jakby dopiero wczoraj przyszla na swiat.
— Podobam sie panu? — zapytala.
— Slucham? — Grubinowi nikt nigdy takich pytan nie zadawal.
— Jestem piekna? Jestem pociagajaca kobieta?
— Bardzo.
— Prosze pic herbate, jeszcze panu zrobie. Tymczasem pojde za parawan i przymierze suknie. Nie ma pan nic przeciwko temu?
Grubin nie mial nic przeciwko temu, Byl w transie, w zagadkowym slodkim snie, w ktorym ludzie pija herbate z pierniczkami.
Zza parawanu wyszla Milica, upuszczajac na podloge rozne przedmioty, szeleszczac suknia i zadajac coraz to nowe pytania:
— Aleksandrze Jewdokimowiczu, zdarzylo sie panu bywac w Moskwie?
— Prosze nazywac mnie Sasza — powiedzial Grubin. — Bo jakos mi niezrecznie.
— To bardzo milo z pana strony. Szalenie podoba mi sie ten nowoczesny styl. A wie pan, ze choc bylismy z Aleksandrem Siergiejewiczem Puszkinem, poeta, bardzo blisko zaprzyjaznieni, on zawsze zwracal sie do mnie — Milico Fiodarowno. Interesujace, prawda? I pan tez ma na imie Sasza.
Grubin zwymyslal sie w duchu za brak dobrego wychowania. Nie tyle zdumialy go znajomosci Milicy Fiodorowny, bowiem te znajomosci byly dawne i zupelnie naturalne przy jej wieku i urodzie, ile…
— Milico Fiodorowno, trzeba bedzie — powiedzial oficjalnym, nieco obrazonym tonem — pojsc do Heleny Siergiejewny. Poradzic sie.
— Slusznie, Saszenka — rozesmiala sie srebrzyscie Milica. — A pan bedzie mnie nazywal Mila? Tak mi sie bardziej podoba. Przeciez zyjemy w XX wieku. Nie badz zazdrosny, Puszkina juz dawno zabili.
— Naturalnie — powiedzial Grubin. Byl nadal obrazony, co sprawialo mu wielka przyjemnosc. Nigdy dotad nie obrazal sie na tak piekna kobiete.
— Cos tylko dopasuje na siebie. Nic sie nie nadaje, doslownie nic. Potem pojedziemy.
— Nie ma sensu jechac — powiedzial Grubin. — Przeciez to dziesiec minut spacerkiem.
— Saszenka, jestes inzynierem?
— Skad ten pomysl? Brakuje mi wyksztalcenia. Pracuje w biurze.
Grubin klamal, ale to klamstwo odnosilo sie do przeszlosci. Wiedzial, ze od dzis juz nie kieruje punktem skupu surowcow wtornych. Dzis jest raczej inzynierem niz smieciarzem. Przeszlosc byla jego prywatna sprawa. Przeciez Mila tez do wczoraj byla sedziwa gospodynia domowa. Ale to minelo.
Milica wyszla zza parawanu, niosac na rekach suknie.
Rozlozyla ja na stole, odsuwajac filizanki z kawa na sama krawedz blatu. Wyjela z komody nozyczki i zamyslila sie. Potem powiedziala:
— Juz dawno nie interesowalam sie moda. Trzeba bedzie obudzic Szuroczke.
— Tak, Szuroczka — przypomnial sobie Grubin. — Pila razem z nami lekarstwo. Zeby tylko nic sie jej nie stalo. Przeciez ona robila to dla zartu.
— A co sie z nia moze stac?
— Odmlodzenie.
— Saszenka, jakis ty naiwny! Przeciez Mily Przyjaciel nikogo jeszcze nie oszukal. Ja i ty odmlodnielismy zupelnie jednakowo, chociaz poprzednio roznilismy sie wiekiem.
— Racja — zgodzil sie Grubin.
Przekradal sie za Milica przez wspolny korytarz i lekal sie niespodzianek. A nuz Szuroczka stala sie mlodsza o dziesiec lat i zamienila sie w dziecko? Przeciez to tragedia dla jej rodzicow. Chowali ja przez dziewietnascie lat i nagle okazuje sie, ze dziesiec lat — na darmo. Albo cale osiemnascie.
Grubin stanal za plecami Milicy przy drzwiach Rodionowow i nadsluchiwal z niepokojem, czy nie rozlegnie sie tam placz oseska.
— Oni bardzo wczesnie wstaja — powiedziala Milica, ktora falszywie odczytala niepokoj Grubina. I zadzwonila.
— Panstwo do kogo? — zapytala otwierajac drzwi kobieta w srednim wieku, rysami twarzy i glosem wielce przypominajaca Szuroczke, nalezaca do tych niewiast, ktore zachowuja figure i jedrnosc ciala przez dlugie lata, rodza takie same krzepkie dzieci i, co wiecej, potrafia swietnie sie z nimi obchodzic, robiac to bez zbytniego halasu, nerwow i obawy przed przeciagami. Zza jej spodnicy wygladalo dwoch chlopczykow, rowniez podobnych do Szuroczki.
— Do Szuroczki? — zapytala kobieta. — Ze sklepu?
— Dzien dobry — powiedziala wesolo Milica. — Pani mnie nie poznaje?
— Moze gdzies widzialam — powiedziala obojetnie matka Szuroczki. — Wejdzcie do srodka, nie ma sensu stac w korytarzu. Szurka przyszla dopiero nad ranem. Gniewam sie na nia.
— Dziekuje, my tylko na chwilke — powiedziala Milica, ucieszona, ze nie mozna jej poznac.
— Corka dobrze sie czuje? — zapytal Grubin z polmroku korytarza.
— A co niby moglo sie jej stac? Szura! Masz gosci! Matka odplynela korytarzem do kuchni, a za nia jak kaczeta podreptali braciszkowie Szuroczki.
— Ona mnie nie poznala! — powiedziala Milica uroczystym tonem. — A nie dalej jak dwa dai temu pozyczalam od niej sol.
Szuroczka, rozespana i zla po domowej awanturze, a poza tym taka sama jak przedtem, wyjrzala na korytarz, z powodu zlego oswietlenia wziela Milice za jedna ze swych przyjaciolek i zapytala:
— Co cie tu po nocy przynioslo? Jeszcze sie nie obudzilam.
— Nie poznala — powiedziala Milica. — Twoja mamusia tez mnie nie poznala. A jego poznajesz? Saszenka, chodz tutaj.
Grubin usmiechnal sie z zazenowaniem i zrobil dwa wielkie kroki.
— Mamusiu! — wykrzyknela Szuroczka. — Towarzysz Grubin! Czyzby naprawde podzialalo?
— Jak pani widzi — powiedzial Grubin i obrocil sie dokola wlasnej osi, wolno i niezgrabnie, niczym u krawca.
— A ja? — przypomniala sobie Szuroczka. — Przeciez nawet nie zdazylam sie przejrzec. Wszystko w porzadku?
— Pani jest w zupelnym porzadku — odparl Grubin. — Pani nie potrzebowala sie zmieniac.
— Bardzo dobrze. A jak reszta?
Szuroczka rozmawiala z Grubinem, a na Milice nawet nie spojrzala.
— Reszta? — Grubin zachichotal i mrugnal do Milicy. — Nie wiem jak pozostali, ale tutaj stoi pewna pani znajoma.
— Jaka znow znajoma?
Szuroczka zmarszczyla czolo, poprawila grzywke i przypatrzyla sie uwaznie Milicy. Nie mogla jednak w zaden sposob jej rozpoznac.
— Albo mnie nabieracie, albo calkiem zglupialam — powiedziala wreszcie.
— Jestem twoja sasiadka, Milica Fiodorowna — szepnela Mila. — Jestes mi potrzebna. Jako rowiesnica.
— Boziu! — wykrzyknela Szuroczka. — To niemozliwe. Jesli mnie nie nabieracie, zaraz padne tu trupem!
— Kochanie, daj spokoj — powiedziala Milica. — U mnie w pokoju wisza na scianach akwarele, na ktorych bardzo jestem podobna. Chodzmy, nie ma czasu. Trzeba wyjsc na miasto, a ja nie mam zadnej kiecki. Przeciez nie bede chodzila po ulicach w robronie. Musze uszyc sobie cos ze starych lachow.
— Cuda — powiedziala Szuroczka. — Niech pani sie pokaze do swiatla.
W tym momencie z wielkiego podniecenia zupelnie przestala wymawiac wielkie litery i znaki interpunkcyjne.
— Zaraz wezmiemy jakas moja sukienke — roztrajkotala sie, prowadzac Mile do okna, aby lepiej sie jej przyjrzec. — To naturalnie pani ja i stad widze ze na akwareli to tez pani ale towarzysz Grubin zmienil sie znacznie mniej teraz nauka uczyni ogromny krok naprzod i starcow w ogole nie bedzie a z sukienka cos wymyslimy wezmie pani moja prosze tu poczekac a ja sciagne jedna na pewno bedzie pasowala nie ma sensu zajmowac sie teraz szyciem byle tylko mama nie zobaczyla…
Szuroczka wyparowala, znikla, tylko jej slowa jeszcze przez kilka sekund pozostaly w pokoju.
— No tak — powiedziala Milica. — Czyz ona nie jest u rocza?
— Obie jestescie urocze — palnal Grubin, zmieszal sie i podszedl do okna. Przypomnial sobie nagle, ze Mila jest badz co badz perska ksiezniczka i znala kiedys Puszkina.
— Dziekuje za komplement — odparla Milica wrzucajac stare suknie do szafy. — Potrafisz prowadzic auto? W naszej nowej sytuacji auto moze sie przydac.
— Obejdziemy sie — zbagatelizowal sprawe Grubin. — Skad niby wezmiemy to auto?
— Czy nie mowilam ci, ze moj zmarly malzonek interesowal sie technika i kupil auto? U progu nowego wieku. Ale prystaw zabronil mu jezdzic, zeby przechodnie i psy nie wpadali w panike. Dlatego nie jezdzilismy. A potem pan Bakszt zmarl.
— No i co z tego?
— Ono nadal stoi w szopie.
— Co stoi?
Grubin poczul, ze zatrzesly mu sie rece. Slowa Mili, nawet w ten ranek obfitujacy w nieprawdopodobne wydarzenia, poruszyly go do glebi. Poruszyly go tak bardzo, ze cala reszta odeszla na plan dalszy. Samochod, obojetnie jaki, byl marzeniem Grubina. W miescie bylo niewiele samochodow, a juz o prywatnych szkoda mowic. Samochod snil sie Grubinowi. Samochod stal w szopie.
— Przeciez z pewnoscia juz je ukradli albo zepsuli — powiedzial. Powiedzial tak umyslnie, zeby nie zauroczyc, zeby nie sploszyc szczescia.
— Watpie — odparla Mila. — Gdzie sie ta Szuroczka podziala? Calkiem niedawno zagladalam do szopy. Gdzie ja wsadzilam klucz? Znajdziesz sam, czy mam ci pomoc? Moja szopa stoi po prawej stronie. Jest najstarsza ze wszystkich, na pewno ja poznasz.
Szuroczka przybiegla z sukienka i powiedziala od drzwi:
— Moja stara ciagle mi wymysla podejrzewa ze cos zmalowalam jako panienka trzeba bedzie zwezic i skrocic.
— Nigdy w zyciu nie nosilam takiej krotkiej sukienki — powiedziala Milica zerkajac na odkryte kolana Szuroczki. — To wypada?
— Co pani teraz wszystkie tak chodza nawet na wsi a jaka pani jest mloda nawet mlodsza ode mnie!
— Ide — powiedzial Grubin sciskajac w spoconej dloni klucz od szopy. — Popatrze.
— Nie zobaczysz go od razu, bo jest przykryty workami i rozmaita starzyzna. Jesli chcesz, moge ci pomoc.
— Gdzie on idzie? — zapytala Szuroczka.
— Do szopy, musi odnalezc pewna rzecz. To niespodzianka.
Grubin popedzil schodami na podworko, przeskakujac po piec, a czasami nawet po szesc stopni naraz, znalazl bez trudu najbardziej sedziwa szope i nie troszczac sie o to, czy ktos go zobaczy z okna, wsunal klucz do klodki. Klucz obrocil sie lekko. Staruszka byla gospodarna i nie pozwalala, zeby jej dobro rdzewialo.
Promienie porannego slonca przez rozwarte na osciez drzwi wtargnely do szopy w slad za Grubinem i pozlocily kleby kurzu, W szopie nie bylo zadnego samochodu, byly natomiast niezliczone kufry, kosze i skrzynki, poniewieraly sie nozki od krzesel, drzwi zmarlych ze starosci szaf, dywany pogryzione przez mole i szczury, drewno opalowe i lopaty.
Chwileczke, uspokajal sie Grubin. Szopa nie jest mala i za workami, jak mowila Mila, za workami, tylko spokojnie, Grubin, spokojnie, zaraz odsuniemy drewno. Chwycil za krawedz sagu i rozsypal go z loskotem karabinu maszynowego. Nie pozwalajac halasowi ucichnac, z pasja poszukiwacza skarbow