rozmawial z Bogiem. Hitler twierdzil, ze Bog jest po jego stronie. Kosciol przez stulecia przesladowal tak zwanych heretykow i do dzis nie poniosl za to odpowiedzialnosci. Tej dychotomii rzucono wyzwanie, ktore Pryszlak zrozumial jako poznanie przez czlowieka wlasnych zdolnosci, stanowienie o swoim losie. Wynalazl wlasny Grzech Pierworodny i postanowil, ze nie bedzie to zlo, tak jak zawsze uczyl Kosciol. Szatan stal sie zrodlem kpin, szyderstwa, a nawet rozrywki. Komicznym mitem. Straszydlem. A zlo pochodzilo wylacznie od czlowieka.
Pryszlak wierzyl, ze w naszym mozgu istnieje pole energii i kiedy nauczymy sie wykorzystywac nasze mozliwosci – energie takie jak telekinetyczna, postrzeganie pozazmyslowe, telepatia, automatyzm – bedziemy umieli spozytkowac fizycznie te inna sile.
Kulek przerwal, jakby chcial, zeby policjanci mogli nadazyc za jego tokiem rozumowania.
– Mysle, ze Pryszlak rozwinal swoja koncepcje i udowodnil ja: umiejscowil to zrodlo energii i wykorzystal je. Przypuszczam, ze teraz je wykorzystuje.
– To niemozliwe – powiedzial Peck.
– Wiele rzeczy z panskiego zycia, ktore kiedys wydawaly sie niemozliwe, mozna wytlumaczyc naukowo. W zawrotnym tempie rozwija sie wiedza w kazdej dziedzinie nauki. W ciagu ostatnich stu lat czlowiek dokonal wiecej niz w przeciagu poprzedniego tysiaclecia.
– Ale, na litosc boska, Pryszlak nie zyje.
– Mysle, ze musial umrzec, inspektorze. Wedlug mnie Pryszlak i jego zwolennicy stali sie ta energia. Peck pokrecil glowa.
– Przykro mi, ale wie pan, ze nie moge tego zaakceptowac.
Kulek przytaknal.
– Spodziewalem sie tego. Chcialem, aby uslyszal pan teorie, ktora w moim przekonaniu jest prawdziwa. W ciagu najblizszych tygodni moze miec pan powod do zastanowienia sie nad nia.
– Co pan ma na mysli?
– Szalenstwo bedzie sie nasilalo, inspektorze. Rozszerzy sie jak epidemia. Kazdej nocy bedzie przybywalo tych, ktorzy ulegna jego wplywowi, a im wiecej ludzi dotknie, tym wieksza bedzie jego sila. To bedzie tak jak z kropla deszczu na szybie: jedna mala kropelka splywa do drugiej malej kropli, pozniej obie splywaja do nastepnej, sa coraz wieksze, potezniejsze, az w koncu tworza rwacy strumien.
– Dlaczego noca? Dlaczego twierdzi pan, ze to wszystko zdarza sie tylko wtedy, gdy jest ciemno?
– Nie jestem pewien, dlaczego tak sie dzieje. Ale jesli przeczyta pan Biblie, zrozumie pan, ze zlo zawsze wiaze sie z ciemnoscia. Prawdopodobnie ta terminologia ma wieksze znaczenie, niz nam sie wydaje. Smierc jest ciemnoscia. Pieklo jest w czarnych, przerazajacych zaswiatach. Diabel zawsze byl znany jako ksiaze Ciemnosci. A czy zla nie okresla sie jako ciemnosci duszy?
Moze byc tak, ze ciemnosc jest fizycznym sprzymierzencem przejawow tej energii. Pewnie biblijna koncepcja ciaglej walki Swiatlosci i Ciemnosci jest prawdziwa koncepcja naukowa. Prawdopodobnie energia promieni swietlnych, pochodzacych zarowno ze zrodla naturalnego jak i sztucznego, neutralizuje lub niszczy katalityczne cechy ciemnosci.
Pryszlak wyciagnal podobne wnioski podczas naszego ostatniego spotkania i musze przyznac, ze choc czesto fascynowaly mnie jego pomysly, wtedy doszedlem do wniosku, ze jest pewne szalenstwo w sposobie jego rozumowania. Teraz nie jestem juz tego pewien.
Kulek niedostrzegalnie rozprezyl sie w fotelu i Peck zrozumial, iz niepokojaca wypowiedz niewidomego czlowieka dobiegla konca. Przyjrzal sie kazdej z osob siedzacych w pokoju i zauwazyl, ze zniknal nawet drwiacy usmieszek z twarzy Ropera.
– Zdaje pan sobie sprawe, ze wszystko, co wlasnie pan mi powiedzial, jest absolutnie nieprzydatne w sledztwie, ktore prowadze – oznajmil bez ogrodek Kulekowi.
– Tak, w tym momencie. Sadze, ze wkrotce zmieni pan zdanie.
– Poniewaz cos jeszcze sie wydarzy?
– Tak.
– Ale nawet jezeli to, co pan powiedzial jest prawda, o co chodziloby Pryszlakowi?
Kulek wzruszyl ramionami, potem powiedzial:
– O wladze, wieksza niz wtedy, kiedy zyl. O liczniejsze grono wyznawcow, ktorych bedzie stale przybywac.
– Chce pan powiedziec, ze on ciagle werbuje nowych?
Kulek zdziwil sie, ze pytanie Pecka pozbawione bylo sarkazmu. W ogole byl zaskoczony, ze policjant tak cierpliwie go sluchal.
– Tak, inni dolacza do niego. Wielu innych. Peck i Roper wymienili ostre spojrzenia, co nie uszlo uwagi Jessiki.
– Czy jest cos, o czym pan nam nie powiedzial, inspektorze? – spytala.
Peck rozejrzal sie z zaklopotaniem.
– Tlum, ktory wpadl w szal ostatniej nocy – to znacz) ci, ktorzy sie wydostali – rozproszyl sie po okolicy. Szukalismy ich przez caly dzien. Wielu juz nie zylo, kiedy ich znalezlismy, w wiekszosci zabili sie wlasnymi rekami. Innych znalezlismy… obojetnych na wszystko, bladzacych bez celu.
Zasepil sie, jakby nic podobalo mu sie to, co mial za chwile powiedziec.
– Wielu z nich od razu poszlo na Willow Road Rozwalili barierki otaczajace posiadlosc Beechwood. Znalezlismy ich, stojacych na rumowisku, czekajacych jak cholerne szakale.
ROZDZIAL DZIEWIETNASTY
Bishop patrzyl na nieruchome cialo lezace w wannie. Wytrzeszczonymi oczami wpatrywala sie w niego biala, wykrzywiona twarz.
W ciagu kilku minionych lat wielokrotnie rozmawial z Crouchleyem. Ich dyskusje dotyczyly wylacznie stanu zdrowia Lynn – jego poprawy czy tez, jak sie pozniej okazalo, pogarszania sie – i prowadzone byly wylacznie na gruncie zawodowym. Nie mogl nawet powiedziec, czy kiedykolwiek lubil tego mezczyzne, jego podejscie do ludzi bylo, zdaniem Bishopa, troche za bardzo bezosobowe, ale cenil go jako lekarza i szybko zrozumial, ze poswiecenie tego czlowieka dla pacjentow przekraczalo jego obowiazki zawodowe. A w koncu zwrocili sie przeciwko niemu.
Czy te dwie kobiety, ktore wpuscily Bishopa, byly pacjentkami? Chyba nie. Wydawalo mu sie, ze nie kieruje nimi obled. Czy byly narzedziami Pryszlaka, tak jak Braverman i jego zona? Mozliwe. Opanowaly dom, robiac z pacjentow swoich sprzymierzencow i mordujac tych czlonkow personelu, ktorzy nie poddali sie temu nowemu, smiertelnemu szalenstwu. Pozniej zmusily Crouchleya, aby do niego zadzwonil. Potem przyciagnely go tu i utopily.
Crouchley mial otwarte usta, ostatnie pecherzyki zyciodajnego powietrza wydobyly sie z jego pluc, przebijajac sie na powierzchnie. Jego jasne wlosy wygladaly pod woda jak wodorosty. Chociaz juz nie zyl, na jego twarzy wciaz malowal sie strach.
Lomotali teraz w drzwi, smiejac sie i wykrzykujac jego imie, uragajac mu, ze boi sie wyjsc. Male, wzmocnione drutem okno bylo na poziomie jego twarzy i zobaczyl, tak jak sie spodziewal, ze rama byla umocowana w scianie. Zrozpaczony rozejrzal sie dokola w poszukiwaniu czegos, czym moglby je rozwalic, ale w lazience nie bylo zadnych sprzetow. Moglby uzyc krzesla, lecz tylko ono blokowalo droge napastnikom. Coraz mocniej walono w drzwi i rytm uderzen stal sie bardziej stanowczy, tak jakby tlum cofnal sie i dopuscil kogos, kto kopal w nie, usilujac je wywazyc. Zadrzalo pochylone krzeslo.
Ozyla w nim nikla nadzieja, kiedy zobaczyl zawieszony nad kaloryferem wieszak na reczniki. Wykonany z chromu i dostatecznie ciezki, by przyniosl pozadany efekt, gdy sie go odczepi. Zawieszony na nim duzy recznik zeslizgnal sie na podloge, kiedy podniosl wieszak na wysokosc ramienia. Trzymajac jedna reke za trojkatnym hakiem, druga – sciskajac dluga metalowa rurke, Bishop, slizgajac sie w kaluzach wody, podbiegl do okna i uderzyl wieszakiem w matowe szklo.
Ukazala sie postrzepiona dziura; szklo peklo, ale wciaz trzymal je wzmacniajacy drut. Bishop wyciagnal wieszak i pchnal nim jeszcze raz. Drut trzymal nadal.
Krzeslo zatrzeslo sie.