zgodzil sie starzec, dla ktorego obcowanie z uczonymi bylo rzecza niezmiernie odlegla i niezupelnie realna. Myslal teraz tylko o jednym — zeby zdazyc wszystko przygotowac, a potem niech sie dzieje, co chce.
— Poprosze kartke papieru — zwrocil sie Grubin do Heleny Siergiejewny. — Sporzadzimy protokol doswiadczenia. Nikt nie oponuje?
— Po co to? — zapytal Udalow.
— Przekazemy kompetentnym organom.
— A jesli ktos sobie rwe zyczy? — zapytal Udalow.
— Wolna wola. Obserwatorzy tez sa nam potrzebni.
Udalow chcial jeszcze cos powiedziec, ale Grubin odebral mu glos, powstrzymal podniesiona dlonia, wzial kartke, dlugopis i wykaligrafowal wielkimi literami:
”Dwunastego lipca roku 1975. Miasto Wielki Guslar w obwodzie wologodzkim. Uczestnicy eksperymentu majacego na celu odmlodzenie organizmu”.
Siebie wpisal na pierwszym miejscu:
”1) Grubin Aleksander Jewdokimowicz, urodzony w roku 1934”.
Potem szedl starzec Almaz:
”2) Bity Almaz Fiedotowicz — urodzony w roku 1603”.
”3) Bakszt Milica Fiodorowna”.
— Kiedy sie pani urodzila?
— Niech pan napisze orientacyjnie — odparla Milica Fiodorowna. — W dowodzie osobistym figuruje rok 1872, ale to nieprawda. Prosze napisac polowa XVII wieku.
Grubin wiec napisal: „polowa XVII w.”
W poczynaniach Grubina byla pewnosc siebie oraz rzeczowosc i dlatego wszyscy bez zartow, powaznie odpowiadali na pytania i dalsza czesc listy przybrala nastepujaca postac: „4) Kastieiska Helena Siergiejewna, 1915 rok; 5) Udalow Korneliusz Iwanowicz, 1933; 6) Sawicz Nikita Nikolajewicz, 1914; 7) Sawicz Wanda Kazimirowna, 1924; 8) Rodionowa Aleksandra Nikolajewna, 1955; 9) Standal Michal Arturowicz, 1947”.
– Lacznie dziewiec osob — powiedzial Grubin. — Dziele je umownie na dwie grupy. Do pierwszej zaliczam tych, ktorzy uczestnicza w eksperymencie w nadziei na sukces. Numery od pierwszego do siodmego. Druga grupa jest kontrolna. U jej czlonkow nie powinno byc zadnych wynikow, ale ryzyko pozostaje.
— Nie szkodzi — powiedzial Misza. — W najgorszym razie Szuroczka moze zrezygnowac.
— Jeszcze czego! — oburzyla sie Szuroczka.
W oczach Grubina zablysnal swiety ogien pioniera, ogien Galileusza i Giordano Bruno. Kierowal eksperymentem, a Udalow bardzo chcial znalezc sie w grupie kontrolnej, chociaz i to nie ratowalo go przed ewentualnymi konsekwencjami.
— Jest pan gotow? — zapytal Grubin Almaza, obracajac sie ku niemu calym cialem i powiewajac kartka protokolu niczym sztandarem.
— Mozna rozlewac — odparl starzec. Byl prawie bez sil, wycienczony napieciem i wysilkiem fizycznym. Wyraznie chwial sie na swym krzesle.
— Pomoc? — zapytala Helena Siergiejewna i nie czekajac na odpowiedz rozlala plyn z miski do szklanek i kubkow. Dziewiec naczyn stalo ciasna grupka posrodku stolu i ktos pierwszy powinien wyciagnac po nie reke.
Starzec przezegnal sie zamaszyscie, co bylo sprzeczne z naukowym nastrojem doswiadczenia, lecz nie wywolalo protestow, przesunal dlonia nad grupa filizanek i wybral sobie blekitna ze zlotym szlaczkiem.
— No — powiedzial obrzuciwszy pozostalych przenikliwym wzrokiem — z Bogiem l
Przymknal oczy, wlal zawartosc filizanki do gardla i przelknal z glosnym bulgotem. Potem odstawil puste naczynie na stol i powiedzial ochryple:
— Dobre poilo. Heleno, daj wody do popicia.
I natychmiast cisza, ktora zapadla w pokoju, gdy tylko starzec wzial filizanke ze stolu, skonczyla sie. Wszyscy jak na komende ruszyli do stolu, po szklanki, jakby znajdowal sie w nich szampan…
Misza Standal wypil pierwszy i rozkaslal sie.
