Spedzilem jeszcze dwa dni w Villa Francese, po czym wrocilem do Anglii; Alessia pojechala ze mna.
Cenci, zdruzgotany, chcial, aby zostala. Nie wrocil jeszcze do biura, a jej uwolnienie nie od razu uczynilo go na powrot panem swiata, za jakiego zawsze uchodzil. Wciaz wydawal sie smutny i zaniepokojony i jakby tego bylo malo, o nietypowych jak dla niego porach siegal po brandy. Maska, ktora zalozyl na uzytek mediow, prysla, zanim jeszcze ostatni woz transmisyjny zniknal za brama, a kolejny dzien uplynal mu w apatycznym, letargicznym wrecz nastroju.
– Nie potrafie go zrozumiec – rzekla ze zniecierpliwieniem Ilaria. – Mozna by pomyslec, ze powinien tryskac humorem, nie posiadac sie z radosci i odzyskac dawna, wladcza nature. Nigdzie nie czul sie tak dobrze jak za sterem swojej firmy. Sadzilam, ze do tej pory wroci juz do siebie. Czemu tak sie nie stalo?
– Ma za soba szesc wyjatkowo ciezkich tygodni.
– I co z tego. Juz po wszystkim. Chyba najwyzszy czas, aby troche sie rozerwac. – Wykonala plynny, taneczny gest jedna reka, a bransolety, jakie na niej nosila, zabrzeczaly metalicznie. – Prawde mowiac, cholernie sie ciesze, ze ona wrocila, ale biorac pod uwage stan, w jakim jest teraz tato, rownie dobrze mogloby jej tu nie byc.
– Prosze dac mu troche czasu – powiedzialem lagodnie.
– Chce, aby znow byl taki jak dawniej – rzekla. – Aby byl mezczyzna.
Kiedy przy kolacji Alessia oznajmila, ze wybiera sie za dzien, dwa do Anglii, wszyscy, wlacznie ze mna, byli tymi slowami zdumieni.
– Po co? – spytala otwarcie Ilaria.
– Aby pobyc troche z Popsy.
Wszyscy oprocz mnie wiedzieli, kim jest Popsy i czemu Alessia chce spedzic z nia troche czasu, a ja dowiedzialem sie tego pozniej. Popsy byla wdowa, trenerka koni wyscigowych, u ktorej Alessia zwykle mieszkala, przebywajac w Anglii.
– Stracilam forme – powiedziala Alessia. – Mam miesnie jak galareta.
– Przeciez tu tez sa konie – probowal zaprotestowac Cenci.
– Tak, ale… tato, chce wyjechac na pewien czas. Cudownie jest byc w domu, lecz… probowalam wyjechac dzis samochodem za brame i nie moglam sie opanowac… bylam cala rozdygotana… To takie glupie. Chcialam pojechac do fryzjera. Musze cos zrobic z wlosami, sa w fatalnym stanie. Ale nie moglam. Po prostu nie moglam. Wrocilam do domu i spojrzcie tylko, jak wygladam, kedziory spadaja mi na ramiona. – Probowala sie zasmiac, ale nikt nie bral jej slow za zabawne.
– Skoro tego chcesz – powiedzial jej ojciec z zatroskaniem.
– Tak… pojade z Andrew, o ile nie ma nic przeciw temu.
Nie mialem. Bynajmniej. Podjela decyzje i chyba lepiej sie przez to poczula. Nastepnego dnia Ilaria zawiozla ja fiatem do fryzjera, kupila jej rozne rzeczy, bo Alessia nie chciala nawet myslec o wejsciu do ktoregokolwiek ze sklepow, po czym przywiozla ja do domu. Alessia wrocila z krotkimi, pozornie niedbalymi loczkami i lekkim drzeniem, a Ilaria pomogla sie jej spakowac.
Wieczorem sprobowalem przekonac Cenciego, ze jego rodzina mimo wszystko nadal powinna miec sie na bacznosci.
– Ten pierwszy okup ciagle lezy w walizce i dopoki
To byl koszmar ponad jego sily. Byl bliski kompletnego zalamania.
– Niech pan zmusi Ilarie do wiekszej ostroznosci – rzeklem pospiesznie, bo mnie sie to nie udalo. – Prosze naklonic ja, aby zmienila niektore ze swoich przyzwyczajen. Niech wiecej przebywa z przyjaciolmi, niech zaprasza ich tutaj. Pan jest bezpieczny, bo ma wlasnego kierowce, ale nie zaszkodziloby, aby przez jakis czas potowarzyszyl panu ogrodnik, ktory ma bary jak ciezarowiec i bylby, jak sadze, doskonalym ochroniarzem.
Po dluzszej chwili cichym glosem oznajmil: – Wie pan, nie potrafie sie z tym wszystkim pogodzic.
– Tak, wiem – odparlem delikatnie. – Jednak lepiej niech sie pan postara, i to im szybciej, tym lepiej.
Slaby usmiech. – To zawodowa porada?
– Jak najbardziej.
Westchnal. – Tak mi zal sprzedawac dom na Mykonos. Moja zona go uwielbiala. Kochala go.
– Podobnie jak Alessia. Na pewno uznalaby to za uczciwa wymiane.
Przygladal mi sie przez chwile. – Dziwny z pana czlowiek – powiedzial. – Potrafi pan tak przekonujaco wszystko wyjasnic. – Zamilkl. – Czy nigdy nie daje sie pan poniesc emocjom?
– Owszem, czasami – przyznalem. – Ale gdy to juz nastapi… zaraz staram sie nad tym zapanowac. Odnalezc logike.
– I gdy juz ja pan odnajdzie, stara sie pan postepowac zgodnie z nia?
– Probuje. – Przerwalem. – Tak.
– Wydaje sie pan taki… zimny… wyrachowany.
Pokrecilem glowa. – Logika nie pociaga za soba rezygnacji z odczuwania emocji. Mozna zachowywac sie zgodnie z logika i cholernie przy tym cierpiec. Choc moze to takze przynosic nam ulge. Pocieszenie. Lub spokoj. Albo wszystko razem.
Po krotkiej chwili oznajmil: – Wiekszosc ludzi nie postepuje logicznie.
– Nie – przyznalem.
– Ale pan uwaza, ze wszyscy mogliby tak postepowac, gdyby tylko zechcieli?
Pokrecilem glowa. – Nie. – Czekal, wiec mowilem dalej, jak na wykladzie: – Po pierwsze, nie pozwala na to pamiec genetyczna. Aby postepowac logicznie, nalezaloby odkryc i zmierzyc sie z wlasnymi ukrytymi motywami i emocjami, a sa one ukryte wlasnie dlatego, ze nie chcemy sie z nimi zmierzyc. Dlatego tez… ee… latwiej jest pozwolic, aby te zakopane gleboko uczucia rzadzily, ze tak powiem, wyzszymi pokladami, a skutkiem tego jest wscieklosc, klotnie, milosc, wybor zawodu, opinie, anoreksja, filantropia, niemal wszystko, co tylko przyjdzie do glowy. Ja po prostu lubie wiedziec, co sie dzieje tam w dole, zeby miec swiadomosc, dlaczego chce cos zrobic. To wszystko. Potem moge to zrobic albo nie. Zalezy.
Spojrzal na mnie pytajaco. – Autoanaliza… studiowal pan to?
– Nie. Praktykowalem. Podobnie jak wszyscy.
Usmiechnal sie slabo.
– Od kiedy?
– Chyba od urodzenia… tak sadze. To znaczy… nie pamietam, abym kiedykolwiek zachowywal sie inaczej. Robie to, co robie, praktycznie od zawsze. Probuje dotrzec do prawdziwych powodujacych mna motywow. Poznac cala prawde i odkryc, co sie kryje w sercach innych ludzi. Stawic czolo temu, co wstydliwe i niegodne… pokonac w sobie niechlubne emocje… to naprawde okropne.
Siegnal po szklaneczke i napil sie brandy. – I jaki rezultat, czy jest pan juz bliski swietosci? – zapytal z usmiechem.
– Ee… nie. Wciaz niestety grzesze, robiac to, czego nie powinienem, i mam tego bolesna swiadomosc.
Usmiech na jego ustach rozszerzyl sie i juz tam pozostal. Zaczal opowiadac mi o domu na jednej z greckich wysepek, ktory tak kochala jego zona, i po raz pierwszy, odkad go poznalem, ujrzalem na jego twarzy pierwsze, niesmiale jeszcze oznaki spokoju.
Na pokladzie samolotu Alessia spytala: – Gdzie mieszkasz?
– W Kensington. Niedaleko biura.
– Popsy trenuje konie w Lambourn – rzucila, jakby mimochodem. Wciaz czekalem i po chwili dodala: – Chcialabym nadal sie z toba widywac.
Skinalem glowa. – Kiedy tylko zechcesz. – Dalem jej jedna z moich wizytowek, na ktorej znajdowaly sie numery telefonow do biura i domowy, a na odwrocie napisalem moj prywatny adres.
– Naprawde?
– Oczywiscie. To bedzie dla mnie prawdziwa przyjemnosc.
– Po prostu… przez jakis czas… bedzie mi potrzebne oparcie.
– Do uslug. Oparcie, model luksusowy, tylko do twojej dyspozycji.