najprawdopodobniej od kilku dni nikt ich nie podlewal.

Zapukalam.

Odczekalam minute, moze dwie, po czym znow zapukalam.

– Sookie, potrzebujesz pomocy? – Glos zabrzmial znajomo.

Odwrocilam sie i przyslonilam oczy przed blaskiem porannego slonca. Rene Lenier stal przy swoim pikapie zaparkowanym po drugiej stronie ulicy przy jednym z malych drewnianych domow, w jakich mieszkala wiekszosc przedstawicieli tej dzielnicy.

– No coz – zaczelam, niepewna, czy jej potrzebuje i czy Rene ewentualnie moze mi pomoc. – Widziales Dawn? Nie przyszla dzis do pracy, a wczoraj nawet nie zadzwonila. Sam poprosil mnie, zebym do niej wpadla.

– Twoj szef powinien sam tu przyjechac, zamiast zrzucac brudna prace na ciebie – odparowal Rene, przewrotnie sklaniajac mnie do obrony Sama Merlotte’a.

– Ciezarowka przyjechala, trzeba ja rozladowac. – Obrocilam sie i znowu zastukalam do drzwi. – Dawn! – wrzasnelam. – To ja, otworz mi. – Rzucilam okiem na betonowy ganek. Sosnowy pylek zaczal krazyc w powietrzu mniej wiecej dwa dni temu; ganek Dawn byl od niego caly zolty. Na ganku dostrzeglam tylko wlasne slady stop. Poczulam ciarki na karku.

Ledwie zauwazalam Rene, ktory stal niepewnie przy drzwiach swojego pikapa. Chyba sie zastanawial: zostac czy odjechac.

Domek Dawn byl jednopietrowy i calkiem nieduzy, totez drzwi do drugiej czesci blizniaka znajdowaly sie bardzo blisko drzwi domu Dawn. Drugi podjazd byl pusty, a w oknach nie wisialy zaslony. Wygladalo na to, ze Dawn chwilowo nie miala sasiada. Dziewczyna natomiast powiesila zaslony – biale, zdobione ciemnozlotymi kwiatami. Byly zaciagniete, lecz tkanina wydawala sie cienka i gladka, a tanich dwucentymetrowych aluminiowych zaluzji nie zamknieto. Zajrzalam wiec do wnetrza, lustrujac salon pelen uzywanych mebli z pchlego targu. Na stole przy brylowatym fotelu stal kubek kawy, pod sciane zas pchnieto stary tapczan przykryty wykonana recznie gruba kapa.

– Chyba zajde od tylu – rzucilam w strone Rene, ktory zaczal przechodzic ulice, jakbym dala mu jakis sygnal. Zeszlam z ganku frontowego. Moje stopy natychmiast utonely w zoltej od sosnowego pylku trawie i wiedzialam, ze przed praca bede musiala porzadnie otrzepac buty, a moze takze zmienic skarpetki. Podczas sezonu pylenia sosny wszystko staje sie zolte, wszystko – samochody, rosliny, dachy, okna – osypuje zlota mgielka. Nawet na brzegach stawow i kaluz pojawia sie zolta piana.

Okno lazienki Dawn miescilo sie tak dyskretnie wysoko, ze nie moglam nic zobaczyc. W sypialni zaluzje byly opuszczone, choc niedokladnie zamkniete, totez co nieco dostrzegalam przez listewki. Zobaczylam wiec i Dawn. Lezala w lozku na plecach w skotlowanej poscieli. Nogi miala bezladnie rozrzucone, twarz spuchnieta i przebarwiona. Z jej ust wystawal jezyk, po ktorym chodzily muchy.

Uslyszalam podchodzacego Rene.

– Zadzwon po policje – polecilam.

– Co mowisz, Sookie? Widzisz ja?

– Zadzwon po policje!

– W porzadku, w porzadku! – Mezczyzna wycofal sie pospiesznie.

Z powodu jakiejs kobiecej solidarnosci nie chcialam, aby Rene widzial w takim stanie Dawn… bez jej pozwolenia. A moja kolezanka po fachu nie miala szans udzielic mi swej zgody.

Stalam tylem do okna i opieralam sie straszliwej pokusie zerkniecia powtornie w daremnej nadziei, ze za pierwszym razem sie pomylilam. Zagapilam sie na blizniak po drugiej stronie jej domu. Stal moze w odleglosci niecalych dwoch metrow ode mnie i zastanowilam sie, jak to mozliwe, ze jego lokatorzy mogli nie slyszec zadnych odglosow zwiazanych z tak gwaltowna smiercia Dawn.

Wrocil Rene. Jego ogorzala twarz zmarszczyla sie od glebokiej troski, a jasnobrazowe oczy podejrzliwie lsnily.

– Zadzwonilbys tez do Sama? – spytalam.

Mezczyzna odwrocil sie bez slowa i ruszyl ciezko z powrotem do samochodu. Byl cholernie dobrym facetem; mimo swej sklonnosci do plotek, zawsze gotow pomoc w potrzebie. Zapamietalam, ze przyszedl kiedys do nas do domu i pomogl Jasonowi powiesic hustawke na ganku babci. Ot, takie przypadkowe wspomnienie, zupelnie niezwiazane z chwila obecna.

Blizniak obok wygladal identycznie jak ten, w ktorym mieszkala Dawn, totez zagladalam bezposrednio w okno sasiedniej sypialni. Nagle pojawila sie w nim twarz, po czym ktos je podniosl i wychylila sie czyjas potargana glowa.

– Co tu robisz, Sookie Stackhouse? – spytal powoli gleboki, meski glos.

Przygladalam sie mezczyznie przez minute, starajac sie unikac wzrokiem jego pieknej nagiej piersi. W koncu rozpoznalam jego twarz.

– JB?

– Jasne, ze to ja. – Z JB du Rone chodzilam do liceum. Wlasciwie, mialam z nim kilka randek, gdyz byl uroczym chlopakiem, lecz tak prostym, ze nie dbal, czy czytam mu w myslach. Nawet w dzisiejszych okolicznosciach moglam docenic jego urok. Kiedy tak dlugo jak ja nie poddajesz sie wladzy wlasnych hormonow, malo trzeba, by sie rozszalaly. Westchnelam na widok muskularnych ramion JB i jego miesni piersiowych. – Co tu robisz? – spytal ponownie.

– Chyba cos zlego stalo sie Dawn – odparlam, nie wiedzac, czy powinnam mu o tym mowic. – Szef przyslal mnie, zebym jej poszukala, poniewaz nie przyszla do pracy.

– Jest tam w srodku? – JB po prostu wyskoczyl z okna. Byl w ogrodniczkach z krotkimi nogawkami.

– Prosze, nie zagladaj – poprosilam. Podnioslam reke i niespodziewanie zaczelam plakac. Ostatnio cos czesto placze. – Wyglada tak strasznie, JB.

– Och, kochanie – powiedzial i (niech Bog blogoslawi jego wielkie wiejskie serce) otoczyl mnie ramieniem, a pozniej pogladzil po rece. Jesli jakas kobieta w poblizu potrzebowala pociechy, na Boga, JB du Rone od razu postanawial sie nia zajac. – Dawn lubila brutalnych facetow – oznajmil pocieszajacym tonem. Jakby takie stwierdzenie wyjasnialo wszystko…

Moze kogos innego te slowa by uspokoily, ale nie taka naiwna osobke jak ja.

– Brutalnych? – spytalam, zywiac nadzieje, ze mam w kieszeni szortow chusteczke.

Spojrzalam na JB i dostrzeglam, ze nieco sie zaczerwienil.

– Kochanie, lubila… och, Sookie, nie musisz o tym sluchac.

Bylam powszechnie uwazana na cnotliwa, co zawsze wydawalo mi sie nieco ironiczne, a w tej chwili okazalo sie wrecz niewygodne.

– Mozesz mi powiedziec, pracowalam z nia – odparowalam, a JB kiwnal powaznie glowa. Najwyrazniej moja odpowiedz miala dla niego sens.

– No coz, kochanie, lubila sadystow, ktorzy ja… hmm… gryzli i bili. – JB wydawal sie zniesmaczony preferencjami Dawn. Chyba sie skrzywilam, poniewaz dodal: – Wiem, wiem, ja tez nie moge zrozumiec, dlaczego niektorzy ludzie tak postepuja.

JB nigdy nie lekcewazyl okazji, by poderwac dziewczyne, totez mnie przytulil i wciaz gladzil. Przez jakis czas skupial sie na srodku moich plecow (sprawdzal pewnie, czy nosze biustonosz), po czym zsunal dlonie nieco nizej (o ile pamietam, lubil jedrne tyleczki).

Nasuwalo mi sie mnostwo pytan, na razie jednak zachowalam je dla siebie. Przybyla policja w osobach Kenyi Jones i Kevina Priora. Kiedy szef policji naszego miasteczka polaczyl Kenye i Kevina w pare partnerow, dal upust – jak sadzono powszechnie – swojemu poczuciu humoru, poniewaz Kenya miala ponad metr osiemdziesiat wzrostu, a byla koloru gorzkiej czekolady i tak zbudowana, ze przetrwalaby kazdy huragan. Kevin z kolei mierzyl dobre siedem centymetrow mniej, mial piegi na kazdym widocznym centymetrze swego bladego ciala i byl szczuplej, beztluszczowej budowy maratonczyka. Dziwnym trafem panstwo K i K swietnie sie rozumieli, choc doszlo tez miedzy nimi do kilku pamietnych klotni.

Teraz oboje wygladali po prostu jak funkcjonariusze policji.

– Co sie dzieje, panno Stackhouse? – spytala Kenya. – Rene twierdzi, ze cos sie przydarzylo Dawn Green. – Choc mowila do mnie, przy okazji badawczo przygladala sie JB. Kevin w tym czasie rozgladal sie po terenie. Nie mialam pojecia, po co to robil, ale bylam pewna, ze istnial ku temu dobry policyjny powod.

– Moj szef przyslal mnie tutaj, zebym sprawdzila, dlaczego Dawn nie przyszla do pracy ani wczoraj, ani dzisiaj – wyjasnilam. – Zapukalam do jej drzwi. Nie odpowiedziala, chociaz jej samochod stoi przed domem. Martwilam

Вы читаете Martwy Az Do Zmroku
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату