Spojrzala na mnie. – Straszny z pana moralista – rzekla.

Usmiechnalem sie polgebkiem. Z premedytacja wrocila do ogladania rozgrywki tenisowej, ale nie potrafilem stwierdzic, gdzie bladzila teraz myslami. Ilaria doskonale mowila po angielsku, podobnie zreszta jak Alessia, a to dzieki brytyjskiej wdowie, ktora zarzadzala domem Cencich przez wiele lat po smierci matki. Obecnie wszystkim zajmowaly sie Luisa, Ilaria i Alessia, a kucharka skarzyla mi sie z rozdraznieniem, ze w rezydencji nic nie przebiega jak nalezy, odkad droga pani Blackett przeszla na emeryture i zamieszkala ze swoim bratem w Eastbourne.

Nastepnego ranka w drodze do biura Cenci rzekl:

– Niech pan zawroci, Andrew. Niech mnie pan zawiezie do domu. Nie jestem w stanie pracowac. Bede tylko siedzial, gapiac sie w sciany. Nie bede sluchal, co mowia do mnie ludzie. Jedzmy do domu.

Odparlem wymijajaco: – W domu moze byc jeszcze gorzej.

– Nie. Prosze zawrocic. Nie zniose poczatku nowego tygodnia w biurze. Nie dzis.

Zawrocilem i pojechalismy z powrotem do rezydencji, skad Cenci zadzwonil do swojej sekretarki i powiedzial, ze nie zjawi sie dzis w biurze.

– Nie potrafie myslec o nikim i o niczym – rzekl do mnie – z wyjatkiem Alessi. Mysle o niej, kiedy to byla jeszcze mala dziewczynka, kiedy chodzila do szkoly, gdy uczyla sie jezdzic konno. Zawsze byla taka mala, drobna i taka pelna zycia… – Przelknal sline, odwrocil sie, wszedl do biblioteki i kilka sekund pozniej uslyszalem brzek butelki o brzeg szklanki.

Wszedlem tam za nim.

– Zagrajmy w warcaby – zaproponowalem.

– Nie potrafie sie skupic.

– Prosze sprobowac.

Wyjalem plansze i zaczalem rozstawiac pionki, ale ruchy Cenciego wykonywane byly automatycznie i bez odrobiny serca. Nie probowal opracowywac strategii ani wykorzystywac moich bledow, a po dluzszej chwili zapatrzyl sie w proznie, tak jak to czynil godzina po godzinie, odkad pozostawilismy okup za kapliczka.

Okolo jedenastej dzwiek telefonu na krotko wyrwal go z marazmu.

– Halo?… Tak, Cenci przy telefonie… – Nasluchiwal przez chwile, po czym spojrzal na aparat, apatycznie zmarszczyl brwi i odlozyl sluchawke na widelki.

– Co sie stalo? – spytalem.

– Nie wiem. Nie bardzo zrozumialem. Ktos wspomnial tylko, ze towar jest spakowany i gotowy do odbioru… Nie mam pojecia, o jakim towarze mowa, a ten ktos rozlaczyl sie, zanim zdazylem zapytac.

Wzialem gleboki oddech. – Panski telefon jest wciaz na podsluchu – rzeklem.

– Tak, ale co to ma… – Glos uwiazl mu w gardle, oczy sie rozszerzyly. – Sadzi pan, ze… Naprawde pan mysli, ze o to chodzi?

– Zobaczymy – odparlem. – Prosze na razie o cierpliwosc i zachowanie spokoju. Jak brzmial ten glos?

– Opryskliwie – odrzekl niepewnym tonem. – Brzmial inaczej niz poprzednio.

– No coz… mimo wszystko sprobujemy. To lepsze niz siedzenie tutaj.

– A dokad mielibysmy pojechac? Nie powiedzial, gdzie mamy jej szukac.

– Moze… tam, gdzie zostawilismy okup. To byloby calkiem logiczne rozwiazanie.

Na jego twarzy pojawil sie przeblysk nadziei, a ja dodalem pospiesznie: – Tylko prosze na nic nie liczyc. Niczego nie oczekiwac. Gdyby sie okazalo, ze jej tam nie ma, przezylby pan zbyt ciezki zawod. Moze chodzilo mu o calkiem inne miejsce… ale wydaje mi sie, ze wlasnie tam powinnismy sprawdzic najpierw.

Probowal sie opanowac, lecz nie byl w stanie calkiem stlumic w sobie optymizmu. Biegiem dotarl do samochodu, stojacego przy tylnym wejsciu do rezydencji, gdzie go zostawilem. Nalozylem czapke i ruszylem za nim wolnym krokiem, choc Cenci rozpaczliwie mnie ponaglal. Zajalem miejsce za kierownica i nagle przyszlo mi na mysl, ze ktos musial wiedziec, iz Cenci jest teraz w domu, choc normalnie o tej porze przebywal w swoim biurze. Moze zadzwonil do niego do pracy i tam go tu skierowano… a moze dom byl nadal pod obserwacja. Stwierdzilem, ze az do powrotu Alessi musze grac role szofera i co wiecej, robic to najlepiej, jak potrafie.

– Prosze sie pospieszyc! – rzucil Cenci. Wyjechalem za brame rezydencji bez wiekszego pospiechu. – Na milosc boska, czlowieku…!

– Dojedziemy w swoim czasie. Prosze sobie niczego nie obiecywac…

– Nic na to nie poradze.

Jechalem szybciej niz zwykle, ale jemu ten czas musial dluzyc sie w nieskonczonosc, a kiedy w koncu stanelismy przy kapliczce, nie bylo tam ani sladu jego corki.

– O, nie… o, nie… – Glos mu sie lamal. – Nie wytrzymam… nie wytrzymam…

Spojrzalem na niego z zaniepokojeniem, ale to byl tylko zwykly rozdzierajacy smutek i zal, a nie poczatek ataku epilepsji czy zapowiedz zawalu serca.

– Prosze zaczekac – rzeklem, wysiadajac z samochodu. – Upewnie sie.

Obszedlem kapliczke dookola, dotarlem do miejsca na tylach, gdzie zostawilismy okup, i tam ja wlasnie znalazlem, nieprzytomna, skulona do pozycji plodowej i owinieta w szary, plastikowy plaszcz przeciwdeszczowy.

Ojcowie sa dziwni. Najsilniejsza emocja przepelniajaca umysl Paolo Cenciego przez reszte dnia nie byla radosc z odzyskania ukochanej corki zywej, calej i wzglednie zdrowej, choc nafaszerowanej prochami, tak ze caly czas spala, lecz obawa, ze prasa moglaby sie dowiedziec, iz dziewczyna byla niemal calkiem naga.

– Prosze mi obiecac, Andrew, ze nikomu pan o tym nie powie. Nikomu. Ani pary z ust.

– Obiecuje.

Musialem powtarzac te obietnice co najmniej siedem razy, choc rzecz jasna nie bylo to wcale konieczne. Gdyby ktokolwiek mial o tym wspomniec, to tylko sama Alessia.

Jej nagosc mocno nim wstrzasnela, zwlaszcza gdy obaj, on i ja odkrylismy, probujac ja podniesc, ze rece nie tkwily w rekawach plaszcza, a guziki byly nie pozapinane. Cienki szary plastik gladko zsunal sie z jej ciala.

Pomyslalem, ze ma cialo dziecka. Gladka skore, szczuple konczyny, piersi jak male paczki. Cenci wydawal sie dziwnie skrepowany faktem, ze musial jej dotknac, i to ja, doradca do wszelkich poruczen, musialem ubrac ja w plaszcz i pozapinac dokladnie wszystkie guziki. Byla lekka, bez trudu zanioslem ja do auta i ulozylem na boku na tylnym siedzeniu, z podwinietymi do piersi kolanami i glowa oparta na mojej zwinietej marynarce.

Cenci siedzial obok mnie z przodu, i to wlasnie wtedy zaczal mnie nekac prosbami o zlozenie wspomnianej juz obietnicy. Kiedy dotarlismy do rezydencji, wpadl jak burza do willi i po chwili wypadl z kocem, a ja, owinawszy Alessie w ciepla welne, zanioslem ja do olbrzymiej sypialni.

Ilarii i Luisy nigdzie nie bylo. Cenci uznal, ze kucharka jest zbyt gadatliwa, i w koncu to mnie zapytal niesmialo, czy nie moglbym zajac sie ubraniem Alessi, podczas gdy on zadzwoni po lekarza.Badz co badz juz ja widzialem nago, dodal po namysle. Poza tym bylem czlowiekiem rzeczowym i konkretnym. Bylem zaskoczony ta prosba, ale nie oponowalem, znalazlem cos, co od biedy moglo uchodzic za luzna sukienke, i przebralem w to Alessie, ktora przez caly czas ani na chwile sie nie przebudzila.

Sek w tym, ze lala mi sie przez rece. Wlozylem jej blekitna dzianine przez glowe, wsunalem rece w wyciecia, po czym obciagnalem sukienke do kolan i odetchnalem z ulga, ze ta skadinad nader intymna czynnosc nie spowodowala we mnie podniecenia. Nastepnie polozylem Alessie na lozku i przykrylem kocem od pasa w dol. Puls miala silny i regularny, skore chlodna, oddychala swobodnie – pewnie podano jej tylko proszki nasenne, nic gorszego.

Jej szczuple oblicze promienialo spokojem, nie bylo na nim napiecia, dlugie rzesy ukladaly sie w polksiezyce na napietej skorze ponad koscmi policzkowymi. Mocne brwi, blade usta, policzki lekko zapadniete. Wlosy zmierzwione, przetluszczone, brudne. Niech spi, pomyslalem: kiedy sie obudzi, jeszcze dlugo nie zazna spokoju.

Zszedlem na dol i zastalem Cenciego, ktory stal przy barku, saczac brandy.

– Nic jej nie jest? – zapytal.

– Spi. Po prostu spi. I to wszystko.

– To cud.

– Mhm…

Odstawil szklanke i rozplakal sie. – Nie potrafie tego powstrzymac.

– To calkiem normalne. Naturalna reakcja.

Wyjal chustke i wydmuchal nos. – Czy wszyscy rodzice placza w takiej sytuacji?

– Tak.

Вы читаете Zagrozenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату