powstrzymywal emocje, bojac sie, ze moze stracic nad nimi panowanie. Opisal sceny z Beechwood, szalone, perwersyjne samobojstwa, okrutne sposoby zabijania. Jessica czula, jak przewracaja sie w niej wnetrznosci. Gdy skonczyl, pokoj zalegla martwa cisza. Niewidzace oczy Jacoba Kuleka byly zamkniete, Edith Metlock nie mogla oderwac wzroku od twarzy Bishopa. W koncu niewidomy mezczyzna uniosl powieki i powiedzial:
– Starali sie umrzec w najbardziej odrazajacy sposob. Musieli.
Bishop zmarszczyl brwi.
– Myslisz, ze mieli jeszcze jakis motyw? Kulek przytaknal.
– Zawsze jest jakas przyczyna samobojstwa lub morderstwa. Nawet szalency maja swoje powody.
– Zazwyczaj samobojcy chca sie uwolnic od problemow, jakie niesie ze soba zycie.
– Albo od ograniczen.
Bishopa zdziwila ostatnia uwaga Kuleka, poprzednio Jessica mowila o smierci jako sposobie wyzwolenia. Ale byl zbyt wyczerpany, aby zastanawiac sie nad tym.
– Jakiekolwiek byly motywy, pojutrze to nie bedzie mialo znaczenia. Ten dom nie bedzie juz tam dluzej stal – zakonczyl Bishop.
Poruszylo to ich.
– Co masz na mysli? – z lekiem spytal Kulek.
– Zanim tu przyjechalem, zadzwonilem do panny Kirkhope – wyjasnial Bishop. – Powiedzialem jej, ze w domu, z wyjatkiem przejmujacego zimna, nie ma nic szczegolnego i poradzilem jej, aby jak najszybciej zrealizowala plan zburzenia go. Odparla, iz w tej sytuacji przesunie termin na dzien jutrzejszy.
– Jak mogles? – krzyknela Jessica, byla wsciekla.
– Chris, nie wiesz, co zrobiles! – Kulek poderwal sie na nogi.
– Prawdopodobnie ma racje. – Jessica i jej ojciec ze zdziwieniem spojrzeli na Edith Metlock. – Prawdopodobnie zniszczenie Beechwood uwolni ich biedne dusze. Wierze, ze dom i wszystko, co sie w nim dzieje, zatrzymuje je na tym swiecie. Teraz odzyskaja wolnosc. Beda mogly odejsc.
Jacob Kulek opadl na fotel i wolno potrzasal glowa.
– Zeby tylko tak sie stalo – to bylo wszystko, co mogl powiedziec.
ROZDZIAL DZIESIATY
– Lucy umarla w trzy dni po swoich piatych urodzinach.
Bishop powiedzial te slowa bez emocji, jakby odcial sie od smutku, jaki ze soba niosly. Jednak w srodku, w najtajniejszych zakamarkach jego duszy tlil sie jeszcze slaby, ale wciaz zywy, powoli zamierajacy bol. Jessica, idaca obok niego przez zimny londynski park, nie odezwala sie. Roznica w ich wygladzie symbolizowala w jakims sensie ich wzajemna wrogosc, ktora w ciagu tych paru dni ich znajomosci czasami slabla, a pozniej na nowo nasilala sie wraz z rosnaca w nich zawzietoscia. Teraz, slyszac jak opowiada o corce, chciala zniszczyc dzielaca ich przepasc, ale nie miala w sobie dosc sily, by zblizyc sie do niego.
Bishop zatrzymal sie, zeby popatrzec na szare jezioro, na ktorym kaczki zbily sie w stado, jakby baly sie ciemnej tafli wody.
– Laryngotracheo-bronchitis byl posrednia przyczyna – powiedzial, wciaz nie patrzac na Jessike. – Kiedy bylem dzieckiem, nazywalismy to krupem. Dusila sie, brakowalo jej tchu. Dlugo nie moglismy przekonac lekarza, by tej nocy opuscil cieple lozko i przyszedl ja zbadac. Nawet wtedy niewielu chetnie zgadzalo sie na domowa wizyte. Telefonowalismy do niego trzy razy – za drugim razem grozac, za trzecim blagajac, zeby przyszedl. Moze byloby lepiej, gdyby w ogole sie nie zjawil.
Jessica stala obok, obserwujac jego profil. Grubym materialem plaszcza musnela jego reke.
– To byla potwornie zimna noc. Moze Lucy zaszkodzil pospiech, w jakim odwozilismy ja do szpitala. Czekalismy dwie godziny: godzine na lekarza, zeby ja zbadal, godzine zanim podjeli decyzje, co dalej robic. Przeprowadzili tracheotomie, ale corka nabawila „sie juz zapalenia pluc. Nie wiem, czy byla tak oslabiona, ze nie wytrzymala operacji, czy zabila ja sama choroba, nigdy sie nie dowiedzielismy. Winilismy siebie, lekarza, ktory nie chcial od razu przyjsc, szpital, ale przede wszystkim mielismy pretensje do Boga. – Usmiechnal sie gorzko. – Oczywiscie, wtedy jeszcze Lynn i ja wierzylismy w Boga. – A teraz juz nie wierzysz?
Jessica wydawala sie byc zdumiona i Bishop odwrocil glowe w jej kierunku.
– Czy mozesz uwierzyc, by jakikolwiek Bog pozwolil na takie cierpienie?
Wskazal glowa na wysokie budynki, jakby miasto bylo siedliskiem ludzkiej meki.
– Lynn byla katoliczka, ale mysle, ze odrzucila Boga jeszcze silniej niz ja. Moze na zasadzie: im bardziej w cos wierzysz, tym bardziej tego nienawidzisz, jezeli twoja wiara zostaje zachwiana. Przez caly pierwszy rok musialem pilnowac Lynn w dzien i w nocy. Myslalem, ze sie zabije. To chyba troska o nia pochlonela mnie do tego stopnia, ze przez to wszystko przebrnalem – sam nie wiem. Pozniej juz mi sie wydawalo, ze pogodzila sie z losem. Stala sie spokojna, ale ten spokoj przepelniony byl smutkiem i rezygnacja, tak jakby poddala sie, stracila zainteresowanie otaczajacym ja swiatem. Z jednej strony odbieralo mi to odwage, ale z drugiej – dawalo bodziec do dzialania. Moglem na nowo, juz bez histerii, planowac nasze zycie. Ja robilem plany, ona sluchala. To juz cos bylo. Po paru tygodniach ozywila sie, mialem wrazenie, ze wraca do zycia. I wtedy odkrylem, ze bierze udzial w seansach spirytystycznych.
Bishop rozejrzal sie dokola i wskazal lawke za nimi, po przeciwnej stronie sciezki.
– Moze usiadziemy na chwile? Nie jest za zimno? Jessica pokrecila glowa.
– Nie, nie jest.
Usiedli i przysunela sie do niego. Byl roztargniony, prawie nie zauwazal jej obecnosci.
– Czy wtedy wierzyles w spirytyzm? – spytala.
– Co? Och nie, wlasciwie to nie. Nigdy przedtem o tym nie myslalem. Ale dla Lynn byl jakby nowa religia; zastapil jej Boga.
– Jak trafila do tego spirytysty?
– Prawdopodobnie w dobrej wierze powiedziala jej o nim przyjaciolka. Sama przed laty stracila meza i przypuszczam, ze ponownie nawiazala z nim kontakt poprzez tego mezczyzne. Lynn przysiegala, ze odnalazl dla niej Lucy. Mowila, ze z nia rozmawiala. Na poczatku bylem wsciekly, ale pozniej zauwazylem zmiane, jaka zaszla w Lynn. Nagle znowu odnalazla sens zycia. Trwalo to dlugo i musze przyznac, ze moje argumenty przeciwko jej wizytom u spirytysty byly malo przekonujace. Oczywiscie placila mu za kazdy seans, ale nie tyle, bym mogl podejrzewac go, ze zbija na niej fortune. – Bishop zasmial sie cynicznie. – Ale czyz oni nie postepuja w ten sposob? Zdobywaja duza klientele, biora od kazdego male „datki” i szybko nabijaja kabze.
– Nie wszyscy sa tacy, Chris. Tylko nieliczni wylacznie dla pieniedzy zajmuja sie spirytyzmem.
Jessica stlumila gniew, nie chcac wszczynac kolejnej klotni.
– Byc moze dzialaja z roznych pobudek, Jessico – staral sie dac do zrozumienia, ze kazdy inny motyw jest tak samo zly jak chec zdobycia pieniedzy, ale Jessica nie podjela tego watku.
– W kazdym razie – kontynuowal Bishop – Lynn w koncu przekonala mnie, abym wzial udzial w jednym z takich spotkan. Moze znow chcialem zobaczyc lub uslyszec Lucy. Tak bardzo mi jej brakowalo, ze gotow bylem chwycic sie kazdej szansy. I przez pierwszych piec minut prawie dalem sie nabrac temu mezczyznie.
Byl w srednim wieku. Mowil z miekkim irlandzkim akcentem. Mial lagodny, ale przekonywajacy sposob bycia. Podobnie jak Edith Metlock, wygladal jak kazdy inny, zwykly uczestnik spotkania. Nie podkreslal przesadnie swoich umiejetnosci, nie staral sie nawet przekonac mnie do tego, co robil. Powiedzial, ze moge wierzyc lub nie, do mnie nalezy wybor. Mowil z taka obojetnoscia, ze prawie uwierzylem w szczerosc jego intencji.
Po krotkim wstepie zaczal sie seans. Pokoj byl zaciemniony, trzymalismy sie za rece, siedzac dookola stolu – tego sie spodziewalem. Na poczatku poprosil nas, zebysmy razem z nim odmowili krotka modlitwe i, ku mojemu zdziwieniu, Lynn chetnie to uczynila. W seansie braly udzial takze inne osoby, miedzy innymi przyjaciolka Lynn, ktora ja przedstawila medium; kazdy po kolei wchodzil w kontakt ze swoim zmarlym krewnym lub przyjacielem. Szczerze mowiac, troche sie balem. Atmosfera byla – nie wiem, jak to okreslic – ciezka, naladowana? Musialem sobie powtarzac, ze to wszystko dzieje sie w pokoju, wsrod zywych ludzi.
Kiedy uslyszalem glos Lucy, zesztywnialem z przerazenia. Lynn mocno sciskala moja reke i wiedzialem, nie patrzac na nia, ze placze. Wiedzialem takze, ze ronila lzy, gdyz byla szczesliwa. Glos byl cienki, odlegly, wydawalo sie, ze dochodzi z powietrza. Dzieciecy glosik, ale mogl przeciez nalezec do innego dziecka. Gdy uslyszalem, o