kontynuowal wykopaliska. Musial odsunac wielki i niezmiernie ciezki kufer, pozniej zagrzebac sie w strzepy portiery, za ktora ukazalo sie cos, co bylo przykryte brezentem. Skraj brezentu uniosl sie do gory i spod niego blysnal reflektor przypominajacy oko wazki. Maszyna stala na miejscu.
Halas, jakiego Grubin narobil w szopie, dotarl nawet do uszu Milicy i Szuroczki, Dziewczeta smialy sie z zapalu Saszenki, ale nie poszly mu pomagac, byly bowiem zajete dopasowywaniem sukienki. Inni mieszkancy domu akurat sie budzili i nie podejrzewali niczego zlego. Ranek byl na to zbyt sloneczny i mily.
Wyzwoliwszy automobil spod zwalow rupieci, Grubin wreszcie obejrzal go dokladnie i zdumial sie. Zbyt slabo znal historie przemyslu motoryzacyjnego, aby ocenic rzadkosc i cennosc maszyny, ktora ukazala sie jego oczom.
Tworca auta, starajac sie zaspokoic wyrafinowane gusty owczesnych bogatych konsumentow, oparl sie w swej konstrukcji na znanych ksztaltach landa, luksusowej karety, weneckiej gondoli, a moze nawet pucharu sw. Graala.
Groznie polsniewaly miedziane, zlocone, srebrzone i stalowe detale, blyszczaly niezliczone szprychy wysokich kol, ktorych obrecze plonely krwista czerwienia. Zielonozlota karoseria kolysala sie na wysokich resorach, a siedzenia z miekkiej angielskiej skory, gdzieniegdzie pogryzione przez myszy, kusily obietnica wielkiej wygody. Chcialoby sie utonac w nich i wolno plynac pod niebem Paryza Polami Elizejskimi i naciskac na klakson — gramofonowa tube z lewatywowa gruszka na koncu. Pojazd mial niezmiernie wytworny ksztalt, peszyl jedynie komin z boku i.miedziany kociol. Nie musialo sie byc bieglym w technice, aby zrozumiec, ze automobil wyposazono w silnik parowy.
Grubin pokrecil glowa, odpedzajac fale dojmujacego rozczarowania, A jednak byl to samochod. Automobil starej marki. Grubin poczul, jak wzbiera w nim cos w rodzaju bolesnej ojcowskiej czulosci, uczucia, jakie zywia rodzice do glupiego, brzydkiego, ale swojego i w dodatku jedynego dziecka. Kto inny na miejscu Grubina spalilby sie ze wstydu na sama mysl, ze czyms takim wyjedzie na ulice rodzinnego miasta. Grubinowi nawet nie przyszlo to do glowy. Odszukal w szopie stare wiadro, poszedl do studni, napelnil kociol, ulozyl drewno w palenisku i uruchomil samochod.
Starzy rzemieslnicy robili solidne, niezniszczalne rzeczy. Samochod kichnal, tlok drgnal z glosnym sapnieciem, nad podworkiem uniosl sie klab niebieskiego dymu i Grubin, szczesliwy pogromca maszyny, z szybkoscia szesciu mil na godzine wyjechal, rozpedzajac kury, na ulice i nacisnal klakson pod oknami pieknej Milicy.
Wczesni przechodnie z przerazeniem i zdumieniem gapili sie na antyczny aparat. Ich zdziwienie osiagnelo szczyty, gdy z domu wybiegly dwie piekne dziewczyny i z glosnym smiechem usadowily sie na tylnej kanapie wozu, za plecami rozczochranego szofera. Ekwipaz ruszyl na miasto.
Obok niego dreptaly psy i obszczekiwaly z zapalem pojazd, a dzieci spieszace do szkoly zatrzymywaly sie i sypaly zarcikami. Po miescie, juz i bez tego podnieconym niezwyklymi wydarzeniami, rozeszla sie plotka, ze z Moskwy przyjechala grupa filmowcow i kreci historyczny serial telewizyjny.
Sawicz w roztargnieniu mieszal lyzka owsianke i myslal, ze jesli jest porzadnym czlowiekiem, to powinien ozenic sie z Wanda, a wlasciwie zostac z nia, poniewaz poslubienie wlasnej zony, nawet odmlodzonej o trzydziesci lat, nie bylo konieczne.
— Nie mam zielonego pojecia, jak ja sie pokaze w sklepie — mowila tymczasem Wanda. — Wyobrazasz sobie chyba, jaka tam zrobie furore. Dzien dobry, jestem wasza kierowniczka! A one mi na to: mozemy ewentualnie zatrudnic jako uczennice. Wyobrazasz sobie? Ale jedz, jedz.
Wanda byla pelna czulosci dla mlodego meza. Przezyla z nim wiele lat, nie zauwazajac, jak sie starzeje, i nie zastanawiajac sie nad tym, czy sie w ogole starzeje. Natomiast teraz, kiedy znow stal sie mlody i silny, pomyslala nie wiedziec czemu, ze nie popelnila bledu zgadzajac sie zostac jego zona, a wlasciwie wymuszajac na nim zgode na ozenek.
— Trzeba zachowac daleko idaca ostroznosc — powiedzial Sawicz. — Jesli sasiedzi nas zobacza, zacznie sie niepotrzebna gadanina. Nalezy udac sie do Heleny Siergiejewny, bo tam z pewnoscia juz zebrali sie wszyscy nasi. I ustalic sposob postepowania.
— A niby po co mamy isc do Kastielskiej? — zaoponowala Wanda. — Moze tylko nam sie poszczescilo?
— Tym bardziej nalezy isc. Zapomnialas, ze jestesmy uczestnikami eksperymentu, doswiadczenia.
— Ale czemu wlasnie do Kastielskiej?
l w tym samym momencie Wanda wyobrazila sobie mloda Kastielska. Pamietala ja jako mloda i nie lubila za to. Od wielu juz lat z satysfakcja szukala i znajdowala u Kastielskiej oznaki starzenia sie, a kazda zmarszczke w glebi serca uwazala za wlasna zasluge. Jej zazdrosc wobec pechowej, niby pokonanej rywalki wcale nie mijala z uplywem lat, gdyz Wanda podejrzewala meza o chroniczna wiernosc tej kobiecie. Wiernosc niewybaczalna u zonatego mezczyzny.
— Moze ona zostala staruszka — powiedziala. — To calkiem mozliwe. — I popatrzyla na meza w nadziei, ze przyzna jej racje. Sawicz naturalnie przytaknal.
— A jednak mimo wszystko nalezy pojsc do Heleny Siergiejewny — powiedzial. — W przeciwnym razie mozemy znalezc sie w glupiej sytuacji.
— Jak chcesz — odparla Wanda otulajac sie szlafrokiem. — W koncu jestem od niej mlodsza prawie o dziesiec lat.
— Naturalnie, pamietam o tym.
Wanda dlugo sie ubierala i malowala oczy. Nucila przy tym tango z czasow swej mlodosci, a Sawicz stal przy oknie i myslal.
Jesli to, co mu sie przydarzylo, nie jest autohipnoza i zludzeniem, naga powloka mlodosci na starym ciele, to starosc oddalila sie od niego. Ale czy warto ja bylo oddalac? Sawicz odwrocil sie, popatrzyl na mloda zone i pomyslal z nieoczekiwana irytacja: Ach ty. rzepo, energii nigdy ci nie brakowalo. Teraz jeszcze mocniej wezmiesz mnie pod pantofel.
Ranek zaczal juz wyzlacac promieniami slonca szczyty drzew i kopuly cerkwi. Za sciana poruszyl sie sasiad.
— Pospiesz sie — powiedzial Sawicz. — Sidor Iljicz juz wstaje.
— Zabawne — odezwala sie Wanda. — Jesli on mnie zobaczy, to pomysli, ze sobie sprowadziles na noc dziewczyne. A jesli zobaczy najpierw ciebie, pomysli sobie brzydko o mnie.
— Gdyby tylko pomyslal! — westchnal Sawicz. — On rowniez powie, i to nie tylko nam.
— Dobra, zaraz bede gotowa — powiedziala Wanda i rozesmiala sie. — Dziewczyny sobie sprowadzasz? Zestarzales sie. A jak ja pojde do fryzjera?
— Nie wiem — odparl Sawicz. — Moze wszyscy bedziemy musieli na razie wyjechac do Wologdy. Albo nawet do Moskwy. Jak dlugo mozna na ciebie czekac? Dawniej sie tak nie guzdralas.
— Dawniej bylo co innego, a dzis mam swieto.
Sawicz i Wanda ostroznie wyszli na korytarz. Wanda cichutko chichotala i szczypala Sawicza w lokiec, a w ciemnej sieni nawet pocalowala go w policzek i ugryzla w koniuszek ucha. Sawicz bez przekonania bronil sie przed jej karesami, a potem otworzyl drzwi i pierwszy wyslizgnal sie na ulice w chlodna przezroczystosc poranka.
Szli ulica i Sawicz modlil sie w duchu, zeby nie spotkali znajomych, a jednoczesnie serce kolatalo mu jak oszalale na mysl, ze juz wkrotce zobaczy Helene. Bylo to doznanie niemal doszczetnie juz zapomniane i dlatego w trojnasob dojmujace.
Gdzies w tyle, dopedzajac ich, sapal jakis samochod i Sawicz, aby uniknac ewentualnego spotkania ze znajomymi, odwrocil sie plecami do jezdni. Samochod przesunal sie wolno do przodu, spowijajac go w kleby dymu. Pojazd byl ogromny i niezmiernie staroswiecki, ale dym przeszkadzal tak bardzo, ze Sawicz nie zdolal dojrzec zadnych szczegolow i odczytac marki samochodu. Odwrocil sie i skoncentrowal ponownie na mysli o spotkaniu z Helena, ale kobieta siedzaca na tylnej kanapie kabrioletu uniosla sie, odwrocila i krzyknela do kierowcy:
— Saszenka, zatrzymaj sie, moim zdaniem, to sa nasi znajomi.
Automobil brzeknal, wypuscil syczacy strumien pary i znieruchomial. A kobieta — mloda, czarnowlosa i niezmiernie zgrabna — zapytala glosno, jakby nie lekala sie obudzic calego miasta:
— Czy panstwo Sawiczowie? Idziecie do Kastielskiej? Kierowca uniosl sie, oslonil dlonia oczy j uwaznie przypatrywal sie Sawiczom.
— Oczywiscie, ze to oni. Popatrz, jak Wanda Kazimirowna odmlodniala.
Druga kobieta w automobilu okazala sie Szuroczka Rodionowa. Wowczas Wanda, ktora szybciej niz maz zorientowala sie, ze wehikul ma cos wspolnego z nocnymi wydarzeniami, zapytala:
— Czyzby mnie mozna bylo rozpoznac?
— Bardzo trudno, Wando Kazimirowno — odparla Szuroczka. — Ale jednak mozna. Przeciez widywalam pania niemal codziennie.
W tonie Szuroczki nie bylo ironii ani zawisci i Wanda byla jej za to wdzieczna.
— Siadajcie — powiedzial Grubin. — Miejsca starczy dla wszystkich.
— A jak pozostali? — zapytal Sawicz pomagajac zonie wsiasc do auta. Mial na mysli Helene Siergiejewne, ale nikt poza Wanda nie pojal tego.
— Moge przysiac — powiedziala czarnowlosa dziewczyna — ze mnie pan nie poznal. Jestem Mila Bakszt. Milica Fiodorowna.
21
Helena Siergiejewna odgarnela jasny pukiel wlosow, zmruzyla oczy i wsypala do rondelka dokladnie pol szklanki kaszki manny, nabranej z niebieskiej kwadratowej puszki z napisem „cukier”. Mleko wzburzylo sie, jakby kaszka okrutnie je oparzyla, ale Helena zdazyla je zamieszac srebrna lyzka, ktora trzymala w pogotowiu.
Ruchy byly wczorajsze, zrutynizowane i bylo rzecza Interesujaca patrzec na wlasne rece. Byly znajome i zarazem obce.
— Nie chca twojej kaszki, babciu — powiedzial z przyzwyczajenia Wania. — Zapomnialas ja posolic.
— Rzeczywiscie zapomnialam — rozesmiala sie Helena Siergiejewna.
Ktos zapukal do drzwi i po chwili do kuchni wszedl nieznajomy miody czlowiek ogromnego wzrostu. Wypelnial ciasna marynarke tak dokladnie, ze rekawy nie ukrywaly bicepsow, a guziki z najwyzszym trudem utrzymywaly sie w dziurkach.
— Prosze mi wybaczyc — powiedzial znajomym niskim glosem. — Drzwi byly otwarte, wiec pozwolilem sobie wtargnac bez zaproszenia. Dzien dobry.
Po gospodarsku rozsiadl sie przy stole, odsunal maselniczke i powiedzial:
— Poczestowalabys herbatka, Heleno.
Helena Siergiejewna musiala przez kilka minut wpatrywac sie w twarz goscia, zanim domyslila sie, ze jest nim Almaz Bity.
— Poznalas? — zapytal Almaz. Zdobyl gdzies nowe pantofle i dzinsy. — Stalo sie