bok niczym wieza w Pizie.
Butla zblizyla sie do krawedzi stolu, ale nikt nawet nie ruszyl sie z miejsca, wszyscy jak zaczarowani gapili sie na nia i liczyli odruchowo sekundy, dzielace ich od katastrofy. Jedynie Grubin, jakby przedzierajac sie przez geste bloto, zaczal przechylac sie w kierunku butli.
Butla runela ze stolu. Blysnela i rozleciala sie na zielone odlamki.
Grubin skoczyl i upadl obok niej na podloge. Po jego ciele, niczym seria pociskow z karabinu maszynowego, zabebnily odlamki szkla i krople ciemnego plynu.
— Gamonie — powiedzial starzec.
Kotka zeskoczyla w slad za butelka ze stolu, przysiadla, bijac koncem ogona, i chleptala z czarnej kaluzy rozlanej na podlodze, wypluwajac odlamki szkla.
— To koniec — powiedzial z podlogi Grubin ocierajac twarz rekawem marynarki.
— I co teraz bedzie? — zapytala Szuroczka. — A czy nie mozna tego odtworzyc?
— Gdyby bylo mozna, wszyscy byliby mlodzi — odparl starzec. — Nie mamy jeszcze takiej techniki.
— A wedle czego niby zamierzasz odtwarzac? — rzucil sie Grubin na Szuroczke, jakby to ona byla wszystkiemu winna. — Wedlug korka?
— Tym bardziej wzrosnie nasza wartosc dla nauki — powiedzial Misza Standal, sprytnie odwracajac w ten sposob uwage od Szuroczki. — Beda nas badac w Moskwie.
Misza zwatpil. Nawet kotka wydawala mu sie teraz czescia gigantycznej mistyfikacji.
— Zostal nam proszek — zwrocil sie Grubin do starca, bez wiekszej zreszta nadziei w glosie.
— Proszek to rzecz drugorzedna — odparl Almaz. — Z samego proszku mlody nie bedziesz.
Noc dobiegala kresu. Na wschodzie miedzy dzwonnicami i domami niebo juz zaczynalo jasniec, wypelniac sie przejrzystym blekitem, w ktorym tajaly pomniejsze gwiazdy. W podworkach dzwiecznie nawolywaly sie koguty, a z calkiem juz fantastycznej dali za rzeka dobiegl cizwiak dzwoneczkow — ludzie pedzili krowy na pastwisko.
Przedranny sen miasta byl mocny i spokojny. Skrzypniecie furtki, ciche glosy ludzi nie zaklocaly go, nie przerywaly, lecz tylko poglebialy.
Helena Siergiejewna stala przy oknie i nasluchiwala,
jak nikly w oddali glosy jej nocnych gosci, rytm ich krokow. Wyrazisty tupot obcasikow Szuroczki. Nierowny, jakby szarpany krok Grubina, donosne, dlugie jak starczy kaszel szuranie podeszew Almaza, delikatny, koci krok Udalowa, splot niemlodego juz, zgodnego marszu Sawicza i jego zony.
Kroki rozchodzily sie w rozne strony, oddalaly sie, gluchly. Jeszcze przez kilka minut, niczym dudnienie dalekiego bebna, dobiegal stukot laski starca. Wreszcie zapadla cisza.
15
Udalow uniosl reke do dzwonka, ale cofnal ja, bo opadly go obawy. Pogrzebal w kieszeniach pizamy i wylowil czarny portfel. W oddzielnej przegrodce nosil tam okragle lusterko. Wyjal je, chuchnal, wytarl lusterko o nogawke i dlugo sie w nim przegladal. Chociaz swiatlo na schodach bylo bardzo slabe, 15-swiecowe, wydalo mu sie, ze wyraznie odmlodnial. Nie na darmo, kiedy wszyscy denerwowali sie wyczynem kotki, dopil cudze filizanki. Przy jego niefarcie mniejsza dawka nie podziala. Pozegnam sie, postanowi, i uciekne z domu. Zastanawial sie, czy jesli naprawde odmlodnieje, pozostanie zastarzaly obrzek na szyi. Byloby dobrze, zeby zniknal. Myslal tak, sapal i dreptal pod swoimi drzwiami.
Zona Udalowa, spiaca czujnie i niespokojnie, obudzila sie na dzwiek szmerow i pomyslala, ze to zlodzieje dobieraja sie do mieszkania. Podeszla na bosaka do drzwi, nadstawila ucha i powiedziala w dziurke od klucza:
— Kto tam?