— Mocne? — zapytal Grubin, ktory wolno saczyl eliksir, aby dokladnie poczuc dzialanie preparatu.
— Dostalo sie w druga dziurke — powiedzial Misza, nadal kaszlac. Szuroczka, nie wypuszczajac filizanki z reki, poklepala go po plecach i rozlala eliksir na podloge.
— Co ty robisz! — powiedzial Misza. — Podlogi nie zamierzalismy odmladzac.
— Rzeczywiscie! — rozzloscil sie Grubin.
Szuroczka zmieszala sie, upila lyk, skrzywila sie i powiedziala:
— Jakie paskudztwo! I w dodatku slone.
Grubin zamieszal resztke plynu na dnie szklanki i powiedzial, zwracajac sie przede wszystkim do Udalowa, ktory znieruchomial ze szklanka w reku, w ciezkiej podejrzanej zadumie:
— Dzisiaj my, a jutro cala ludzkosc — wykrzyknal. — Na swiecie nie bedzie starcow.
Wzrok Grubina zahipnotyzowal Udalowa. W jego wnetrzu zaczal rosnac bohater. Bohater obijal sie o zebra, trykal w serce, kopal w kolana i laskotal w kregoslup. I Udalow ujrzal oczami duszy, jak on, mlody i smukly, jedzie na Plac Czerwony.
…Zgodnie i rytmicznie gra orkiestra deta. Ogromne tlumy mieszkancow Moskwy i przyjezdnych stoja po obu stronach ulicy Gorkiego, ktora w otwartym samochodzie sunie majestatycznie Korneliusz Udalow z butelka eliksiru w dloniach. Z tylu suna samochody czlonkow rzadu. Udalow ma zajete rece, wiec nie moze godnie odpowiedziec na entuzjastyczne powitania ludu, tylko usmiecha sie szeroko i z calego serca.
Na Placu Czerwonym ustawili sie w karnych szeregach uprawnieni do skorzystania z eliksiru w pierwszej kolejnosci.
Po prawej zasluzeni emeryci, po lewej — kaukascy matuzalemowie. Udalow wysiada z samochodu. Muzyka urywa sie, tylko miarowo, niczym wielkie serce, lomoce werbel.
— Witajcie, towarzysze starcy! — mowi Udalow.
— Witaaaaa!…
Grzmia, przetaczaja sie nad Placem Czerwonym drzace glosy.
Udalow walczy ze lzami, naplywajacymi do oczu. Wyjmuje z kieszeni srebrna szklaneczke z kompletu do golenia i ostroznie, aby nie uronic nawet kropli — kamery telewizyjne calego swiata sledza kazdy jego gest — nalewa szklaneczke do pelna. Stoi przed nim dlugowieczny starzec kaukaski w wieku 142 lat, a osiemdziesieciu dwoch wnukow i prawnukow, zgrupowanych za nim, bije brawo. Matuzalem drzaca reka podnosi szklaneczke do wyschnietych ust, po czym oblizuje krople z brody.
Udalow nie traci czasu. Robi krok do przodu. Jeszcze jeden sedziwy starzec patrzy na niego z nadzieja i miloscia…
Nastepnie szybkim defiladowym krokiem przecina Udalow plac po czerwonym chodniku i nalewa do pelna weteranowi trzech wojen. Weteran pije. Udalow — siewca ludzkiego szczescia — idzie dalej i wszedzie towarzysza mu pelne zachwytu westchnienia wdziecznego narodu. Starcy i weterani mlodnieja w oczach. Wracaja na swoje miejsce przerzedzone wlosy, niknie siwizna, prostuja sie zgarbione plecy, oczy nabieraja blasku i oto Juz ognista zamaszysta lezginka poderwala pierwszego matuzalema. Byly starzec mknie w tancu po kamiennej kostce, a za nim wnuki i prawnuki, rownie smukli i barczysci, podzwaniajacy ladownicami i kindzalami, wywijajacy papachami. Lezginke podchwytuja weterani, krag taneczny wciaz sie. rozszerza i poteznieje. Mlode i piekne sprzedawczynie z GUMu na widok takiego skupiska mlodziezy meskiej porzucaja swoje miejsca pracy i wybiegaja na plac, kokieteryjnie strzelajac oczyma. A Udalow wciaz biegnie i biegnie wzdluz spragnionych szeregow, nie ustaje, dopoki widzi chociazby jedna, wyciagajaca sie ku niemu pomarszczona reke…
— No i jak, bedziemy pic? — zapytal surowym glosem Grubin, niweczac piekne widziadlo.
Udalow wyprezyl sie, obciagnal niebieska kurtke od pizamy, westchnal gleboko i zupelnie tak samo, jak sedziwi starcy z jego widzenia, duszkiem wypil filizanke. Natychmiast wydalo mu sie, ze odmlodnial i uslyszal lezginke. O malo nie ruszyl w tany, ale nadzial sie na wlasna gipsowa reke i zlakl sie, ze wypil zbyt malo eliksiru. Mogli go przeciez oszukac, wykiwac. Zobaczyl ledwie napoczeta filizanke Szuroczki i ukradkiem siegnal po nia zdrowa reka.
Grubin postawil swa szklanka i wrocil do protokolu.
— No wiec, Grubin zazyl — pierwsza grupa. — Kto jeszcze z pierwszej? Udalow. Standal i Rodionowa — druga grupa. Towarzysz Sawicz?
Sawicz w tym momencie wreszcie sie zdecydowal. Pil i staral sie nie patrzec na zone, ktorej nigdy nie mogl wybaczyc, ze sie z nia ozenil. Nie byl zlym czlowiekiem, zyczyl jej szczescia i mial nadzieje, ze jesli preparat poskutkuje, Wanda odmlodnieje i znajdzie sobie nowego meza. Jednoczesnie, jako fachowiec o wyksztalceniu medycznym, staral sie przekonac samego siebie o niemozliwosci takiego basniowego rezultatu, a gdy sie juz przekonal, wpadal w przerazenie, ze istotnie nic sie nie wydarzy. Pil wolno, usilujac odgadnac sklad, i lekal sie go odgadnac, gdyz jesliby mu sie to udalo, mogloby sie okazac, ze starzec jest sprytnym oszustem, ktory usiluje osiagnac jakies ciemne, podejrzane cele. Albo jeszcze gorzej — starzec jest niespelna rozumu i oni wszyscy — moj Boze, iluz doroslych ludzi! — padli ofiara taniego zartu. Aby juz dluzej o tym nie myslec, Sawicz szybko dopil i powiedzial do Grubina:
— Niech pan postawi ptaszka przy Sawiczu.
Wanda Kazimirowna wypila swa filizanke, gdy tylko przekonala sie, ze jej maz juz to zrobil. W ogole traktowala to wszystko jako zabawe, zwiazana, rzecz dziwna, z niepowaznym charakterem meza, ale nie chciala ryzykowac. Jesli z takim trudem utrzymuje przy sobie podstarzalego Sawicza, to mlody Sawicz rzuci ja natychmiast. Ale jesli ona odmlodnieje…
— Pani jest ostatnia — zwrocil sie starzec do Heleny Siergiejewny. — Prosze sie nie lekac, zapewniam pania, ze to jest zupelnie nieszkodliwe.
— Nieszkodliwe, ale i niepowazne — powiedziala Helena Siergiejewna i aby uniknac sporow, wypila pol filizanki. Plyn byl jednoczesnie slodkawy i slonawy. To polaczenie byloby dosc wstretne, gdyby nie dziwny aromat ziol i korzeni, gdyby nie mietowy chlodek, kryjacy sie w kazdym lyczku eliksiru.
— Koniec — powiedzial Grubin. — Juz po eksperymencie. Mozna rozejsc sie do domow.
— Hura! — wykrzyknal Sawicz, odczuwajac przyplyw sil. Zerknal na Wande, ktora nieszczerze sie usmiechnela.
— Hura!!! — powtorzyl Sawicz tak glosno, ze Helena Siergiejewna skarcila go odruchowo:
— Ciszej, bo obudzisz Wanie.
Krzyk obudzil syjamska kotke, ktora drzemala u nog wlascicielki, pociagajac nosem jak staruszka. Przerazila ja wojowniczosc okrzyku, ktory byc moze nalozyl sie nieszczesliwie na jakis koci koszmar. Syjamka otworzyla oczy — jedno niebieskie, drugie czerwone — rzucila sie miedzy ludzkie nogi i zeby wyrwac sie, uratowac skoczyla w gore, pacnela brzuchem o stol, zaczela miotac sie po obrusie, przewracajac puste szklanki i kubki, uderzyla bokiem o butle z plynem, ktora zaczela sie wolno chylic na