– Niekoniecznie – zauwazyl Mauney. – Ma przynajmniej jeden brytyjski paszport. To wszystko.

– Co zamierzacie zrobic?

– Zaczniemy sledzic pozostalych z listy. Andrew MacBride lub Anthony Matthews wczesniej czy pozniej gdzies sie pojawia. Wowczas przynajmniej dowiemy sie, gdzie go szukac.

– Czego od nas oczekujecie?

– Czy kiedykolwiek slyszeliscie te nazwiska?

– Nie.

– Nie macie przyjaciol o inicjalach „A” i „M”?

– Nie przypominam sobie.

– A wrogow?

– Nie sadze.

– Czy Orozco znal kogos o tych inicjalach?

– Nie mam pojecia. Nie rozmawialem z nim od dziesieciu lat.

– Mylilem sie – powiedzial Mauney. – W sprawie sznura, ktorym skrepowano mu rece i nogi. Poprosilem jednego z moich ludzi, aby go obejrzal. Ten sznur trudno uznac za zwyczajny. Zostal wykonany z sizalu, przypuszczalnie w Indiach.

– Gdzie mozna go dostac?

– Nie mozna go kupic na terenie Stanow. Musial przybyc do Ameryki wraz z towarem, ktory sprowadzono.

– Z czym?

– Ze zwinietymi dywanami, belami bawelnianego materialu, przedmiotami tego rodzaju.

– Dzieki za informacje.

– Nie ma sprawy. Wyrazy wspolczucia.

***

Kiedy Mauney wyszedl, wrocili do pokoju Dixon. Bez wyraznego powodu. Nadal tkwili w martwym punkcie. O’Donnell oczyscil z krwi sprezynowca i obejrzal zdobyczne hardballery w typowy dla siebie drobiazgowy sposob. Pistolety zostaly wyprodukowane przez zaklady AMT w pobliskim Irwindale, w Kalifornii. Magazynki byly zaladowane pociskami kalibru.45. Hardballery byly sprawne i znajdowaly sie w idealnym stanie. Czyste, naoliwione, nieuszkodzone, co wskazywalo, ze zostaly niedawno skradzione. Dealerzy narkotykow zwykle nie przywiazuja wiekszej wagi do wyboru broni. Chodzilo im wylacznie o to, aby pistolety stanowily wierna kopie modelu, ktory byl w sprzedazy od 1911 roku. Magazynek miescil zaledwie siedem pociskow, co bylo wystarczajace w swiecie pelnym szesciostrzalowej broni, lecz nie moglo sprostac nowoczesnym pistoletom na pietnascie i wiecej pociskow.

– Gowno – ocenila Neagley.

– Lepsze to od kamieni – odparl O’Donnell.

– Ten pistolet jest za duzy na moja dlon – powiedziala Dixon. – Osobiscie wole glocka dziewietnascie.

– Ja lubie wszystko, co dziala – dodal Reacher.

– Glock ma magazynek na siedemnascie naboi.

– Na jedna glowe wystarczy jeden pocisk. Nigdy nie gonilo mnie siedemnasta ludzi.

– Nie mozna tego jednak wykluczyc.

***

Ciemnowlosy czterdziestolatek poslugujacy sie nazwiskiem MacBride siedzial w kolejce podziemnej na lotnisku w Denver. Mial jeszcze troche czasu, wiec jezdzil tam i z powrotem pomiedzy glownym terminalem a hala C, przy ktorej znajdowala sie stacja koncowa. Sluchal muzyki jugbandowej. Czul sie lekki, uwolniony od ciezaru, swobodny. Mial niewielki bagaz. Zadnej ciezkiej walizki. Tylko jedna zmiana ubrania i teczka. W teczce mial list przewozowy ukryty w ksiazce o twardej oprawie. Klucz do klodki spoczywal bezpiecznie w ukrytej kieszeni.

***

Mezczyzna w ciemnoniebieskim garniturze siedzacy w ciemnoniebieskim chryslerze wybral numer komorki szefa. – Wrocili do hotelu – oznajmil. – Cala czworka.

– Wpadli na nasz trop? – zapytal szef.

– Nie umiem powiedziec.

– Jakie masz przeczucie?

– Sadze, ze tak.

– W porzadku. Pora ich sprzatnac. Zostaw ich i wracaj. W ciagu kilku godzin przystapimy do akcji.

41

O’Donnell wstal, podszedl do okna w pokoju Dixon i zapytal:

– Co mamy?

Kiedys bylo to rutynowe pytanie. Wazny element standardowej procedury dzialania grupy specjalnej. Silnie zakorzeniony nawyk. Reacher przywiazywal ogromna wage do ciaglej oceny sytuacji. Podkreslal znaczenie przesiewania zgromadzonych danych, formulowania nowych hipotez, badania, ponownej oceny, analizowania informacji pod innym katem w swietle pozniejszych faktow. Tym razem nikt nie zareagowal z wyjatkiem Dixon:

– Czterech martwych przyjaciol. W pokoju zapanowala cisza.

– Chodzmy na obiad – powiedziala Neagley. – Nie ma powodu, zebysmy zaglodzili sie na smierc.

Obiad. Reacher przypomnial sobie knajpe, w ktorej zjedli burgera dwadziescia cztery godziny temu. Sunset Boulevard, zgielk, grube hamburgery, zimne piwo. Okragly stol dla czterech osob. Rozmowa. Uwaga przesuwala sie po kolei na kazdego z nich. Zawsze jeden mowil, a trzech sluchalo. Ruchoma piramida, w ktorej to jeden, to drugi znajdowal sie na szczycie.

Jeden mowi, trzej sluchaja.

– To blad – powiedzial.

– Jedzenie to blad? – zdziwila sie Neagley.

– Skad, idzcie na obiad, jesli macie ochote. Popelnilismy blad. Powazny blad koncepcyjny.

– W jakim punkcie?

– To moj blad. Wyciagnalem falszywe wnioski.

– Jak?

– Dlaczego nie mozemy znalezc klienta Franza?

– Nie wiem.

– Poniewaz Franz go nie mial. Pomylilismy sie. Jego cialo znaleziono na poczatku, wiec uznalismy, ze chodzilo o niego. Jakby od niego wszystko sie zaczelo. Jakby to on mowil, a trzej pozostali sluchali. A jesli to nie on wszystko zaczal?

– W takim razie kto?

– Caly czas powtarzalismy, ze nie narazalby sie na niebezpieczenstwo, gdyby nie chodzilo o kogos wyjatkowego. Wobec kogo czul sie w pewnym sensie zobowiazany.

– W ten sposob wracamy do hipotezy, ze to od niego wszystko sie zaczelo i od klienta, ktorego nie potrafimy odnalezc.

– Nie, zle wyobrazamy sobie hierarchie. Nie musialo byc tak, ze najpierw byl klient, nastepnie Franz i pozostali przybywajacy mu z pomoca. Szczerze mowiac, sadze, ze Franz znajdowal sie nizej w porzadku dziobania. Nie siedzial na czubku drzewa. Rozumiecie, o co mi chodzi? A jesli to on pomagal jednemu z pozostalych? Jesli nie mowil, lecz sluchal? Moze byla to sprawa Orozca, ktora ten prowadzil w imieniu jednego ze swoich klientow? Lub Sancheza? Gdyby potrzebowali pomocy, do kogo by zadzwonili?

– Do Franza i Swana.

Вы читаете Elita Zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату