Wszedl pod markize oslaniajaca drzwi i zajrzal do srodka. Od razu zrezygnowal. Za duzy sklep. Zbyt wielu pracownikow. Metoda bezposredniego podejscia jest skuteczna wylacznie w prywatnej atmosferze, jeden na jeden. Wrocil do samochodu:

– Pomylilem sie. Musimy poszukac czegos mniejszego.

– Po drugiej stronie ulicy – powiedziala Dixon. Wyjechali z parkingu, pojechali sto metrow na zachod i zawrocili na swiatlach. Wrocili i zaparkowali na zniszczonym wybetonowanym placu przed sklepem z piwem. Obok znajdowal sie sklep z tanimi witaminami i kolejny lombard. Nie byl to typowy miejski lombard, lecz mial tylko jedno okno i z pewnoscia byl zakurzony. Na wystawie roilo sie od typowych smieci. Zegarkow, perkusji, talerzy i gitar. Mimo mroku, ktory panowal w srodku, dostrzegli szklana gablote zajmujaca cala tylna sciane. Byla pelna broni krotkiej. Ze trzysta sztuk. Wisialy lufa w dol, na gwozdziu przechodzacym przez oslone spustu. Za lada stal facet. Byl sam.

– To miejsce w moim stylu – zauwazyl Reacher.

Wszedl bez Dixon. Na pierwszy rzut oka wlasciciel przypominal faceta, ktorego spotkali na poczatku. Bialy, trzydziesci kilka lat, porzadny. Mogli byc bracmi. Ten bylby z pewnoscia czarna owca w rodzinie. Podczas gdy pierwszy mial blyszczaca rozowa cere, skora drugiego miala szarawy odcien z powodu naduzywania szkodliwych substancji i byla poznaczona niebieskimi i fioletowymi tatuazami z poprawczaka lub wiezienia. Albo okresu sluzby w marynarce. Wytrzeszczal zaczerwienione oczy, jakby podlaczyli go do pradu.

Latwa sprawa, pomyslal Reacher.

Wyciagnal z kieszeni znaczna czesc zwitka Neagley, rozwinal banknoty, a nastepnie rzucil na lade z odpowiedniej wysokosci, tak aby wydaly mily, glosny dzwiek. Sporo uzywanych pieniedzy wazy wiecej, niz podejrzewa wiekszosc ludzi. Papier, farba drukarska, brud, tluszcz. Wlasciciel lombardu zdolal skupic wzrok wystarczajaco dlugo, aby im sie przyjrzec.

– Moge w czyms pomoc?

– Z pewnoscia – odpowiedzial Reacher. – Przed chwila odebralem kilka lekcji wychowania obywatelskiego. Wyglada na to, ze czlowiek, ktory chce sobie kupic cztery gnaty musi pokonac wiele przeszkod.

– Racja – odparl tamten, wskazujac kciukiem za plecy. Na scianie wisialo zezwolenie na sprzedaz broni podobnie jak w pierwszym lombardzie.

– Nie mozna tego jakos ominac? – zapytal Reacher. – Albo przeskoczyc?

– Nie – zaprzeczyl facet. – Przeszkody to przeszkody. – Po tych slowach usmiechnal sie, jakby wyglosil niezwykle gleboka uwage. Przez ulamek sekundy Reacher mial ochote chwycic go za glowe i rozwalic nia szybe gabloty. Pozniej tamten spojrzal na forse. – Musze przestrzegac prawa stanu Kalifornia. – Wypowiedzial te slowa w charakterystyczny sposob, a jego wzrok spoczal na slodkim przedmiocie pozadania. Reacher domyslil sie, ze za chwile uslyszy cos przyjemnego. – Jestes prawnikiem? – zapytal sprzedawca.

– Czy wygladam na prawnika? – odpowiedzial Reacher.

– Kiedys z jednym rozmawialem – oznajmil facet. Zaloze sie, ze wiele razy, pomyslal Reacher. Glownie w zamknietym pomieszczeniu, w ktorym stol i krzesla byly przykrecone do podlogi.

– Jest rozwiazanie – ciagnal sprzedawca. – W przepisach.

– Jakie? – zapytal Reacher.

– Pewien szczegol techniczny – wycedzil po kilku nieudanych probach. Mial problem z wymawianiem twardych spolglosek. – Bez dopelnienia wszystkich formalnosci ja, ty ani nikt inny nie moze sprzedac broni drugiemu.

– Ale?

– Ale ja, ty czy ktos inny moze ja wypozyczyc. Wypozyczenie broni na okres nieprzekraczajacy trzydziestu dni jest dozwolone.

– Naprawde? – zdziwil sie Reacher.

– Tak mowi prawo.

– Interesujace.

– Tak jak w rodzinie – wyjasnil tamten. – Maz pozycza zonie, ojciec corce.

– Rozumiem.

– Lub wsrod przyjaciol – kontynuowal sprzedawca. – Przyjaciel moze pozyczyc pistolet przyjacielowi na trzydziesci dni, tymczasowo.

– Jestesmy przyjaciolmi? – zapytal Reacher.

– Moglibysmy byc – odpowiedzial facet.

– Jakie rzeczy robia dla siebie przyjaciele?

– Pozyczaja sobie rozne rzeczy. Jeden pozycza pistolet, a drugi troche kasy.

– Ale tylko na pewien czas – sprostowal Reacher. – Na trzydziesci dni.

– Z pozyczkami bywa roznie. Czasami trzeba je spisac na straty. Element ryzyka. Ludzie sie przeprowadzaja, rozchodza. Z przyjaciolmi nigdy nie wiadomo.

Reacher zostawil pieniadze na ladzie i podszedl do szklanej gabloty. Bylo w niej troche zlomu i troche dobrej broni. Polowe stanowily rewolwery, polowe pistolety automatyczne. Bron automatyczna byla przeceniona o dwie trzecie, a najlepsze marki o jedna trzecia. Jedna czwarta z tych ostatnich byla na naboje dziewieciomilimetrowe.

W sumie trzynascie odpowiednich pistoletow. Z trzystu. Cztery i trzy dziesiate procent. Gorzej, niz wykalkulowal przy sniadaniu. Prawie dwukrotnie.

Siedem z tych, ktore sie nadawaly, bylo glockami. Najwyrazniej kiedys byly modne, lecz juz przestaly. Jedna dziewietnastka i szesc siedemnastek. Sadzac po wygladzie zewnetrznym, ich stan wahal sie od dobrego do idealnego.

– Przypuscmy, ze pozyczylbys mi cztery glocki – powiedzial Reacher.

– Przypuscmy, ze bym tego nie zrobil – odparl tamten.

Reacher odwrocil sie. Forsa zniknela. Spodziewal sie tego. W rece sprzedawcy blysnal pistolet. Tego sie nie spodziewal.

Jestesmy starzy, powolni i zardzewiali, powiedziala Neagley. Daleko nam do dawnej formy. Zrozumialem, pomyslal Reacher.

Facet trzymal colta pythona. Niebieskawa stal weglowa, rekojesc z orzecha wloskiego. Lufa dlugosci dwudziestu centymetrow, naboj magnum.357. Nie bylo to najwiekszy rewolwer na swiecie, lecz niewiele mu brakowalo. Z pewnoscia nie nalezal do najmniejszych. Pewnie byl najbardziej wlasciwy.

– Nie postepujesz jak przyjaciel – zauwazyl Reacher.

– Nie jestesmy przyjaciolmi – odpowiedzial sprzedawca.

– Postepujesz jak glupiec – kontynuowal Reacher. – Jestem teraz w bardzo zlym humorze.

– Bedziesz musial sie z tym pogodzic. Trzymaj rece na widoku.

Reacher zatrzymal sie, a nastepnie uniosl rece na polowe dlugosci. Dlonie na zewnatrz, rozlozone palce, zadnego zagrozenia.

– Wyjdz tak, abys nie oberwal drzwiami.

Sklep byl waski. Reacher stal z tylu, tamten za lada, w jednej trzeciej odleglosci od drzwi. Przejscie miedzy regalami bylo ciasne. Przez okno wpadaly jasne promienie slonca.

– Wyjdz ze sklepu, Elvis – polecil facet.

Reacher stal przez chwile nieruchomo. Wsluchiwal sie w dzwieki. Spojrzal w lewo i w prawo, obejrzal za siebie. W lewym koncu sali byly drzwi. Pewnie do lazienki. Nie sadzil, aby znajdowalo sie tam pomieszczenie biurowe. Dostrzegl jakies papiery na ladzie. Nikt nie trzyma dokumentow na ladzie, jesli ma oddzielny pokoj. Gosc byl sam. Brak wspolnika, brak wsparcia.

Zadnych dodatkowych niespodzianek.

Reacher przybral mine, ktora ogladal w Vegas. Mine zalosnego nieudacznika. „Musialem sprobowac. Aby wygrac, musisz zaryzykowac”. Zrobil krok do przodu, trzymajac rece na wysokosci barkow. Jeden krok. Dwa. Trzy. Po wykonaniu czwartego znalazl sie naprzeciw tamtego. Dzielila ich jedynie szerokosc lady. Odwrocil sie w strone drzwi. Facet stal zwrocony do niego pod katem dziewiecdziesieciu stopni. Lada miala szerokosc okolo siedemdziesieciu centymetrow. Niecaly metr.

Lewe ramie Reachera wystrzelilo na zewnatrz.

Podobno Muhammad Ali mial zasieg reki okolo metra, a jego dlonie poruszaly sie z predkoscia stu trzydziestu kilometrow na godzine. Reacher nie byl Alim. Bylo mu do niego daleko. Szczegolnie jesli wziac pod uwage jego slabsza strone. Lewa piesc Reachera poruszala sie z predkoscia nieprzekraczajaca setki. To wszystko. Sto

Вы читаете Elita Zabojcow
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату