczajac niewielkie kola, az upadla przyciagnieta i ukazala rewers. Odwrot. Aby usiasc, chwycil porecze obrotowego fotela i ledwie jego kombinezon przywarl do oparcia, poczul, nim to sobie uswiadomil, wstrzas, zrazu nikly, potegujacy sie, az olbrzymia sila zmiotla filmy, papiery, przyciskacze i ciemnobrazowa monete z biurka, a jego wtloczyla w fotel. Przeciazenie naroslo momentalnie. Ciemniejacym wzrokiem, bo krew juz odplywala mu od oczu, widzial jeszcze rozmazujace sie od blyskawicznych drgan swiatlo okraglej lampy sciennej, slyszal, czul, jak przez stalowe sciany, pod ich wysciolka, przeszlo gluche siekniecie wszystkich fug, spoin i jak przez halas lecacych zewszad nie umocowanych przedmiotow, aparatow, sztuk odziezy przebija sie daleki ryk alarmowych syren, jakby to nie ich membrany wyly, lecz sam okret, ugodzony w stu osiemdziesieciu tysiacach ton swej masy, i kiedy slyszacego to zawodzenie i przeciagly grom oslepial straszliwy ciezar, wtlaczal nalane olowiem cialo w glab fotela, poczul w ostatnim mgnieniu ulge.

Tak. Ulge, poniewaz odwrot nie wchodzil juz w gre.

Wzrok wrocil mu po kilkunastu sekundach, chociaz grawimetr pokazywal jeszcze czerwone kreski skali. „Hermes“ nie zostal trafiony wprost. To bylo niemozliwe. Cokolwiek go staranowalo, czuwajacy zawsze GOD odparowal atak, wyprowadzony tak zrecznie i niewidzialnie, ze — wyzbyty czasu na dobor miarkowanej oslony — siegnal po ostatecznosc. Wal grawitacji niczym nie mogl zostac przebity w tym Kosmosie, tylko singularnoscia — wiec „Hermes“ ocalal, lecz potega tak naglej riposty musiala dac rykoszet i jak dzialo, razone odrzutem przy strzale, caly statek w epicentrum wyladowania sideratorow zadygotal, choc przyjal ledwie ulamkowa czastke wyrzuconych mocy. Steergard, ani probujac wstac, bo cialo mial wciaz jak pod prasa, szeroko rozwartymi oczami widzial, jak delikatnie drzac duza wskazowka milimetr po milimetrze spelzazczerwonego sektora okraglej skali. Napiete do ostatecznosci miesnie okazywaly juz posluch. Grawimetr opadl ku czarnej dwojce i tylko alarmowe syreny wciaz zawodzily jednostajnie na wszystkich pokladach.

Oburacz odpychajac sie od poreczy z trudem wydostal sie z fotela, i kiedy stanal, zmuszony oprzec sie garsciami o krawedz biurka —jak malpa, przywykla wspomagac nogi w przygarbieniu rekami (nie wiedzial, skad mu sie wziela podobna mysl w tym momencie) — zobaczyl wsrod bezladnie cisnietych na podloge filmow i map ojcowska monete, ktora dalej pokazywala reszke, czyli odwrot. Usmiechnal sie, bo te decyzje przebil juz wyzszy atut. Grawimetr biala tarcza stal na jedynce i wolno ja opuszczal. Musial spieszyc do sterowni, dowiedziec sie najpierw o ludzi, byl juz u drzwi, kiedy raptem odwrocil sie, podniosl monete i wetknal ja do szafki. Nikt nie mial sie dowiedziec o chwili jego slabosci.

Nie byla to w kategoriach gier slabosc, bo gdy brak minimaksowych rozwiazan, nie ma decyzji lepszych nad czysto losowe. Mogl sie wiec choc przed soba usprawiedliwic z tego postepku, ale nie chcial. W polowie tunelowego korytarza wrocila niewazkosc. Wezwal winde. Wszystko zostalo rozstrzygniete. Nie chcial walki, ale znal swoich ludzi i wiedzial, ze procz Piotrowego delegata nikt nie pogodzi siezucieczka.

DEMONSTRACJA SILY

Rozpoznac srodkow uzytych w ataku nie udalo sie, bo czymkolwiek byly, ich ostatek znikl z czasoprzestrzeni, zapis oslonowej pamieci GODa wyjawil fizykom to, co przypuszczali. Poniewaz wszechkierunkowe czujniki omiataly wokol „Hermesa“ proznie az po zewnetrzny perymetr obrony, mogly wykryc radarowe echa czastek milimetrowego rozmiaru w promieniu stu tysiecy mil. Udar nie byl promienny — taki pozostawilby widmowy prazek. Nagle powstanie kilkudziesieciu obiektow o zamglonych krawedziach wokol „Hermesa“, jako roju, mknacego koncentrycznie ku statkowi, i to omal rownoczesne, zdawalo sie zrazu zagadka. Powstaly w znikomej odleglosci, rzedu jednej do dwoch mil. Fizycy, zdani na domysly, rozwazyli sposoby niepostrzezonego przenikniecia czujnej oslony. Doszli trzech wariantow. Obloki czasteczek, nie wiekszych od bakterii, mogly zewrzec sie we wielotonowe masy, co zakladalo nie byle jaka umiejetnosc produkowania samozwornych drobin, wysterowanych na cel w silnej dyspersji. Cos na ksztalt chmur, mikrokrysztalkow, z nalezytym opoznieniem, juz wewnatrz perymetru, stlaczajacych sie w lawine.

Poszczegolne drobinki nie skondensowane byle jak, lecz formowane wlasna interakcja w pociski, musiala cechowac nader subtelna budowa. Na dziewiec sekund przed udarem okretowe magnetometry zarejestrowaly skok pola magnetycznego wokol burt. Osiagnelo w szczycie miliard gausow i spadlo po kilku nanosekundach prawie do zera. Przeciw temu przypuszczeniu przemawial brak jakiejkolwiek aktywnosci elektromagnetycznej uprzednio. Fizycy nie umieli zaproponowac mechanizmu kreacji pola o takim natezeniu, ktorego zrodla, bez wczesniejszego ujawnienia, uszlyby wrazliwosci czujnikow. Teoretycznie przez oslone mogly przeniknac dipole, jesli ich chmura neutralizowala sie wzajemna orientacja bilionow molekul. Ta rekonstrukcja ataku zakladala technologie nigdy dotad nie zaprojektowana, wiec i nie wyprobowana eksperymentalnie na Ziemi.

Druga ewentualnosc przedstawial wysoce spekulatywny sposob wykorzystania kwantowych efektow prozni. W tym ujeciu zadnych czastek materialnych nie przemycono przez ochronna bariere i nie bylo na

Вы читаете Fiasko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату