jednym z nich, chociaz nie chcial sie do tego przyznac. Oczywiscie beda musieli zaplacic za wynajecie sali na cala noc; zaden z nich nie mogl wyjsc przed switem. Zgarneliby ich, gdyby zlapali ich noca na ulicy. Gdzie jest Alex? Nie spieszy sie. Ktoz to wystepowal w telewizji ktorejs nocy? Kardynal czy biskup? Powiedzial im, zeby sie modlili. Cha, cha! Mozna sie usmiac! Juz widzi, jak stary Alex pada na kolana, by sie pomodlic. Moze by to zrobil, gdyby ktos mu przystawil pistolet do glowy. O co maja sie modlic? Czyz modlitwy powstrzymaja gaz paralizujacy system nerwowy, jezeli oczywiscie jest prawda to, co mowil Alex. To naukowcy powinni sie modlic. To oni spowodowali caly ten balagan. Niech teraz oni cos z tym zrobia. A nie ci, ktorzy sie modla.

– Sheila.

Rozejrzala sie dookola. Co to bylo?

– Sheila.

Westchnela i ociezale podeszla do otwartego wejscia do piwnicy.

– Co tam kombinujesz, Alex? Tyle czasu potrzebujesz, by przyniesc na gore skrzynke piwa?

Wpatrywala sie w panujaca na dole ciemnosc.

– Nie zmieniles jeszcze zarowki? – spytala zirytowana.

– Sheila, zejdz na dol.

– Gdzie jestes, Alex? Nie widze cie.

– Zejdz na dol.

– Co takiego? Ja mam zejsc na dol? Daj mi spokoj, Alex.

– Sheila, prosze cie.

– Zarty sobie stroisz? Nie jestem w nastroju.

– No chodz, Sheila, zejdz na dol. Chce ci cos pokazac. Zona barmana zarechotala.

– Pozniej mi pokazesz, w lozku.

– Nie, Sheila, teraz. Zejdz na dol. Glos Alexa brzmial dziwnie natarczywie.

– To niebezpieczne, Alex. Moge spasc.

– Nie spadniesz, Sheila. Pomoge ci. Zejdz.

– O moj Boze – powiedziala do siebie Sheila. Czego sie nie robi z milosci.

– Dobrze, Alex – zawolala w glab piwnicy chichoczac. – Mam nadzieje, ze nie bede tego zalowala.

Ostroznie stanela na metalowym szczeblu drabiny, mocno trzymajac sie jej drewnianych bokow. Czasami zastanawiala sie, czy Alex ma wszystko po kolei w glowie. Robil takie numery. Ale musiala przyznac, ze dalo sie z nim pozartowac.

– Alex? Alex! Gdzie jestes? – Byla w polowie drabiny i rozgladala sie dookola, probujac zobaczyc cos w ciemnosci. – Wracam na gore, jesli natychmiast nie przestaniesz sie chowac.

– Jestem tutaj, Sheila. Czekam na ciebie.

– No wiec, czego chcesz?

Sheila doszla do wniosku, ze wcale jej sie nie podoba ta zabawa. Piwnica cuchnela resztkami piwa i czyms jeszcze. Czym? Dziwny zapach. Do tego bylo tu zimno i ciemno.

– Wracam na gore, Alex. Zachowujesz sie jak kretyn. I tak wygladasz.

Czekala na odpowiedz, lecz panowala cisza.

Sheila zeszla jeszcze dwa stopnie w dol, po czym zatrzymala sie.

– Dobrze, wystarczy. Nizej nie zejde, jesli nie podejdziesz do swiatla.

Alex nie odezwal sie. Ale slyszala jego oddech. Nagle poczula niepokoj.

– Pa, Alex.

Zaczela wchodzic po drabinie.

Z ciemnosci wyszedl Alex – ogromny ksztalt, trzymajacy cos wysoko nad glowa. Sheila zdazyla sie jeszcze odwrocic, akurat by zobaczyc mlotek, uzywany do otwierania beczek z piwem. Nie zdazyla juz krzyknac, nie zdazyla zastanowic sie, co wstapilo w Alexa.

Upadla na podloge i lezala nieruchomo, ciezki, drewniany mlotek walil ja dalej po glowie i wkrotce do ciemnego, ohydnego scieku poplynela srodkiem piwnicy krew.

Pare minut pozniej Alex z usmiechem zadowolenia na twarzy wspial sie do wyjscia z piwnicy. Trzymajac nadal w rece pokrwawiony mlotek, dzwignal przez otwor swe ciezkie cialo. Chwytajac sie wolna reka blatu, podciagnal sie i stanal na nogi. Podszedl do tablicy rozdzielczej i przesunal reka po wszystkich wylacznikach, obie sale i pokoje na zapleczu pograzyly sie w ciemnosci. Przeszedl z powrotem przez bar, uwazajac, aby nie wpasc w ciemniejacy otwor, ktory prowadzil do piwnicy. Zmieszane glosy, dochodzace z jednej z sal, wskazywaly mu droge, choc wcale nie potrzebowal przewodnika, gdyz znal pub jak wlasna kieszen. Spieszyl sie, aby ponownie dolaczyc do zebranych. Uciesza sie, gdy go zobacza. Uciesza sie, gdy zobacza, co ze soba przyniosl.

Spojrzal w prawo, przez kilka dlugich sekund badajac wzrokiem szeroka jezdnie, po czym skierowal spojrzenie w lewo. Wszystko w porzadku. Ani policji, ani patrolujacych pojazdow wojskowych. A wiec teraz albo nigdy. Pobiegl w strone drogi prowadzacej do duzego parku. Tam, gdzie bylo pusto. I ciemno.

Poruszal sie niezgrabnie, bardziej szedl niz biegl, jego krotkie nogi stapaly po twardej, gladkiej powierzchni ulicy, jakby byla wybrukowana kocimi lbami. Pomyslal o joggingu, ktory kilku jego kolegow z Izby zaczelo uprawiac, gdy stal sie modny pare lat temu, i zwatpil w ich zdrowy rozsadek. Poruszanie sie w tempie wiekszym niz dziarski marsz musi byc szkodliwe dla zdrowia. Nic dziwnego, ze kilku z nich dostalo zawalu serca. Przypomnial sobie, jak wszyscy poslowie otrzymali ulotki, w ktorych zachecano ich do korzystania z sali treningowej parlamentu i zapewniano, ze utrzymanie dobrej kondycji fizycznej zwiekszy ich sily zyciowe, dzieki czemu beda mogli lepiej sluzyc swoim wyborcom. Coz, zrodlem jego sil zyciowych byl umysl, nie cialo. Uwazal, ze kazda ulotka powinna byc opatrzona nadrukiem: MINISTERSTWO ZDROWIA OSTRZEGA. Nie mozna z drewnianej skrzynki szesc stop pod ziemia zbyt dobrze sluzyc swoim wyborcom. I jesli ma wysiasc mu serce, to lepiej za sprawa wymagan dobrej dziwki, niz biegania po parku w tenisowkach. Zatrzymal sie przy wejsciu, jego pulchne cialo unosilo sie i opadalo, gdy chrapliwie wciagal powietrze do pluc. Z lekiem wpatrywal sie teraz w rozciagajaca sie przed nim szeroka, ciemna przestrzen. W koncu zmusil sie, by ruszyc przed siebie i noc wchlonela go, jakby nigdy nie istnial.

Gdy juz byl bezpieczny w srodku czarnego sanktuarium, opadl na trawe, nie zwazajac na zimna rose, i staral sie odzyskac normalny oddech. Blyszczace w oddali swiatla miasta przenikaly jedynie na skraj parku. Znajdowal sie w Kensington Gardens i sadzil, ze zachowal sie bardzo rozsadnie, trzymajac sie z dala od tej czesci Hyde Parku, ktora znajdowala sie po drugiej stronie stawu, gdyz tam dzialal komisariat. Trudno byloby mu wytlumaczyc swoja tu obecnosc. Nawet fakt, ze od szesnastu lat jest czlonkiem parlamentu z ramienia Partii Pracy, nie uchronilby go przed natychmiastowym aresztowaniem. Po zapadnieciu zmroku kazdy czlonek parlamentu lub rzadu moze poruszac sie po miescie wylacznie pod eskorta wojska, w przeciwnym razie musi pozostac w domu jak inni obywatele. Codziennie w Izbie podnosi sie burza protestow przeciwko tym ograniczeniom, ale premier i minister spraw wewnetrznych sa nieugieci. Kazdy, kto chcial opuscic stolice w czasie stanu wyjatkowego, mial pelne prawo to uczynic, ale jezeli pozostal, musi podporzadkowac sie dekretowi rzadu. Dopoki nie uda sie rozwiazac problemu narastajacego szalenstwa, warunki zycia w Londynie beda bardzo ciezkie. Mniejsza o rozwiazanie, krzyczeli poslowie z obu stron tylnych law, ale o co tu chodzi? Co sie wlasciwie dzieje kazdej nocy? Dlaczego nie ma jeszcze na ten temat oficjalnego oswiadczenia? Spoleczenstwo ma prawo wiedziec. Czlonkowie parlamentu maja prawo wiedziec! Byli zdziwieni, pozniej nie wierzyli, gdy powiedziano im o eterycznej masie ciemnej substancji, ktora w dziwny sposob oddzialuje na ludzki mozg. Nie ma ani okreslonego ksztaltu, ani – o ile wiadomo – materialnej formy. Nie jest to ani gaz, ani substancja chemiczna. Sekcje mozgow tych osob, ktore zostaly nia dotkniete i popelnily samobojstwo, nie wykazaly niczego niezwyklego. Nikt nie wie, dlaczego ci, ktorzy za dnia wlocza sie po ulicach, sa potulni, jakby pograzeni w transie. Jak bylo do przewidzenia, w dalszym ciagu odrzuca sie mozliwosc powiazania tego ze zjawiskami paranormalnymi.

Wstal, strzasajac rose z kolan. Jego oczy przywykly do mroku i uswiadomil sobie, ze sciezka, na ktorej sie znajduje, jest o wiele jasniejsza niz rozciagajaca sie przed nim gleboka czern. Powlokl sie przed siebie, pragnac goraco, by objela go ciemnosc. Ci cholerni glupcy nie rozumieli znaczenia tego wszystkiego! To byl nowy byt – nie, nie nowy, stary jak swiat. To sila, ktora istniala, zanim zaczelo sie zycie, ciemna moc, z ktora czlowiek sprzymierzyl sie na poczatku. Teraz zamieszkala w czlowieku. Zawsze tam byla, ciemnosc, w ktorej czai sie zlo; ciemnosc, w ktorej kryja sie bestialskie moce; ciemnosc, ktora czeka, az czlowiek calkowicie sie jej odda. I teraz nadszedl czas.

Zdretwial. Cos poruszalo sie przed nim w mroku. Zadnego dzwieku. Zadnego wiecej ruchu. Pewnie wzrok go myli.

Ciemnosc zawolala go, powiedziala mu, co musi zrobic. Wladza, jaka dawalo uprawianie polityki, byla niczym

Вы читаете Ciemnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату