czulam zapach swiezego chleba. Z samego rana… kiedy kubel byl pusty. – Zamilkla, a potem odwrocila glowe w moja strone, chcac ujrzec moja reakcje.

– Biedactwo – powiedzialem ze wspolczuciem w glosie.

– Mhm. – Usmiechnela sie polgebkiem. – To niesamowite, ale… przywyklam do tego. Nie sadzilam, ze to mozliwe. Ale to przeciez byla moja wlasna won… i po paru dniach przestalam zwracac na to uwage. – Znow zamilkla na kilka sekund. – Przez kilka pierwszych dni myslalam, ze oszaleje. Nie tylko ze strachu, poczucia winy i wscieklosci… ale przede wszystkim z nudow. Godzina za godzina, nic, tylko ta cholerna muzyka… nie mialam z kim porozmawiac, nie bylo nic do ogladania… probowalam pocwiczyc, ale z dnia na dzien coraz bardziej tracilam forme. Bylam coraz bardziej otumaniona i otepiala, az w koncu po dwoch, moze trzech tygodniach calkiem to sobie odpuscilam. Dni zlewaly sie ze soba. Lezalam tylko na materacu z gabki, zalewana potokiem muzyki, i myslalam o rzeczach, ktore wydarzyly sie w moim zyciu, a ktore teraz wydawaly sie odlegle i nierzeczywiste. Realne byly tylko kubel, talerz z makaronem i polistyrenowy kubek z woda dwa razy dziennie… a takze nadzieja, ze mezczyzna z mikrofonem uzna, ze zachowuje sie jak nalezy… i mnie polubi.

– No coz – mruknalem. – Polubil cie.

– Czemu tak uwazasz? – spytala, a ja stwierdzilem, ze moje slowa w dziwny sposob ja ucieszyly, mimo wszystko nadal chciala, aby porywacz obdarzyl ja sympatia, mimo iz byla wolna.

– Sadze, ze gdybyscie znienawidzili sie nawzajem – rzeklem – nie zaryzykowalby z zadaniem drugiego okupu. Wolalby raczej zwinac zagle i pozacierac za soba wszystkie slady. Wydaje mi sie, ze nie mogl zdobyc sie na to, aby cie zabic… poniewaz cie polubil.

Ujrzalem jej usmiechniete oczy i postanowilem przywrocic ja do rzeczywistosci. Nie chcialem, aby zakochala sie w swoim oprawcy albo miala o nim mylne wyobrazenie. Nie wynikneloby z tego nic dobrego.

– Pamietaj – powiedzialem – ze ten czlowiek urzadzil twojemu ojcu istne pieklo i odebral twojej rodzinie blisko milion funtow. Mozemy dziekowac Bogu, ze porywacz cie polubil, ale to nie czyni go aniolem.

– Och… – wykonala nerwowy, typowy dla Wlochow gest obiema rekami. – Dlaczego zawsze jestes taki… chlodny i rozsadny?

– Mialem szkockich przodkow – odparlem. – Byli raczej z tych powaznych i nudnych. Zawsze sprowadzaja mnie na ziemie i psuja cala zabawe, kiedy ta jedna czwarta mnie, hiszpanskiego pochodzenia, rwie sie do flamenco.

Przechylila glowe na bok i zachichotala. – To najdluzsza wypowiedz na twoj temat, jaka mialem okazje od ciebie uslyszec.

– Kto z kim przestaje… – odpowiedzialem.

– Nie sadze, ze mi uwierzysz – powiedziala, wzdychajac glosno, i przeciagnela sie, by rozprostowac scierpniete konczyny – ale chyba znow zaczynam czuc sie w miare normalnie.

9

Lipiec przeminal w slocie, a nadejscie sierpnia zapowiedzialy: gwaltowna burza, tydzien nudy i calkowitej bezczynnosci w londynskim biurze oraz sporo nowin z Wloch.

Pucinelli zadzwonil dwukrotnie, aby doniesc, ze nie ma dalszych postepow w sledztwie, za trzecim razem zas z nieklamana radoscia i ozywieniem obwiescil, ze informacja o ufundowanej przez Cenciego nagrodzie okazala sie strzalem w dziesiatke. Ulotke ze zdjeciami i portretem pamieciowym porywaczy rozlepiono w miejscach publicznych w calej Bolonii i okolicach, niedawno zas jakas anonimowa kobieta zadzwonila bezposrednio do Paolo Cenciego i oznajmila, ze wie, gdzie znajduje sie czesc pieniedzy z okupu.

– Signor Cenci powiedzial, ze sprawiala wrazenie urazonej. Wzgardzonej. Powiedziala, ze dobrze „tamtemu” tak, ze ta forsa „mu” sie nie nalezy. Nie wyjasnila jednak, co za Jego” ma na mysli. Jutro signor Cenci i ja wybieramy sie we wskazane przez nia miejsce, a jesli okaze sie, ze kobieta mowila prawde, signor Cenci przesle jej nagrode. Pod adresem, ktory podala, aby przeslac nagrode, miesci sie nieduzy, podrzedny hotelik. Moze zdolamy odnalezc te kobiete i przesluchamy ja…

Nastepnego wieczora nie byl juz w tak ekstatycznym nastroju.

– To prawda, udalo sie nam odzyskac czesc pieniedzy – powiedzial. – Ale niestety, niewiele w porownaniu z cala kwota.

– Ile? – spytalem.

– Piecdziesiat milionow lirow.

– To znaczy… ee… – przeliczylem w myslach – jakies dwadziescia piec tysiecy funtow. Hmm… Wynagrodzenie raczej podrzednego czlonka gangu niz szajki porywaczy, nie uwaza pan?

– W rzeczy samej.

– Gdzie pan je znalazl? – zapytalem.

– W skrytce bagazowej na dworcu kolejowym. Kobieta podala signorowi Cenciemu numer skrytki, ale nie mielismy klucza. Specjalista musial otworzyc zamek.

– A wiec ten, kto zostawil pieniadze, mysli, ze one wciaz tam sa?

– Tak. I faktycznie tam sa, ale kazalismy wymienic zamek. Jesli ktos sprobuje otworzyc szafke, bedzie musial poprosic o drugi lducz.

A wtedy go dorwiemy. Zastawilismy pulapke, ze nawet mysz sie nie przeslizgnie. Pieniadze znajduja sie w plociennej torbie podroznej na suwak. Numery banknotow zgadzaja sie z tymi ze zdjec. To bez watpienia czesc okupu. Signor Cenci przeslal nagrode, a my postaramy sie dopasc rowniez te kobiete, kiedy bedzie odbierac pieniadze. Jest oczywiscie rozczarowany, ze nie zdolalismy odzyskac wiekszej sumy.

– Lepsze to niz nic – odpowiedzialem. – Prosze mi powiedziec, co zamierza pan robic dalej.

Istnialy dwa zasadnicze sposoby postepowania z „trefnym szmalem”, najprostszym, rzecz jasna, bylo ukrycie lupu w jakims bezpiecznym miejscu, dopoki nie zakonczy sie najbardziej intensywna faza sledztwa.

Przestepcy roznie wyznaczali sobie margines bezpieczenstwa – od jednego miesiaca az do kilku lat, a nawet wowczas zachowywali wyjatkowa ostroznosc i starali sie wydawac „gorace pieniadze” z dala od domu, zwykle na cos, co natychmiast mozna bylo uplynnic.

Druga, bardziej zlozona metoda, wykorzystywana przy wiekszych kwotach, polegala na sprzedazy „trefnej forsy” paserowi za czesc jej nominalnej wartosci – zwykle bylo to dwie trzecie – a ten z kolei pral pozniej brudne pieniadze za posrednictwem kasyn, targowisk, lunaparkow, torow wyscigow konnych i tym podobnych miejsc, gdzie duze sumy pieniedzy przechodza szybko z rak do rak. Zanim trefne banknoty trafilyby w koncu do rozrzuconych po duzym obszarze bankow, zrodlo ich pochodzenia byloby juz nie do ustalenia.

Milion funtow Cenciego mogl zostac uszczuplony o jedna trzecia wskutek takiego „prania”, czesc z pewnoscia rozdzielono miedzy nieznana liczbe czlonkow gangu, a czesc wydano na niezbedne oplaty biezace zwiazane na przyklad z wynajeciem domu na przedmiesciach. Wydatki przy udanym porwaniu bywaly zwykle spore i czesto w znacznym stopniu nadszarpywaly wielkosc lupu. A jednak pomimo ryzyka byl to najszybszy sposob wzbogacenia sie, jaki dotychczas obmyslono, zwlaszcza we Wloszech. Szanse na wykrycie i pochwycenie sprawcow oscylowaly w granicach pieciu procent. W kraju, gdzie zadna kobieta nie mogla przejsc ulicami Rzymu z torebka na ramieniu w obawie, by zlodzieje na motocyklach nie przecieli jej paska brzytwa, uprowadzenia byly traktowane jak element codziennego zycia, zwykly fakt, rownie prozaiczny jak wrzody zoladka.

Pucinelli zadzwonil dwa dni pozniej w znacznie lepszym nastroju, by doniesc, ze kobieta, ktora odebrala nagrode, byla bez zadnych przeszkod sledzona az do domu i okazala sie zona mezczyzny majacego na koncie dwie odsiadki za napady na sklepy monopolowe. Sasiedzi powiedzieli, ze czlowiek ten slynie z uganiania sie za panienkami, a jego malzonka to piekielna zazdrosnica. Pucinelli uznal, ze aresztowanie mezczyzny i przeszukanie jego mieszkania na podstawie podejrzenia nie powinno stanowic wiekszego problemu, i nastepnego wieczora poinformowal mnie, ze podczas rewizji w portfelu podejrzanego znaleziono kwit ze skrytki dworcowej. Mezczyzna nazwiskiem Giovanni Santo przebywal obecnie w areszcie i wyrzucal z siebie informacje jak czynny wulkan lawe z krateru.

– To duren – rzekl z pogarda w glosie Pucinelli. – Powiedzielismy, ze jak nie zechce wspolpracowac, zarobi dozywocie, a on smiertelnie sie wystraszyl. Wyjawil nazwiska wszystkich pozostalych porywaczy. Bylo ich w sumie siedmiu. Dwoch naturalnie juz mamy, a teraz zgarnelismy Santa. W tej chwili moi ludzie aresztuja trzech pozostalych.

– A Giuseppe? – spytalem, gdy przerwal.

Вы читаете Zagrozenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату