W tych popisach ignorancji nie oszczedzil rowniez polszczyzny. Pojawia sie na przyklad i nie przypadkiem, bo kilkakrotnie, miejscowosc (z naciskiem: ze to po polsku) nazwana Zyto (czyli Roggen na wschod od Odry: chyba szlo mu o Zytno) i takoz miejscowosci Ziemniak i Kapusta.
Smacznego.
W artykule
Takie to i jezykoznawstwo.
W sukcesywnie poprawianych wydaniach cieszyl sie niejaka popularnoscia jego wstep do jezykoznawstwa
17
Wiec jaki ma byc po naszemu ten jezyk?
Zaczne od wspomnien.
Trzydziesci lat temu zapoczatkowalem w literaturze polskiej nowy styl tlumaczenia, wprowadzajac do kryminalu Petera Cheyneya
Ale najcenniejszym sygnalem powagi zagadnienia i tego, ze ja doceniono, stalo sie obszerne i drobiazgowe studium, jakie memu przekladowi poswiecili docent Tadeusz Skulina w nrze 4/XXXVIII „Jezyka Polskiego” z 1958 roku. Badacz ten podkreslil wage sprawy i nowatorstwo rozwiazania, dokonal szczegolowej analizy wprowadzonego przeze mnie jezyka i stwierdzil, ze nowatorstwo polega tu glownie na slownictwie, w niewielkim stopniu na idiomatyce i prawie nie tyka skladni.
Niestety mial racje.
Byl to jednak moj i w ogole pierwszy krok do formul translatorskich dotad nieznanych i zabronionych.
Czy wygralbym 30 lat temu walke o druk tej ksiazki, gdybym sie byl posunal o krok dalej? Watpliwe. I tak musialem wziac ze soba swiadka (byl to moj niezawodny przyjaciel Staszek Werner) i zagrozic wydawnictwu sadem, jesli unicestwi w moim przekladzie to, co w nim odkrywcze i najcenniejsze. Zlekli sie. Po czym zmuszono mnie w tych samych Iskrach do rezygnacji z nastepnego przekladu z gory stawiajac mi ultimatum: zadnych eksperymentow! A nastapilo to juz po ukazaniu sie rozprawki docenta Skuliny i w momencie gdy racja moja w sprawie Cheyneya zostala triumfalnie i definitywnie udowodniona
Dla mnie te klopoty naleza do historii.
Ale rozgladam sie wokol: ilu z takich dysponentow kultury ma do dzisiaj w reku bat i tepy noz, ktorymi wciaz pozwala im sie w zalazku niszczyc niepojete dla nich wartosci?
18
Wiec jaki ma byc ten jezyk?
Leksyka jego, w znacznej mierze uporzadkowana w slowniczku, mowi sama za siebie. Naturalnie ona sie najbardziej rzuca w oczy. Mimo to nie jest najwazniejsza.
A co jest?
Przede wszystkim skladnia. Jej struktura ogolna i zespol szczegolowych konstrukcji sa przeciez decydujace w kazdym jezyku, co zwykle niezbyt sobie uswiadamia dyletant, belfer, krytyk, w ogole ktos nieporadnie mowiacy albo piszacy. Nie tyle w uzyciu slow ile w ich laczeniu kryje sie istota okreslonego jezyka, jego mistrzostwo, banal i przecietnosc lub nieudolnosc. Tu rowniez najdotkliwiej, bo najskryciej, odciskaja sie wplywy obce i zjawiska rozkladajace jezyk.
Nastepnie rekcja oraz idiomatyka (wprawdzie nieodlaczne: rekcja od skladni, idiomatyka od leksyki) najdobitniej konkretyzuja to, co dzieje sie w jezyku na szczeblu pojedynczych zdan, wyrazen i polaczen wyrazowych.
Wreszcie semantyka z pragmatyka jezykowa, slowotworstwo i funkcjonalne zroznicowanie jezyka wedlug dialektow i stylow naleza do tych elementow, ktorymi najtrudniej operowac; ktore decyduja o literackiej formie dziela nawet i wowczas, gdy slownictwo jego prawie niczym sie nie wyroznia.
Oto na czym koncentruje sie moja uwaga w tlumaczeniu
Wiec o slownictwie nie ma co rozprawiac. Ze odrebnosc jego prowokuje na pierwszy rzut oka? Dobrze: procz ewidentnych rusycyzmow siegam tez po zapozyczenia ze srodowiskowych gwar lub zargonow i wprowadzam obfitosc nasladujacych je neologizmow i neosemantyzmow: to znaczy innowacji slowotworczych i znaczeniowych. Troche zapozyczen pochodzi z innych jezykow, przede wszystkim z angielskiego i niemieckiego, tu i owdzie czeskie.