miejscach, ktore sciskal Jeny. – Ci byli okropni.
– Probowalem sie z toba skontaktowac. Kiedy odkrylem, ze cie nie ma w domu, usilowalem cie zlapac w barze – wyjasnil Bill pozbawionym wyrazu glosem. – Niestety stamtad tez juz wyszlas.
Chociaz wiedzialam, ze nic mi to nie pomoze, zaczelam plakac. Bylam pewna, ze do tej pory wampiry zdazyly zabic Jerry’ego i czulam, ze powinnam byla cos zrobic w tej sprawie, wtedy wszakze przeciez nie moglam ukrywac swojej wiedzy, skoro chlopak mogl zarazic Billa. Cale to krotkie spotkanie straszliwie mnie zdenerwowalo, nawet nie potrafilam wskazac, ktory jego moment najbardziej. W ciagu kwadransa balam sie o swoje zycie, o zycie Billa (hmm… no coz… powiedzmy, o jego „istnienie”), przygladalam sie zachowaniom seksualnym, ktore powinny pozostac sprawa absolutnie prywatna, widzialam mojego potencjalnego kochanka targanego zadza krwi (z naciskiem na „zadze”) i o malo nie udusil mnie chory pedal-dupodajec.
Ogarnieta tym natlokiem wlasnych mysli, przestalam sie powstrzymywac przed placzem. Usiadlam prosto i straszliwie szlochalam, rownoczesnie wycierajac sobie twarz chusteczka, ktora podal mi Bill. Przemknelo mi przez glowe pytanie, po co wampirowi chusteczki, poza tym przez caly czas, rozdygotana, tonelam w powodzi wlasnych lez.
Bill mial dosc rozumu, aby mnie na razie nie obejmowac. Usiadl na podlodze i czekal, a gdy wycieralam twarz, subtelnie odwrocil wzrok.
– Wampiry zyjace w grupach – odpowiedzial nagle – czesto staja sie bardziej okrutne. Wiesz, podjudzaja sie nawzajem. Stala obecnosc innych osobnikow ciagle im uswiadamia, jak bardzo sie roznia od przedstawicieli rasy ludzkiej. Zaczynaja robic wszystko, na co maja ochote i powoli przestaja przestrzegac jakichkolwiek praw. Wampiry zyjace samotnie, takie jak ja, dluzej pamietaja o swojej ludzkiej przeszlosci. – Sluchalam jego cichego glosu, usilujac nadazac za tokiem jego mysli i starajac sie zrozumiec nieznane mi kwestie. – Sookie, nasza egzystencja wielu osobom wydaje sie strasznie kuszaca. Szczegolnie ostatnio… Jednak pojawienie sie syntetycznej krwi i ludzkiej akceptacji… chocby jeszcze niechetnej… niektorych z nas nie zmieni z dnia na dzien… nawet nie w przeciagu dekady. A Diane, Liam i Malcolm sa razem od piecdziesieciu lat.
– Jak slodko – mruknelam. W swoim tonie uslyszalam nowa, nieznana mi wczesniej nute: gorycz. – Obchodza zlote gody.
– Potrafisz zapomniec o zdarzeniach dzisiejszego wieczoru? – spytal. Jego ogromne ciemne oczy zblizaly sie stopniowo do mojej twarzy, a nagle i niespodziewanie jego usta znalazly sie zaledwie kilka centymetrow od moich.
– Nie mam pojecia – stwierdzilam. – Hmm… nie wiedzialam dotad, czy mozesz to robic… – wyrwalo mi sie pozniej.
Uniosl pytajaco brwi.
– Robic…?
– No wiesz, czy mozesz miec… – Przerwalam, zastanawiajac sie nad odpowiednim slowem. Widzialam dzis wiecej objawow grubianstwa niz przez cale moje dotychczasowe zycie, totez nie chcialam powiedziec niczego ordynarnego. – Erekcje – baknelam w koncu, unikajac jego spojrzenia.
– A wiec teraz juz wiesz. – Wyczulam, ze z calych sil stara sie nie rozesmiac. – Mozemy uprawiac seks, ale nie mozemy byc rodzicami. Czy fakt, ze Diane nie moze miec dzieci, nie poprawia ci humoru?
Wscieklam sie. Otworzylam szeroko oczy i wpatrzylam sie w niego twardo.
– Nie drwij… sobie ze… mnie!
– Och, Sookie – jeknal i podniosl reke, by dotknac mojego policzka.
Odepchnelam jego dlon i chwiejnie sie podnioslam. Bill nie pomogl mi wstac (i dobrze), siedzial tylko na podlodze i przygladal mi sie z nieruchoma twarza i nieodgadniona mina. Choc kly mial schowane, wiedzialam, ze nadal cierpi glod. Zbyt wielki glod.
Moja torebka stala na podlodze przy frontowych drzwiach. Ruszylam w tamtym kierunku. Nieco sie zataczalam, ale uparcie szlam. Po drodze wyjelam z kieszeni liste numerow do elektrykow i polozylam ja na stole.
– Musze isc.
W jednej chwili znalazl sie przede mna. Ponownie wykonal jedna z tych swoich wampirzych sztuczek!
– Moge cie pocalowac na do widzenia? – poprosil, trzymajac rece zwieszone po bokach, czym dawal mi do zrozumienia, ze mnie nie tknie, poki mu nie pozwole.
– Nie! – zawolalam gwaltownie. – Po dzisiejszym incydencie nie zdolalabym zniesc twoich pocalunkow!
– Przyjde sie z toba spotkac.
– Dobrze. Byc moze…
Wyciagnal reke, zamierzajac mi otworzyc drzwi, ja jednak sadzilam, ze postanowil mnie dotknac i cofnelam sie.
Sekunde pozniej wypadlam z budynku i niemal pobieglam do swojego samochodu. Lzy znow zamazywaly mi widok. Cieszylam sie, ze mam tak blisko do domu.
ROZDZIAL TRZECI
Telefon dzwonil i dzwonil. Naciagnelam poduszke na glowe. Na pewno babcia w koncu odbierze… Poniewaz jednak irytujacy halas ciagle trwal, zrozumialam, ze babcia albo wyszla na zakupy, albo pracuje na podworku. Siegnelam ku stolikowi przy lozku, nieszczesliwa i zrezygnowana. Targana bolem glowy i strasznym kacem (oczywiscie emocjonalnym, a nie wywolanym przez alkohol), chwycilam drzaca reka sluchawke.
– Tak? – wychrypialam. Odchrzaknelam i sprobowalam znow. – Halo?
– Sookie?
– Eee, Sam?
– Tak. Posluchaj, kochana, zrobisz cos dla mnie?
– Co? – I tak mialam isc tego dnia do pracy. Mialam nadzieje, ze nie bede musiala przepracowac zarowno zmiany Dawn, jak i swojej.
– Podjedz do Dawn i zobacz, co sie z nia dzieje. Nie odbiera telefonow i nie przychodzi. Tu podjechala wlasnie ciezarowka dostawcza. Musze powiedziec facetom, gdzie rozladowac towar.
– Teraz? Chcesz, zebym teraz pojechala? – Moje stare lozko nigdy nie trzymalo mnie mocniej w swoim uscisku.
– Moglabys? – Byc moze po raz pierwszy zauwazyl moj niezwykly nastroj. Nigdy dotad niczego mu nie odmawialam.
– Chyba tak – odburknelam.
Meczyl mnie sam pomysl jazdy. Nie przepadalam za Dawn, podobnie jak ona za mna. Byla przekonana, ze czytam jej w myslach i ze powiedzialam Jasonowi cos, przez co jej zdaniem z nia zerwal. Rany, gdybym interesowala sie romansami Jasona, nigdy nie mialabym czasu, by jesc lub spac!
Wzielam prysznic i zalozylam stroj kelnerki. Przygotowania szly mi bardzo powoli. Brakowalo mi energii i poruszalam sie wrecz ociezale. Zjadlam platki, umylam zeby i powiedzialam, dokad ide babci, ktora rzeczywiscie znalazlam na dworze; sadzila petunie w donicy przy tylnych drzwiach. Odnioslam wrazenie, ze nie zrozumiala dokladnie, o czym mowie, tym niemniej usmiechnela sie i mi pomachala. Babci z kazdym tygodniem coraz bardziej szwankowal sluch, ale nie dziwilo mnie to, bo przeciez miala siedemdziesiat osiem lat. Cudownie, ze nadal byla taka silna i zdrowa, a jej mozg funkcjonowal rownie dobrze jak u mlodej kobiety.
Jadac wypelnic nieprzyjemne zadanie, rozmyslalam o ciezkim zyciu babci. Na pewno trudno jej bylo wychowac mnie i Jasona, gdy odchowala juz wlasne dzieci. Moi rodzice, czyli jej syn i synowa, zgineli, kiedy ja mialam lat siedem, a moj brat dziesiec. Gdy skonczylam dwadziescia trzy lata, na raka macicy zmarla ciocia Linda, corka babci. Wnuczka babci, corka cioci Lindy, Hadley, jeszcze przed smiercia cioci uciekla i przylaczyla sie do tej samej subkultury, ktora zrodzila Rattrayow i po dzis dzien nie wiemy, czy dziewczyna w ogole uslyszala o smierci swej matki. Babcia przezyla wiec wiele smutnych chwil, zawsze jednak starala sie byc silna, poniewaz zajmowala sie nami.
Przez przednia szybe zerknelam na trzy niskie blizniaki wchodzace w sklad zniszczonego szeregowca, ktory ciagnal sie po jednej stronie Berry Street, tuz za najstarsza czescia centrum Bon Temps. Dawn mieszkala w jednym z tych domow. Zauwazylam jej samochod, zielony kompakt, na podjezdzie jednego z lepiej utrzymanych domow i zatrzymalam sie za autem. Przy frontowych drzwiach wisial kosz begonii; kwiaty byly nieco przywiedle,