Heparii, o sto mil od gwiazdzistego skupiska zabudowy, w okolicy pustynnej, wiec nie zamieszkanej, jako bezludny posel, z ktorym Heparajczycy beda sie mogli porozumiewac maszynowym jezykiem. Chociaz planeta nie odpowiedziala i na te zapowiedz, wyorbitowali w aposelenium „Gabriela“, dwuczlonowa rakiete z mikrokomputerem, dysponujacym procz standardowych programow kontaktu zdolnoscia ich rewizji i zmiany przy nieprzewidzianych okolicznosciach. Polassar zaopatrzyl „Gabriela“ w najwydatniejszy z malych teradzulowych silnikow, jakie mieli na pokladzie, aby mogl przebyc czterysta tysiecy kilometrow drogi do planety w kilkanascie minut, z chyzoscia szesciuset kilometrow na sekunde w szczycie. Mial ja wytracic dopiero nad jonosfera. Fizycy pragneli utrzymac z poslancem ciagla lacznosc za posrednictwem wystrzelonych i wysforowanych przed niego sondprzekaznikow, lecz dowodca odtracil ten plan. Chcial, aby „Gabriel“ dzialal zdany na siebie i przekazal im wiadomosci dopiero po miekkim ladowaniu, wiazka fal, ktora miala skupic na „Hermesie“ atmosfera Ksiezyca. Uwazal, ze wczesniejsze rozlokowanie przekaznikow miedzy Ksiezycem, za ktorym kryl sie „Hermes“, i planeta moze zostac dostrzezone i zwiekszy podejrzliwosc paranoicznej cywilizacji. Samotny lot „Gabriela“ podkreslal pokojowa bezbronnosc jego zadania. „Hermes“ obserwowal ow lot odbijany w rozwinietych zwierciadlach „Ambasadora“ z pieciominutowym opoznieniem przez wzglad na retranslacyjna odleglosc. Znakomicie chlodzony, lustrzany reflektor „Ambasadora“ dawal swietny obraz. „Gabriel“ wykonal manewry uniemozliwiajace lokalizacje macierzystego statku i zjawil sie wnet ciemna szpilka nad bialochmurnym tlem planetarnej tarczy. Po osmiu minutach ludzie u monitorow zdretwieli. Zamiast mknac dalej ku wyznaczonemu ladowisku Heparii, „Gabriel“ przesuwal sie na poludnie po krzywej o rosnacym promieniu i przedwczesnie wytracal ped. Przyczyne zwrotu zobaczyli natychmiast. W pasie nadzwrotnikowym pelzly ku „Gabrielowi“ cztery czarne punkty, dwa ze wschodu i dwa z zachodu, po matematycznie idealnych trajektoriach poscigowych. Wschodnie poscigowce zmniejszaly juz dystans dzielacy je od „Gabriela“. Goniony zmienial ksztalt. Z igielki stal sie kropka, otoczona oslepiajacym blaskiem. Wytraciwszy ped z czterystukrotnym przeciazeniem, zamiast schodzic ku planecie, strzelil swieca w gore. Cztery goncze punkty tez zmienily kurs. Schodzily sie ku sobie. „Gabriel“ trwal pozornie nieruchomy w centrum trapezu, ktorego krancami byly poscigowce. Trapez malal w oczach na znak, ze i one zmienily ruch orbitalny na hyperboliczny i zblizyly sie ku sobie, lyskajac zarem zwiekszonych ciagow.
Steergard mial ochote spytac Rotmonta jako programiste, co zrobi teraz „Gabriel“, bo z wytworzonego przez scigacze blasku wnosil o ich ogromnych napedowych mocach. Cala piatka szla od planety rozwinawszy taka potege odrzutow, ze w bialym morzu oblokow powstal pod nia szeroki lej. W przyciemnionej sterowni panowalo milczenie. Zaden z ludzi, wpatrzonych w to jedyne w swym rodzaju widowisko, nie odezwal sie. Cztery kropki zblizaly sie coraz bardziej ku „Gabrielowi“. Dopplerowski odleglosciomierz i akcelerometr wyrzucal na brzeg pola widzenia swoje czerwone cyferki z taka szybkoscia, jakby mell korce liczb. Trudno bylo odczytywac podawana chyzosc. „Gabriel“ tracil juz przewage, poniewaz zuzyl czas na wyhamowanie i odwrocenie lotu, kiedy scigajacy, oskrzydliwszy go, bezustannie przyspieszali. GOD wyrysowal na monitorze prognozowane miejsce styku pieciu trajektorii. Podlug dalmierzy i dopplerowskiego przesuniecia „Gabriel“ mial byc dognany za kilkanascie sekund. Kilkanascie sekund to nawet dla czlowieka myslacego miliard razy wolniej od komputerow wiele — zwlaszcza przy najwyzszym napieciu uwagi.