Zaskoczony Udalow drgnal i upuscil lusterko.
— Ja — odpowiedzial, chociaz nie mial ochoty sie przyznawac.
— Jaki ja? — zapytala zona, ktora nie poznala jego glosu, sadzac, ze Udalow jest na trwale przykuty do szpitalnego loza bolesci.
— Korneliusz — odparl Udalow i zmieszal sie. Poczul sie tak, jakby chcial sie wedrzec noca do cudzego mieszkania. Rodzila sie w nim jakas obcosc, dystans do starego swiata.
Zona krzyknela zduszonym glosem, natychmiast otworzyla drzwi, i ujrzala na podlodze szczatki lusterka. Odlamki blyszczaly jak rozsypany brylantowy naszyjnik.
— Kto cie odprowadzal? — zapytala surowo. Podejrzewala meza nie dlatego, zeby byly ku temu podstawy, lecz dlatego, ze mezom w ogole nie mozna ufac.
— Ja sam — powiedzial Korneliusz. — Zly znak. Lusterko sie zbilo.
— To znaczy, ze ty nad ranem stoisz sobie na schodach i przegladasz sie w lusterku? Zachwycasz sie soba? Dobry jestes! A ja mam ci niby wierzyc, tok?
— Nie krzycz z laski swojej — powiedzial Udalow. — Dzieci pobudzisz.
— Twoje dzieci spia, oczy sobie wyplakaly z tesknoty za ojcem. Tylko ja sama… — w glosie zony zabrzmialy niemal prawdziwe lzy.
— Slowo honoru — powiedzial Udalow. — Slowo honoru, ze nikt mnie nie odprowadzal. Potrzebuje pilnie wyjechac w delegacje sluzbowa. Nawet z tej okazji wypisali mnie ze szpitala. Wpadlem tylko do domu, zeby sie przebrac i wziac niezbedne rzeczy.
Wskazal gestem swa szpitalna, niebieska pizame:
— O, widzisz, w takim stanic…
— W delegacje, powiadasz? I kiedy to cie poslali? Noca?
— Dopiero co przyszli z Komitetu Powiatowego. Samochod czeka za rogiem.
Udalow klamal jak najety. Nawet obcy by to zrozumial.
— Idz — powiedziala zona. — Idz i nie wracaj! Tylko pozbieraj odlamki jej lusterka. Nie zycze sobie…
— Ciszej, co ty mowisz, kochanie…
— To ona jest dla ciebie kochanie. Nie zycze sobie po niej sprzatac.
Zatrzasnela drzwi i zostawila Udalowa na schodach.
Udalow zastanawial sie nad sytuacja. Z jednej strony zwolniono go. Z drugiej zas, nie dano odziezy i recznika. Chcial juz zadzwonic, uspokoic zone, ale reka jakos nie mogla podniesc sie do przycisku dzwonka. Bylo oczywiste, jaka awanture urzadzi zona, kiedy czekajac pod drzwiami na pelen skruchy dzwonek, ten dzwonek uslyszy.
— No i dobrze — powiedzial Udalow i przykucnal, zeby pozbierac kawalki lusterka, czego nie musial robic. Lusterko pozyczyl sobie od zony, z jej starej torebki. Zaczepil gipsem o framuge drzwi i omal sie nie rozplakal.
Wsypal kawalki szkla do kieszeni pizamy i ruszyl w dol, ku wyjsciu. Zona uslyszala oddalajace sie kroki, wsciekla sie jeszcze bardziej, rzucila sie do pokoju, otworzyla na osciez szafe i przez otwarte okno, nie patrzac, z rozglosnymi jekami zaczela wyrzucac rzeczy meza. Dzieci obudzily sie, ale niczego nie zrozumialy. Udalow dostal butem w glowe. W kurzu poniewieraly sie spodnie i wedki. Z okna wciaz wyfruwaly podkoszulki i kalesony, ktore niczym biale labedzie unosily sie nad podworzem. Naprzeciwko zapalilo sie swiatlo. Udalow szybko wybral ze stosu rzeczy najpotrzebniejsze — garnitur wyjsciowy, buty, skarpetki, marmurowego slonika na szczescie — i wybiegl z podworka. Kosci zostaly rzucone i nie wiadomo bylo, co lezalo na drugim brzegu Rubikonu.
