ja panu. Czy macie tu program do sporzadzania portretow pamieciowych?

– Jest cos takiego.

– Chyba moglbym sporzadzic portret jednego z porywaczy. Wspolnika tych, ktorych capnal pan podczas oblezenia. O ile pan zechce, ma sie rozumiec.

– O ile zechce! Gdzie go pan widzial? Skad pan wie, ze to jeden z nich?

– Widzialem go dwukrotnie. Opowiem panu o tym, kiedy przyniose listy.

– To znaczy kiedy?

– Gdy tylko otrzymam je poczta kurierska.

Kurier pojawil sie laskawie, kiedy juz Pucinelli wsiadal do swojego wozu, wiec pozyczylem znowu malego fiacika, wskoczylem za kierownice i pojechalem za policjantem na komende.

Dopasowujac fragmenty czola do oczu, ust, brody i wlosow, opowiedzialem o dwoch okazjach, kiedy go widzialem. – Przypuszczam, ze pan takze go widzial, stal przed naszym ambulansem tamtej nocy, kiedy zaczelo sie oblezenie – powiedzialem.

– Mialem wtedy za duzo na glowie, aby zwrocic uwage na ludzi na ulicy.

Pokiwalem glowa i wybralem uszy pasujace do twarzy z portretu.

– Ten mezczyzna jest mlody. Trudno powiedziec, ile ma lat… ale na pewno nie mniej niz dwadziescia piec. Powiedzialbym, ze trzydziesci, moze trzydziesci kilka.

Udalo mi sie stworzyc oblicze en face i z profilu, ale nie bylem z tego do konca zadowolony, a Pucinelli powiedzial, ze sprowadzi policyjnego grafika, aby narysowal wlasnie taki portret, jaki chcialem.

– Pracuje w sadzie. Jest bardzo szybki.

Artysta, ponaglony telefonem, zjawil sie juz po poludniu. Byl gruby, burkliwy, cuchnal czosnkiem i drapal sie bez przerwy. Przez caly czas utyskiwal – byla wszak pora sjesty, wiec jak ktokolwiek przy zdrowych zmyslach mogl pracowac o drugiej po poludniu?

Przyjrzal sie z politowaniem efektowi moich usilnych staran, po czym wyjal kawalek wegla i zaczal z jego pomoca czynic cuda na arkuszu bloku rysunkowego. Co kilka sekund przerywal prace i unoszac brwi, zerkal na mnie w oczekiwaniu na komentarz.

– Glowa bardziej okragla – powiedzialem, opisujac ksztalt ruchami dloni. – Gladka i okragla.

Pojawila sie okragla glowa. – Co dalej?

– Usta… odrobine za waskie. Dolna warga pelniejsza.

Kiedy uznalem, ze niczego wiecej nie da sie juz poprawic, skonczyl i pokazal ostateczny rezultat naszej wspolnej mitregi Pucinellemu.

– To jest ten mezczyzna, tak go zapamietal panski angielski przyjaciel – rzekl, pociagajac nosem. – Prosze nie zapominac, ze pamiec czesto bywa omylna.

– Dzieki – rzekl Pucinelli. – Nie bede pana dluzej zatrzymywac. Przyjemnych snow.

Grafik burknal cos pod nosem i wyszedl, a ja zapytalem: – Co z Lorenzo Traventim?

– Na dzien dzisiejszy prognozy sa optymistyczne, lekarze twierdza, ze przezyje.

– To dobrze – odrzeklem z ulga. Nareszcie ktos byl czegos pewien.

– Postawilismy dwom porywaczom zarzut usilowania zabojstwa. Probuja sie z tego wymigac. – Wzruszyl ramionami. – Jak dotad nie chca puscic pary z ust w sprawie porwania, choc, rzecz jasna, dalismy im do zrozumienia, ze gdyby podzielili sie z nami informacjami mogacymi doprowadzic do aresztowania ich wspolnikow, czekalaby ich znacznie krotsza odsiadka. – Siegnal po portret pamieciowy sporzadzony przez grafika. – Pokaze im ten rysunek. Przypuszczam, ze bedzie to dla nich spory wstrzas.

Na jego obliczu przez chwile odmalowal sie grymas dzikiej rozkoszy: mina policjanta z powolania, ktory szykuje sie do ostatniej rozprawy ze znienawidzonym przestepca. Widywalem ten wyraz twarzy wielokrotnie u innych strozow prawa i nigdy nie wzbudzal on we mnie pogardy. Pucinelli zasluzyl na odrobine satysfakcji, zwlaszcza po burzliwych wydarzeniach minionego tygodnia.

– Jeszcze ta krotkofalowka – dodal po chwili.

– Tak?

– Mogla nadawac i odbierac sygnaly na czestotliwosci lotniczej. Zamrugalem powiekami. – To chyba nic nadzwyczajnego, co?

– W zasadzie nie. Byla ustawiona na czestotliwosc, na ktorej przekazywane sa miedzynarodowe komunikaty specjalne, awaryjne i ratunkowe, i ktora jest przez caly czas monitorowana… nie odebralismy na niej wymiany jakichkolwiek informacji pomiedzy porywaczami. Dzis rano sprawdzilismy to na lotnisku.

Pokrecilem glowa ze smutkiem. Bylem sfrustrowany i nie probowalem tego ukrywac. Pucinelli szybkim krokiem pomaszerowal, aby przesluchac obu zatrzymanych, a ja wrocilem do Villa Francese.

Alessia zwrocila sie do mnie: – Czy moge pana o cos zapytac?

– Smialo.

– Pytalam taty, ale nie chcial mi powiedziec, co juz w pewnym sensie mowi samo za siebie… – Przerwala. – Czy kiedy mnie pan znalazl, mialam cos na sobie?

– Plastikowy plaszcz przeciwdeszczowy – odparlem wprost.

– Och.

Nie potrafilem stwierdzic, czy ta odpowiedz ja zadowolila, czy nie. Przez chwile byla pograzona w zamysleniu, po czym rzekla:

– Obudzilam sie w domu w sukience, ktorej nie nosilam od lat. Ciotka Luisa i Ilaria twierdza, ze nie wiedza, jak to sie stalo. Czy to tato mnie przebral? Czy dlatego jest taki zaklopotany?

– Nie spodziewala sie pani, ze bedzie ubrana? – spytalem z zaciekawieniem.

– No coz… – Zawahala sie.

Unioslem glowe. – Czy przez caly czas tam byla pani naga?

Poruszyla sie nerwowo na fotelu, jakby chciala zaglebic sie w nim i zniknac z oczu. – Nie chce… – rzekla i przerwala nagle, przelknela sline, a ja w myslach dokonczylem za nia: „Nie chce, aby ktokolwiek wiedzial”.

– W porzadku – zapewnilem. – Nikomu o tym nie powiem. Siedzielismy w bibliotece, zapadal zmierzch, zar mijajacego dnia powoli wygasal; swiezo wykapani, przebrani w czyste rzeczy, czekalismy, by wlaczyc sie w rutynowy nurt codziennych czynnosci, polegajacy miedzy innymi na wypiciu jednego lub dwoch drinkow przed kolacja. Alessia znow miala mokre wlosy, ale tym razem nie zapomniala o uszminkowaniu ust.

Zerknela na mnie z ukosa, chyba wciaz jeszcze nie miala pewnosci, czy moze mi zaufac.

– Co pan tu w ogole robi? – spytala. – Tato twierdzi, ze nie dalby sobie rady przez te wszystkie tygodnie, gdyby nie pan, ale… szczerze mowiac, nie bardzo rozumiem, o co mu chodzi.

Wyjasnilem jej, na czym polega moja praca.

– Jest pan takim doradca?

– Zgadza sie.

Zamyslila sie, wodzac wzrokiem od mojej twarzy, przez rece, z powrotem az do oczu. Nie potrafilem przejrzec jej mysli, ale w koncu westchnela, jakby powziela jakas wazna decyzje.

– No dobrze… wobec tego prosze, aby rowniez mnie pan doradzil. Bardzo dziwnie sie czuje. To troche jak sennosc po dlugim locie i przejsciu w inna strefe czasowa. Mam wrazenie, jakbym stapala po cienkim lodzie. Jakby to wszystko nie dzialo sie naprawde. Wciaz chce mi sie plakac. A przeciez powinnam skakac ze szczescia… dlaczego tak nie jest?

– To normalna reakcja – odparlem.

– Nie ma pan pojecia… nie potrafi pan sobie wyobrazic… jak to jest.

– Slyszalem, jak to jest… od wielu roznych osob, od osob takich jak pani, ktore dopiero co udalo sie wyrwac z rak porywaczy. Opowiadaly mi wszystko. Najpierw odczuwa sie gleboki, porazajacy szok, nie chce sie uwierzyc w to, co sie stalo. Upokorzenia, jakim czlowiek zostal poddany, lacznie z przemoca fizyczna, mialy wywolac lek i poczucie calkowitej bezbronnosci. Podobnie jak brak lazienki i niekiedy pozbawienie ubrania. Zero szacunku. Zero delikatnosci czy poszanowania ludzkiej godnosci. Uwiezienie, nikogo, z kim mozna by porozmawiac, nic, czym mozna by zajac mysli, tylko niepewnosc i strach… i poczucie winy… wyrzuty sumienia, ze nie ucieklo sie na samym poczatku, ze sprowadzilo sie nieszczescie na cala rodzine, wyrzuty sumienia wywolane wysokoscia zadanego okupu… i strach o wlasne zycie… jesli pieniedzy nie uda sie zebrac… lub jesli pojdzie cos nie tak… jesli porywacze wpadna w panike.

Sluchala z przejeciem, poczatkowo na jej twarzy odmalowalo sie zdziwienie, zaraz jednak zastapila je gleboka

Вы читаете Zagrozenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату