gonitwy byl poprowadzony przez forysia w liberii. Zadnych luznych koni w drodze do boksow startowych, pomyslalem. Zadnego wyrywania sie, zadnych uciekinierow.
Rozlegly sie fanfary oznajmiajace wielka gonitwe. W dloniach rozentuzjazmowanych widzow tkwily pliki kuponow. Uczestnicy gonitwy przedefilowali przed trybuna i pocwalowali na linie startu, kazdy w towarzystwie swojej wlasnej eskorty. Z oddali Alessia nie odrozniala sie ani troche od innych dzokejow. Nie rozpoznalbym jej, gdyby nie barwy, jakie nosila.
W tym miejscu bardziej niz na angielskich torach czulem, ze nie stanowie juz czastki jej prawdziwego zycia. Wlasnie teraz, w siodle, Alessia czula, ze naprawde zyje. Kiedy przepelnialy ja emocje i gdy dawala z siebie wszystko. Tu mogla pokazac cala game swych umiejetnosci. Ja, jako kochanek, moglem byc dla niej co najwyzej wsparciem – i przystalbym na to, gdyby tylko zechciala.
Uczestnicy gonitwy krazyli w kolko po trawiastej nawierzchni, poniewaz gonitwa International na dystansie trzech kilometrow odbywala sie nie na torze ziemnym, lecz wlasnie na trawiastym. Na tablicy zakladow pojawily sie nowe, podawane na biezaco stawki. W Ameryce gonitwy rozpoczynaly sie po przyjeciu wszystkich zakladow, gdy gracze odeszli od kas, a nie punktualnie o czasie, zgodnie z ustaleniami z biuletynu wyscigow.
Ruszyli, konie pomknely galopem, a wsrod nich zloto-biala postac sunaca szybciej niz wiatr, podczas gdy w moim umysle gonitwa zdawala sie rozgrywac niemal w zwolnionym tempie.Brunelleschi, narowisty ogier ze sklonnoscia do kopania, wykorzystal swoj paskudny charakter w zboznym celu i juz przy pierwszym zakrecie zaczal wysuwac sie na prowadzenie, przepychajac sie, dopoki nie byl w stanie wyraznie widziec przed soba toru. Nie lubil tloku, wspomniala Alessia. Zapewnila mu tyle miejsca, ile potrzebowal, i prowadzila prosto. Pokonali drugi zakret od lewej strony i po przebiegnieciu prostej okrazyli ten ostatni, i skierowali sie ku linii mety.
Dwa konie biegnace dotad na czele zaczely slabnac i zostaly przescigniete. Brunelleschi pedzil naprzod jak burza. Alessia dwukrotnie uderzyla go trzcinka po zadzie i potezne czarne zwierze pomknelo niczym strzala w strone mety.
Wygrala gonitwe, wlasnie ona, Alessia, a kiedy wjechala na ring dla zwyciezcow pod trybuna, powitaly ja gromkie owacje. Znalazla sie w obiektywie kamer i aparatow fotograficznych z podniesiona glowa i smiechem na ustach. Kiedy Brunelleschi stapal dumnie w wiencu z lisci laurowych (jakzeby inaczej?), wyciagnela reke i delikatnie poklepala zwierze po ciemnej, lsniacej od potu szyi, a tlum znow nagrodzil ja okrzykami.
Z calego serca podzielalem jej radosc – i czulem sie samotny.
Pozniej wszyscy zjawili sie w sali jadalnej – przyszli na szampana – zwyciezcy, przegrani i Erie Rickenbacker, ktory sprawial wrazenie, jakby byl bliski ekstazy.
– Dobra robota – rzeklem do niej.
– Widziales? – Byla cala w skowronkach, bardzo mocno przezywala swoj wielki sukces.
– Tak.
– Czyz to nie fantastyczne?
– Cudowne. Taki dzien zdarza sie raz w zyciu.
– Och, kocham cie – powiedziala, zasmiala sie i obrociwszy sie na piecie, wdala sie w ozywiona dyskusje z calym tlumem swych wielbicieli. No i co, Andrew, pomyslalem, krzywiac sie nieznacznie, jak ci sie to podoba? No coz, odpowiedzialem sam sobie, lepsze to niz nic.
Kiedy wrocilem do siebie do hotelu, na moim telefonie palila sie czerwona lampka – ktos zostawil nagrana wiadomosc. Gdy bylem na wyscigach, dzwoniono do mnie z Londynu. Z Liberty Market. Proszono mnie o jak najszybszy kontakt.
Moj telefon odebral Gerry Clayton.
– Dzwonil twoj wloski przyjaciel z Bolonii – powiedzial. – Ten policjant, Pucinelli.
– Tak?
– Prosil, abys do niego zadzwonil. Nie zrozumialem go zbyt dobrze, ale chyba powiedzial, ze odnalazl Giuseppe-Petera.
18
Zanim odebralem wiadomosc, we Wloszech byla juz trzecia nad ranem. Mimo to, zakladajac, ze prawo nigdy nie spi, ani nawet nie drzemie, wybralem numer do
Nie wiadomo, kiedy ponownie zjawi sie na posterunku.
Podalem mu moje nazwisko, starannie je literujac, ale wiedzialem, ze dla wiekszosci Wlochow bylo ono nie do wymowienia.
Zadzwonie ponownie, zapewnilem, a on odparl krotko: – Dobrze.
O pierwszej w nocy czasu waszyngtonskiego zadzwonilem do Pucinellego do domu, domyslajac sie, ze o tej porze jego rodzina powinna zasiadac do sniadania. Odebrala jego zona, w tle uslyszalem glosiki dzieci i zapytalem po wlosku, czy zastalem meza.
– Enrico jest w Mediolanie – odrzekla, mowiac przez wzglad na mnie, bardzo wolno. – Mialam przekazac panu wiadomosc. – Krotka przerwa, szelest papieru, a potem: – Prosze zadzwonic pod numer domowy dzis o czternastej. Do tej pory powinien juz wrocic. Mowil, ze to bardzo wazne, odnalazl panskiego przyjaciela.
– W Mediolanie? – spytalem.
– Nie wiem. Enrico powiedzial tylko, ze prosi pana o telefon.
Podziekowalem jej i rozlaczylem sie, po czym polozylem sie do lozka i zasnalem smacznie. O czternastej, czyli o osmej rano w Waszyngtonie, ponownie zadzwonilem na jego numer domowy i dowiedzialem sie, ze gdy tylko wrocil, wezwano go pilnie do pracy.
– Bardzo przeprasza. Prosze zadzwonic do jego biura dzis o siedemnastej.
Do tej pory, stwiedzilem, poobgryzam sobie do zywego paznokcie u obu rak. Ze zdenerwowania az kiszki zaczely mi grac marsza. Zamowilem sniadanie u obslugi hotelowej, aby zabic glod, po czym zajalem sie lektura niedzielnych wydan waszyngtonskich gazet i czekalem, az w koncu o jedenastej wreszcie go zastalem.
– Jak sie masz, Andrew? – zagadnal.
– Umieram ze zniecierpliwienia.
– Co takiego?
– Niewazne.
– Gdzie jestes? – spytal. – W twoje firmie poinformowano mnie, ze wyjechales do Stanow.
– Zgadza sie. Jestem w Waszyngtonie. Naprawde odnalazles Giuseppe-Petera?
– Tak i nie.
– To znaczy?
– Pamietasz zapewne – powiedzial – ze przez caly czas prowadzilismy sledztwo wsrod ludzi zwiazanych z wyscigami i mielismy tez zaczac wypytywac studentow podczas zjazdow absolwentow, aby sprawdzic, czy ktorys z nich nie rozpoznaje naszego ptaszka na podstawie portretu pamieciowego.
– Oczywiscie, ze tak – przyznalem.
Z przyzwyczajenia prowadzilismy rozmowe w dwoch jezykach i wydawala sie ona satysfakcjonujaca jak nigdy.
– W obu przypadkach nam sie poszczescilo. W obu tych swiatach. – Przerwal, dla lepszego efektu, wydawal sie wyjatkowo z siebie zadowolony. – Nasz czlowiek mieszka w Mediolanie i zwiazal sie tam z kilkoma radykalnymi ugrupowaniami politycznymi. Sadzi sie, ze byl aktywista; czlonkiem Czerwonych Brygad, choc nikt nie wie tego na pewno. To rzekomo fakt, ale nie ma na to dowodow. Tak czy owak, po opuszczeniu uniwersytetu nie probowal kontynuowac zycia politycznego. Rzucil studia, nie podszedl nawet do ostatnich egzaminow. A raczej zostal relegowany, tyle ze nie z uwagi na przekonania polityczne. Zmuszono go, by opuscil uczelnie, poniewaz falszowal czeki. Nie zostal za to postawiony przed sadem i to chyba byl zasadniczy blad.
– Mhm – przyznalem, sluchajac go jak urzeczony.
– Tak wiec dowiedzialem sie, jak nazywa sie nasz czlowiek. I niemal rownoczesnie, tego samego dnia, otrzymalem informacje od ludzi zwiazanych z wyscigami konnymi. Powiedziano mi, ze w tym swiatku nie jest znany zbyt dobrze, nie bywa na wyscigach, jest czarna owca szacownej rodziny i za swoje ciemne sprawki zostal