Do Grubina isc bylo niebezpiecznie, zbyt blisko. Tam beda go z pewnoscia szukac. Blekitna w rodzacym sie brzasku dnia ulica biegl Udalow w niebieskiej szpitalnej pizamie, powiesiwszy sobie na gipsowej rece niedzielny garnitur, skarpetki i krawat. Biegl do Heleny Siergiejewny, przemykajac sie pod scianami domow i wypatrujac pogoni. Pogoni nie bylo. Zona wprawdzie rzucila sie za nim, ale widok rozrzuconego po podworku dobytku ostudzil jej zapal. Zrozumiala, ze zanim ruszy w poscig, musi wszystko zaniesc do domu, bo ukradna.
16
Helena Siergiejewna umiescila Udalowa w malutkim pokoiku, w ktorym mieszkaly niegdys jej dzieci, a teraz spal Wania. Wstawila mu tam skladane lozko, a Udalow nieustannie dziekowal jej, peszyl sie i nie wiedzial, co ma zrobic z przedmiotami rozwieszonymi na gipsowej rece.
Biegnac przez miasto jakos zapomnial o zblizajacym sie odmlodzeniu. Byl zdenerwowany i podniecony, ale glownie dlatego, ze mial za soba nieprzespana noc i ucieczke od zony.
— Ja — nic nie chce — mowil. — Prosze nie zawracac sobie mna glowy. Koca nie potrzebuje i przescieradla nie potrzebuje, ja po zolniersku, jak Suworow. Niech pani idzie spac, zaraz sie rozwidni. A ja jestem na zwolnieniu i poduszki tez nie potrzebuje.
Mowil tak i myslal, ze nalezalo zabrac przescieradla z domu. Diabli wiedza, jak dlugo jeszcze bedzie musial wycierac cudze katy. Ale nawet i ta pozornie smutna mysl wypelniala jego piers cudownym poczuciem meskiej wolnosci.
Helena Siergiejewna nie usluchala Udalowa. Poscielila przescieradlo, dala koc, poduszke z powloczka i wyszla.
Udalow zasnal snem sprawiedliwego, ledwie jego glowa dotknela poduszki, i tak rozglosnie chrapal, ze Helena Siergiejewna w zaden sposob nie mogla zasnac.
Helenie Siergiejewnie powiedziano, ze moze odmlodniec. Jako madra i wyksztalcona niewiasta wyobrazala sobie, jak to moze sie odbyc. Najwidoczniej preparat starca pobudza dzialalnosc gruczolow wydzielania wewnetrznego. To znaczy, w wariancie optymalnym, wygladza sie zmarszczki, wzmoze sie obieg krwi itd. Helena Siergiejewna starala sie pozostac na scisle naukowym gruncie, obchodzac sie bez cudow i watpliwych Marsjan. Mimo wszystko bala sie. Chociazby dlatego, ze kazdej akcji odpowiada reakcja. Za odmlodzenie organizmu trzeba zaplacic. Ale czym? Czy aby amatorzy eksperymentu nie skroca sobie zycia, zamiast je przedluzyc? Naukowcy maja jednak racje, ze wszystkie doswiadczenia przeprowadzaja najpierw na myszach. Udalow chrapal na rozne tony i cos mamrotal przez sen. A propos, kiedy nastapi odmlodzenie? Starzec powiedzial: obudzicie sie jako zupelnie inni ludzie. Czy to jest bolesne?
Helena Siergiejewna zapragnela przekonac sie, ze jeszcze nic sie nie stalo. Podeszla na bosaka do szafy, zapalila lampe na stole i przejrzala sie. Zadnych zmian. Co prawda zaczerwienily sie powieki, ale to dlatego, ze dzien byl dlugi i meczacy… Zgasila swiatlo, wrocila do lozka i sprobowala zasnac. Za oknem bylo juz prawie widno i za jakies trzy godziny obudzi sie Wania.
Wydawalo sie jej, ze woale nie spala. Na moment zapadla ciemnosc, a tu juz Wania potrzasa ja za ramie…
— Babciu, wstawaj.
Helena Siergiejewna nie otworzyla oczu. Wiedziala, ze Wania zaraz podrepcze do sieni, gdzie stal nocnik, i utknie tam co najmniej na dziesiec minut. W tym czasie nalezy rozbudzic sie, wstac, narzucic szlafrok i umyc sie. I jeszcze napalic pod kuchnia. Wykonala w mysli owe poranne czynnosci i w miare tego, jak budzil sie mozg, ocknely sie, wyplynely na powierzchnie inne mysli.
Trzeba koniecznie