te sama osobe – powiedzialem. – Do Jockey Clubu w Anglii przyslano dzis tasme od porywaczy Morgana Freemantle’a, ktora bedziecie panowie mogli zaraz odsluchac przez telefon, jezeli zechcecie. Przywiozlem takze dwie tasmy z zadaniem okupu pochodzace z dwoch wczesniejszych uprowadzen. – Wskazalem na kasety lezace na biurku. – Moze zechcecie panowie je porownac i zwrocic uwage na podobienstwa. – Przerwalem na chwile. – Jedna z tych tasm jest po wlosku.

– Po wlosku?

– Porywacz jest Wlochem. Zadnemu z nich to sie nie spodobalo.

– On mowi po angielsku – wyjasnilem – ale bedac w Anglii, zwerbowal miejscowego oprycha, aby nagral dla niego tasme z zadaniem okupu, a ten glos na tasmie, ktora przekazano dzis, ma wyrazny amerykanski akcent.

Wagner wydal usta. – Wobec tego wysluchajmy tego nagrania. – Podal mi sluchawke i wdusil kilka guzikow. – Ta rozmowa bedzie nagrywana – zastrzegl. – Podobnie jak od tej pory wszystkie nasze rozmowy.

Pokiwalem glowa i polaczylem sie z Gerrym Claytonem, ktory ponownie odtworzyl dla nas nagranie. Agresywny, chrapliwy glos rozbrzmial we wnetrzu gabinetu kapitana Wagnera, obaj policjanci przysluchiwali sie, nie ukrywajac odrazy.

Podziekowalem Gerry’emu i rozlaczylem sie, po czym Wagner bez slowa wyciagnal do mnie reke, spogladajac na kasety, ktore przywiozlem. Podalem mu pierwsza tasme od Nerrityego; wlozyl ja do magnetofonu i uruchomil urzadzenie. Zlowrogie grozby pod adresem Dominica, pogrozki o obcinaniu palcow, krzykach, ciele, ktorego nikt nigdy nie odnajdzie, wypelnily gabinet jak posepne echo. Oblicza Wagnera i Stavoskiego stezaly, ale zauwazylem, ze nagranie przekonalo ich obu.

– To ten sam facet – orzekl Wagner, wylaczajac magnetofon. – Inny glos, ale mozg ten sam.

– Tak – mruknalem.

– Sprowadzcie tu funkcjonariusza Rosselliniego – zwrocil sie do porucznika i tym razem to Stavoski wychylil glowe na zewnatrz, by wezwac zadana osobe.

Funkcjonariusz Rossellini, zwykly policjant z patrolu, mlody, o ciemnych wlosach i wielkim nosie, Amerykanin pochodzenia wloskiego po dziadkach, wysluchal trzeciej tasmy i przetlumaczyl tresc na biezaco. Gdy dotarl do ostatniej serii grozb pod adresem Alessi, glos nagle mu sie zalamal i umilkl, a potem policjant rozejrzal sie niepewnie dokola, jakby poszukiwal wsparcia u swoich przelozonych.

– O co chodzi? – spytal Wagner.

– Ten facet powiedzial – rzekl Rossellini, a jego ramiona nagle obwisly. – Coz, kapitanie, wolalbym tego nie mowic…

– Ten facet powiedzial – wtracilem, spieszac z pomoca mlodemu policjantowi – ze suki sa przyzwyczajone do psow, a wszystkie kobiety to suki.

Wagner spojrzal na mnie. – Chce pan powiedziec…?

– Chce powiedziec – odparlem – ze grozby mialy na celu zlamanie ojca dziewczyny. Ci ludzie nie zamierzali ich zrealizowac. Porywacze nigdy nie grozili uprowadzonej dziewczynie ani nie wspomnieli chocby slowem o codziennym biciu. Przez caly czas byla sama.

Posterunkowy Rossellini odetchnal z ulga i oddalil sie, a ja opowiedzialem Wagnerowi i Stavoskiemu wiekszosc z tego, co wydarzylo sie we Wloszech i Anglii, koncentrujac sie przede wszystkim na podobienstwach miedzy dwoma tymi przypadkami i tym, co obecnie moglo byc dla nich szczegolnie uzyteczne. Sluchali w milczeniu z beznamietnymi twarzami, powstrzymujac sie od komentarzy i osadow az do konca.

– Ustalmy, co wiemy – rzekl wreszcie Wagner i poruszyl sie nerwowo. – Po pierwsze, ten Giuseppe-Peter, najprawdopodobniej w ciagu ostatnich osmiu tygodni wynajal dom w Waszyngtonie, gdzies w poblizu hotelu Ritz- Carlton. Tyle bowiem czasu minelo, odkad Morgan Freemantle przyjal zaproszenie Erica Rickenbackera.

Pokiwalem glowa. – Taka date podano nam w Jockey Clubie.

– Po drugie, w gre musi wchodzic co najmniej pieciu lub szesciu porywaczy, wylacznie Amerykanow, z wyjatkiem Giuseppe-Petera. Po trzecie, Giuseppe-Peter ma dostep do informacji z kregow zwiazanych z wyscigami konnymi, a co za tym idzie, pewne osoby z tego swiatka moga go znac. Po czwarte – dodal ze szczypta czarnego humoru – najprawdopodobniej wlasnie w tej chwili Morganowi Freemantle’owi puchna uszy od dzwiekow opery Verdiego.

Siegnal po kserokopie portretu pamieciowego Giuseppe-Petera.

– Rozlepimy je w calym miescie – powiedzial. – Jezeli rozpoznal go synek Nerritych, to inni tez moga. – Spojrzal na mnie w taki sposob, ze biorac pod uwage skojarzenie z wezem, odnioslem wrazenie, jakby schowal zeby jadowe – nie byla to zapowiedz pieknej meskiej przyjazni, ale z pewnoscia zawieszenie broni. – To tylko kwestia czasu – dokonczyl.

– Ale… ee… – mruknalem niepewnie – nie zapominajcie, panowie, ze jesli ten czlowiek zorientuje sie, iz go osaczacie, nie zawaha sie zabic Morgana Freemantle’a. Nigdy nie watpilem, ze bylby do tego zdolny. Zabije go i ukryje cialo. Przygotowal dla malego Dominica przemyslny grobowiec, ukryty tak, ze nikt nie znalazlby zwlok chlopca przez wiele lat.

Wagner spojrzal na mnie z zamysleniem. – Czy ten Giuseppe-Pe-ter pana przeraza?

– Jako przeciwnik z zawodowego punktu widzenia, tak. Obaj policjanci milczeli.

– Ten czlowiek ma nerwy ze stali – dodalem. – Mysli. Planuje. Jest zuchwaly. Nie przypuszczam, aby ktos taki zdecydowal sie na popelnienie tego rodzaju przestepstw, gdyby nie byl gotowy odebrac zycia swojej ofierze. Wydaje mi sie, ze Giuseppe-Peter uwaza zabicie porwanego za ostatecznosc, ale zrobi to, jesli uzna za konieczne, i co wiecej, w przeswiadczeniu, ze ujdzie mu to plazem. Nie sadze, aby mial zrealizowac pogrozki zawarte na tasmie i zgotowac ofierze dlugotrwale, pelne meki konanie. Gdyby jednak mialo mu to zapewnic bezpieczna ucieczke, na pewno nie zawaha sie zabic. Zrobi to szybko i bez wahania. Co do tego nie mam najmniejszych watpliwosci.

Kent Wagner spojrzal na swoje dlonie. – Andrew, czy nie wydaje ci sie, ze ten Giuseppe-Peter moze zywic wzgledem ciebie gleboka osobista niechec?

Troche sie zdziwilem, ze zwrocil sie do mnie po imieniu, potraktowalem to jednak jako oznake przelamania lodow i nawiazania dalszej owocnej wspolpracy, totez odpowiedzialem w ten sam sposob:

– Szczerze mowiac, Kent, nie sadze, aby on w ogole zdawal sobie sprawe, ze istnieje.

Skinal glowa, na jego ustach pojawil sie cien usmiechu, odnalezlismy wspolna plaszczyzne i porozumienie zostalo nawiazane.

17

Milczenie porywaczy, oburzenie czlonkow Jockey Clubu, ktorzy juz niebawem mogli zostac solidnie ogoloceni, i wrzenie prasy sportowej, godziny pelnych emocji rozmow, ktore jednak niczego nie wnosily i donikad nie prowadzily – czyli w efekcie calonocna kompletna bezczynnosc. W tej sytuacji bez oporu i wyrzutow sumienia wybralem sie na sniadanie prasowe w nadziei, ze spotkam tam Alessie.

W salach bankietowych klubu wyscigowego panowal tlok, kiedy tam dotarlem, a poziom decybeli byl potwornie wysoki. W wielu dloniach tkwily szklanki z sokiem pomaranczowym, w powietrzu wznosil sie istny las mikrofonow. Dziennikarze sportowi uwijali sie to tu, to tam, polujac na materialy na wylacznosc, wiecznie czujni, stale nasluchujacy toczacych sie wokol nich rozmow. Jako ze w wiekszosci znali sie nawzajem, mijajac jeden drugiego, witali sie przyjaznie usciskiem dloni lub braterskim klepnieciem po ramieniu. Trenerzy prowadzili konferencje w niewielkim gronie, dziennikarze chciwie chloneli kazde slowo. Wlasciciele koni stali tuz obok z wyrazem zadowolenia lub rozbawienia na twarzach w zaleznosci od tego, jak czesto brali udzial w podobnych spedach, tu i owdzie zas, niczym gazele wsrod stada, dostrzec mozna bylo niskie, drobnokosciste istoty z odchylonymi do tylu glowami, na ktore patrzono jak na wielkie gwiazdy.

– Soku pomaranczowego? – zapytal ktos, podajac mi szklaneczke.

– Dziekuje.

Nie zauwazylem Rickenbackera ani nikogo znajomego.

Alessi tez nie. Wszystkie gazele byly plci meskiej.

Zaczalem krazyc po sali, swiadom, ze bez niej moja obecnosc tutaj jest zbedna, ale wydawalo mi sie nieprawdopodobne, aby nie pojawila sie wraz z innymi wspolzawodnikami na takiej wielkiej uroczystosci.

Wiedzialem, ze przyjela zaproszenie do Laurel, i dostrzeglem jej imie na liscie przypietej na tablicy gonitw – miala dosiadac Brunelleschiego. Przejrzalem cala liste, saczac sok pomaranczowy. Czternastu dzokejow, trzech z

Вы читаете Zagrozenie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату