wszystko z calkiem innej perspektywy.
– Wspaniala z ciebie dziewczyna – powiedzialem. – Popsy opowiadala mi o tobie w samych superlatywach i to sie wlasnie potwierdza.
Jakby troche sie uspokoila i oparla glowe na moim ramieniu.
– Jestes moim fundamentem, wiesz o tym? – spytala. – Gdyby nie ty, moj swiat calkiem runalby w posadach.
– Bede przy tobie – zapewnilem. – Ale mowiac serio, najlepiej bedzie, jezeli ty i Miranda pojdziecie do kuchni i poszukacie czegos do jedzenia. Zmus ja, zeby cos przelknela, cokolwiek. I sama tez zjedz. Jakies herbatniki, ciasto… cos w tym rodzaju.
– To tuczace – odparla automatycznie, jak na dzokeja przystalo.
– Ale teraz to dla was najlepsze. To naturalny srodek na uspokojenie. Wlasnie dlatego ludzie nieszczesliwi ciagle cos jedza.
– Wiesz tyle niesamowitych rzeczy.
– A poza tym – dodalem – nie chce, aby Miranda uslyszala, co jest na tej tasmie.
– Och, no tak. – Jej oczy rozszerzyly sie, kiedy sobie przypomniala. – Pucinelli wylaczyl tamta tasme… abym nie dowiedziala sie, co bylo na niej nagrane.
– Tak. To bylo okropne. W tym przypadku bedzie tak samo. Pierwsze zadanie jest zwykle najbardziej przerazajace. Grozby maja na celu zlamanie oporu rodziny uprowadzonej ofiary. Chodzi o zmuszenie Nerrity’ego, aby jak najszybciej zaplacil tyle, ile zadaja porywacze, niezaleznie od ceny, i w ten sposob ocalil zycie syna. Dlatego, moja droga Alessio, zaprowadz Mirande do kuchni i poczestuj ja ciastem.
Usmiechnela sie ciut bojazliwie i podeszla do Mirandy, ktora pochlipywala cichutko, jakby miala czkawke, i ktora bez przekonania dala sie namowic na zaparzenie herbaty. Kobiety oddalily sie, a Nerrity wrocil z brazowym, kartonowym pudelkiem w dloni.
Rightsworth otworzyl je osobiscie, uprzednio polecajac innym, aby sie cofneli. Tony uniosl brwi w sardonicznym gescie. Rightsworth wyjal pare cienkich, gumowych rekawiczek i nalozyl je metodycznie, po czym ostroznie rozcial scyzorykiem tasme, ktora zalepiono pudelko. Po otwarciu pudelka Rightsworth pierwszy zajrzal do srodka i wlozyl tam reke, a nastepnie wyjal cala zawartosc – jedna kasete magnetofonowa w plastikowym pudelku, tak jak mozna sie bylo tego spodziewac.
Nerrity spojrzal na tasme takim wzrokiem, jakby miala go zaraz ugryzc, po czym machinalnie wskazal reka na znajdujacy sie pod jedna ze scian drogi zestaw stereo. Rightsworth odnalazl kieszen na kasete, a Nerrity wcisnal wlasciwe guziki.
W pomieszczeniu rozlegl sie glos – oschly, grzmiacy i bezwzgledny.
– Posluchaj, Nerrity, i sluchaj uwaznie.
Zrobilem trzy kroki i blyskawicznie przyciszylem glos zgodnie z zalozeniem, ze grozby fortissimo beda brzmiec jeszcze grozniej niz powinny. Tony pokiwal glowa ze zrozumieniem, ale Rightsworth byl wyraznie poirytowany. Glos mowil dalej, nieco lagodniejszy, jezeli chodzi o poziom decybeli, ale ani troche lagodniejszy, biorac pod uwage przekazywane tresci.
– Zgarnelismy twojego bachora, Nerrity, i jak chcesz, zeby twoj dziedzic wrocil do domu w jednym kawalku, zrobisz grzecznie, co ci kazemy. W przeciwnym razie wezmiemy noz i urzniemy malemu cos, by cie przekonac. Na pewno nie kosmyk wlosow, Nerrity. Moze palec. Albo jego wacka. Mozesz byc pewien, ze sie nie zawahamy. Zrozumiales, Nerrity? Nie probuj krecic. Potraktuj to powaznie. Masz konia, Nerrity. Wiemy, ze jest sporo wart. Szesc milionow. Siedem. Sprzedaj go, Nerrity. Jak powiedzielismy, chcemy piec milionow. W przeciwnym razie dzieciak ucierpi. A to mily malec. Chyba nie chcesz, zeby krzyczal, co? Po tym, co mu zrobimy, bedzie wyl na cale gardlo. Niech sprzedaza zajmie sie twoj agent od koni rasowych. Niech naprawde sie postara. Czekamy rowno tydzien. Dokladnie siedem dni. Za tydzien od dzis przygotuj pieniadze w uzywanych banknotach, gora dwudziestkach. Powiemy ci, gdzie masz je zostawic. Rob, co ci kazemy, albo wykastrujemy bachora. I przeslemy ci tasme z nagraniem, zebys mogl posluchac, jak to sie odbylo. Ciach. No i ryk. I trzymaj sie z dala od glin. Jak stwierdzimy, ze dales cynk psom, dzieciak wyladuje w plastikowym worku. I po bolu. Nawet nie odzyskasz jego ciala. Nic. Zero. Zastanow sie nad tym. I to tyle, Nerrity. Koniec wiadomosci.
Glos umilkl nagle i przez blisko minute trwala grobowa cisza, zanim ktokolwiek sie odezwal. Slyszalem cale mnostwo zadan okupu, ale zawsze, za kazdym razem wywolywaly we mnie spory szok.
Nerrity, jak wielu innych rodzicow przed nim, byl kompletnie zdruzgotany.
– Oni nie moga… – wychrypial, z trudem artykulujac slowa.
– Moga – zapewnil go beznamietnie Tony – ale nie zrobia tego, jezeli spiszemy sie jak nalezy.
– Co panu powiedzieli dzis po poludniu? – spytalem. – Czym sie rozni nagranie?
Nerrity przelknal sline. – Wzmianka… o nozu. Tego wczesniej nie bylo. Powiedzial tylko „piec milionow za twojego dzieciaka”. A ja mu na to, ze nie mam pieciu milionow… Wtedy on: „masz przeciez konia, sprzedaj go”. I to wszystko. No i dodal jeszcze, zebym nie powiadamial policji. Piec milionow, zadnych glin, albo dzieciak zginie. Powiedzial, ze bedzie w kontakcie. Zaczalem krzyczec do niego… ale sie rozlaczyl.
Rightsworth pieczolowicie wyjal kasete z magnetofonu; wlozyl do pudelka, a to z kolei do kartonu; przez caly czas mial na sobie gumowe rekawiczki. Powiedzial, ze zabiera kasete. Powiedzial, ze na telefonie Nerrityego zostanie zalozony podsluch. Powiedzial, ze zajmie sie ta sprawa.
Nerrity, powaznie zaniepokojony, blagal go o najwyzsza ostroznosc, a temu, kto przywykl do rozkazywania innym, blaganie nie przychodzilo z latwoscia. Rightsworth z wyzszoscia i duma w glosie odparl, ze zostana przedsiewziete wszelkie niezbedne srodki ostroznosci, ja zas zdalem sobie sprawe, ze Tony, podobnie jak ja, uwazal, ze Rightsworth nie traktowal grozb porywaczy zbyt powaznie i ogolnie rzecz biorac nie nalezal do bardziej blyskotliwych policjantow.
Kiedy nadkomisarz wyszedl, Nerrity, ktory troche sie juz uspokoil i zwalczyl w sobie pierwszy strach, zrobil sobie jeszcze jeden dzin z tomkiem, ponownie z lodem i z cytrynka. Wyjal kilka kostek lodu z kubelka przy pomocy miedzianych szczypczykow, czemu Tony przygladal sie z niedowierzaniem.
– Moze drinka? – zwrocil sie do nas po namysle. Podziekowalismy zdawkowo.
– Nie zaplace tego okupu – rzucil zdecydowanym tonem. – Po pierwsze, nie moge. Ten kon i tak ma zostac sprzedany. Ma juz cztery lata i powinien splodzic potomstwo. Nie musze wlaczac w to agenta od koni rasowych, ta sprawa zostala juz uzgodniona. Czesc udzialow juz uplynniono, ale nie zobaczylem z tego ani pensa. Jak juz powiedzialem, mam spore dlugi. Interesy kiepsko ida. – Wypil lyk dzinu. – Zapewne wiecie juz, ze ten kon oznacza dla mnie roznice miedzy wyplacalnoscia a bankructwem. To prawdziwy lut szczescia, usmiech losu, ze tamtego dnia kupilem go, jeszcze jako roczniaka.
Odrobine sie nadal, w myslach poklepal sie po plecach i obaj z Tonym pomyslelismy o morzu dzinu z tonikiem, jakie musial wypic, oblewajac zapewne w nieskonczonosc swoja trafna decyzje i zarazem inwestycje finansowa.
– Czy panska firma nie jest przedsiebiorstwem z ograniczona odpowiedzialnoscia? – spytalem. – O ile wolno zapytac?
– Niestety, nie jest.
– A czym sie wlasciwie pan zajmuje? – wtracil mimochodem Tony.
– Jestem importerem. Hurtownikiem. Jedna, dwie bledne decyzje… – wzruszyl ramionami. – Te przeklete dlugi. Fatalna sprawa. Kilka firm, ktore byly mi winne pieniadze, zbankrutowalo. Przy operacjach, jakie prowadze, zwazywszy skale moich inwestycji, nie potrzeba wielkiej recesji, aby narobic sporo szkod. Ordynans wszystko naprawi, pomoze mi wrocic na rynek. Ustawi mnie na nowo. I pomoze w uzyskaniu funduszy na dalszy rozwoj firmy. To moja przepustka do przyszlosci. Ordynans to istny cud. – Wykonal gniewny gest wolna reka. – Niech mnie pieklo pochlonie, jezeli przez tych cholernych porywaczy mialbym zmarnowac cale moje zycie. Nie oddam tego wszystkiego, na co tak dlugo i ciezko harowalem.Jednak to powiedzial, pomyslalem. Powiedzial na glos to, co go dreczylo, odkad Miranda do niego zadzwonila. Nie kochal swego synka na tyle, by byc dla niego sklonnym do najwyzszych poswiecen.
– Ile jest wart Ordynans? – spytal beznamietnie Tony.
– Trafnie ocenili jego wartosc. Szesc milionow przy odrobinie szczescia. Czterdziesci udzialow po sto piecdziesiat tysiecy kazdy. – Napil sie, brzeknal lod w szklance.
– Ile panu potrzeba, aby wyjsc na prosta i uregulowac wszystkie dlugi?
– To cholernie osobiste pytanie!
Tony odparl ze spokojem: – Jezeli mamy prowadzic dla pana negocjacje, musimy wiedziec, na co moze pan