Steergard sam nie wiedzial, czy popelnil blad, nie wyposazywszy sondy w zadne, chocby defensywne uzbrojenie. Ogarnal go gniew bezsilnosci. „Gabriel“ nie mial nawet autodestrukcyjnego ladunku. Zacne intencje tez winny miec granice: tyle zdazyl pomyslec.
Kwadrat gonitwy stal sie maly jak drobna literka. Choc uciekinier i scigajacy oddalili sie juz od planety o jej srednice, udar ich ciagow wprawial powierzchnie morza cirrusowego w drzenie, a przez rozwarte w tym morzu okno ukazal sie ocean i nierowna brzegowa linia Heparii. Ostatki
oblokow nikly w oknie chmur jak strzepki waty cukrowej od goraca.
Ciemne oceaniczne tlo pogorszylo widocznosc. Tylko sypiace sie wciaz czerwonym mruganiem cyfry dalmierzy donosily o polozeniu „Gabriela“. Poscigowce braly go z czterech stron. Byly tuz. Wtedy okno w chmurach wydelo sie, jakby planeta urosla na ksztalt gigantycznie rozdymanego balonu, grawimetry wydaly ostry trzask, monitory sczernialy na mgnienie oka i obraz wrocil. Lejowate okno bialych chmur bylo znow male, dalekie i zupelnie puste. Steergard nie odgadl zrazu, co zaszlo. Spojrzal na odleglosciomierze. Wszystkie migotaly czerwonymi zerami.
— Dal im lupnia — odezwal sie ktos z pelna zajadlosci satysfakcja. Chyba Harrach.
— Co sie stalo? — nie zrozumial Tempe.
Steergard wiedzial, lecz milczal. Napelnilo go kamienne przeswiadczenie, ze choc bedzie ponawial proby, raczej zgubia statek, anizeli wymoga nawiazanie kontaktu. Przez chwile rozwazal, juz oddalony myslami od tego pierwszego starcia, czy dalej kontynuowac ulozony program, ledwo slyszac goraczkowe glosy w sterowni. Rotmont staral sie wyjasnic, co zrobil „Gabriel“, choc plan zwiadu tego nie przewidywal. Zgniotl przestrzen wraz z goniacymi implozja sideralna.
— Przeciez nie mial sideratora? — zdziwil sie Tempe.
— Nie mial, ale mogl miec. Mial przeciez teratronowy silnik. Odwrocil go krotkim zwarciem i przez to cala moc, sluzaca napedowi, skierowal w siebie pelnym wyladowaniem. Chytra sztuka. To byl poker, a „Gabriel“ zmienil go w brydza. Wyszedl najsilniejszym atutem. Nie ma wyzszego koloru nad grawitacyjny kollaps. Przez to nie dal sie zlapac...
— Czekajze — Tempe zaczynal juz sie domyslac, co zaszlo. — Czy on to mial w programie?
— Skad! Mial terawaty w anihilacyjnym silniku i pelna autonomie. Zagral
— A czy nie mogli wyciagnac z niego tego teratronu po ladowaniu? — zdziwil sie Gerbert.
— W jaki sposob? Caly czlon rufowy razem z teratronem mial sie stopic przy przebijaniu atmosfery. Po nadplawieniu stojana wewnetrzne cisnienie rozsadziloby bieguny i razem z maszynownia wszystko poszloby na rozkurz. I to bez najmniejszej radioaktywnosci. Wyladowac mial tylko gorny modul dziobowy dla przyjaznych pogawedek z gospodarzami...
— Pal diabli taka robote! — oburzyl sie Harrach. — Zalozylo sie, ze ich rakiety nie potrafia rozwijac tyle mocy w przyspieszaniu! „Gabriel“ mial przeleciec przez ich satelitarne smietnisko jak karabinowa kula przez roj pszczol i grzecznie siasc.
— A dlaczego nie stopil sobie silnika, kiedy go sciga li? — pytal lekarz.
— A dlaczego kura nie lata? Rotmont dal folge irytacji.
— Czym mial topic teratron? Przeciez energie dla spalania napedowego czlonu mial brac z zewnatrz — z tarcia atmosferycznego! Tak zostal zaprojektowany. Nie wie pan o tym? Wrocmy wiec do srodka rozgrywki. Alboby im uciekl, na co sie wcale juz nie zanosilo, alboby go schwycili w prozni, sciagneli na orbite i rozebrali. Gdyby mu zdusili ciag i dopiero wtedy zrobil zwarcie, nastapilaby eksplozja, ale toroid z biegunami moglby ocalec. Do tego nie wolno mu bylo dopuscic, wykoncypowal wiec czarna dziure z podwojnym horyzontem zdarzen, wessal w siebie te poscigowce kollapsem i kiedy wewnetrzna sfera zapadala sie, zewnetrzna umykala, bo w tej skali efekty kwantowane dorownuja grawitacyjnym. Przestrzen sie zgiela — dlatego zobaczylismy Kwinte jak przez powiekszajace szklo.
— Czy to naprawde nie zostalo zaprogramowane? Nie bylo tej ewentualnosci nawet w projekcie? — odezwal sie milczacy dotad Arago.
— Nie! Nie bylo! Na szczescie maszyna miala wiecej rozumu od nas! — Rotmont nie ukrywal gniewu wobec pytan. — Bezbronna miala byc jak niemowle! Chociaz teratron „Gabriela“ nie byl przeznaczony do hypertermicznej produkcji kollapsarow zwarciem, mogli to latwo wywnioskowac z samej konstrukcji. Jasne, ze by mogli, skoro „Gabriel“ wpadl na to sam w pare sekund.
— Sam?
To slowo zakonnika do reszty wytracilo Rotmonta z rownowagi.
— Sam! Ile razy mam powtarzac? Przeciez mial lumeniczny komputer z cwiartka mocy GODa! Przez piec lat ojciec nie przemysli tylu bitow, ile on w mikrosekundzie. Obejrzal siebie, skonstatowal, ze moze obrocic teratron polem i przy zwarciu biegunow powstanie mononuklearny siderator. Co prawda powstajac rozleci sie, ale rownoczesnie z kollapsem...
— To bylo do przewidzenia — zauwazyl Nakamura.
— Jesli pojdziesz z laska na spacer i napadnie cie wsciekly pies, to jest do przewidzenia, ze dasz mu po lbie — odpowiedzial Rotmont. — Dziwie sie, jak moglismy byc tacy naiwni! W kazdym razie dobrze sie stalo. Dowiedli goscinnosci, a „Gabriel“ dowiodl, ze sie na niej poznal. Naturalnie mozna go bylo zaopatrzyc w konwencjonalny ladunek autodestrukcyjny, ale dowodca sobie tego nie zyczyl...
— A czy to, co sie stalo, jest lepsze? — pytal Arago.
— A czy moglem wen wlozyc silnik od motoroweru? Musial dostac moc, wiec ja dostal. A to, ze teratron przypomina w schemacie siderator, nie wyniklo z moich upodoban, tylko z fizyki. Kolego Nakamura?
— To prawda — zgodzil sie zagadniety Japonczyk.
— W kazdym razie oni nie znaja ani siderotechniki, ani grawistyki — za to dam glowe — ucial Rotmont.
— Skad wiesz?
— Boby jej uzywali. Przeciez ten caly moloch zagrzebany na Ksiezycu jest z punktu widzenia siderurgii starocia. Po co bic sztolnie w magme i astenosfere, jezeli mozna przetransformowac ciazenie tak, zeby dawalo makrokwantowe efekty? Ich fizyka poszla inna droga. Powiedzialbym — bardziej okrezna i oddalila ich od najwyzszego atutowego koloru. Nasze szczescie! Przeciez chcemy kontaktu, a nie walki.
— Tak, ale czy oni nie uznaja wlasnie tego, co zaszlo, za walke?
— Moga. Pewno, ze moga!
— Czy potraficie z grubsza ustalic, gdzie sa resztki tych scigaczy, wydmuchnietych przez „Gabriela“? — Steergard zwrocil sie do fizykow.
— Nie bardzo — chyba ze kollaps byl silnie asymetryczny. Spytam GODa. Watpie, zeby grawizory zdazyly go dokladnie zarejestrowac. GOD?