go przedluzy.
A teraz, zerkajac w lustro na dwudziestoletniego rozczochranca, stwierdzil, ze byloby zbrodnia pozwolic zyciu plynac jego starym korytem. Wszak czlowiek ma tylko jedno zycie, trzeba wiec zaczac je od poczatku. Zaczac pieknie i godnie, wyciagajac nauki z wszystkich popelnionych kiedys bledow. Wzniesc sie na wyzyny. Nie wiedzial wprawdzie, jeszcze nie wymyslil, jak tego dokona, ale niepokoj, zadza czynu, ktora zagniezdzila sie w jego sercu, nie pozwala dalej siedziec w zakurzonym pokoju przed zakurzonym lustrem. Trzeba bylo brac sie do roboty. Grubin zaczal nowe zycie od tego, ze otworzyl szafe i wyjal z niej czysta odswietna koszule, zapasowy podkoszulek i pasiaste skarpetki. Odziez uzywana dotychczas wydala mu sie nieprzyjemna, a co najwazniejsze, brudna. Zdumiewajace, ze wczesniej tego nie zauwazal.
19
Sawicz obudzil sie nie od razu. Nigdy nie budzil sie od razu. Najpierw sny, obfite, kolorowe, tracily wyrazistosc i prawdopodobienstwo. Juz mozna bylo oddzielic siebie w tych snach od innych bohaterow, wzniesc sie ponad akcje i zrozumiec, ze chociaz jest to sen podobny do rzeczywistosci, to jednak jest to rzeczywistosc pozorna.
Obok niego w lozku, do obrzydzenia znanym i rozchwierutanym, cicho oddychala dziewczyna, zapomniana, swieza dziewczyna, przybyla z jakiegos innego, starego, nieziszczalnego snu. Sawicz niemal na jawie slyszal ten oddech i zdumial sie sennie, ze majak jest tak wyrazny.
Jego reka odszukala ramie, kragle i delikatne, i dolek nad obojczykiem. Palce zbiegly w dol i natknely sie na piers. Piers byla rownie swieza i jedrna, jak ramie, a twarda sutka — Sawicz we snie widzial, jak bardzo jest ona rozowa — wymknela sie z palcow. Dziewczyna jeknela rozkosznie, poddajac sie bezwolnie pieszczocie meskich dloni.
Sawicz obrocil sie ku dziewczynie i ona rowniez, poslusznie i niesmialo — tak bywa tylko we snie — zwrocila glowe w jego strone i usta ich spotkaly sie. Sawicz druga reka przygarnal do siebie dziewczece cialo, a dziewczyna wyszeptala: „Nie trzeba”.
Sawicz bal sie przebudzenia, gdyz jakis malenki fragmencik mozgu juz czuwal i krytykowal: otworz oczy, mowil, obudz sie. Wanda juz jest w kuchni, strzela garami, przez drzwi widac jej potezne plecy opiete pikowanym szlafrokiem. Zaraz odwroci sie i powie porannym, poirytowanym tonem: „Dosc tego wylegiwania, znow sie spoznisz”, i zacznie sie kolejny dzien.
Ale sen na szczescie byl silniejszy, nie odchodzil i napawal radoscia. Brzuch dziewczyny byl plaski i silny. Bronila sie jeszcze, ale juz wiedziala, ze sie podda — pragnela Sawicza i jej cialo walczylo z rozsadkiem. Rece splotly sie na jego karku, przyciskaly coraz silniej, wargi rozwarly sie… Dziewczyna nagle krzyknela, glosno i gardlowo, bo Sawicz byl jej pierwszym mezczyzna i sprawil jej bol.
Taki dziwny i cierpki sen przysnil sie Sawiczowi. I skonczyl sie.
Skonczyl sie dlatego, ze krzyk byl. To wlasnie krzyk obudzil Sawicza. Otworzyl oczy, do reszty zaplatany w myslach i odczuciach — bowiem sen nie odchodzil, choc juz nadeszla jawa.
Dziewczyna dygotala w jego objeciach, jej czarne wlosy
zakrywaly swiat, jej paznokcie rozorywaly mu plecy, a twarde sutki wpijaly mu sie w piers.
Dziewczyna byla znajoma. Te dziewczyne znal tysiac lat temu. I tysiac lat temu juz tak krzyczala, gdyz on byl jej pierwszym mezczyzna. Tysiac lat temu.
A kiedy wszystko sie juz skonczylo i dziewczyna rozplakala sie, bo byl jej pierwszym mezczyzna i sprawil jej bol, Sawicz zrozumial, ze jednak sie obudzil i nie snil.
Wanda powiedziala:
— Co ty ze mna zrobiles?
I nagle usmiechnela sie, pokazujac blyszczace biale zeby, odrzucila z oczu kosmyk wlosow i rozkazala:
— Natychmiast pogladz sie po lysinie.
Sawicz nie odwazyl sie zignorowac dziwnej zachcianki. Reka dotknela gestych wlosow. Lysiny nie bylo. Rozzloszczony juz uporczywoscia i natrectwem snu, jak dziecko uniosl reke do oczu. To nie byla jego reka, choc wlasciwie reka byla znajoma, niegdys to byla jego reka, ale teraz byla to reka cudza.
— Odwroc sie — powiedziala Wanda. — I w ogole wstawaj, trzeba zdjac przescieradlo.
Sawicz poslusznie zamknal oczy. Wanda zeskoczyla z lozka, pobiegla na bosaka do lazienki i krzyknela stamtad:
— Stary nie klamal. Moj Boze, jak ja sie ciesze! Potem glos dobiegl z sasiedniego pokoju:
— Wielka szkoda, ze nie uwierzylismy mu do konca. Nie spalibysmy i moglibysmy zobaczyc, jak to sie stanie.
Rozesmiala sie glosno. Dodala:
— Nigdy bym ci nie pozwolila tak zwyczajnie mnie wziac. Moj Boze, dziewczeta calymi latami mysla o tej chwili…
Wtedy Sawicz wszystko zrozumial. Uniosl sie na rekach i zerknal w lustro. W poscieli, goly do pasa, siedzial mlody Sawicz, student Sawicz, rozczochrany i czerwony jak rak.
20
Starannie umyty w zimnej wodzie, z wyczyszczonymi do polysku bialymi zebami, w pasiastych skarpetkach i swiezej bialej koszuli szedl Grubin przez uspione jeszcze ulice Wielkiego Guslaru, cieszyl sie rzeskoscia powietrza, lekkoscia obloczkow nad rzeka, rozglosnoscia ptasiego swiergotu, skrzypieniem wozow ciagnacych na targ i dalekim rykiem syreny statku.
Nie wiedzial, dokad i po co idzie. Niosl w sobie tajemnice i radosc, chcial sie nimi podzielic z innymi ludzmi, zrobic cos dobrego, aby w ten sposob godnie uczcic poczatek nowego zycia.
Zatrzymal sie przy zapadlisku. Zajrzal przez ogrodzenie do srodka, w ciemnosc, z ktorej tak niedawno wylonilo sie jego nowe zycie, i az gwizdnal, zdumiony wlasnym szczesciem. Gdyby Udalow nie poszedl do domu towarowego, gdyby nie lekal sie samotnie stawic czola sprzedawczyniom, siedzialby teraz Grubin w domu i niczego nie podejrzewajac dziergalby „Slowo o wieszczym Olegu”. Az go zatrzeslo z obrzydzenia na mysl, ze istnieja ludzie, ktorzy okradaja siebie i ludzkosc w tak idiotyczny sposob. Zalowal przez chwile, ze razem z ziarnkiem ryzu nie wyrzucil mikroskopu, ale potem zawstydzil sie tego pomyslu — mikroskop jeszcze sie moze przydac do pracy, do prawdziwej pracy.
Okno na pierwszym pietrze bylo otwarte na osciez, a na parapecie wsrod doniczek z kwiatami siedziala wytworna syjamska kotka i celebrowala poranna toalete.
— Kiciu — powiedzial do niej Grubin. — Czy ty przypadkiem nie jestes zwierzakiem pani Bakszt?
Dopiero w tym momencie olsnila go mysl, ze cudowna przemiana przydarzyla sie nie tylko jemu. Przeciez tej samej nocy odmlodnial rowniez jego przyjaciel Udalow (a co z jego zona?), odmlodniala Helena Siergiejewna i stara pani Bakszt, ktorej przed paroma godzinami pomogl dowlec sie do domu. Z tylu, jak sobie przypomnial, dreptala ciezko stara syjamska kotka. Teraz na parapecie siedzi mloda kocica, ale tez syjamska i tez z roznobarwnymi oczyma. Jest malo prawdopodobne, aby w Wielkim Guslarze zyly dwie syjamskie kotki z roznobarwnymi oczyma, tym bardziej w jednym domu.
— Kiciu — powtorzyl Grubin. — A gdzie twoja pani? Kotka nic nie odpowiedziala. Grubin poszukal jakiegos przedmiotu, ktorym moglby przyciagnac uwage staruszki, bo okropnie byl ciekaw, co sie jej przydarzylo w nocy, ile lat udalo sie jej zrzucic. A nuz nie podzialalo? Zrobilo mu sie szczerze zal babci stojacej nad grobem.
Podszedl do tablicy z wczorajsza gazeta, oderwal pol strony, zmial w twarda brylke i z rozmachem rzucil w otwarte okno. Przerazona kotka zeskoczyla z parapetu potracajac doniczke z nasturcja. Doniczka spadla do wnetrza i narobila halasu.
— Ach! — wykrzyknal ktos w pokoju. Grubin zmieszal sie i chcial uciec. Zrobilby to, gdyby w oknie nie ukazala sie urocza, bajecznie piekna dziewczyna. Dlugie wlosy o barwie kruczego skrzydla spadaly jej na ramiona bujnymi falami, oczy byly ogromne i promienne, nosek prosty i krotki, usta pelne i skore do usmiechu.
— Ach! — powtorzyla dziewczyna widzac, ze z ulicy gapi sie na nia z zachwytem kudlaty mlodzieniec w bialej koszuli. Wstydliwym gestem zgarnela na piersi stary szlafroczek i nagle perliscie sie rozesmiala, nie lekajac sie obudzic calej ulicy.
— Gluptasie! — wykrzyknela przez smiech. — Ta doniczka stala tu od stu lat, ale wcale mi jej nie zal. Przeciez pan jest Grubinem, ktory wczoraj odprowadzal mnie do domu. Prosze do mnie. Napijemy sie dobrej herbaty.
— Pedze — powiedzial Grubin, stanal na rekach i na rekach pomaszerowal przez ulice ku drzwiom domu, bo rece mial silne i kiedys zdobyl pierwsza klase w gimnastyce.
…Milica podejmowala goscia ciasteczkami, konfiturami, przetworami — smakolykami domowymi, babcinymi, niedzisiejszymi. Zapomniala, gdzie co lezy, i bardzo ja to smieszylo. Wieloletnie aromaty saloniku uciekly przez otwarte okno, jakby na to tylko czekaly. W pokoju bylo slonecznie i chlodno.
— Najpierw wyrzuce wszystkie te rupiecie — mowila Milica. — Pomoze mi pan, Aleksandrze Jewdokimowiczu? Juz dawno zamierzalam to zrobic, ale kiedy jest sie tak stara i slaba, trzeba pogodzic sie z rzeczami. Starzaly sie wraz z czlowiekiem i wraz z czlowiekiem umra. Teraz wszystko bedzie inaczej. Jestem niewdzieczna, prawda?
— Dlaczego? — zdziwil sie Grubin. — Ja w ogole nie mialem rzeczy. A czy to prawda, ze Stiepan Razin omal pani nie wrzucil do rzeki?
— Nie pamietam. Wiem o tym tylko z opowiadan Milego Przyjaciela. Wydaje mi sie jednak, ze by tego nie zrobil.
— Z pewnoscia nie chcial — powiedzial Grubin, skrepowany, ze on, tak nieporzadnie ubrany i rozczochrany, znajduje sie w jednym pokoju z piekna dziewczyna. — Kozacy go zmuszali.
— Byli zazdrosni — przytaknela Milica, ktora biegajac po pokoju nie zapominala zerkac w lustro. Bardzo sie sobie podobala.
Grubin zdrapal paznokciem zastarzala plame ze spodni, upil lyk herbaty ze staroswieckiej filizanki i zagryzl piernikiem. Jesc rowniez sie krepowal, chociaz byl potwornie glodny, Milica nie mogla usiedziec przy stole. Podrywala sie, poprawiala cos w pokoju, zestawiala na podloge doniczki z kwiatkami. Wreszcie otworzyla komode i wyrzucila na podloge suknie, robrony, salopy, palta, peleryny i chusty — na chwile w pokoju zrobilo sie duszno od naftalinowego czadu, ktory jednak szybko ulotnil sie przez otwarte okno.
— To trzeba wyrzucic, to tez trzeba wyrzucic, a z tego mozna jeszcze cos zrobic. Kiedy otworza kioski z gazetami, kupi mi pan zurnal?
— Naturalnie, moge pojsc chocby zaraz — odparl Grubin. — Ale u nas zurnale mod rzadko bywaja.
Zdumiewalo go, ze Milica absolutnie wyzbyla sie przeszlosci. Jakby nigdy nie byla staruszka. On sam czul ciezar przezytych lat. Niezbyt silnie, ale jednak czul. Milica natomiast zachowywala sie tak,