pokoikow, ale chyba dopiero teraz zaczela inaczej postrzegac swoje dziedzictwo.
– W tym namiocie – rzekla z rezygnacja – byla gabka, na ktorej moglam sie polozyc, i druga, nieco mniejsza, sluzaca mi za poduszke. I bylo tam wiadro… wlasciwie zwykly kubel, jak te, ktorych uzywa sie w stajni. I to wszystko. – Przerwala. – Po jednej stronie u wejscia do namiotu byl suwak. Otwieral sie tylko na jakies piecdziesiat centymetrow… powyzej byl zablokowany. Oni kazali mi rozsunac suwak… i wtedy w przedsionku namiotu znajdowalam jedzenie.
– Czy widziala pani pokoj, w ktorym stal ow namiot? – spytal Pucinelli.
Pokrecila glowa. – Za klapka u wejscia do mojego namiotu byl przedsionek… ale chyba krotszy niz zwykle… nie rozstawiony tak jak trzeba… – Przerwala. – Zabronili mi tam wychodzic. – Znow zamilkla na chwile. – Posilki zostawiali mi zawsze w zasiegu reki, zaraz przy suwaku.
– Co dawali ci do jedzenia? – spytal Cenci z troska.
– Makaron. – Pauza. – Czasem na zimno, kiedy indziej na goraco. Z sosem. Z puszki jak sadze. Tak czy owak… – dodala ze znuzeniem -…dostawalam dwa posilki dziennie… a w drugiej porcji byly zwykle proszki nasenne.
Cenci az krzyknal z oburzenia, ale Alessia powiedziala: – Nie mialam nic przeciwko temu… zjadalam wszystko, co mi dali… sen byl lepszy niz jawa… wolalam jak najszybciej zasnac.
Zapadla cisza, ktora przerwal w koncu Pucinelli: – Czy uslyszala pani cos, co mogloby pomoc nam odnalezc miejsce, gdzie pania przetrzymywali?
– Czy cos slyszalam? – Spojrzala na niego z ukosa. – Jedynie muzyke.
– Jaka muzyke?
– Och… z tasmy. Muzyke nagrana na tasmie. Powtarzala sie na okraglo, bez konca.
– Jaka to byla muzyka?
– Verdi. Muzyka orkiestrowa, zadnego spiewu. Trzy czwarte takiej i jedna czwarta muzyki pop. Ale tez tylko instrumentalna.
– Czy moglaby pani podac nam tytuly tych melodii? Wydawala sie nieco zdumiona, ale po chwili odrzekla: – Tak. Chyba tak. W kazdym razie te, ktore znam.
– Gdyby zrobila to pani jeszcze dzis, przyslalbym swojego czlowieka po liste.
– W porzadku.
– Czy moze przypomina sobie pani cos jeszcze?
Wlepila tepo wzrok w podloge, a jej pociagle oblicze przepelnilo znuzenie wywolane mentalnym wysilkiem wynikajacym z natloku wydarzen po niedawnym odzyskaniu wolnosci. Wreszcie sie odezwala: – Chyba ze cztery razy dawali mi fragmenty tekstu, abym przeczytala go na glos, i za kazdym razem kazali mi wspominac o jakims zdarzeniu z dziecinstwa, znanym tylko mojemu ojcu, co mialo upewnic go, ze jestem nadal… cala i zdrowa.
Pucinelli pokiwal glowa. – Czytala pani fragmenty codziennych gazet.
Pokrecila glowa. – To nie byly gazety, lecz zdania, napisane na zwyklej kartce papieru.
– Czy zatrzymala pani te kartki?
– Nie. Kazali mi za kazdym razem zostawiac je w przedsionku namiotu. – Przerwala. – Wylaczali muzyke tylko na czas nagran…
– Czy widziala pani mikrofon?
– Nie… ale slyszalam ich rozmowy dochodzace spoza namiotu, wiec chyba musieli miec sprzet do nagrywania ustawiony w pokoju.
– Czy pamieta pani ich glosy?
Wzdrygnela sie mimowolnie. – Dwoch z nich. Tak. Mowili najwiecej, ale byli takze inni. Ten, ktory nagrywal moj glos… pamietam go doskonale. Byl taki… zimny. Ten drugi wydawal sie dziki… jak zwierze… Chyba podobalo mu sie to, co robil… ale z poczatku zachowywal sie o wiele gorzej… a moze po prostu do niego przywyklam i przestalam sie przejmowac. No i czasem byl jeszcze jeden, taki ugrzeczniony… „Przepraszam, signorina…” – mowil, gdy informowal mnie, ze w przedsionku czeka jedzenie. I jeszcze taki, co tylko chrzakal… Zaden z nich nie odpowiedzial, gdy probowalam zagaic rozmowe.
– Signorina – rzekl Pucinelli – czy gdybysmy odtworzyli dla pani jedna z tasm otrzymanych przez pani ojca, sprobowalaby pani rozpoznac glos, ktory jest na niej nagrany?
– Och… – Przelknela sline. – Tak. Oczywiscie, ze tak. Policjant mial ze soba nieduzy magnetofon i kopie tasm. Alessia patrzyla z zaniepokojeniem, jak wklada kasete do kieszeni magnetofonu i wdusza przycisk START. Cenci wyciagnal reke, aby ujac dlon Alessi, jakby chcial uchronic ja przed tym, co miala za chwile uslyszec.
„Cenci”, rozlegl sie JEGO glos. „Mamy twoja corke, Alessie. Zwrocimy ja, jesli zaplacisz nam poltora miliarda lirow. Posluchaj glosu swojej corki”. Rozleglo sie szczekniecie, a potem niewyrazny, jakby senny glos Alessi. Gdy skonczyla, ON znow sie pojawil, aby dodac: „Uwierz jej. Jezeli nie zaplacisz, zabijemy ja. Nie probuj grac na zwloke. Nie powiadamiaj
– Mhm… tak…
– Jest pani gotowa przysiac?
– …Tak…
Pucinelli metodycznie pozbieral kasety i schowal magnetofon. – Ten sam meski glos jest nagrany na wszystkich tasmach. Musielismy sporzadzic analize glosu z wszystkich kaset, aby miec co do tego absolutna pewnosc.
Alessia oblizala spierzchniete wargi. – Nie bili mnie – zapewnila. – Nawet nie grozili, ze mnie pobija. Nic takiego nie powiedzieli.
Pucinelli pokiwal glowa. – Grozby byly przeznaczone dla pani ojca.
W oczach dziewczyny pojawil sie strach. – Tato, chyba nie zaplaciles az tyle? To wszystko… nie mogles tego zrobic.
Pokrecil glowa, aby dodac jej otuchy. – Nie, nie zaplacilem takiej sumy. Nie martw sie. Niczym sie nie przejmuj…
– Przepraszam – wtracilem po angielsku.
Glowy wszystkich odwrocily sie w moja strone, w ich oczach dostrzeglem zdziwienie, jakby uslyszeli glos plynacy ze sciany albo moze z tapety na scianie.
– Signorina – rzeklem – czy byla pani przewozona z miejsca na miejsce? A konkretnie czy przewozono pania dokads cztery albo piec dni temu?
Pokrecila glowa. – Nie. – Mimo to wyraznie zaczela sie wahac i po chwili, zmarszczywszy brwi, dorzucila: – Przez caly czas przebywalam w namiocie. Chociaz…
– Tak?
– W ostatnich dniach czulam czasami zapach swiezo pieczonego chleba, a swiatlo wydawalo sie nieco bardziej intensywne… ale pomyslalam, ze po prostu ktos zostawil odsunieta zaslone… a wlasciwie prawie w ogole wtedy nie myslalam. To znaczy, bardzo duzo spalam… to bylo lepsze…
– A to swiatlo – rzucilem – czy to bylo swiatlo sloneczne? Skinela glowa. – W namiocie stale panowal polmrok, ale moje oczy szybko do niego przywykly… tamci nigdy nie wlaczali elektrycznego oswietlenia. W nocy bylo chyba ciemno, ale ja dzieki proszkom kazda noc przesypialam kamiennym snem.
– Czy uwaza pani, ze moglaby sie nie zorientowac, gdyby ktos pania przeniosl, przetransportowal z jednego miejsca do drugiego i tam ponownie rozbil namiot w jakims calkiem innym pomieszczeniu?
Zastanawiala sie nad tym przez chwile, marszczac czolo. – Jednego dnia, calkiem niedawno, spalam wyjatkowo mocno. Obudzilam sie, gdy bylo juz ciemno, i bylo mi niedobrze… tak jak wczoraj, kiedy obudzilam sie juz tutaj… i… och! – Wykrzyknela z przejeciem. – Tak sie ciesze, ze tu jestem… nie wiem, co mam powiedziec… jestem taka wdzieczna za wszystko… – Przytulila sie do ojca, a ten z coraz bardziej wilgotnymi oczami machinalnie poglaskal ja po wlosach.
Pucinelli wstal i oficjalnie podziekowal ojcu i corce, po czym wraz ze mna i protokolantem wyszedl na korytarz.
– Moze jeszcze tu wroce, ale poki co, to powinno wystarczyc. – Westchnal. – Ona prawie nic nie wie. Nie moze nam pomoc. Porywacze byli zbyt ostrozni. Jezeli dowie sie pan czegos wiecej, Andrew, powie mi pan o tym?
Skinalem glowa.
– Ile wyniosl okup? – zapytal.
Usmiechnalem sie. – Jeszcze dzis powinienem otrzymac pelna liste numerow wszystkich banknotow. Przekaze