sobie pozwolic, a na co nie.
Nerrity lypnal spode lba na plasterek cytryny, po czym rzekl: – Cztery i pol miliona, mniej wiecej, powinno wystarczyc, abym byl nadal wyplacalny. Piec wystarczyloby, abym dodatkowo uregulowal wszystkie dlugi. Z szescioma bylbym spokojny i ustawiony na przyszlosc.
Tony zerknal na niego przez cala dlugosc pokoju. – A co z tym domem?
Nerrity spojrzal na niego jak na dziecko, ktore nie ma zadnego pojecia o sprawach finansowych.
– Kazda cegla jest objeta hipoteka – odparl krotko.
– A jakies inne kapitaly?
– Gdybym je mial, do tej pory juz kazalbym je spieniezyc!
Tony i ja wymienilismy spojrzenia, po czym Tony rzekl: – Sadze, ze moglibysmy odzyskac panskiego syna za niecale pol miliona. Rzecz jasna zaczniemy od nizszej kwoty. Pierwsza oferta – sto tysiecy. I od tego wlasnie zaczniemy.
– Ale oni sie nie… powiedzieli… – Nerrity przerwal, skonsternowany.
– Najlepiej byloby – zaproponowalem – aby panskie nazwisko pojawilo sie jak najszybciej na lamach gazet. W tych artykulach niech pan smialo obwiesci swiatu, ze nie ma to jak zwyciezca Derby, aby uniknac wizyty komornika.
– Ale…
– Zgadza sie – wszedlem mu w slowo. – Moze w normalnych okolicznosciach nie jest to sprzyjajace dla interesow. Ale panscy wierzyciele nabiora pewnosci, ze zdola pan splacic swoje dlugi, a porywacze zrozumieja, ze nie dostana tyle, na ile licza. Gdy skontaktuja sie z nami ponownie, beda domagac sie o wiele mniej. Jezeli tylko uswiadomia sobie, ze ich pierwsze zadanie to gruszki na wierzbie i nie maja na co liczyc, predzej czy pozniej przystana na nasza propozycje, lepszy chyba wrobel w garsci…
– Ale przeciez oni skrzywdza Dominica…
Pokrecilem glowa. – To raczej watpliwe, zwlaszcza jezeli ci ludzie licza na jakikolwiek zysk. Dominic jest ich jedyna gwarancja na osiagniecie tego zysku. Dominic caly i zdrowy. Nie moga sobie pozwolic na utrate jedynego posiadanego kapitalu, dopoki wierza, ze zaplaci pan im tyle, ile bedzie mogl. Dlatego tez w rozmowie z przedstawicielami prasy prosze dopilnowac, aby dziennikarze zrozumieli, ze po sprzedazy Ordynansa nie bedzie pan calkiem splukany. Prosze powiedziec im otwarcie, ze sprzedaz konia pozwoli panu uregulowac wszelkie dlugi i co wiecej, pozostanie panu niewielka „nawiazka”.
– Ale… – powtorzyl.
– Gdyby mial pan trudnosci z dotarciem do dziennikarzy z najwazniejszych gazet z City, mozemy to dla pana zalatwic – dokonczylem.
Spojrzal najpierw na mnie, a potem na Tony’go, mial niepewna mine jak dowodca, ktory utracil kontrole nad sytuacja.
– Naprawde? – zapytal.
Obaj potaknelismy. – Zaraz sie tym zajmiemy.
– Andrew to zalatwi – rzekl Tony. – On zna City. Nasz Andrew zdobywal pierwsze szlify u Lloydsa. – Ani ja, ani on nie wspomnielismy, jak podrzedna funkcje tam pelnilem. – Andrew czuje sie w garniturze jak ryba w wodzie – dodal Tony.
Nerrity otaksowal mnie wzrokiem. Bez krawata, ale nogawki spodni mialy kanty. – Jest troche mlody – rzekl z dezaprobata.
Tony zasmial sie bezglosnie. – Jest starszy niz piramidy egipskie – odparl. – Bez obawy, sprowadzimy panskiego syna z powrotem do domu.
Nerrity wydawal sie zazenowany. – Nie, zebym nie kochal mego syna. To jasne, ze go kocham. – Przerwal. – Rzadko go widuje. Piec minut z rana, a kiedy wracam do domu, on juz spi. W weekendy… pracuje na wyscigach albo spotykam sie z kolegami z branzy. Nie mam wiele czasu na opieke nad dzieckiem.
Ani zbytnio sie do tego nie palisz, pomyslalem.
– Miranda za nim szaleje. – Nerrity powiedzial to tak, jakby to bylo cos zlego. – Chyba powinna umiec go przypilnowac przez pare minut, no nie? W glowie mi sie nie miesci, ze ktos moze byc az tak glupi.
Probowalem wytlumaczyc, jak zdeterminowani sa zwykle porywacze, lecz najwyrazniej bez powodzenia.
– Po pierwsze, to byl jej pomysl, zeby miec dziecko – burknal Nerrity. – Ja uwazalem, ze dziecko zniszczy jej figure. Ale ona bez konca suszyla mi o to glowe. Twierdzila, ze czuje sie samotna. Chyba wiedziala, co oznacza zycie ze mna, wiedziala o tym jeszcze przed slubem, nieprawdaz?
Znala je z drugiej strony, pomyslalem. Od strefy biurowej, gdzie zycie jest najbardziej intensywne i gdzie przez caly czas byla zajeta i zapracowana.
– Tak czy owak, dziecko przyszlo na swiat. – Znow wykonal nerwowy, gniewny ruch reka. – A teraz… jeszcze… to.
Na szczescie wlasnie w tym momencie zjawila sie matka Mirandy, a niedlugo potem odprowadzilem Alessie do samochodu i po cichu zamienilem w ogrodzie kilka slow z Tonym Vinem.
– Jutro czwartek – powiedzialem. – Wittering to nadmorski kurort. Nie sadzisz, ze jest spora szansa, ze jutro na plazy pojawi sie wiele sposrod osob, ktore byly tam dzisiaj?
– Uwazasz, ze nadkomisarz z Chichester to kupi? – spytal Tony.
– Na pewno.
– Nie mam nic przeciwko temu, aby posiedziec caly dzien na wilgotnych, zimnych kamieniach.
– Rano jest odplyw – powiedzialem. – Moze zawiozlbys rano pociagiem rzeczy do Eaglera, a ja dolacze do ciebie i wspolnie pobrodzimy po wodzie, kiedy juz uporam sie ze sprawami w City?
Pokiwal glowa. – No to do zobaczenia w hotelu Breakwater?
– Jasne. I powiadom recepcje, ze zajmiemy pokoj Mirandy. Jest w nim zameldowana az do soboty. Powiedz, ze chlopiec zachorowal, a my jestesmy jej bracmi i przyjechalismy, aby zabrac rzeczy siostry, samochod… i uiscic rachunek.
– Nie wiem, czy dluzsze przesiadywanie w Breakwater przyniesie jakiekolwiek efekty.
Usmiechnalem sie w ciemnosciach. – Lepsze to niz siedzenie za biurkiem w dyspozytorni.
– Wiedzialem, ze z ciebie lepszy cwaniak, masz kiepele, nie ma co!
Rozplynal sie bezglosnie w ciemnosciach, by dotrzec pieszo do zaparkowanego opodal samochodu, a ja usiadlem w aucie obok Alessi i po chwili ruszylismy z powrotem do Lambourn.
Zapytalem, czy jest glodna i czy chcialaby, abysmy zatrzymali sie gdzies na pozna kolacje, ale pokrecila glowa.
– Razem z Miranda zjadlysmy platki na mleku i tosty. Napchalysmy sie nimi po same uszy. I miales racje, gdy stamtad wychodzilismy, byla o wiele spokojniejsza. Ale… ojej… kiedy pomysle o tym malym chlopcu… samotnym… bez mamy… az serce mi sie kraje.
Nastepny ranek spedzilem na Fleet Street, naklaniajac znajomych redaktorow z dzialu biznesowego najwazniejszych dziennikow do zachowania tajemnicy i zyskujac ich wsparcie, a nastepnie wybralem sie do West Wittering. Po drodze uswiadomilem sobie, ze co najmniej dwadziescia z minionych trzydziestu godzin spedzilem za kolkiem.
Dotarlszy do Breakwater, w dzinsach i sportowej koszuli, stwierdzilem, ze Tony juz zameldowal sie w hotelu i zostawil dla mnie wiadomosc, iz czeka na plazy. Udalem sie tam i odnalazlem go siedzacego na kolorowym reczniku tylko w kapielowkach i szpanujacego imponujaca muskulatura. Klapnalem obok niego na wlasnym reczniku i zajalem sie obserwacja tego, co dzialo sie na plazy.
– Ten twoj Eagler wpadl na ten sam pomysl – rzekl Tony. – Polowa plazowiczow to dzis piorkowani gliniarze po cywilnemu, co tylko kikuja i biora na spytki pozostalych. Siedza tu od sniadania.
Wygladalo na to, ze wspolpraca miedzy Tonym a Eaglerem ukladala sie calkiem niezle. Tony uwazal, ze tamten ma „lebsko konstruktywne pomysly”, co w jego mniemaniu oznaczalo najwyzsza aprobate…
– Eagler okreslil juz rodzaj urzadzenia zapalajacego, ktorego uzyto do puszczenia z dymem tej lodzi.
Jolka byla tez kradziona, ale to nic nowego.
Kilkoro dzieci budowalo nowy zamek z piasku w miejscu zamku Dominica, ktory zniszczyla fala przyplywu.
– Mala, mniej wiecej osmioletnia dziewczynka przyniosla Mirandzie list od porywaczy – powiedzialem. – O ile sie zalozysz, ze ona wciaz gdzies tu jest?
Tony nie odpowiedzial, ale wstal i pobiegl wzdluz plazy, by po chwili wdac sie w ozywiona rozmowe z dwoma