— Slyszalem — powiedzial komputer. — Lokalizacja nie jest mozliwa. Podmuch rozwarcia zewnetrznej powloki Kerra wyrzucil resztki odslonecznie.

— A w przyblizeniu?

— Powstala nieoznaczonosc na parsek.

— Nie moze byc? — zdziwil sie Polassar. Nakamura tez byl zaskoczony.

— Nie jestem pewien, czy doktor Rotmont ma slusznosc — powiedzial GOD. — Byc moze jestem stronny jako blizej spokrewniony z „Gabrielem“ anizeli doktor Rotmont. Ponadto ja ograniczylem jego autonomie podlug otrzymanych wskazowek.

— Mniejsza o stopien pokrewienstwa. — Dowodca nie byl amatorem maszynowego dowcipu. — Mow, co wiesz.

— Przypuszczam, ze „Gabriel“ chcial tylko zniknac. Obrocic sie w singularnosc. Wiedzial, ze ani nam, ani im w ten sposob nie zaszkodzi, bo prawdopodobienstwo zetkniecia sie z ta singularnoscia praktycznie jest zerowe. Ona ma 10 ~50srednicy protonu. Raczej zderza sie dwie muchy, z ktorych jedna wyleciala z Paryza, druga z Nowego Jorku.

— Kogo wlasciwie bronisz? Doktora Rotmonta czy siebie?

— Nie bronie nikogo. Chociaz nie jestem czlowiekiem, mowie do ludzi. „Hermes“ i „Eurydyka“ pochodza z Grecji. Niech to zabrzmi jak pod murami Troi: skoro zaloga nie dowierza tym, ktorzy programowali i wyslali „Gabriela“, daje olimpijskie slowo, ze wybieg przez zapasc nie zostal wprowadzony do zadnego bloku pamieci. „Gabriel“ dostal maksimum decyzyjne, czyli nanosekundowosc heurezy wzdluz jej wszystkich drzew, to znaczy 1032— taka byla kardynalna liczba jego zbioru kombinatorycznego. Jaki uzytek zrobil z tej mocy, nie wiem, ale wiem, ile mial czasu na decyzje. Trzy do czterech sekund. Za malo, aby ustalic przedzial Holenbacha. Stanal wiec przed alternatywa: wszystko albo nic. Gdyby nie zamknal przestrzeni kollapsem, to wybuchnalby jak sto begatonowych bomb termonuklearnych. Albowiem wyzwolona w zwarciu moc bylaby eksplozja. Wobec tego przesolil w druga strone, co gwarantowalo implozje w singularnosc i przy okazji wchlonelo pociski Kwintan pod powloke Kerra.

GOD zamilkl. Steergard powiodl oczami po swoich ludziach.

— Dobrze — przyjmuje to do wiadomosci. „Gabriel“ oddal Bogu ducha. A o tym, czy dal mata Kwincie, przekonamy sie. Zostajemy na miejscu. Kto ma dyzur?

— Ja — powiedzial Tempe.

— Dobrze. A wy idzcie spac. W razie czego prosze mnie zbudzic.

— GOD zawsze czuwa — odezwal sie komputer.

Sam w sterowni z wygaszonymi swiatlami pilot okrazyl ja, niczym plywak w niewidzialnej wodzie, wzdluz matowych, slepych monitorow, wzniosl sie pod strop i ozywiony niespodziewana mysla odtracil sie tak, by doleciec do glownego wizoskopu.

— GOD? — odezwal sie nieglosno.

— Slucham.

— Pokaz mi jeszcze raz ostatnia Faze poscigu. W pieciokrotnie spowolnionym tempie.

— Optycznie?

— Optycznie z nalozona podczerwienia, ale tak, zeby obraz sie zanadto nie rozmazywal.

— Stopien rozmazu to rzecz gustu — odparl GOD. Rownoczesnie ekran zajasnial. U ramy wyskoczyly cyfry dalmierza. Nie mknely blyskawicznie jak przedtem, lecz zmienialy sie drobnymi skokami.

— Daj siatke na obraz.

— Slucham. Obraz, pociety steremetrycznie, bielal chmurami. Nagle zakolysal sie, jak zalewany woda. Linie geodezyjnej sieci poczely sie giac. Dystans miedzy igla „Gabriela“ i scigajacymi malal. Wskutek powolnosci wszystko dzialo sie jak w kropli wody pod mikroskopem, gdy do czarnego pylka zawiesiny plyna przecinkowate bakterie.

— Dopplerowski dalmierz roznicowy!— powiedzial.

— Przestrzen traci euklidesowosc— odparl GOD, lecz wlaczyl dyferencjator.

Oka sieci drgaly i giely sie, ale mogl ocenic z grubsza dystans. Przecinki dzielilo od „Gabriela“ kilkaset metrow. Wtedy ogromna polac planety pod piatka czarno skupionych punktow rozdela sie gwaltownym wyolbrzymieniem, aby zaraz powrocic do zwyklego wygladu, lecz wszystkie czarne kropki znikly. Miejsce, gdzie ciemnialy przed chwila, bylo delikatnym, jakby powietrznym drganiem. Wydalo straszliwy blysk czerwieni niby wytrysk swiecacej krwi, ktora splonela w szkarlatny babel, zbrunatniala i zgasla. Dalekie obszary chmur, na tysiace mil rozrzuconych udarem, leniwie obracaly sie nad powierzchnia oceanu, ciemniejsza niz kontynentalny brzeg od wschodu. Okno o poglebionych krawedziach zialo nadal szeroko rozwarte, lecz puste.

— Grawimetry! — odezwal sie pilot.

— Slucham.

Obraz sie nie zmienil, tylko geodezyjne linie zwijaly sie posrodku jak klab splatanych nici.

— Mikrograwiskopia! — GOD, przeciez wiesz, o co mi chodzi!

— Slucham.

GOD mowil jak zawsze bezemocjonalnym glosem, a jednak pilotowi zdawalo sie, ze brzmi w nim cos impertynenckiego. Jakby maszyna, gorujaca nad nim bystroscia, tak niechetnie wykonywala rozkazy, by to poczul. W klebie powiklanych geodetyk pojawil sie ledwie dostrzegalny dygot, przecial zgestek sieci i przepadl. Geodezyjne splatanie prostowalo sie. Na tle bialej planety z wyrwa w chmurach jak ogromnym okiem cyklonu znow stanela prostokatna siec koordynant grawitacyjnych.

— „Gabriel“ wstrzelil w siebie nukleony z terawoltazem, tak? — spytal pilot.

— Tak.

— Po stycznej z dokladnoscia do jednego Heisenberga?

— Tak.

— Skad wzial dodatkowa energie? Przeciez mial zbyt mala mase, zeby zgiac przestrzen w mikrodziurke?

— Teratron w zwarciu pracuje jak siderator. Pobiera energie z zewnatrz.

— Powstaje deficyt? Tak.

— Jako energia ujemna? Tak.

— W jakim zasiegu?

— Nadswietlnie w zaprzestrzeni — „Gabriel“ wzial ja w promieniu miliona kilometrow.

— Dlaczego nie odczula tego ani Kwinta, ani Ksiezyc, ani my?

— Poniewaz jest to pozyczka kwantowa w przedziale Holenbacha. Czy mam wyjasniac dalej?

— Niekoniecznie — odpowiedzial pilot. — Skoro kollaps zaszedl w czasie krotszym od milionowego ulamka nanosekundy, powstaly dwa koncentryczne horyzonty zdarzen Rahmana-Kerra.

— Tak — powiedzial GOD. Nie umial sie dziwic, pilot jednak odczul w tym slowie respekt.

— To znaczy, ze singularnosci, pozostalej po „Gabrielu“, nie ma juz w tym swiecie. Porachuj, zeby sie przekonac, czy mam racje.

— Porachowalem — odrzekl GOD. — Nie ma z prawdopodobienstwem jednego do stu tysiecy.

— To po co opowiadasz dowodcy bajki o muchach? — spytal pilot.

— Prawdopodobienstwo nie jest zerowe.

— Podlug ruchow geodezyjnych kollaps mial silne wyboczenie heliofugalne i sprowadziwszy masy wszystkich cial ukladu do punktow mozna obliczyc ognisko, gdzie wyrzucilo te ich rakiety...

— Efektem makrotunelowym. Prawda?

— Prawda.

— Rozmaz nie moze miec rozmiarow parseka. Musi byc krotszy. Umiesz liczyc?

— Tak.

— A wiec?

