– Ona jest moja – powtorzyl Bill. Tym razem jego glos byl twardszy, a ton jawnie ostrzegawczy.
– No, Bill, nie powiesz mi, ze od tej panienki dostajesz wszystko, czego potrzebujesz – stwierdzila Diane. – Jestes blady i jakis taki… oklapniety. Dziewczyna na pewno nie dba o ciebie odpowiednio. – Zrobilam kolejny krok ku Billowi. – Prosze – zaproponowala wampirzyca, ktora powoli zaczynalam nienawidzic – posmakuj kobiety Liama albo Jerry’ego, ladnego chlopca Malcolma.
Janella nie zareagowala na stwierdzenie Diane, prawdopodobnie zbyt zajeta rozpinaniem dzinsow Liama, ale „ladny chlopiec Malcolma”, czyli Jerry, natychmiast podpelzl do mojego wampira. Usmiechnelam sie, chociaz od tego sztucznego usmiechu o malo nie pekly mi szczeki, a tymczasem mlokos otaczal ramionami Billa, lasil sie przy szyi Billa, ocieral sie piersia o koszule Billa…
Nie moglam patrzec na wykrzywiona twarz mojego wampira. Bronil sie przed Jerrym, lecz bezwiednie zaczynal wysuwac kly. Po raz pierwszy widzialam je w calej okazalosci. Syntetyczna krew niestety rzeczywiscie nie zaspokajala wszystkich potrzeb Billa.
Jerry zaczal lizac punkt przy podstawie szyi Billa. Nadmiar emocji sprawil, ze przestalam sie bronic przed naplywem mysli innych osob. Poniewaz czworo sposrod obecnych bylo wampirami, ktorych umyslow nie potrafilam odczytac, Janella zas byla calkowicie zajeta, pozostawal Jeny. Wsluchalam sie w jego mysli i az sie za- krztusilam.
Bill, drzac z pokusy, akurat sie pochylal z zamiarem zatopienia klow w szyje Jerry’ego, gdy zawolalam:
– Nie! On ma sinowirus! – Jakby uwolniony od zaklecia, Bill popatrzyl na mnie przez ramie Jerry’ego. Oddychal ciezko, lecz jego kly sie cofnely. Skorzystalam z tej chwili i podeszlam jeszcze kilka krokow. Dzielil mnie teraz od mojego wampira zaledwie metr. – Sino-AIDS – dodalam.
Krew alkoholikow i nalogowych narkomanow ma krotkotrwaly wplyw na wampiry. Niektore z nich podobno zreszta znajdowaly przyjemnosc w tym posrednim kontakcie z uzywkami. Nijak natomiast na wampiry nie oddzialywala krew ludzi z pelnobjawowym AIDS, chorych na inne choroby przenoszone droga plciowa czy tez osob dotknietych nekajacymi istoty ludzkie wirusami.
Oprocz sino-AIDS! Choroba ta wprawdzie nie zabijala wampirow tak stuprocentowo, jak wirus AIDS usmiercal ludzi, bardzo wszakze oslabiala nieumarlych na okres niemal miesiaca, w ktorym to czasie stosunkowo latwo bylo takiego wampira schwytac i zabic, wbijajac mu kolek w piers. Zdarzalo sie, ze wampir, ktory niejednokrotnie zywil sie zarazona krwia, praktycznie umieral… to znaczy umieral ponownie… nawet bez kolka. Choc w wiekszej czesci Stanow Zjednoczonych sino-AIDS nadal pozostawal choroba rzadka, mocno sie rozprzestrzenil w okolicy takich portow jak Nowy Orlean, gdzie wirusa przywozili pochodzacy z calego swiata marynarze i inni podroznicy schodzacy na lad, by sie zabawic.
Po moich slowach wszystkie wampiry zmartwialy i zagapily sie na Jerry’ego niczym na smierc w przebraniu. Moze zreszta tym dla nich byl.
W nastepnej sekundzie piekny mlody czlowiek zaskoczyl mnie. Obrocil sie i rzucil sie na mnie. Nie byl wampirem, lecz byl silny (najwyrazniej od niedawna nosil w sobie wirusa) i cisnal mnie o sciane po lewej strome. Pozniej otoczyl moje gardlo jedna reka i podniosl druga, zamierzajac trzasnac mnie piescia w twarz. Dopiero podnosilam ramiona do obrony, gdy ktos chwycil reke Jerry’ego i jego cialo nieoczekiwanie znieruchomialo.
– Pusc jej szyje – wrzasnal Bill glosem tak przerazliwym, ze nawet ja sie wystraszylam.
Od wielu minut bylam w stresie i lekalam sie, ze juz nigdy nie poczuje sie bezpieczna. W dodatku palce Jerry’ego wcale sie nie rozluznily, totez bezwiednie zaczelam wydawac ciche piski. W panice zerkalam na boki. Gdy znow spojrzalam w pobladla twarz Jerry’ego, zrozumialam, ze Bill trzyma jego reke, a Malcolm chwycil go za nogi. Mlokos przerazil sie i nie do konca pojmowal, czego od niego chca.
Szczegoly otoczenia widzialam coraz mniej wyraznie, glosy wplywaly w moj umysl i z niego wyplywaly. Czulam natlok mysli Jerry’ego, ale nie mialam sily sie przed nimi bronic. Bylam zupelnie bezradna. Mimowolnie odkrylam, ze glowe mlodzienca wypelnia obraz kochanka, ktory zarazil go wirusem, a nastepnie opuscil go dla jakiegos wampira, wiec Jerry zamordowal go w ataku zazdrosci i wscieklosci. Kiedy uprzytomnil sobie, co zrobil, obarczyl wina za wszystko wampiry. Pragnal wszystkie pozabijac i na poczatek postanowil pozarazac je sino-AlDS. To miala byc jego zemsta.
Ponad jego ramieniem dostrzeglam usmiechnieta twarz wampirzycy Diane.
Nagle Bill zlamal Jerry’einu nadgarstek.
Mlodzieniec krzyknal z bolu i zwalil sie na podloge. Do mojego mozgu ponownie zaczela docierac krew, totez o malo nie zemdlalam. Malcolm podniosl Jerry’ego i przeniosl go na kanape – tak niedbale, jakby mlokos byl zwinietym dywanem. Miny Malcolma nie mozna bylo jednak nazwac obojetna. Wiedzialam, ze Jerry bedzie mial szczescie, jesli umrze szybko.
Bill stanal przede mna, zajmujac miejsce nieszczesnego mlodzienca. Jego palce, ktore wlasnie zlamaly przegub Jerry’ego, masowaly teraz moja szyje – w delikatnosci moj wampir przypomnial mi babcie. Polozyl palec na moich wargach, sugerujac, zebym milczala.
Potem otoczyl mnie ramieniem i odwrocil sie, by stawic czolo pozostalym wampirom.
– Bardzo zabawne widowisko – ocenil Liam chlodnym glosem. Najwyrazniej starania Janelli nie zrobily na nim szczegolnego wrazenia. Przez cala akcje nawet sie nie ruszyl z kanapy. Przyjrzalam sie nowym tatuazom, dopiero teraz widocznym na czesciowo obnazonym ciele wampira. Byly tak nieprzyzwoite, ze az ogarnely mnie mdlosci. – Sadze, ze teraz powinnismy wracac do Monroe. Trzeba odbyc krotka rozmowe z Jerrym, natychmiast gdy sie obudzi, co, Malcolmie?
Malcolm zarzucil sobie na ramie nieprzytomnego mlodzienca i bez slowa kiwnal glowa Liamowi. Diane wygladala na rozczarowana.
– Alez, panowie – zaprotestowala. – Nie dowiedzielismy sie jeszcze, skad ta mala o tym wie.
Dwa wampiry rownoczesnie przeniosly wzrok na mnie. Liam zaczal jakby od niechcenia szczytowac. Czyli tak, wampiry moga miec orgazm! Po chwili Liam odsapnal.
– Dzieki, Janello. Malcolmie, to dobre pytanie, nie uwazasz? Nasza Diane jak zwykle bardzo sie stara dotrzec do samego sedna problemu. – Cala trojka wampirow z Monroe rozesmiala sie. Mnie ten zart raczej przestraszyl.
– Nie mozesz jeszcze mowic, prawda, kochana? – Na wypadek, gdybym nie pojela aluzji, Bill jednoczesnie scisnal moje ramie.
Potrzasnelam glowa.
– Prawdopodobnie moglabym ja sklonic do mowienia – zaoferowala sie wampirzyca.
– Diane, zapominasz sie – upomnial ja lagodnie Bill.
– No tak, dziewczyna jest twoja – przyznala Diane. W jej tonie nie bylo ani strachu, ani przekonania.
– Trzeba sie bedzie spotkac innym razem – mruknal Bill, jawnie dajac pozostalym do zrozumienia, ze maja wyjsc albo beda musieli z nim walczyc.
Liam wstal, zapial zamek dzinsow i kiwnal na kobiete.
– Janello, wychodzimy. Wyrzucaja nas. – Rozlozyl rece, a tatuaze na muskularnych ramionach poruszyly sie.
Janella przesunela palcami po jego zebrach, jakby znowu rozpoczynala gre wstepna, lecz wampir jednym ruchem odepchnal ja niczym natretna muche. Popatrzyla na niego rozdrazniona, choc wcale nie zawstydzona. Ja na niej miejscu czulabym sie zazenowana, ale kobieta wydawala sie przyzwyczajona do takiego traktowania.
Malcolm bez slowa podniosl Jerry’ego i wyniosl go frontowymi drzwiami. Jesli poprzez krew Jerry’ego zarazil sie wirusem, choroba najwyrazniej jeszcze go nie oslabila. Diane odeszla jako ostatnia. Zarzuciwszy torebke na ramie, co rusz zerkala za siebie jasnymi oczyma.
– Zostawie was w takim razie samych, moje wy papuzki nierozlaczki. Przednio sie bawilam, kochani – powiedziala lekko i wyszla, trzaskajac drzwiami.
Uslyszalam odglos odjezdzajacego samochodu, a w sekunde pozniej zemdlalam.
Nigdy wczesniej mi sie to nie przydarzylo i mialam nadzieje, ze nigdy wiecej mi sie nie zdarzy, czulam sie jednak usprawiedliwiona.
Chyba sporo czasu lezalam u Billa nieprzytomna. Odzyskujac swiadomosc, wiedzialam, ze musze sie zastanowic nad zdarzeniami tego wieczoru, na pewno jednak nie akurat w tej chwili. Na razie cale otoczenie wirowalo mi przed oczyma, dzwieki zas raz nadplywaly, raz odplywaly. Zakrztusilam sie, a Bill natychmiast przechylil mnie ponad brzeg kanapy. Nie zdolalam zwymiotowac jedzenia, moze dlatego, ze nie mialam go zbyt wiele w zoladku.
– Czy wampiry tak sie zachowuja? – szepnelam. Gardlo mnie bolalo i czulam, ze mam posiniaczona szyje w