— Tunelowanie zachodzi probabilistycznie, a niezalezne prawdopodobienstwa sie mnoza.

— Przetlumaczmy to na zdrowy rozsadek. Oprocz Dzety liczy sie w tym systemie dziewiec planet. Powstaje nieliniowy uklad rownan, ktorego nie zintegrujesz, ale planety przejely moment obrotowy protoslonca i mozna sprowadzic mase calego ukladu do centrum.

— To bardzo niedokladne.

— Niedokladne, ale nie na parsek.

— Czy pan nalezy do tak zwanych fenomenalnych rachmistrzow? — spytal GOD.

— Nie. Pochodze z czasu, kiedy rachowalo sie i bez komputerow. Albo dzialalo sie „pi razy oko“. Kto nie umial, umieral w moim fachu mlodo. Czemu milczysz?

— Nie wiem, co mam powiedziec.

— Ze nie jestes nieomylny.

— Nie jestem.

— I nie powinienes sie nazywac GOD — To nie ja tak siebie nazwalem.

— Nawet kobiety nie potrafia przegadac komputerow. GOD — masz obliczyc dystrybucje prawdopodobienstwa wzdluz tego twojego parseka — powinna byc dwumodalna. Te okolice naniesiesz na mape gwiazdowa i rano przekazesz dowodcy z wyjasnieniem, ze nie chcialo ci sie tego rachowac.

— Nikt mi nie nakazal.

— Ja ci teraz daje rozkaz. Zrozumiales?

— Tak.

Na tym zakonczyla sie nocna rozmowa w sterowni.

ATAK

To, co matematycznie nadzwyczaj malo prawdopodobne, ma te wlasnosc, ze sie przeciez czasem zdarza. Potrzech scigaczach, wessanych w glab zgniecionej przestrzeni i wyrzuconych relaksacja grawitacyjna w odslonecznym kierunku, nie wykryto sladu, czwarty jednak „Hermes“ znalazl i wzial na poklad ledwie po osmiu dobach. GOD wyjasnil ow szczegolny zaiste traf wyrafinowana wersja analizy topologicznej, z uzyciem transfinalnych derywatow ergodyki, lecz Nakamura, ktory zaslyszal od Steergarda o nocnym sporze pilota z GODem, zauwazyl, ze do tego, co zaszlo w rzeczywistosci, zawsze mozna dopasowac obliczenia sztuczkami, znanymi kazdemu, kto para sie stosowana matematyka. Kiedy strzaskany wrak, rozpruty i zmiety, dzwigi wciagaly na statek, Nakamura chcac zaspokoic ciekawosc spytal pilota, jak doszedl celnego wniosku. Tempe rozesmial sie.

— Matematyk ze mnie zaden. Jezeli rozumowalem, to nie wiem jak. Nie pamietam, kto ani kiedy udowodnil mi, ze jesli czlowiek chce ustalic prawdopodobienstwo wlasnych narodzin, to cofajac sie wstecz genealogicznego drzewa wzdluz rodzicow, babek, dziadkow, pradziadkow, uzyska prawdopodobienstwo dowolnie bliskie zera. Jesli rodzice nie spotkali sie przypadkowo, to dziadkowie, a kiedy sie dojdzie do sredniowiecza, moc zbioru calkiem mozliwych zajsc, ktore wykluczylyby wszystkie zaplodnienia i porody, konieczne, zeby on sie urodzil, jest wieksza od mocy zbioru wszystkich atomow w Kosmosie. Inaczej mowiac, kazdy z nas nie ma najmniejszych watpliwosci, ze istnieje, chociaz tego zadna stochastyka nie daloby sie ustalic pareset lat przedtem.

— Owszem — ale co to ma wspolnego z efektami singularnosciowymi w przedziale Holenbacha?

— Nie mam pojecia. Raczej nic. Nie znam sie na singularnosciach.

— Nikt sie nie zna. Apostolski delegat moze powiedzialby, ze to bylo oswiecenie z wysoka.

— Z wysoka raczej nie. Po prostu obejrzalem sobie dokladnie skon „Gabriela“. Wiedzialem, ze nie chcial zniszczyc przesladowcow. Tym samym robil, co mogl, zeby ich nie sciagnac pod horyzont Kerra. Widzialem, ze te poscigowce nie szly idealnie

Вы читаете Fiasko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату